Cała wojna, jedna trzecia zachwytu – Joe Abercrombie – „Pół Wojny” [recenzja]

Nie będę ukrywał, że po trzecią cześć trylogii Morze Drzazg sięgnąłem głównie z redakcyjnego obowiązku i dość znudzony poprzednimi dwoma tomami, dziejącymi się w tym uniwersum, nie oczekiwałem po Pół Wojny za wiele. Miał być to cykl z założenia dla młodzieży i jako taki stawiał na bohaterów, z którymi nie potrafiłem się dostatecznie utożsamić, jednak główny zarzut miałem do niezapadającego w pamięć świata przedstawionego, w którym oprócz mocnego podobieństwa do kultury wikingów, na próżno szukałem elementów barwnie opisanych i godnych zapamiętania. Może dlatego Abercrombie wziął mnie z zaskoczenia, serwując na deser zdecydowanie najlepsze danie. Różnorodne pod względem bohaterów, przyprawione dynamiczną akcją i polane odpowiednią dawką fantastyki.

Już pod koniec pierwszej części stało się jasne, że wojna z Najwyższym Królem, władcą, któremu podlegały wszystkie krainy otaczające Morze Drzazg, jest nieunikniona. Podczas drugiej Yarvi użył swoich wszystkich zdolności dyplomatycznych i całego sprytu, aby zdobyć sojuszników do tej nierównej walki.

Pół Wojny zaczyna się mocno i treściwie. Wojna trwa. Najwyższy Król swoją armię powierza niejakiemu Yillingowi Wspaniałemu, wyjątkowo bezlitosnemu wojownikowi, o którym mówi się, że nie czci żadnego boga oprócz śmierci. Już na samym początku zajmuje on kluczową twierdzę w Throvenlandzie, zmuszając sojusz Gettlandu Vansterlandu do natychmiastowej reakcji. Mimo licznych dialogów, sporów i polityki, fabuła nawet na chwilę nie staje w miejscu, dzieje się naprawdę dużo; będziemy świadkami bitew, zarówno morskich, jak i lądowych, infiltrowania twierdzy oraz oblężenia. To wszystko sprawiało, że naprawdę po raz pierwszy podczas czytania tego cyklu, chciałem wiedzieć, co będzie dalej i z przyjemnością raz po raz zasiadałem do lektury. Wcześniej śledziliśmy poczynania jednej załogi, teraz obserwujemy wielki konflikt i skala naprawdę dodaje epickości tej historii. W końcu pojawia się również magia elfów, tym razem w całej swojej przerażającej okazałości. Tutaj Abercrombie puszcza zresztą wyraźnie oko do czytelnika, bo patrząc na pozostałości imperium elfów i działanie ich broni, a także jej wygląd, nie trudno o znalezienie analogii, ale nie będę zdradzał nic więcej.

Również ilość istotnych postaci zdecydowanie wzrasta. Mamy nadal bardzo istotnego ministra Yarviego, głównych bohaterów z Pół Świata – Branda i Zadrę. Tutaj jednak nie z ich perspektywy śledzimy fabułę, główne skrzypce będą bowiem grane przez trzech nowych bohaterów. Jest to poznana w pierwszym rozdziale księżniczka Skara, cudem unikająca śmierci ze strony Yillinga i będąca jedyną ocalałą następczynią tronu Throvenlandu, która, bardzo podobnie do Yarviego z pierwszej częśći, musi wobec śmierci bliskich błyskawicznie dorosnąć i z nastolatki stać się władczynią państwa. Drugim bohaterem jest pochodzący z zupełnie innego świata Raith, służący władcy Vansterlandu jako tarczowy. To prosty młodzieniec, który wychował się na ulicy, a o wszystko musiał walczyć – jest prosty, brutalny i cyniczny. Jak się później okazuje, dręczą go również demony przeszłości. Ostatnim nastolatkiem, którego myśli będziemy śledzić, jest znany z tomu Pół Świata Koll. Wcześniej był raczej mało istotnym członkiem załogi Wiatru Południa, teraz jednak, po śmierci matki, pod okiem Yarviego uczy się do egzaminu na ministra, nie jest jednak do końca pewny, jaką przyszłość wybrać, jest rozdarty pomiędzy zgłębianiem wiedzy i służbą krajowi jako minister a uczuciem do siostry Branda, Riny. Jeśli dodamy do nich wspomnianego głównego antagonistę, Yillinga Wspaniałego, oraz królów – surowego i brutalnego Grom-Gil-Gorma i małomównego, ale charyzmatycznego Uthila – którzy w końcu w Pół Wojny częściej pojawiają się na kartach książki, otrzymamy naprawdę ciekawe zestawienie postaci. I to tych najważniejszych, bo pojawia się jeszcze wiele innych, mniej lub bardziej istotnych dla fabuły, których nie wymieniłem. To sprawia, że opowieść jest barwniejsza, często jedno zdarzenie jest ukazane z dwóch odmiennych perspektyw, opowiadana historia nie jest już tak liniowa jak we wcześniejszych książkach; mamy tu po raz pierwszy sytuację, gdzie przeskakujemy podczas czytania w dwa zupełnie odległe miejsca, gdzie znajdują się inni bohaterowie. Umieszczenie w książce większej liczby rozbudowanych, istotnych bohaterów, ma jeszcze jedną „zaletę”, którą szczególnie lubi wykorzystywać George R.R Martin – nic tak nie podkręca tempa książki, jak nagła śmierć jednego z nich. Abercrombie widać odrobił tę lekcję i napiszę tylko, że Morze Drzazg jeszcze nigdy wcześniej nie było tak niebezpiecznym miejscem.

Nawet, jeśli Abercrombie nie jest mistrzem opisów i lepiej czuje się, prowadząc dialogi, sceny batalistyczne wyszły mu nad podziw dobrze. Znowu w głównej mierze jest to zasługa różnorodnych narratorów – dzięki temu możemy obserwować chaotyczne, krwawe pojedynki oczami Raitha, który zaciskając zęby na drewnianym kołku, który zawsze zabiera na bitwę, przedziera się w amoku przez szeregi wroga w pierwszej linii, by zaraz z perspektywy Skary spoglądać na całość bitwy z odległego wzgórza, chłonąc jej obraz walki jako biernej obserwatorki, nieprzywykłej jednak jak Raith do rozlewu krwi. Przez całą książkę czuć również, że toczy się wojna, nawet jeśli nie rozgrywa się aktualnie starcie, słyszymy o przemarszach wojsk lub obserwujemy napięte narady królów. Kruchy sojusz pomiędzy niegdyś zaciekłymi rywalami GettlandemVansterlandem to prawdziwe pole do politycznej gry nie tylko między władcami, ale również ich doradcami. W końcu i młoda księżniczka Skara, nabierając pewności siebie, staje się ważnym graczem w tych negocjacjach, a dialogi te prowadzą do ciekawych i niespodziewanych zwrotów akcji, które tym razem są częstsze, jakby bardziej logiczne fabularnie i niezarezerwowane jedynie dla finału książki, jak to miało miejsce we wcześniejszych tomach. Irytuje natomiast w stylu Abercrombiego pewien zabieg, nadużywany już od pierwszego tomu. Otóż bohaterowie, których losy śledzimy, uwielbiają podczas wewnętrznych rozmyślań przypominać sobie słowa bliskich osób. Yarvi całą pierwszą część rzucał cytaty swojej nauczycielki, Zadra przypominała sobie słowa ojca, a teraz podobnie czynią Koll i Skara. Ten pierwszy co chwile powołuje się na słowa i rady, których udzielał mu Yarvi: „Zawsze stój w pełnym blasku” przypomniał sobie słowa Yarviego Koll; „Minister musi dążyć nie tylko do szukania większego dobra, ale czasem i mniejszego zła” mawiał mu Yarvi itd. Skara natomiast powtarza nauki swojej nieżyjącej minister lub dziadka. Od wszystkich tych cytatów zaczyna po jakimś czasie boleć głowa, bo, mimo iż mają one w zamierzeniu brzmieć mądrze i wskazywać słuszne działanie naszym bohaterom, są to zazwyczaj truizmy, a ich nadmierne nagromadzenie zmniejsza ich powagę i dodaje śmieszności. Aż w myślach zaczynałem sobie po tych cytatach dopowiadać: „Paulo Coelho”.

Joe Abercrombie potrzebował dużo czasu, aby zgromadzić wystarczającą ilość bohaterów z krwi i kości i zaciekawić mnie swoją opowieścią, ale udało mu się to. To nadal nie czyni Pół Wojny epicką opowieścią fantasy, do której chciałbym wracać, ale dobrze zamyka trzytomowy cykl i pewne fabularne niespodzianki mogą sprawić, że nie zapomnę o przebiegu akcji tak szybko, jak to miało miejsce z wcześniejszymi częściami. Nadal jako całość Morze Drzazg bardziej przypomina gatunek książek przygodowych, jednak może być tym, co spodoba się nieco młodszym odbiorcom – z pełną konsekwencją autor szkicuje postaci nastolatków zagubionych w otaczającej ich rzeczywistości i dorastających na kartach opowieści, z którymi mogą się oni – czytelnicy – identyfikować.

Fot.: Rebis

[buybox-widget category=”book” ean=”9788378188407″]

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Norek

Z wykształcenia polonista. Zapalony gracz. Miłośnik rzemieślniczego piwa i nierzemieślniczej sztuki. Muzyczny poligamista.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *