królowa

Harda Pani do końca swych dni – Elżbieta Cherezińska – „Królowa” [recenzja]

W końcu, parę miesięcy po Hardej, nadszedł czas na Królową. Nie będę ukrywał, że mam słabość do twórczości Elżbiety Cherezińskiej, lecz z drugiej strony moim recenzenckim obowiązkiem jest wypunktowanie wad i niedostatków powieści. Nic z tego, nie w tym przypadku, chociaż do ideału sporo brakuje. Królowa utrzymuje poziom Hardej i na konto Elżbiety Cherezińskiej należy wpisać kolejną, dobrą powieść.

Fabuła Hardej zatrzymała się na roku 997 i od tego momentu mniej więcej zaczyna się narracja Królowej. Czytelnik z miejsca zostaje wrzucony w dwa wątki fabularne. Pierwszy to dzieje Skandynawii i zmagania o dominację nad tym obszarem między królem Norwegii, Olavem Tryggvassonem, a królem Danii, Svenem Widłobrodym. W to wszystko włącza się targana namiętnościami Świętosława – polska księżniczka i żona Svena, a wdowa po władcy Szwecji, Eriku. Jej serce faktycznie należy do Olava i sama Świętosława ani przez chwilę nie może o nim zapomnieć, nawet pomimo faktu, że Olav perfidnie ją zdradził, przy okazji spiskując przeciw Svenowi. Niezłe pomieszanie, prawda? Od tego momentu akcja strzela z bicza i jesteśmy świadkami zaskakujących rozwiązań i twistów fabularnych, które Cherezińska umiejętnie łączy z historyczną prawdą, lecz w szczegółach daje popis własnej wyobraźni. Druga nić fabularna to dzieje Bolesława Chrobrego i chociaż z początku powieści wydaje się on postacią drugoplanową, to z czasem staje się on równy Świętosławie. Cherezińska wyraźnie kontynuuje wątki porzucone na końcu Gry w Kości i nie będę ukrywał – bardzo mnie to ucieszyło.

Mocniejszy akcent na przedstawienie historii Polski powoduje, że Królową momentami czytałem z większą uwagą niż Hardą. Co więcej mogę dodać? To, że choć początkowo dziwiłem się, dlaczego autorka podzieliła swoją opowieść na dwa, oddzielne tomy, to ostatecznie odnalazłem sens takiego rozwiązania. Przecież równie dobrze story o Świętosławie mogłaby się zmieścić w jednym, ponad tysiącstronicowym tomisku. Nie wiem, czy to spowodowane było względami czysto komercyjnymi, czy sobie tak autorka od razu zaplanowała, moim zdaniem był to strzał w dziesiątkę, inaczej bowiem pewne wady powieści skumulowałaby się ze zdwojoną siłą.

Jakie to wady? Podczas lektury Królowej dotarło do mnie, że powieść jest prowadzona dosyć schematyczne i niestety poszczególne sceny, ze względu na swojej podobieństwo, lubią się zlewać w całość. Mam wrażenie, że gdyby nie mnogość fabularnych zwrotów, myślałbym, że akcja powieści ogranicza się do wielkich hal grodów władców, statków płynących po Bałtyku, obozowisk wojsk i oczywiście dzieje się również w królewskich/książęcych alkowach. I gdyby sama w sobie fabuła była nudna, dialogi drętwę, a język przesadnie przeładowany staropolszczyzną, to miałbym duży problem z przebrnięciem przez Królową. Nie rozumiem krytyków Cherezińskiej, którzy utyskują na to, że jej bohaterowie posługują się współczesną polszczyzną. Całe szczęście, że autorka nie kombinuje z językiem, bo sądzę, że narracja i język powieści mogłyby przybrać wówczas groteskową formę.

Nie będę ukrywał, że od książek Elżbiety Cherezińskiej oczekuję dobrej zabawy, wartkiej fabuły i postaci historycznych przedstawionych na łamach powieści jako osoby z krwi i kości, pozbawione akademickiego sznytu – znanego mi z opracowań naukowych. I to otrzymałem na kartach Królowej. Jestem pod wrażeniem tempa wydawniczego autorki i tego, że ani trochę nie schodzi poniżej dobrego, solidnego poziomu. Liczę, że tak będzie w przyszłości, szczególnie że niecierpliwie czekam na kolejny tom cyklu Odrodzone Królestwo.

 Fot.: Zysk i s-ka

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *