Alternatywnie w Katowicach – Off Festival 2017 – dzień trzeci, 6 sierpnia [relacja]

OFF Festival to festiwal, który powstał po to by intrygować, zadawać pytania, oburzać, prowokować do dyskusji, inspirować. Pierwsza edycja odbyła się w roku 2006 na terenie kąpieliska „Słupna” w Mysłowicach, a od roku 2010 wydarzenie to gości w Katowicach. Dyrektorem artystycznym OFF Festivalu jest Artur Rojek, który dba o to, by fani szeroko pojętej alternatywy doświadczali niesamowitych muzycznych emocji. Nic dziwnego, iż OFF został umieszczony na liście 10 najlepszych festiwali muzycznych w Europie według brytyjskiego Guardiana. W tym roku na scenie oprócz nowojorskiej grupy Swans – być może najgłośniejszego zespołu świata – największym magnesem festiwalu jest PJ Harvey. Obok niej Kanadyjka Feist, Anna Meredith, BEAK>, Conor Oberst, Ralph Kaminski, Urlika Spacek i wielu innych. Czy warto wybrać się do Katowic by zakosztować offowego klimatu? Jestem przekonana, że tak. Postaram się też przybliżyć nieco tegoroczną, dwunastą już edycję. Największym, jak zawsze, festiwalowym problemem jest brak możliwości zobaczenia wszystkiego, przez pokrywające się godzinowo koncerty na różnych scenach… Ten uciążliwy fakt znany jest chyba wszystkim festiwalowiczom, więc zgodnie z myślą, iż nie da się mieć wszystkiego, zaprezentuję własną trasę muzycznej podróży w dniach 5-7 sierpnia.

Trzeci dzień festiwalowy rozpoczęłam od koncertu Mateusza Franczaka na Scenie Trójki. Ten multiinstrumentalista i improwizator znany jest m.in. z zespołów HOW HOW i Daktari, ale na solowej płycie odłożył na chwilę saksofon, z którym się kojarzy, a chwycił za gitarę i zaczął śpiewać. Wyszło mu to fenomenalnie i potrafił urzec słuchaczy całkowicie. Lekko psychodeliczne, piękne, dojrzałe i wciągające dźwięki w połączeniu z delikatnym i czarującym wokalem umożliwiały oddalenie się myślami do równoległego świata, pełnego jedynie cudownych muzycznych wrażeń.

Następnie na Scenie Leśnej pojawił się zespół Kobieta z Wydm – projekt Błażej Króla, jego żony Iwony i Mateusza Rychlickiego. Co przedstawili? Ten, kto śledzi losy Króla z pewnością nie był zaskoczony formą prezentacji płyty Bental. Były to niepokojące, mroczne, ale i liryczne piosenki, wprowadzające w trans. Intrygujące Strasz mnie i teatralna maniera wokalisty przyprawiały o ciarki. Kiedy frazy recytowała Iwona w towarzystwie szmerów, szeptów, czy krzyku, łatwo można było uznać, iż nie jest to zwykły koncert, a performance. Coś niepowtarzalnego.

W tym samym czasie na Scenie Eksperymentalnej zagościła formacja LOR, czyli cztery wyjątkowo utalentowane nastolatki (piętnaście i szesnaście lat), które oczarowały słuchaczy w zupełności. Lekko nieśmiałe, bardzo ciekawie poprowadziły swój koncert, opowiadając na przemian życiowe historie i anegdoty, a publiczność nagrodziła występ gromkimi brawami. Dziewczyny opowiedziały mi później o fantastycznym odbiorze i samym festiwalu.

Kolejnym zespołem jakiego zdołałam posłuchać był Circuit des Yeux – artystyczne alter ego amerykańskiej wokalistki Haley Fohr, prezentujące intymne, niepokojące pieśni, śpiewane niskim głosem i poruszające najczulsze struny w duszy odbiorcy. Przy tych eksperymentalnych dźwiękach czas płynął niebywale szybko. Jak na większości lepszych występów zresztą.

Na głównej scenie zagościli później Idris Ackamoor & The Pyramids, prezentujący etniczne granie – oryginalny styl, łączący afrobeat z free jazzem. Zwracali uwagę złotymi strojami i tanecznymi ruchami, gromadząc pod sceną zaciekawionych odbiorców. Na tej samej scenie o 19:55 zaczął grać Conor Oberst z zespołem. Amerykanin to angażujący opowiadacz, który swoje historie podaje w fascynującej oprawie, łączącej folk, country i rocka – wszystko to obowiązkowo z przedrostkiem „alt”. W Dolinie Trzech Stawów nawiązał bardzo dobry kontakt z publicznością, dużo opowiadając między utworami. Gitarowe riffy z folkowym tłem poruszały (dosłownie) publiczność.

Odgłosy, a raczej krzyki Boris grają PINK dało się słyszeć w namiocie mediów obok Sceny Miasta Muzyki. Japończycy tworzyli sztukę na posępnym fundamencie głośnych, przesterowanych gitar. Na Scenie Leśnej pojawił się PRO8L3M i z oceną tego koncertu właśnie mam problem, bo wydał się najsłabszy z całego festiwalu. Mimo, że nie gustuję w rapie, oczekiwałam czegoś nowatorskiego, a otrzymałam dawkę komercji bez przekazu.

Kultowa grupa Swans, utworzona w 1982 roku, na OFFie pożegnała się z fanami ostatni raz występując w dotychczasowym składzie. Ich muzyki nie można nazwać lekką, łatwą i przyjemną, gdyż większość współczesnych wokalistów krzyczy mniej intensywnie, niż Michael Gira szepcze… Po jego piątkowym występie, będącym namiastką tego ze Swansami, można było oczekiwać porywających, wyjątkowo głośnych brzmień. Obok potężnych kaskad dźwięku pojawiły się utwory wyciszone i intymne. Pod sceną wyposażeniem wręcz obowiązkowym wydawały się zatyczki do uszu. Warto było zostać, by usłyszeć legendę.

Tegoroczna edycja obfitowała nie tylko w odkrycia muzyczne i ciekawe koncerty, ale także w smaczne jedzenie i pyszną kawę (szczególnie cold brew i flat white). Gdy mój redakcyjny kolega Mateusz relacjonował festiwal w Jarocinie, wspominał o rozwodnionym piwie. W Katowicach tego nie było. Obok atrakcji muzycznych nie zabrakło innych kulturalnych wydarzeń, takich jak panele tematyczne w Kawiarni Literackiej. Moim festiwalowym towarzyszkom udało się uczestniczyć w słuchowisku Szczepana Twardocha i stwierdziły, iż było to ciekawe doświadczenie, choć niepotrzebny przy lekturze wydawał się akompaniament. Wyjątkowo dopisała również pogoda (ani na Halfwayu, ani na na Openerze, ani na Tauronie nie było tak przyjemnie pod tym względem), przez co był to prawdziwie letni festiwal. Piękne okoliczności przyrody, otoczenie terenu OFFa przez lasy i stawy sprzyjały relaksowi przy dobrych dźwiękach… Nie ma wątpliwości, że Katowice warto odwiedzić dla takich wydarzeń. Artur Rojek spisał się na medal.

DZIEŃ PIERWSZY

DZIEŃ DRUGI

Z Katowic relacjonuje Małgorzata Kilijanek

Inf.: własna, oprac. materiały prasowe organizatora

Fot.: Małgorzata Kilijanek, Magdalena Kwaśniok

Write a Review

Opublikowane przez

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

4 Komentarze

  • Co dla Pani to nowatorski rap? Chyba się Pani źle zapoznała z tym co Pro8l3m ma do zaoferowania

    • Nowatorski? Niekonwencjonalny, nietradycyjny, nieszablonowy. Nie usłyszałam tego na tym koncercie (dostając to, co do zaoferowania mają inni raperzy). Jak wspomniałam w relacji, w rapie nie gustuję, a cały zapis jest opinią subiektywną. Każdy zdanie może mieć odmienne, po pierwsze. Po drugie: nie napisałam, że zapoznałam się z tym, co PRO8L3M może mi zaoferować, gdyż tego nie uczyniłam i wybrałam się na koncert, aby się o tym przekonać. Mnie rozczarował. Pana, Panie Taco, prawdopodobnie nie.

      • Generalnie nie dziwie się. bo PRO8L3M to jest bardzo ciężka muzyka do wkręcenia się, zwłaszcza, jeśli nie słucha się ulicznego rapu. Ja od ArtBrutu na początku odbiłem się totalnie, pełno przekleństw, dziwne flow. A teraz uważam to za jedną z najlepszych rzeczy w polskim rapie. W tekstach też trochę trzeba pogrzebać, żeby wyciągnąć esencję między tym brudem i wulgarnością. I fakt faktem, że nikt nie robi takiego rapu, a bity Stezza to jest jakieś mistrzostwo świata.

  • „Ich muzyki nie można nazwać lekką, łatwą i przyjemną, gdyż większość współczesnych wokalistów krzyczy mniej intensywnie, niż Michael Gira szepcze…” ten fragment jest skopiowany z opisu Swans ze strony OFF Festivalu. Jeśli cytuje Pani czyjeś słowa, warto byłoby to zaznaczyć.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *