The Spoils of War

„Gra o tron” sezon 7, odcinek 4 – The Spoils of War – wrażenia (ze spoilerami)

Nie mamy wątpliwości co do tego, że póki co najnowszy sezon Gry o tron, czyli niekwestionowanego hitu HBO, nie ma słabszych docinków. Każdy kolejny epizod obfituje w emocje, konkrety i kolejne ważne informacje i wydarzenia, na których finały już traciliśmy nadzieję – jak na przykład zjednoczenie wszystkich pozostałych przy życiu Starków. Odcinek czwarty, czyli The Spoils of War, przyniósł przede wszystkim długo wyczekiwaną bitwę z udziałem smoczego gniewu i samej Daenerys, która niemiłosiernie zdenerwowała się na wieść o tym, że zaczyna tracić przewagę nad Cersei. Ziejący ogniem smok, Tyrion troszczący się o brata, Arya pokonująca Brienne, irytujący jak zwykle Bran, uparty jak osioł Snow, złoża smoczego szkła, szarżujący Jaime… Czegoż w tym odcinku nie było! A zdaje się, że najlepsze nadal przed nami! Póki co jednak zapraszamy do lektury Wielogłosu, w którym Mateusz, Przemek, drugi Mateusz i Sylwia dzielą się swoimi wrażeniami po obejrzeniu odcinka The Spoils of War.

Mateusz Norek: Po seansie dzisiejszego odcinka Gry o Tron zacząłem się zastanawiać, jak skończy się siódmy sezon. Czy dostaniemy wyraźnego wygranego tytułowej wojny, a przed samymi napisami końcowymi pod Murem staną nieprzebrane hordy Białych Wędrowców, czy może nieumarli uderzą wcześniej, sprawiając, że starcie o Żelazny Tron okaże się, jak mówi Jon Snow, zupełnie bez znaczenia? Albo jak skończy się cały serial? Świat skuty mrozem i Nocny Król zasiadający na zgliszczach sali tronowej w Królewskiej Przystani – jakoś mi to pasuje.

Póki co ludzie są jednak zajęci zarzynaniem się nawzajem w imię swoich przywódców. Patrząc na tempo starć, moje pierwotne obawy, że trudno będzie zamknąć całą wojnę w siedmiu odcinkach, wydają się bezpodstawne. Widać nawet pewien powtarzający się schemat odcinków – do połowy jest spokojnie, obserwujemy gry polityczne i próby charakterów, spotkania i ukradkowe spojrzenia bardziej tajemniczych graczy, by w drugiej połowie być przeniesieni w sam środek wojny, w której ci zwykli żołnierze zabijają się nawzajem.

Porozmawiajmy więc nieco o samych bitwach, bo już kilka starć mogliśmy obserwować. Wizualnie wyglądają one po prostu świetnie, w tym odcinku znowu mogliśmy obserwować szalejący ogień i wirujący wszędzie popiół. Chyba pierwszy raz twórcy tak dosadnie pokazali, jakimi przerażającymi machinami wojennymi są smoki. Całe połacie terenu palone ogniem, żołnierze zmieniający się w żywe pochodnie lub od razu w figury z popiołu. Jestem pełen podziwu, że bezbronne wobec smoka i otoczone szarżującymi Dothrakami wojsko Lannisterów cały czas próbowało utrzymać szyk i nie rzuciło się do panicznej ucieczki. To naprawdę była prawdziwa masakra. W końcu Khaleesi zadała dotkliwy cios Cersei, pozbawiając ją głównego dowódcy, a także zapasów żywności i ogromnej ilości złota, które miało być gwarancją pomocy ze strony Żelaznego Banku. No właśnie, Cersei wspominała coś o najemnikach z Essos, szkoda by było, gdyby przez stratę złota nie pojawili się w serialu, bo im więcej różnorodnych oddziałów, tym lepiej (a i tak jestem zawiedziony, że nie mogliśmy obserwować wojska z Dorne w walce). Bronn i Jaime mieli sporo szczęścia, ciekawe, czy staną się teraz zakładnikami Daenerys. To byłoby świetne, zobaczyć w tym kontekście spotkanie i rozmowę Tyriona i Jaimego oraz to, na ile Cersei zależy na bracie i co byłaby gotowa poświęcić, by go uwolniono.


Wygląd starć to jednak nie wszystko i muszę wypunktować mało wiarygodną specyfikę bitew. Przede wszystkim zbyt dużo tutaj zasadzek i ataków z zaskoczenia, a przecież mówimy nie o małych oddziałach, tylko wielkich kolumnach wojska. Wygląda na to, że nikt w Westeros nie korzysta ze zwiadowców, skoro ruchy wrogich armii są zagadką. Zwłaszcza rzuca się to w oczy w przypadku Daenerys, która mogłaby na smokach całkowicie bezpiecznie obserwować, gdzie znajdują się oddziały Lannisterów. I twórcy znowu nieco przeszarżowali z czasem, skoro w jednej scenie obserwujemy matkę smoków, która dopiero co dowiaduje się o zajęciu Wysogrodu, a w następnej atakuje wracające stamtąd wojska Jaimego. Rozumiem, że na grzbiecie Dracarysa taka odległość to pestka, ale kiedy przepłynęła tam cała kawaleria Dathraków? I wiecie co byłoby świetne? Gdyby czasem podczas przemarszów wojsk pojawiała się mapa świata, na której te ruchy byłyby zaznaczone. Można by wtedy bardziej zorientować się co do umiejscowienia konkretnych twierdz i odległości między krainami. Wielka szkoda, że twórcy o tym nie pomyśleli lub właśnie przez dość swobodną interpretację tych odległości świadomie z tego zrezygnowali.

Znowu zaciekawiły mnie takie niepozorne, budujące klimat sceny, które może nie wydają się istotne, patrząc na skalę tego sezonu i szalejącej wojny: spotkanie Littlefingera z Branem i jego prezent dla chłopca – tajemniczy sztylet, którym próbowano go zabić. W pewnym momencie Bran mówi Littlefingerowi, że chaos to drabina – są to słowa samego Littlefingera, wypowiedziane kilka sezonów temu w rozmowie z Varysem (możecie posłuchać jej TUTAJ). Lubię takie małe smaczki. Kolejną taką sceną była walka Aryi z Brienne. O ile samo przybycie najmłodszej panny Stark do Winterfell nie podobało mi się jakoś szczególnie i brakowało mi w tym czegoś, tak starcie z wojowniczką, która przysięgła ją chronić, było niezwykle ciekawe. Szczególnie, kiedy ta zapytała, kto nauczył Aryię tak walczyć. A na koniec wymiana spojrzeń między Aryią a Sir Baelishem. Nie mogę się doczekać, aż utną sobie pogawędkę. I na koniec to, na co ostatnio zwróciła uwagę Sylwia, mianowicie znowu wracamy do zagadkowej ciekawości Cebulowego Rycerza osobą Missandei i jej pochodzeniem. Nie posądzałbym Sir Davosa o działanie w złej wierze, więc coś musi być na rzeczy. Czy doradczyni matki smoków coś ukrywa? Macie jakieś teorie na ten temat?

Mateusz Cyra: Jeden z najkrótszych (o ile nie najkrótszy) odcinków serialu Gra o Tron poza wspomnianą już długością nie ustępuje poprzednim absolutnie w niczym. Powiem więcej – to jeden z tych odcinków, które znajdują się w ścisłej czołówce jednych z najlepszych epizodów, które mieliśmy okazję do tej pory obejrzeć. Przez wiele sezonów widzowie narzekali, że w serialu traktującym o wielkiej wojnie samych walk jest jak na lekarstwo. A tu proszę – praktycznie piętnaście minut akcji to czysta walka, w dodatku fenomenalnie nakręcona i trzymająca w niezwykłym napięciu. To telewizyjny majstersztyk, który widz ma ochotę przewijać i oglądać ponownie, potem jeszcze raz i tak w kółko. Chyba pierwszy raz w historii serialu nie wiedziałem, komu mam kibicować i co rusz łapałem się na myśli, że w tym konflikcie nieistotne dla mnie jest, kto ma racje i komu należy się ten przeklęty tron. Ja po prostu chcę, żeby Deanerys, jej smok, ale również Bronn i Jaime przeżyli i nic im się nie stało! Świetne zagranie ze strony twórców, bo zestawiono w tym starciu wszystkich bohaterów, których można i chce się lubić. Dodatkowego dreszczyku dodaje obecność Tyriona, z którego perspektywy również obserwujemy krajobraz bitwy, a jego komentarz zdaje się być naszym. Dlatego sama bitwa jest najlepszym, co zdarzyło się w tym sezonie.

Odnosząc się jednak do słów mojego imiennika – nie sposób nie przyznać Ci racji, że zastosowano tu nieco drażniące skróty, ale nie jest to w zasadzie nic nowego w tym serialu. Pewne granice czasu i przestrzeni są traktowane przez twórców w sposób “umowny” i żaden z nas tego nie zmieni. Co nie znaczy, że ich bronię! Mnie też średnio odpowiadają takie zabiegi, bo w niektórych tego typu sytuacjach trudno o wiarygodność, a świadomość widza, że ktoś poszedł na skróty, psuje nieco efekt końcowy. Mapa świata, na której ukazane byłyby ważniejsze bitwy, przemarsz wojsk, lokalizację najważniejszych pionków w grze byłaby zdecydowanie genialnym rozwiązaniem, ale uważam, że nigdy nic takiego się nie pojawi, ponieważ odebrałoby to swobodę, którą w tym momencie dysponują twórcy. A znając życie przeciwnicy takiego rozwiązania w moment krzyknęliby “przecież jest mapa świata! Wiecie gdzie znajdują się najistotniejsze miejsca, wysilcie się sami!”

Podobał mi się w tym odcinku Jon Snow. Jak przez większość czasu jest to persona odrobinę mnie drażniąca, tak tym razem jego wypowiedzi oraz interakcje z innymi bohaterami wypadły nad wyraz dobrze. Może to przełamanie nastąpiło tak naprawdę we mnie i zaczynam dostrzegać w bękarcie z Północy potencjał dopiero teraz, ale na ten moment to chyba jemu kibicuję najbardziej i to właśnie jego racja jest moim zdaniem najistotniejsza dla dziejów Westeros. Do tej pory waham się, czy Snow powinien klęknąć przez Daenerys i toczę wewnętrzną bitwę, czy jego upór w tej kwestii jest rzeczą dobrą czy złą.

Nie potrafię natomiast odnaleźć się w wątku Starków. Jakoś to zjednoczenie rodzeństwa jest dla mnie nienaturalne, dziwne i odarte z emocji. Zakładam, że to, co widzimy na ekranie, to zamierzony efekt, i czemuś tak chłodne relacje dzieci Neda mają służyć. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że Arya, Sansa i Bran byli ciekawszymi postaciami gdy byli rozdzieleni. Rozumiem, że każde z nich swoje przeżyło i była to droga przez piekło na ziemi, co zresztą siostry zdążyły już sobie powiedzieć, dlatego ich relacja jest naznaczona brzemieniem przeszłości, ale gdzieś między nimi jest pustka, której nijak nie da się wypełnić i mi osobiście trochę to przeszkadza. Dodatkowo niezwykle irytuje mnie Bran, czy też raczej Trójoka wrona i ta jego tajemniczość, mówienie półsłówkami, skamieniałe oblicze i to bijące od niego wrażenie wyższości. Nie wiem, czy jest to kwestia złego aktorstwa, czy właśnie dobrego, ale wolałbym, żeby albo ten wątek rozwinąć i odpowiedzieć widzowi na kilka fundamentalnych pytań, albo żeby Bran pojawiał się na ekranie jak najrzadziej.

Przemek Kowalski: No i wreszcie się zaczęło! Co prawda już w poprzednim – trzecim odcinku, otrzymaliśmy od twórców najpopularniejszego serialu na świecie próbkę bitewnych możliwości, kiedy to Nieskalani podbijali Casterly Rock, jednak w kontekście omawianego właśnie odcinka czwartego, szturm z poprzedniego epizodu można nazwać jedynie rozgrzewką.  Tym razem wszystko odbyło się z większą pompą, ale o tym za chwilę.

Generalnie akcja toczyła się zaledwie w dwóch miejscach – w Winterfell oraz pod Wysogrodem. Zaczniemy od lordów Północy, gdzie pomijając biednego Rickona, o którym nikt już nie pamięta (czy kiedykolwiek pamiętał?) rodzeństwo Starków zbiera się w komplecie, choć zebrać nie może.Do domu powróciła Arya, pokazując przy okazji kilka sztuczek, dzięki którym – jak widzieliśmy – pokonałaby Brienne bez trudu. I w zasadzie to tyle, co można by powiedzieć o Północy, gdyby nie jeden irytujący szczegół, któremu na imię Bran. Każdy dialog z jego udziałem to kwintesencja drewna (może dlatego, że tyle się nasiedział pod tym drzewem?). Jest tak drętwy, że sceny, w których występuje, oglądam z zaciśniętymi zębami. Poważnie. Tak na marginesie dodam tylko, że nie mogę się doczekać momentu, w którym Arya i Brienne znów zobaczą się z Ogarem .

A skoro już jesteśmy przy spotkaniach, to przenosimy się do Wysogrodu, pod którym to spotkali się Daenerys oraz Jaime Lannister i muszę przyznać, że oglądałem to z dziwną mieszanką fascynacji i podekscytowania. Jest tak, że niektóre postaci z Gry o tron, mimo że początkowo są od siebie oddalone na tyle, ile tylko można i „znają się ze słyszenia”, wiadomo, że w końcu się spotkają, np. Danny i Snow. Tutaj mieliśmy dwoje istotnych dla sagi/serialu bohaterów, których spotkanie przyznam, że mimo wszystko mnie zaskoczyło. Jak w ogóle do owego spotkania doszło? Ano tak, że nasza ukochana Wyzwolicielka z okowów postanowiła działać własnymi, sprawdzonymi metodami i nie patyczkując się, uzbrojona w armię Dothraków oraz dzielnego smoka Drogona ruszyła na niczego niespodziewających się Lannisterów. Oj, było efektownie!

Nie wiem nawet za bardzo, jak to opisać poza prostym, acz trafiającym w punkt: GENIALNE! Wreszcie smok w akcji, a co za tym idzie pokaz ogromnej siły, jaką dysponuje Daenerys. Kapitalne ujęcia palonych żywcem kolejnych Lwich oddziałów, palce lizać! Zacieram rączki na starcie w Królewskiej przystani, gdzie jak mniemam, smoków będzie o dwa więcej, a i przeciwnicy lepiej przygotowani, gdyż jak się okazało i smoka można zranić. Biedny Drogon otrzymał całkiem solidny strzał na klatę. Rzecz jasna nic mu się nie stało, jednak gorzej, gdyby strzał było kilka.

Na dokładkę otrzymaliśmy elegancki cliffhanger w ostatnich sekundach odcinka, z Jaimem w roli głównej. Co stanie się dalej? Trudno powiedzieć, jednak już teraz nie mogę się doczekać kolejnego spotkania za tydzień. Jednocześnie gdzieś w oku kręci się łezka związana z faktem, że pozostały nam w tym roku jeszcze zaledwie trzy odcinki .

Pomimo być może skromnego opisu (to chyba przez te emocje) uważam The Spoils of War za kolejny świetny epizod, czyli już czwarty taki w tym sezonie, i o ile nie wszystkie nagrody przemysłu filmowego za poprzednie odsłony Game of Thrones były zasłużone, tak tym razem prawdopodobnie ekipa GoT zgarnie wszystko i nie będzie to żadną przesadą… no chyba, że statuetkę za aktorstwo zdobędzie Bran.

Sylwia Sekret: Kiedy tak mówicie o tym, że powinna być jakaś mapa, na której zaznaczone by były szlaki naszych bohaterów i droga, jaką musieli pokonać do bitwy czy ostatecznego spotkania z wrogiem, przypomina mi się scena z Disneyowskich Nowych szat króla, kiedy to podczas pościgu bohaterowie wyciągają właśnie taką mapę, na której dwoma różnymi kolorami oznaczono szlak jednych i drugich, przy czym wynik pościgu i tak okazał się inny niż wskazywała mapa, a jedna z postaci stwierdza: Jak dla mnie… to bez sensu. Koniecznie zajrzyjcie TUTAJ i wyobraźcie sobie, jak taki zabieg wyglądałby w Grze o tron. I choć niektóre wędrówki wojsk i bohaterów właśnie tak się przedstawiają, to nam jako widzom nie pozostaje nic innego, jak tylko przymknąć na to oko i z podziwem oglądać kolejne odcinki 7 sezonu, który nieuchronnie prowadzi do upadku którejś z kobiet – Cersei bądź Daenerys.

Mateusz zastanawia się, czemu Jon tak upiera się przy swej dumie i nie chce kleknąć przed Matką Smoków i czemu ma to służyć… Równie dobrze jednak można zastanawiać się, czemu Daenerys tak się upiera, by Jon przed nią klęknął, zwłaszcza teraz, kiedy zdaje się, uwierzyła mu, że jest zagrożenie większe niż obcięta na pazia blond królowa. Jeśli jednak zwrócimy uwagę na słowa Cebulowego Rycerza skierowane do Jona w tym odcinku, może okazać się, że była to ironia losu utkana przez scenarzystów, kiedy to ostatecznie Daenerys klęknie przed Jonem. Pozostaje pytanie – czy kazirodztwo bez jego świadomości to nadal kazirodztwo? Teraz przyszła mi do głowy jednak jeszcze głupsza teoria… a co, jeśli Jon od samego początku (serialu, nie swojego) doskonale wie, kim jest i kim byli jego rodzice? Może ostatecznie to decyduje o tym, że tak upiera się, by nie klęknąć przed swoją…. hm, ciotką, tak? Już się pogubiłam. Może Ned wyjawił mu któregoś dnia prawdę? A skoro już jesteśmy w tym temacie, to zawsze dziwiło mnie, dlaczego Eddard Stark nigdy nie wyjawił swojej żonie prawdy o pochodzeniu Jona. Nie patrzyłaby na niego z taką nienawiścią i traktowałaby zdecydowanie lepiej, a fakt tego, że wie przecież niczego by nie zmienił… Chyba że była to po prostu jedna z szeregu głupich decyzji Neda.

Bran wkurza i to jest fakt, któremu po prostu nie da się zaprzeczyć. Słusznym natomiast wydaje się pytanie, czy jest to właśnie fakt dobrego czy złego aktorstwa. Trójoka Wrona i kaleki chłopiec w jednym muszą tacy być, czy po prostu aktor, który wciela się w Brana, nie potrafi inaczej? Co do spotkania tej trójki i wielkim powrocie naszej małej wojowniczki do Winterfell – faktycznie ich spotkanie po latach wypadło jakoś sucho i nienaturalnie, ale tak jak zauważył Mateusz i same Starkówny – wszyscy sporo przeszli. Wydaje mi się, że scenarzyści właśnie tak chcieli to pokazać. Ani Sansa, ani Arya, ani Bran nie są już tymi dziećmi czy nawet ludźmi, którymi byli, kiedy ostatni raz widzieli się w trójkę. To nie chodzi o to, że się zmienili, bo przeżyli okropne rzeczy. To są już zupełnie inne osoby i wydaje mi się,  że stąd ten chłód. Trzeba pamiętać również, że Arya i Bran kiedy ostatni raz widzieli się z rodzeństwem, byli praktycznie dziećmi, a teraz to już młoda kobieta i młody mężczyzna… którzy w swoim towarzystwie nie czują się komfortowo, bo się nie znają i nic o sobie nie wiedza, jednocześnie mając w pamięci obraz dawnych siebie. Któryś z Was zwrócił uwagę na wymianę spojrzeń między Aryą a Petyrem po walce z Brienne. Ja natomiast zwróciłabym raczej uwagę na reakcję Sansy – najpierw z zaciekawieniem przyglądała się walczącej siostrze, później jakby z niedowierzaniem, by na koniec odejść w tłumionym gniewie… A Arya spojrzała na odchodzącą Sansę chyba ze smutkiem i rozczarowaniem. Spodziewała się pochwał, tego, że siostra będzie z niej dumna…. Natomiast ruda, kiedy zobaczyła, że lista Aryi to nie wymysł dzieciaka, lecz zadanie, do którego ta się przygotowała – pewnie wystraszyła się, że znów straci siostrę. Myślę, że dziewczyny czeka wielka kłótnia i rozstanie w gniewie właśnie z tego powodu.

Daenerys i jej walka z armią Jaimego – to było imponujące, naprawdę. Ja jednak cały czas trzymałam kciuki, żeby smokowi nic się nie stało… No cóż… ludzie Cersei już pokazali, że krzywdzą zarówno mężczyzn, jak i kobiety (także te starsze), a nawet dzieci…. teraz okazało się, że także zwierzęta. Zastanawiam się tylko, skąd ta broń na smoki znalazła się właśnie tam? Byłam pewna, że ma ją Cersei…. Chyba że jest ich kilka. W każdym razie teraz królowa straciła przewagę, jaką miał być element zaskoczenia – Daenerys wie już, czego ona i jej smoki mogą się spodziewać. Jednak najlepsza scena to była chyba ta, kiedy Jaime biegł by wykończyć Daenerys i jej smoka, a Tyrion wbrew całej nienawiści i całemu żalowi, jakie ma prawo żywić do brata, szeptał pod nosem: Uciekaj, idioto, uciekaj! Ten moment świetnie pokazuje to, co w sumie rzadko kiedy zaznaczają filmy czy książki – że czasami życie płata takiego figla, że podczas wojny, po dwóch stronach barykady stają naprzeciw siebie znajomi, przyjaciele, członkowie rodziny….

Podobało mi się również to, że twórcy pokusili się w pewnym sensie o personifikację jednego ze smoków Daenerys. Bowiem w momencie, kiedy już upadł, z nienawiścią i, co ważne, pełną świadomości zawiścią i żądzą zemsty zniszczył to, co go raniło. Zachował się dokładnie tak jak człowiek, który mści się na przedmiocie, bo ten zrobił mu krzywdę. Myślę, że to może i takie byle co, ale w efekcie również może być ważne, bo nie dość, że wiemy już, iż smoki są wierne Daenerys, to teraz w dodatku mamy także świadomość, że są to stworzenia, którym być może bliżej do ludzi niż zwierząt. A to może być kolejny element przewagi Wyzwolicielki z Okowów. Tym bardziej że za Zrodzoną z Burzy ludzie i smoki idą z wiarą i z własnej woli, natomiast popleczników Cersei prowadzi jedynie strach, ślepa przysięga lub nadzieja na to, że im się to zwyczajnie opłaci. Nie mnie oceniać, ale zazwyczaj historie pokazują, że to, co prowadzi armię Daenerys, wyzwala więcej siły.

The Spoils of War uważam za świetny odcinek, który w swojej końcówce genialnie trzymał w napięciu, głównie przez to, o czym wspomniał Mateusz – to nie była typowa walka między dobrymi i złymi, podczas której widz doskonale wiedział, komu kibicować… Bo Jaime i Bronn to postaci, które przez sezony były tworzone tak, byśmy żywili do nich sympatię; podobnie z Tyrionem i Daenerys. No cóż… walka nie zawsze toczy się między dobrem a złem. Kto wie, może ta walka między dwiema stronami konfliktu, podczas której nie mieliśmy komu kibicować (poza smokiem – wypowiadałam na głos błaganie, by smokowi nic się nie stało), to taka przygrywka do wojny z prawdziwym złym, do której wszyscy będą się musieli zjednoczyć. Jednak aby to się stało, Cersei będzie musiała umrzeć. Nie widzę bowiem innego wyjścia. No cóż… pa, pa… królowo.

Serial Gra o tron można oglądać na kanałach HBO i w serwisie HBO GO

The Spoils of War

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Mateusz Norek

Z wykształcenia polonista. Zapalony gracz. Miłośnik rzemieślniczego piwa i nierzemieślniczej sztuki. Muzyczny poligamista.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *