zapisane w wodzie

Co za dużo, to niezdrowo – Paula Hawkins – „Zapisane w wodzie” [recenzja]

Z niektórymi książkami jest jak z dziećmi bardzo sławnych ludzi – jest o nich głośno, zanim jeszcze pojawią się na świecie. Tak również było z debiutancką powieścią Pauli Hawkins, Dziewczyna z pociągu, na którą czekał cały czytelniczy świat, do czego przyczyniły się zapewnienia wydawców o zaskakującym thrillerze, a także wypowiedź samego Stephena Kinga, który również polecał lekturę. Okazało się jednak, że wielu z nas – między innymi przez szumne zapowiedzi i obietnice – zawiodło się na książce, a ja należę właśnie do tego grona czytelników. Kiedy więc do księgarń trafiła druga powieść pisarki, Zapisane w wodzie, tym bardziej musiałam po nią sięgnąć, aby przekonać się, czy Dziewczyna z pociągu po prostu nie przypadła mi zbytnio do gustu, czy mój grymas podczas lektury był spowodowany tym, że nastawiałam się na coś wybitnego i unikalnego. Miała mi w tym pomóc właśnie kolejna książka Hawkins. Czy tym razem pisarka przekonała mnie do siebie? Dowiecie się z poniższej recenzji.

Na świecie istnieje wiele miejsc owianych legendą, o ktorych krążą plotki, opowieści; którym towarzyszą dziwne zjawiska, gusła, zabobony. Tego typu miejsca wzbudzają w ludziach zarówno strach, jak i fascynację, stanowiąc powód do niecodziennych rozważań i rozmów. W angielskim mieście Beckford takim owianym złą sławą, ale także budzącym ciekawość, terenem jest Topielisko – zakole rzeki nazywane tak przez miejscowych. Nietrudno domyślić się, skąd ta nazwa – niejedna kobieta straciła życie właśnie tutaj – ostatni oddech biorąc przed zanurzeniem się w wodzie… dobrowolnym lub nie. Obecnie świeżą sprawą jest samobójstwo nastoletniej Kate, która skoczyła do wody obciążona kamieniami, pozostawiając w żałobie rodziców, młodszego brata i swoją najbliższą przyjaciółkę, Lenę. Lenę, która jest jednocześnie siostrzenicą Jules, czyli naszej głównej bohaterki… poniekąd (ale do tego jeszcze wrócimy). Jednak fabuła powieści rozpoczyna się od innej śmierci, innego samobójstwa – Nel Abbott, matki Leny i siostry Jules. Kobiety nie widziały się od lat, a teraz jedna z nich, ta młodsza, przyjeżdża do opuszczonego przed laty Beckford, by uporządkować sprawy związane ze śmiercią Nel. Choć nie miały ze sobą kontaktu, Jules jest przekonana, że jej siostra nie popełniła samobójstwa, była na to – jej zdaniem – zbyt próżna, zbyt zachłannie czerpiąca z życia, zbyt piękna i za mało wrażliwa. Jednak córka zmarłej kobiety jest wręcz przekonana, że matka nie padła niczyją ofiarą, że skoczyła do wody z własnej woli. Czyja racja okaże się prawdziwa? Czy samobójstwo Kate może mieć coś wspólnego ze śmiercią Nel? Czy kobiety, które lata, dekady, wieki  wcześniej traciły życie, przychodząc nad Topielisko, zdołają w jakikolwiek sposób przemówić, by uchylić rąbka tajemnicy?

Bardzo ważym dla fabuły elementem jest rodzaj relacji, jaka łączyła Jules i Nel. Siostry nie bez powodu nie kontaktowały się ze sobą przez lata, a raczej – to Jules nie odpowiadała na telefony starszej siostry i ignorowała wiadomości zostawiane przez nią na poczcie głosowej. Taką wiadomość kobieta otrzymała także przed śmiercią Nel – dziwną i niepokojącą, ale wtedy chowająca od lat urazę kobieta nie zwróciła uwagi na nietypowe zachowanie siostry. Teraz – co oczywiste – ma w związku z tym wyrzuty sumienia, ale jednocześnie nie wie, jak rozumieć zaniepokojony głos Nel i jej zmartwiony, lekko przestraszony ton. Niechęć do siostry nie była czymś wyjątkowym, bo zmarła kobieta nie była specalnie lubianą osobą w Beckford. Uznawana za przesadnie pewną siebie i uwodzicielską, nie zaskarbiła sobie sympatii mieszkańców także tym, że zamierzała napisać książkę o Topielisku i jego ofiarach. A w zasadzie już zaczęła ją pisać. Jak zapewne się domyślacie – nie wszystkim ten pomysł przypadł do gustu…

Jeśli mam być szczera, to pierwsza połowa książki po prostu się niemiłosiernie wlecze. Jak na thriller, bardzo niewiele się dzieje, akcja niemal nie rusza do przodu, a czytelnik nie bardzo orientuje się, czego powinno dotyczyć jego własne śledztwo ani na czym miałoby się skupiać. W dodatku powrócił ten specyficzny ton pisarki, który wcześniej myślałam, że bierze się ze specyfiki postaci, jaką była główna bohaterka Dziewczyny z pociągu. Jak się jednak okazuje, jest to maniera samej Pauli Hawkins i nie wątpię, że znajdą się fani takiego stylu, ja jednak się do nich z pewnością nie zaliczam. Momentami sprawiał bowiem wrażenie wręcz pretensjonalnego, pełnego z jednej strony zadumy, z drugiej… no właśnie – pretensji do świata. Trzeba jednak przyznać, że druga połowa opowieści potrafi już wciągnąć i w jakiś sposób zainteresować całą sprawą. Czy to jednak czyni z powieści Zapisane w wodzie thriller godny polecenia? Moim zdaniem nie do końca – wiele wątków jest tu zbędnych, pojawiają się pewne nie tyle luki logiczne, co zaniedbania i niedociągnięcia. Historia sprawia wrażennie niespójnej, a wielowątkowość wprowadza chaos i niepotrzebnie odwraca naszą uwagę od istotniejszych spraw. Mamy tu bowiem nie tylko tajemniczą śmierć Nel Abott, nie tylko sprawę samobójstwa szczęśliwej nastolatki, populanej i ładnej, która nie miała żadnych problemów, ale także dawny zatarg między siostrami, lęk przed Topieliskiem, jaki przejawia Jules, zrozpaczoną i żadną zemsty matkę młodej samobójczyni, policjanta, którego dręczą koszmary z przeszłości, córkę zmarłej Nel, która momentami wydaje się być wręcz agresywna, próbę wody, jakiej niegdyś poddawane były domniemane czarownice, sprawę dawnego policjanta, który niegdyś również stracił żonę przez to przeklęte miejsce, miejscowe medium, czyli kobietę uznawaną za dziwaczkę… Sporo tego, prawda?

Jednak największą boloczką drugiej powieści Pauli Hawkins jest zatrważająca ilość narratorów, z perspektywy których widzimy kolejne, jak i przeszłe wydarzenia. Spróbujmy ich wymienić: Jules (“główna bohaterka”, siostra zmarłej), Josh (brat Kate, nastolatki, która popełniła niedawno samobójstwo), Nickie (miejscowa dziwaczka, która rozmawia z duchami), Lena (córka zmarłej Nel Abott), Mark (nauczyciel w szkole w Beckford), Louise (matka Kate), Erin (policjantka, nowa w tej pracy i mieście), Patrick (były policjant, ojciec obecnego policjanta, Seana, teść Helen), Helen (dyrektorka szkoły, żona Seana), Sean (miejscowy policjant, syn Patricka). Mamy tu 10 postaci, których części nierzadko mają po dosłownie kilka stron. Panuje przez to taki chaos, że czytając, wydawało mi się, że narratorów jest co najmniej dwudziestu. Co więcej, przez połowę książki myliłam postaci i nie zawsze orientowałam się, kto jest kim. Zazwyczaj jestem zwolenniczką rozwiązania, w którym mamy kilku narratorów, dzięku czemu wydarzenia obserwujemy z różnych perspektyw, co często pokazuje, jak bardzo wersje wydarzeń mogą się od siebie różnić. Zapisane w wodzie to jednak dowód na to, że przesadzać również nie można, bo powoduje to jedynie frustrację i konsternację u czytelnika. Potwierdza się stare jak świat powiedzenie, że co za dużo, to niezdrowo. Moją uwagę zwróciło też to, że autorka nie zawsze jest konsekwentna w sposobie narracji. W zasadzie każda część, bez względu na to, z perpsektywy której osoby ukazuje nam wydarzenia, spisana została narracją pierwszoosobową. Jednak zdarzyło się, że autorce nieco się to poplątało (wątpię bowiem,  by była to wina tłumacza). W części NICKIE czytamy takie dwa zdania umieszczone w jednym akapicie:

W mojej głowie też się uspokoiło. (…) Nickie stwierdziła, że spędza teraz mniej czasu przy oknie, a więcej w łóżku.

Nickie stwierdziła… Ta sama Nickie, która mówi w pierwszej osobie, że w jej głowie też się uspokoiło. Jestem niemal pewna, że nie był to odosobniony przypadek chaosu w narracji, jednak zaznaczyłam sobie jedynie ten fragment.

