Santiago

Amigo z chilijskiej plantacji – „Santiago” [recenzja]

Wbrew pozorom Santiago nie jest nową grą planszową na rynku. Fani planszówek znają ją już od trzynastu lat. Teraz powraca w nowej odsłonie dzięki wydawnictwu Trefl i ich serii wydawniczej Next Step. Zyskała już uznanie za granicą, przyszedł zatem czas na Polskę. Nie da się ukryć, że najbardziej emocjonujące rozgrywki to te przy komplecie graczy (inaczej jest więcej luzu i spada poziom trudności). Jedno jest pewne – nuda nam nie grozi, a to za sprawą nietypowych licytacji i łapówek płaconych w walucie escudos, a więc dawnej jednostce monetarnej używanej w Hiszpanii, Portugalii i Chile. Jak wiadomo, bez wody nic nie urośnie, a tej zaczyna brakować wszystkim plantatorom. Nic dziwnego – znajdujemy się na pustyni. Może warto wejść w koalicję z sąsiadami, by doprowadzić system irygacyjny do naszego pola? Albo zaczekać, bo budowniczy kanału znajduje się w tej samej sytuacji i uda nam się zaoszczędzić? I pomyśleć, że wszystkie te starania i kombinacje tylko po to, by ocalić swoją uprawę.  Cóż, kto zna Santiago, niech sobie przypomni i zachwyci się na nowo, a kto jeszcze nie zna, to koniecznie musi nadrobić zaległości.

Zasady do prostych nie należą. Przynajmniej na samym początku, gdy trzeba przyswoić masę informacji. Gra dzięki grafice przykuwa oko, a wszystko to zasługa ilustracji Tomka Larka, które pojawiają się także na drobnych elementach wewnątrz kwadratowego pudełka. Dzięki temu nie dość, że wygląda nowatorsko i oryginalnie, to w dodatku skonstruowana jest z dużą dozą humoru utrzymanego w klimacie gry. W środku znajdziemy zarówno pieniądze (kolorowe, dwustronne escudo w trzech nominałach: 1,2 i 5), żetony plantacji (pojawiają się banany, kokosy, arbuzy, winogrona i papryki), zielone, stabilne palemki, jak również kanały nawadniające i hydrant w postaci niebieskiego, drewnianego klocka. Nie może zabraknąć także plantatorów, których reprezentują kwadratowe znaczniki. Warto wspomnieć, że pod każdym soczystym owocem znajdziemy spieczoną ziemię, która potrzebuje nawodnienia. Jak wiadomo, bez wody nic nie urośnie, a plantacje w wiosce Santiago leżą na bardzo niesprzyjającym gruncie.

Według instrukcji gra przeznaczona została dla 3-5 graczy i to od ich ilości zależy liczba rund w rozgrywce. I tak dla trzech bądź czterech zawodników przeznaczonych jest ich aż jedenaście, podczas gdy przy komplecie graczy jedynie dziewięć. Ale to nie wszystko, bowiem każda z rund składa się jeszcze z siedmiu faz. Przede wszystkim odbywa się licytacja o kupno plantacji wraz z przypisanymi do niej rolnikami. Warto przemyśleć decyzję i zastanowić się, o co będą walczyć rywale, by nie przepłacić. Poza tym niekiedy warto przegrać licytację, by zostać budowniczym kanału, od którego zależy którędy popłynie woda. Może on ulec łapówce (przekupstwa bywają częste) lub je sabotować i postawić kanał w dowolnym miejscu.  W kolejnej rundzie to on ostatni licytuje, co daje mu niemałą przewagę – gdy posiada escudos, może wybrać sobie plantację. Najgorzej jak nie będziemy albo pierwsi albo ostatni. Co jak co, w tej grze liczy się interakcja między graczami. Czasem warto będzie nam wejść w koalicję, innym razem będziemy blokować gracza z prawej bądź lewej. Ostatnią deską ratunku, gdy rozgrywki toczą się ewidentnie nie po naszej myśli, może pojawić się możliwość postawienia własnego kanału. Uwaga – zanim zdecydujemy się na ten krok, trzeba starannie wybrać moment jak i jego położenie. Możliwości wpływu na bieg gry jest zatem wiele.

01297_096_03

By wygrać, należy zachować jak największe nawodnione pole oraz największą liczbę pracujących na nim rolników. Zostają one zliczone na koniec gry i na ich podstawie wyłaniamy zwycięzcę.

Mimo że część osób marudzi, że zamiast kosteczek plantatorów powinny pojawić się ludziki,  pola powinny być troszkę większe i przydałby się nominał 10 escudo, to osobiście wprowadziłabym jedynie dwie zmiany: dodała do pudełka wypraskę na pieniądze oraz pomyślała nad innym podliczeniem punktów. Tor punktacji nie zajmuje dużo miejsca (co jest jego plusem), jednak mało wygodne jest zaznaczanie na planszy jednostek i dziesiątek jako końcowej sumy.

01297_096_04

Z czystym sumieniem jednak muszę przyznać, gra Santiago przetrwała próbę czasu i nie straciła nic ze swojej grywalności. W dalszym ciągu można zaliczyć ją do klasyki familijnej. Bezsprzecznie gra przyciąga oprawą graficzną. Ale prócz miłych dla oka obrazów na pochwałę zasługują też jej mechanizmy (choćby licytacje ) i dynamika. Szybka rozgrywka, interakcja z zawodnikami, emocje i żarty to jej cechy charakterystyczne.  Decyzji podczas poszczególnych tur trzeba podjąć sporo, począwszy od wybrania najlepszego kafelka i co się z tym wiąże zdecydowaniu o jego cenie, przez wybranie najlepszego pola (najlepiej z dostępem do wody), po walkę o kanał jeśli zakładamy plantację w nowym miejscu. Kombinacji jest co nie miara, nie istnieją jednak kary za błędny wybór. I choć nie zawsze wygrana zależy od naszych wcześniejszych obliczeń (w odróżnieniu od niektórych gier bycie ostatnim w rundach też popłaca), to nikt nie będzie rozczarowany. Dlatego chętnie decydujemy się zostać chilijskim plantatorem! To wspaniała zabawa zarówno dla wprawionych graczy, jak i tych, którzy przygodę z planszówkami dopiero zaczynają.

Fot.: Trefl

Santiago

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *