Opowieść o Kullervo to jedno z pierwszych opowiadań Tolkiena. Jednak to nie jedyne „naj” tej książki: jest także najwcześniejszą próbą stworzenia przez autora tragicznego dzieła, najwcześniejszą prozą inspirowaną mitami i najbardziej awangardowym tekstem z całej jego twórczości. Co więcej, opowiedziana na nowo saga stała się kanwą do stworzenia historii o dzieciach Hurina, jak również zalążkiem do nadania kształtu postaci Turina Turambara. Cóż… tytułowy bohater to chyba najmniej sympatyczna postać stworzona przez Tolkiena. A wszystko za sprawą jego wybuchowości, posępności i szkaradnego wyglądu. Jednak, mimo to, jest on intrygujący i pociągający dla czytelnika. Warto zwrócić także uwagę, że w tym krótkim tekście można odnaleźć zalążki różnych stylów narracji, które znamy z późniejszych tekstów autora. Jest to bowiem równocześnie opowiadanie, tragedia, mit, mieszanka prozy i poezji. A każdej z nich jest tu zaledwie odrobinka.
Fiński epos nie jest znany w Europie – składa się z pieśni ludowych, tzw. run. Niegdyś wszystkie te opowieści były przekazywane ustnie. Później oryginalny epos Kalevala wzmocnił fiński nacjonalizm i przyczynił się do ogłoszenia przez Finlandię niepodległości od Rosji w 1917r. Pozostawił też piętno na kulturze i sztuce fińskiej. Nic więc dziwnego, że równie silne wrażenie wywarł na Tolkienie. Autor pierwszy raz zetknął się z nim w 1911r. podczas nauki w Szkole Króla Edwarda w Birmingham. Jednak ten przekład nie był dla niego zadawalający. I tak z czasem powstała jego autorska opowieść, jak i wykład o Kalevali.
Opowieść o Kullervo odbiega nieco od kanonu pisarstwa Tolkiena. Jako opowiadanie może być porównywana z jego późniejszymi opowiadaniami: Łazikantym, Liściem, Rudym Dżilem i jego psem oraz Kowalem z Podlesia Większego, jako opowiedziany na nowo mit staje obok Legendy o Sigurdzie i Gudrun oraz Upadku króla Artura, jako mieszanka prozy i poezji przypomina podobne połączenie w arcydziele Tolkiena, Władcy Pierścieni. Jeśli rozpatrywać Kullervo jako tragedię, odpowiada ona Arystotelesowskiemu przepisowi na ten gatunek: jest tu klęska, odmiana dotychczasowego losu oraz przejście od niewiedzy do samowiedzy. Wbrew pozorom jednak jest to opowieść ahistoryczna, która tworzy odrębny świat, którego jedynym czasem jest czas, gdy magia była jeszcze młoda. Wówczas to łabędzica wychowywała trójkę swoich dzieci. Niestety straciła dwoje z nich. Zostały porwane przez drapieżne ptaki i rzucone w różne strony świata. Tylko jednemu potomkowi udało się zostać pod skrzydłami matki, lecz z biegiem lat wyrósł na złego czarnoksiężnika o imieniu Untamo. Z kolei jeden z porwanych braci stał się dobrym, rodzinnym człowiekiem. Nazywał się Kalervo. Ten stan rzeczy jednak nie trwało długo. Co działo się dalej…doczytajcie sami.
Mimo że Tolkien nie żyje już prawie czterdzieści lat, to jednak jego proza jest wciąż popularna i zachwycać będzie kolejne pokolenia. Trend ten (skądinąd pozytywny) wzmacniają wydawnictwa, które publikują kolejne dzieła będące fragmentami jego notatek i innych osobistych materiałów. Opowieść o Kullervo to pozycja obowiązkowa dla każdego fana Tolkiena. Nie dość że pięknie wydana, to dodatkowo zawiera oryginalne teksty oraz fotografie zarówno rękopisów, jak i maszynopisów. Dodatkowo możemy poznać autorską interpretację starego, fińskiego eposu. Choć sam tekst Kullervo nie jest długi (ma zaledwie trzydzieści dwie strony) ani dokończony to jednak publikacja została wzbogacona o wybór tekstów dotyczących tej opowieści. Jestem pewna, że książka stanie się doskonałym pomysłem na świąteczny prezent.
Fot.: Prószyński i S-ka
Podobne wpisy:
- W czerwcu Tolkien zawita do Poznania!
- Historia intymna – Mikołaj Grynberg – "Poufne" [recenzja]
- Wreszcie jest! Nowe wydanie książki "Wodnikowe Wzgórze"
- Dziadek opowie najlepiej – James Flora – „Okropne…
- Za dużo wody - Dean Koontz - "Kątem oka" [recenzja]
- Ickabog - nowa baśń J.K. Rowling dostępna online w…