Warto również wspomnieć, że – mimo iż samo Topielisko jest miejscem zaiste niepokojącym i idealnie wpisuje się w klimat thrillera – śledztwo, zagadka śmierci (w liczbie mnogiej), podejrzani i ich motywy nie są wcale tak interesujące i wciągające, jak mogłyby być. Winy takiego stanu rzeczy upatruję natomiast w dość wyraźnym rozdzieleniu dwóch etapów książki, pomiędzy którymi nie ma miejsca na domysły. Najpierw bowiem otrzymujemy część powieści, w której nie ma żadnych poszlak i żadna wymienionych już i znanych czytelnikowi osób nie jest w zasadzie podejrzana, następnie zaś, niemal ze strony na stronę następuje zmiana i oto ukazuje nam się powieść, gdzie nie tylko mamy podejrzanych, ale także dość wyraźne motywy. Nie ma tu miejsca na domysły, na czytelnicze śledztwo – najpierw autorka bowiem nie zostawia nam żadnych tropów, a później psuje zabawę, wysypując je wszystkie naraz z worka. Przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie.

Zapisane w wodzie nie jest złą i na wskroś nudną powieścią. Druga połowa książki potrafi wciągnąć i nawet na chwilę zaciekawić, ale niestety nie trzyma czytelnika w napięciu. Postaci są w zasadzie nijakie, rozwiązania fabularne sztampowe, nie czuć również klimatu, jakim powinno emanować Topielisko i całe Beckford. Zdarzyło się parę niedociągnięć, parę zachowań czy wydarzeń, w które trudno było uwierzyć. Pojawiają się zdania typu: “Zrobiła to, choć nie wiedziała, dlaczego”, “Była w takim szoku, że zrobiła to, o co ją poproszono”. Wzdrygam się na widok takich zdań, bo tego typu zachowania zdarzają się w rzeczywistości rzadko, a jeśli już, to wywołane są naprawdę potężnym szokiem lub zobojętnieniem. Paula Hawkins potraktowała je natomiast jako furtkę w sytuacjach, kiedy potrzebowała, aby bohaterowie coś zrobili, ale nie wiedziała, jak uzasadnić ich zachowanie. Nie każdemu będzie to przeszkadzać – w końcu fikcja literacka rządzi się swoimi prawami – mnie jednak wprawiało to w dyskomfort podczas lektury.

Rozumiem, że twórczość autorki Dziewczyny z pociągu znajduje rzesze fanów na całym świecie, bo autorka z pewnością może pochwalić  się wyobraźnią i podejmuje w swoich powieściach interesujące tematy, jednak po lekturze powieści Zapisane w wodzie, wiem już, że ja do grona jej stałych czytelników nie będę należała. Upodobania co do stylu, w jakim tworzą autorzy, to bardzo indywidualna sprawa, często wręcz intuicyjna, kiedy nie umiemy nawet sprecyzować, co dokładnie nam nie odpowiada lub co nam się podoba. Dlatego na tym polu rację będą mieli zarówno fani, jak i przeciwnicy. Ja stylu Hawkins nie polubiłam, bo niekiedy potrafił mnie wręcz męczyć. Postaci, które stworzyła, nie wywołują we mnie niemal żadnych emocji, podobnie jak śledztwo i tajemnicza śmierć kobiety. I choć powieść nie przypadła mi do gustu, to cieszę się, że po nią sięgnęłam, bo utwierdziłam się w przekonaniu, że twórczość Pauli Hawkins po prostu nie jest dla mnie. Nie dlatego, że jest zła, banalna czy kompletnie nieciekawa – nie, po prostu nie spełnia moich oczekiwań, jakie mam w stosunku do literatury.

Fot.: Świat Książki

zapisane w wodzie

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

2 Komentarze

  • Beckford jest miastem angielskim, co z resztą nie ma to większego znaczenia dla samej fabuły. Jednak ja mam inne zdanie na temat tej książki. „Dziewczynę z pociągu” zmęczyłam z trudem. Wydawała mi się mało interesująca i jednowymiarowa. W zasadzie było mi wszystko jedno jak się ona skończy. Jednak „Zapisane w wodzie” wciągnęło mnie bardzo. Mnogość narracji, postaci i wątków zachwyciła mnie. Prawdopodobnie przysłużyła się forma słuchowiska z niezłymi autorami. Teraz słucham drugi raz wyłapując niuanse, które umknęły mi przy pierwszym słuchaniu – uważnie śledząc wątki można było od początku podejrzewać sprawców. Intryga rozrysowana po mistrzowsku, ciekawe portrety psychologiczne – moim zdaniem bardzo wiarygodne i dość ciekawy kontekst historyczny. Serdecznie polecam audiobooka.

  • No właśnie tych postaci za dużo. Dopiero zaczęłam „drugi” „wątek (ten o śmierci tej Kate/Katie) i początki są okropne.
    Nie wiedziałam w ogóle, co to za Louise co spotkała tego gościa nad topieliskiem, (strona 35-38) kim jest Kate/Katie.
    Praktycznie nie wytłumaczone, przez co zmuszona byłam do wpisania w google „zapisane w wodzie kto to Kate”

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *