Czarne myśli złe – Bruno Światłocień – „Czerń i Cień II” [recenzja]

Bruno Światłocień to niezwykle interesujący projekt na krajowej scenie cold/dark wave. Gęste, duszne, depresyjne brzmienie, chłód wyzierający z każdej nuty, wszechobecny mrok i kompozycje tworzące ciary na plecach, dreszcz emocji, a przede wszystkim wspaniały klimat powodują, że płyta Czerń i Cień II to blisko 60 minut wspaniałej muzycznej uczty.

Całe zamieszanie jest spowodowane przez Bronisława Ehrlicha. Szczerze mówiąc, nie słyszałem pierwszej płyty, jedynie trochę fragmentów słyszałem w Internecie, więc dla mnie jest to zasadniczy początek przygody z twórczością Bruno Światłocień. Grupa krąży wokół stylistyki cold/dark wave, ale oczywiście słychać tam elementy gotyckie, industrialne, jazzowe i punk rockowe.

To trudna w odbiorze muzyka, nawet bardzo trudna. Należy się w nią porządnie wgryźć, wdrożyć, docenić. No cóż… mrok, aby ujawnić piękno, potrzebuje dużo czasu. Tak było w przypadku mojego poznawania muzyki na Czerń i Cień II. Na początku te nagrania z lekka odpychały, lecz z każdym odsłuchem Bruno Światłocień pokazywał, że warto było być cierpliwym. Trzeba smakować powoli, ostrożnie, wtedy ta muzyka ukazuje się w pełnej okazałości.

Żwawy rytm perkusji otwierający krążek nie zdradza, że zaraz z głośników wyleje się gęsty mrok klawiszy i basu, którego operator, czyli Mieszko Weltrowski przez całą płytę wykonuje doskonałą pracę, pokazując, że basem można wspaniale kreować klimat. Ale pierwsze skrzypce gra zimny, beznamiętny, niski głos Bogusława Erlicha, który z drugiej strony schowany został w miksie. Podobają mi się jego teksty, oszczędne, oparte na powtórzeniach, które hipnotyzują słuchacza (Czarne myśli złe/jak pokonać je?). Niczym, jak na słynnej Nowej Aleksandrze śpiewał Tomasz Adamski.

BRUNO ŚWIATŁOCIEŃ "POWIEW MORZA"

Powiew Morza to potwierdzenie, że Weltrowski to cichy bohater płyty, jego szarpiący za przegub bas kreuje od pierwszych nut wspaniały klimat. Ten puls połączony jest z dźwiękami niczym u Angelo Badalamentiego w jego muzyce do serialu Miasteczko Twin Peaks. Mechaniczność kawałka, powtarzalność i jednostajny rytm tworzą z minuty na minutę klaustrofobiczny nastrój, potęgowany pseudo-modlitwą w wykonaniu Erlicha. Majstersztyk. Pieśń III pokazuje, że Bruno potrafi zagrać po prostu pięknie, przejmująco, w sposób tylko instrumentalny tworząc muzyczną historię.

Mocno elektronicznie robi się w Wyrodnych Matkach. Są mocne gitary, jest momentami ciężka do zrozumienia melorecytacja Ehrlicha; szkoda, że nie dołączono do płyty książeczki z teksami, bo jego teksty to małe dzieła sztuki. Ale może artysta puszcza nam oko i zmusza nas do wysiłku, czyli dokładnego wsłuchania się w jego śpiew? Psychoblues rzeczywiście ma coś z bluesa i to z tego ciężkiego z dodatkiem psychodelii, co potwierdzają w tym kawałku doskonałe klawisze, przy których na płycie operują zbiorowo Bronisław Ehrlich, Mateusz Ostiapiuk i Grzegorz Buller.

Posłuchajcie Szumu. Kawałek prosty w strukturze. Bit elektronicznej perkusji, partia basu, klawiszowe, gotyckie plamy klawiszy i niepokojący, dochodzący jakby z zaświatów głos Ehrlicha. Proste środki, piorunujący efekt. Mało? Wierny Sługa jest za to bardzo oniryczny, spokojniejszy, ale za to dzięki efektom dźwiękowym jest jakby wyjęty z filmów grozy. Jakby to było za mało, to kawałek kończy się opętańczą, free-jazzową, wziętą żywcem z dworu Karmazynowego Króla partią saksofonu.

Pieśń Refleksyjna jest paradoksem jeśli chodzi o jego muzyczną stronę. Z jednej strony zimno falowy rytm i bulgotanie klawiszy z drugiej strony gitary wyjęte żywcem z post-rockowej stylistyki. Czerń i Cień II kończący płytę jest jakby promykiem nadziei, jakby Ehrlich powiedział słuchaczowi: wystarczy mroku, czas na odrobinę światła. To zaskakująca kompozycja w przekroju całej płyty, bo wokalista śpiewa ciepło… no właśnie – śpiewa, nie recytuje, barwa głosu nie jest zimna, lecz ciepła i wydaje się, że ten kawałek może być zgrzytem. Lecz tak nie jest, bo jest po prostu piękny. Delikatnie, będąc opartym na rytmie perkusji i akustycznych brzmieniach, rozwija się powoli, nie spiesząc się zanadto.

Wspaniała płyta, po prostu. Nie dla każdego jednak. Porcja mrocznych dźwięków dla mniej wrażliwego ucha może być przytłaczająca. Ale warto otworzyć serce, aby uczestniczyć w swoistym misterium muzyczno-słownym, jakie proponuje Bruno Światłocień na Czerń i Cień II.

 Fot.: cantaramusic.pl

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

3 Komentarze

  • Nieźle hipnotyzuje, trzeba będzie się zainteresować :)

  • Dobra płyta i równie dobrze napisana recenzja, ale należy się małe sprostowanie. Na płycie na basie nie gra Mieszko Weltrowski a mój Ojciec Bronisław Ehrlich. Zresztą w 90% płytę nagrał mój ojciec. Pozdrawiam.

    • Dziękuję za uwagi, lecz powiem szczerze, że jeśli chodzi o to co, kto, na czym zagrał, to sugerowałem się, tym co jest napisane na okładce płyty ;) Pozdrawiam ;)

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *