vapour trails

Diabelska przejażdżka – Vapour Trails – „Vapour Trails” [recenzja]

Smutna, tchnąca dekadencją okładka debiutanckiej płyty Vapour Trails może sugerować, że na płycie spotkamy tylko i wyłącznie minorowe dźwięki, będące zachętą do zadumy i refleksji. Zaiste takie momenty są, ale w zdecydowanej mniejszości, bowiem cała płyta to eklektyczna mieszanka brzmień, stylów oscylujących wokół gitarowych i alternatywnych brzmień.

Fani audycji Piotra Stelmacha w radiowej Trójce z pewnością doskonale mogą kojarzyć nazwę Phantom Taxi Ride. Zespół ten niejednokrotnie pojawiał się na falach audycji jak i na składankach (Offensywa i Offsejse), na których dziennikarz dokonywał wyboru setek nagrań, spośród tych, które nadsyłano do jego audycji. Dlaczego o tym w ogóle piszę? Vapour Trails to nic innego jak kolejne wcielenie Phantom Taxi Ride. Zespół w składzie: Krzysztof Rychard (wokal, gitary, klawisze), Paweł Grudniak (bas) i Jan Pstrokoński (perkusja) zmienił po prostu dotychczasowy szyld. Do istniejących z czasów poprzedniego bandu kompozycji dokoptowali jeszcze kilka nowych, nagrali je pod czujnym okiem producenta Piotra Zabrodzkiego i stworzyli debiutancką płytę.

Za zmianą nazwy poszła też zmiana brzmienia. Jest bardziej gitarowo, rockowo, głośno, hałaśliwie. Nie cały czas oczywiście, bowiem gdyby tak było, zaprzeczyłbym własnym słowom ze wstępu. Ale utwory, jak otwierające płytę This Time Around Teenage Heart aż kipią od energii, a pulsujący bas dodaje tego czegoś, co sprawia, że te kawałki brzmią przebojowo, mocno, z odpowiednim dołem. Druga z wymienionych kompozycji posiada również chwytliwy refren, co na Vapour Trails nie jest wcale przypadkiem, bo momentów do zanucenia jest co najmniej parę, jak w Devil Taxi Ride czy Anne.

Vapour Trails - Teenage Heart (Official Audio)

Vapour Trails mieni się również innymi odcieniami, jak mroczy, lekko psychodeliczny w klimacie, ze świdrującym uszy basem Planet D czy w nasączonym klawiszami i elektronicznymi beatami Postcard From Serbia, który jednak ma w sobie zaskakujące zakończenie. Elektroniczny beat się kończy, a pojawiają się gitary akustyczne i… trąbka, na której gościnnie zagrał Piotr „Korzeń” Korzeniowski. Intrygujące połączenie. Na podobną modłę zrobiony jest duszny Chemicals, z tym że pod koniec mamy zgiełkliwą gitarę i perkusyjny hałas. Za to Last Ride po świetnym początkowym riffowaniu wydaje się rozjeżdżać, jednak pojawia się doskonała partia organów Hammonda obsługiwanych przez producenta – Piotra Zabrodzkiego. W tym momencie zrobiło się bardzo retro.

Trzecim obliczem Vapour Trails są ballady. Największe wrażenie zrobiło na mnie z początku delikatne, zwiewne Homeless Soul z cudownym, ciepłym brzmieniem klawiszy. Ładnie płynie ta kompozycja, gitary wcale nie burzą nastroju, a wręcz przeciwnie, wzmacniają wydźwięk całości. Praktycznie w pełni akustyczny Warsaw Hears Our Every Whisper jest natomiast ciekawym przerywnikiem od gitarowego zgiełku.

Ostatnio przyłapałem się, że mało co słucham zagranicznej muzyki. Ilość krajowych wydawnictw wartych uwagi i sprawdzenia jest dosłownie przytłaczająca i co najważniejsze, coraz rzadziej są to rzeczy słabej, a nawet średniej jakości. Vapour Trails wpisują się w mój osobisty trend geograficzny i go zdecydowanie wzmacniają, bowiem ich debiut to mocne wejście na nasz krajowy rynek fonograficzny i pozostaje jedynie nadzieja, że to nie jedyne słowo warszawskich muzyków, a początek ich wspaniałej kariery.

Fot.: Sonic Records/cantaramusic.pl.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *