Facet na miarę

Frazesy, banały i prawdy – Laurent Tirard – „Facet na miarę” [recenzja]

Wygląd nie ma znaczenia. Nie powinno się oceniać książki po okładce. Nie szata zdobi człowieka. Liczy się wnętrze. Rozmiar nie ma znaczenia. Tych kilka zdań i mnóstwo im podobnych to niezwykle mądre, trafione i warte przekazywania następnym pokoleniom prawdy, ale niestety najczęściej znajdują one swoje zastosowanie… jedynie w teorii. Gorzej już z praktyką. Łatwo jest mówić, że wygląd się nie liczy, kiedy nasz parter czy partnerka nie wzbudza swoją fizycznością negatywnego zainteresowania. Łatwo osądzić kogoś, kto znalazłszy się w takiej sytuacji, dał wygrać powierzchowności. Ale sprawa wcale nie jest taka łatwa, kiedy to my osobiście znajdziemy się w takiej sytuacji. O czymś takim opowiada ciepła i udana francuska komedia Facet na miarę w reżyserii Laurenta Tirarda, a robi to zarówno z poczuciem humoru, jak i z dawką gorzkiego realizmu, który zazwyczaj odczuwamy dopiero wtedy, kiedy bezpośrednio nas dotknie.

Diane (w tej roli niezwykle urocza i sympatyczna Virginie Efira) to urodziwa, ściągająca męskie spojrzenia prawniczka o blond włosach, która prowadzi kancelarię adwokacką ze swoim byłym partnerem życiowym. Podobnie jednak jak w życiu, kobieta nie dogaduje się z Brunem również na polu zawodowym, czego efektem jest jedna z wielu kłótni, która tym razem odbywa się w pełnej ludzi restauracji. My, jako widzowie, nie jesteśmy jej świadkami, ale dowiadujemy się o niej później, z rozmowy telefonicznej. Kiedy bowiem w pierwszej scenie filmu zmęczona po całym dniu pracy i konfrontacji ze swoim byłym Diane wraca od domu, po chwili dzwoni telefon stacjonarny. Po drugiej stronie odzywa się niezwykle atrakcyjny, głęboki głos mężczyzny, który znalazł telefon prawniczki. Okazuje się, że wychodząc z restauracji w pośpiechu i wzburzeniu, Diane zostawiła na stole swoją komórkę. Nieznajomy wziął ją i zadzwonił pod numer zapisany w kontaktach jako „Dom”. Tak zaczyna się telefoniczna znajomość. Diane jest pod wrażeniem mężczyzny, który przedstawia się w końcu jako Alexandre. Rozmawia im się niezwykle przyjemnie i naturalnie, szybko też daje o sobie znać poczucie humoru mężczyzny, które niezwykle odpowiada Diane. Nie mija więc dużo czasu, a nowi znajomi umawiają się na prawdziwe spotkanie.

Facet na miarę zdjęcia 5

Kiedy Alexandre przybywa do restauracji, w której czeka już na niego piękna blondynka na wysokich obcasach, oczom Diane ukazuje się szczupły (nie za chudy, nie za gruby) mężczyzna o przystojnej, atrakcyjnej twarzy, w dodatku z seksownym zarostem. Problem w tym, że owa pociągająca twarz osadzona została na dobrze zbudowanym i proporcjonalnym, ale… niezwykle niskim ciele. Alexandre (w tej roli zdobywca Oscara, mierzący sobie 182 centymetry aktor – Jean Dujardin) bowiem został obdarzony przez naturę wzrostem dziecka, co zresztą niezwykle gryzie się z jego pozostałą, niezwykle męską aparycją. Wzrost mężczyzny wytrąca Diane z równowagi i kobieta na początku nie potrafi się skupić na spotkaniu, nieprzygotowana na taką „niespodziankę”. Jednak kiedy coraz lepiej poznaje swojego nowego znajomego, zapomina o jego „wadzie”. Alexandre nadrabia w niemal wszystkich pozostałych dziedzinach – jest zabawny, uroczy, szarmancki i pełen energii. Ma wiele zainteresowań (jak skoki spadochronowe), spełnia się jako doceniany architekt, a dzięki swojemu wesołemu usposobieniu ma naprawdę wielu znajomych i trudno wyobrazić sobie, że ktoś mógłby go nie lubić. Wydaje się, że mężczyzna jest pogodzony ze swoim wzrostem – nie zwraca uwagi na ciekawskie spojrzenia przechodniów, nie wytrącają go z równowagi ukradkowe zerknięcia i śmiechy. Z gracją i dystansem podchodzi do trudności w życiu, które zgotowała mu jego fizyczność. Zawsze był niski i nauczył się z tym żyć.

Facet na miarę zdjęcia 2

Niestety nawet bezdyskusyjny urok mężczyzny nie jest w stanie sprawić, aby Diane zapomniała o jego wzroście na dłużej. Choć uwielbia spędzać z nim czas, świetnie bawi się w jego towarzystwie, a nawet wszystko wskazuje na to, że zaczyna się w nim zakochiwać… racje rozumu i reakcja otoczenia zaczyna przysłaniać racje serca. Kobieta nie odnajduje się w nowej sytuacji, denerwują ją inni ludzie, na których nie potrafi nie zwracać uwagi. Sytuacji nie poprawia również były ukochany prawniczki, Bruno, który (upierając się jednocześnie, że nadal kocha kobietę) wyśmiewa się z ledwo wystającej nad kierownicę samochodu głowy architekta, wciąż robi w jego stronę przytyki, co zawstydza Diane i sprawia, że kobieta nie potrafi w pełni cieszyć się swoim nowym związkiem.

Choć Facet na miarę sklasyfikowany został jako komedia, jest to film słodko-gorzki, który pokazuje, że frazesy i banały od lat wpajane nam i wbijane do głów, często w rzeczywistości okazują się trudne do wdrożenia, zwłaszcza kiedy nie pomaga w tym bezlitosne otoczenie. Dzieło Tirarda – co znamienne – nie stawia w złym świetle ani niskiego mężczyzny, który w niczym nie zawinił, który ma dobre serce i jedyne, czego pragnie, to miłość i szczęście, ani kobiety, która wtłoczona w znany schemat, skażona krytyką i wszechobecnym, ironicznym spojrzeniem społeczeństwa, nie potrafi beztrosko oddać się uczuciu, które w pewnym momencie staje się mniej ważne niż spokój ze strony opinii innych. Ten dysonans, który odczuwa Diane, jest niezwykle naturalny i nie jest niczym, za co trzeba by było karcić kobietę. Przynajmniej w oczach reżysera, który zdaje się rozumieć zarówno postawę jej, jak i jego. Żadne z nich w zasadzie niczym nie zawiniło. Zawinił świat, zawiniły utarte schematy, zawinili inni ludzie i ich ciekawskie spojrzenia.

Facet na miarę zdjęcia 4

Widz również powstrzymuje się od oceny głównej bohaterki. Oczywiście liczy na happy end, a wybór, jakiego powinna dokonać Diane, wydaje się być dla niego oczywisty, ale dzięki wyraźnemu ukazaniu przyszłych, prawdopodobnych „niedogodności”, jakie byłyby konsekwencją takiego związku, rozumiemy dylemat prawniczki i współczujemy zarówno jej, jak i jemu. Dzięki umiejętnemu scenariuszowi i budowie poszczególnych scen nietrudno zresztą utożsamiać się z bohaterami, wczuć się w ich sytuację i postawić się na ich miejscu. Po głowie nie raz błąkają się podczas seansu pytania, jak byśmy postąpili i jak byśmy się z tym czuli. Jest to również zasługą dobrej gry aktorskiej, dzięki której wszystkie sytuacje są naturalne i prawdopodobne. Aktorzy zostali prawidłowo dobrani do swych ról, nie tylko główna dwójka, ale także drugoplanowi. Wcielający się w rolę Bruno Cédric Kahn fajnie oddał lekko zazdrosnego byłego partnera, który chętnie wykorzysta wady swojego konkurenta, natomiast Stéphanie Papanian była uroczą, lekko zdziwaczałą sekretarką o dobrym sercu. Spisał się również wcielający się w rolę syna naszego niskiego architekta César Domboy. Film ogląda się więc z niekłamaną przyjemnością, choć oczywiście nie jest on dziełem na długo zapadającym w pamięć czy mającym jakieś przełomowe znaczenie. Ale też nie pretenduje do tego miana – ma być lekką, przyjemną komedią, która przy okazji poruszy znany od lat problem, że wygląd, choć nieważny, ma duże znaczenie i niełatwo pominąć go przy wyborze partnera życiowego.

Facet na miarę może również pochwalić się niezłą ścieżką dźwiękową, która dopełnia całości i czas poświęcony na oglądania filmu, nie powinien być czasem straconym. Nie jest to wybitne dzieło poruszające jakiś trudny temat czy skłaniające do niecodziennych refleksji, ale też na szczęście daleko mu do głupkowatych amerykańskich komedii, które masowo zalewają rynek, nie oferując więcej niż przejedzone sto lat temu gagi, grubiańskie, sprośne żarty, bekanie i pierdzenie. Francuska komedia to dobre kino, które może nie zachwyca, ale nie wywołuje żadnych negatywnych emocji. Wylewa się z niego ciepło i nawet odrobina mądrości. Seans nie wywołuje nudy ani żalu, zamiast tego bawi, a momentami wzrusza. Niebagatelną w tym rolę pełnią te momenty, kiedy opada kurtyna pozornego dystansu Alexandre’a, dla którego niski wzrost jest jednak udręką. Mężczyzna, mimo że nie okazuje tego na co dzień, dostrzega spojrzenia innych ludzi, męczą go niektóre czynności, które dla innych ludzi normalnego wzrostu są czymś, co wykonują bez żadnego wysiłku. Alexandre tylko czasami pozwala sobie na przyznanie przed samym sobą, że jego życie jest trudniejsze niż przeciętnego mężczyzny, że jego relacje z kobietami są skażone już niemal od samego początku, w dodatku czymś, na co sam nie ma wpływu. Jest to tym bardziej bolesne, że jeśli chodzi o charakter, maniery i dobroć – może on poszczycić się wnętrzem dużo piękniejszym niż niejeden wysoki facet.

Facet na miarę 7

Facet na miarę nie odkrywa Ameryki, ale jest naprawdę przyjemnym filmem, który można obejrzeć z przyjaciółmi, rodziną bądź ukochanym czy ukochaną. Nie będzie większego problemu z odczuwaniem satysfakcji podczas seansu, a niewykluczone również, że dzieło Tirarda skłoni nas do zastanowienia się nad problematyką i wywoła większą dyskusję. Opowiada bowiem o czymś, co choć nie jest niczym nowym, to jest nadal tematem aktualnym i raczej nie zmieni się to w ciągu najbliższych stuleci.

Fot.: Kino Świat

Facet na miarę

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *