Historia pewnego nieporozumienia – Simone De Beauvoir – „Pewnego razu w Moskwie” [recenzja]

Problem Nicole i André, pary francuskich emerytów, polega na tym, że nie są ze sobą do końca szczerzy. Mimo że stanowią – tak przynajmniej wydaje się czytelnikowi – szczęśliwe małżeństwo, okres starości przyniósł im parę bolączek i wątpliwości,  którymi nie chcą się dzielić z właścicielem bliźniaczej obrączki. Trochę ze strachu, trochę ze wstydu; może się boją, że w oczach innych wyjdą na starych tetryków, którzy na wszystko narzekają. Chcą wciąż o sobie pamiętać jako o ludziach młodych i mających jeszcze przed sobą wiele lat życia. Stwarzają między sobą pozory, że wszystko jest w porządku, ale już na pierwszych stronach Nicole ponuro zauważa, że już nie rozmawiają ze sobą w środkach komunikacji – każde z nich odgradza się książką lub gazetą. To jedna z pierwszych spraw, które przez tę niemal stustronicową powieść będą sobie w myślach wytykać małżonkowie. 

Przyczyną cichego kryzysu w małżeństwie jest podróż pary do Moskwy, gdzie mieszka córka André z pierwszego małżeństwa, Masza. Młoda kobieta jest kolejnym powodem do niemych utyskiwań Nicole, która mimo że darzy dziecko swego męża szczerą sympatią, bardzo szybko ma dosyć jej towarzystwa oraz pobytu w ZSRR. Miesięczna wycieczka jest również pretekstem do porównywania przez Nicole i André dwóch okresów wspólnego życia, nie tak zresztą od siebie odległych. Obecna podróż, mająca miejsce w 1966 roku, chcąc nie chcąc, zmusza francuską parę do przypomnienia sobie podobnej wizyty w Moskwie w 1963 roku. Mimo trzech lat różnicy Nicole i André czują, że coś się między nimi zmieniło. Zmienił się również kraj, do którego przybyli – zauważają zwiększenie się ruchu samochodowego na ulicach, zamknięte stare lokale i otwarte nowe, czy też absurdalne przepisy, utrudniające obcym przemieszczanie się po Związku Radzieckim (swoją drogą, intrygujące jest, że Simone De Beauvoir pozwoliła sobie na krytykę sowieckiego państwa – spodziewać się można było po niej raczej zachwytu lub chociaż przekonania o słuszności komunistycznego ustroju). Detale, które zauważają w rosyjskich miastach i w sobie samych, sprawiają, że tłumiony kryzys między nimi narasta, aż w końcu dochodzi do kulminacji i eksplozji uczuć, które zmierzają do upadku ich związku. Simone De Beauvoir stawia swoich bohaterów pod ścianą, a czytelnik ma okazję zmierzyć się z momentami irracjonalnym wręcz procesem tworzenia się niemego sporu, który tak łatwo można ugasić, ale niepotrzebnie podsycany skutkuje efektem śnieżnej kuli.

Narracja w Pewnego razu w Moskwie zgrabnie przeskakuje między myślami Nicole i André, dając okazję na szybkie spojrzenie na dany problem z perspektywy głównych bohaterów dramatu. Z racji objętości, w książce Simone De Beauvoir brak szczegółowych opisów, które mogłyby przykryć główny problem powieści (co wyszło jej na dobre) – informacje, jakich potrzebuje czytelnik o świecie przedstawionym i postaciach są „w sam raz”. Oszczędne przedstawienie sylwetek Nicole i André sprawia, że nawet do końca nie wiemy, kim oni są – na przykład co robili przed przejściem na emeryturę, jest rzucone przez autorkę zdawkowo, mimochodem. Dzięki temu powieść nabiera cech uniwersalizmu – nieporozumienia i kryzysy zdarzyć się mogą w życiu każdego człowieka, a chęć przymierzenia butów francuskiej pary następuje automatycznie. Rozterki głównych bohaterów szybko stają się festiwalem niewygodnych pytań, przed którymi staje sam czytelnik: „czy ja również będę tak myślał na starość?”; „czy w tym wieku można mówić o miłości, czy już tylko o przyzwyczajeniu?”; „jak właściwie zaakceptuję schyłek życia?”. Osobiście muszę przyznać, że frapujące kwestie wieku emerytalnego Nicole i André przyprawiły mnie o nie lada zagwozdkę, gdyż w tych momentach czułem, że dotykam poważnych pytań egzystencjalnych, których wręcz się boję. To zdecydowanie najlepszy aspekt Pewnego razu w Moskwie. Bardzo spodobało mi się, w jaki sposób Simone De Beauvoir krótko i treściwie zobrazowała problem przekwitania ludzkiego życia, gdzie kwestie akceptacji i zrozumienia swojego stanu są tutaj kluczowe.

Intrygujący jest także polityczny wątek powieści, o którym również warto wspomnieć. Od razu uspokajam, że nie zdominował on książki, więc osobom stroniącym od historii i polityki nie powinien on popsuć lektury. André jako zagorzały komunista gloryfikuje Związek Radziecki, ale nie może się powstrzymać przed spostrzeżeniami, że kraj ten zboczył z „słusznej” ścieżki, którą wyznaczył Włodzimierz Lenin. Mężczyzna jest rozczarowany, że komunizm w ZSRR stanął w miejscu, a w społeczeństwie zachodzą reakcje antysocjalistyczne. Można się spierać, czy Simone De Beauvoir Czerwoną Rosję gani, czy poucza – skoro jednak przyczynkiem do powstania powieści były jej podróże do tego kraju, uznać można, że pesymistyczne wnioski André są efektem obserwacji autorki.

Pewnego razu w Moskwie na małej przestrzeni pokazuje konflikt dwójki ludzi, którzy nagle przestali się darzyć zażyłością i bezgranicznym zaufaniem. Prezentuje rozterki moralne i egzystencjalne, które kierują jednostką w momencie, gdy problemy zdają się same nawarstwiać i naprawdę niewiele trzeba, aby doprowadzić do katastrofy. Przede wszystkim książka jest jednak niepokojącym studium strachu przed starością i tego, jak sędziwy wiek zmienia człowieka. Co prawda Simone De Beauvoir sprawnie unika bezpośredniej konfrontacji ze śmiercią człowieka, ale i tak w efekcie nie sposób nie zastanowić się, czy na starość nie odczuwa się oddechu kostuchy. Pewnego razu w Moskwie porusza trudny temat i nie dla każdego będzie to łatwa podróż, ale nie można książce odmówić ciepła, które płynie przez karty powieści w jej finale: bardzo cenię sobie morał tej powieści mówiący, że warto ze sobą rozmawiać – nawet na pozornie drażliwe tematy – i szukać wsparcia w drugim człowieku.

Fot.: Prószyński i S-ka

 

Write a Review

Opublikowane przez

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *