Usypiający religijny fanatyzm – Kiriłł Sieriebriennikow – „Uczeń” [recenzja]

Najnowsze dzieło Kiriłła Sieriebriennikowa to rozczarowujący pokaz roztrwonionego potencjału. Historia omamionego przez religijny fanatyzm nastolatka próbuje sprowokować socjologiczną debatę, stosując retorykę ucznia szkoły podstawowej, dyskutującego z katechetką. Na dodatek nieumiejętnie prowadzona narracja sprawia, że dwugodzinny seans dłuży się niemiłosiernie i testuje cierpliwość widowni. Rosyjski reżyser dokonał więc niemożliwego – zarżnął najbardziej nośny temat, jaki można sobie wyobrazić.

Najcięższym grzechem filmu jest jego dosłowność. Konflikt pomiędzy kilkunastoletnim chłopcem i ciałem pedagogicznym jest narysowany grubą kreską, szkicującą bohaterów przy użyciu schematycznych zachowań i przewidywalnych reakcji. Tym banalnym portretom psychologicznym brakuje odcieni szarości. Konfrontacje poszczególnych postaci mają charakter przynudzających konwersacji archetypów. Młodociany rebeliant, progresywna nauczycielka, zaborcza matka – oglądanie  tego typu kartonowych figur to prawdziwa udręka. Grany przez Pyotra Skvortsova protagonista zachowuje się jak postać rodem z podrzędnego thrillera. Swoje skrajne poglądy wyraża groźną miną i strzelaniem biblijnymi cytatami jak z karabinu. Towarzyszące tym monologom diaboliczne spojrzenie komiksowego łotra utrudnia przejęcie się jego tragicznym losem. Od pierwszej do ostatniej minuty jesteśmy zmuszeni do obserwowania swoistego paradoksu – nieangażującego kina zaangażowanego. Trudno bowiem traktować poważnie perypetie chłopca, będącego karykaturą ról Macaulaya Culkina w Synalku, czy Harvey Stephensa w Omenie.

Równie mocno drażni reżyserska niekonsekwencja. Żonglowanie estetyką dramatu obyczajowego, satyry i czarnej komedii prowadzi donikąd i z każdą zmianą tonu czujemy się coraz bardziej wybici z rytmu. Niestety, twórca nie czuje się komfortowo w żadnym z tych gatunków. Cierpienia licealnego proroka są pozbawione odpowiedniego ładunku emocjonalnego, który wstrząsnąłby odbiorcą. Z kolei ostrze satyry wymierzone w religijny fanatyzm jawi się jako tępe narzędzie w rękach wyjątkowo miernego obserwatora rzeczywistości. Podobnie nijako wypadają zapędy humorystyczne, będące desperacką taktyką ukrycia mankamentów pod płaszczykiem pozorowanego dystansu. Lawirowanie pomiędzy rozbieżnymi nastrojami wypada tu jak dziewiczy eksperyment młodego adepta postmodernizmu. Taką nieporadność można by było wybaczyć nieopierzonemu debiutantowi, a nie doświadczonemu artyście z bogatym dorobkiem.

Uczeń  jest też modelowym przykładem nieudanej adaptacji sztuki teatralnej na grunt filmowy. Twórca zekranizował spektakl Mariusa von Mayenburga, trzymając się wręcz niewolniczo pierwowzoru. Obsesyjna wierność konwencji przedstawienia wprowadza dość poważne zgrzyty, takie jak nadekspresyjne aktorstwo czy rozwleczone do granic możliwości dialogi. Nienaturalność wspomnianej konwersji widać chociażby w scenie lekcji wychowania seksualnego. Zdegustowany postępowymi poglądami nauczyciela bohater, w geście protestu obnaża się przed całą klasą i próbuje zakrzyczeć pedagoga, tłumaczącego zasady antykoncepcji. Paradujący w negliżu buntownik być może szokował miłośników niemieckiego dramaturga, ale X Muza nie znosi tak sztampowych prowokacji. Subtelność młota pneumatycznego ma także trzeci akt, przydzielający młodemu Wieniaminowi rolę nikczemnego kapłana potrafiącego manipulować otoczeniem z przerażającą wręcz skutecznością. Nieprzekonująca przemiana pogubionego chłopca w Lucyfera to prawdopodobnie najbardziej nienaturalny element obrazu. Zaskakująca transformacja następuje zbyt gwałtownie, by wywołać coś więcej niż uśmiech politowania.

Wizja Sieriebriennikowa razi powierzchownym podejściem do tematu. Fabuła stanowi powtórzenie konceptów najsłynniejszych piewców filmowego antyklerykalizmu, ożenionych z pokracznym kinem gatunkowym. Z kolei chaotyczna narracja czyni z intencji autora niemożliwą do rozwikłania zagadkę. Finalny produkt składa się więc z szeregu niepasujących do siebie puzzli, tworzących konstrukcję o wyjątkowo niestabilnych fundamentach. Aż trudno uwierzyć, że rodak Sokurova i Zvyaginsteva wydał na świat tak niedopracowany twór. Pozostaje tylko spuścić na tę wpadkę zasłonę milczenia i wierzyć, że artystyczna rehabilitacja nastąpi już niedługo.

Ocena : 4/10

Fot.: Art House Film

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *