Niewidzialne echa

Klucz do świata demonów – Tony Sandoval, Grazia La Padula – „Niewidzialne echa” [recenzja]

Śmierć ukochanej osoby na zawsze zmienia życie tego, który pozostaje żywy. Zmienia jego myślenie, jego charakter, jego postrzeganie świata. Nawet kiedy najgorsze mija, a rozpaczliwa żałoba ustępuje miejsca nigdy nieutulonemu żalowi, z którym trzeba nauczyć się żyć, zdarzą się dni bezbrzeżnego smutku, uczucia nie do opanowania i nie do pojęcia, rozrywające od środka tego, który tęskni. Upływające lata działają na otwarte rany jak antybiotyk, ale żaden lek nie sprawi, że znikną blizny, a dopóki te istnieją… rana może otworzyć się na nowo. Żałobę po ukochanej osobie nosi się do końca życia – na niektórych po latach będzie ona miała niewielki wpływ, powodując chwilę nagłej nostalgii, na innych jednak może mieć wpływ ogromny, wywracający ich życie do góry nogami…. Niewidzialne echa opowiadają właśnie taką historię.

Historia tego, jak Baltus poznał Monikę, dla jednych może być niesamowicie romantyczna, dla innych zwyczajnie tandetna. Ale się wydarzyła i dała początek pięknej miłości. On, fotograf, uchwycił ją w zwyczajnym, ale jednocześnie niezwykle intymnym momencie, kiedy wydawało się, że nikt nie wykradnie jej tej chwili, kiedy odgarnia niesforne włosy z twarzy. Przyłapany, próbuje wymyślić jakąś wymówkę, ale okazuje się, że ona, piękna kobieta, prosi go o odbitkę fotografii i spotkanie nazajutrz w tym samym miejscu. Tak zaczyna się ich historia, której finał, choć niesprecyzowany, jest tragiczny. Monika bowiem zmarła (nie wiemy, w jakich okolicznościach), pozostawiając Baltusowi swoją fotografię i wyrwę w sercu zionąca taką pustką i takim mrokiem, że po prostu musiała ona odmienić życie mężczyzny. Tak też się stało – Baltus zaczyna dysponować czymś, co trywialnie można nazwać szóstym zmysłem. Jego zdruzgotane serce i rozbita na milion kawałków dusza zaczęły słyszeć bicie serc innych ludzi, wyczuwać ich emocje, poznawać skryte myśli, a także… przewidywać pewne wydarzenia. Wiąże się to jednak z ciągłą obecnością demonów, które wyszeptują mu do ucha okropności, jakie za chwilę będą miały miejsce. To więc, co inni uważają za dar, Baltus odczuwa jako przekleństwo wiążące się z ciągłą udręką i życiem w wiecznym niepokoju.

By im uciec, opuszcza zatłoczone miasto, a także swój kraj i zaszywa się na mało zaludnionej włoskiej wyspie. Żyje tam spokojnie i w zgodzie z naturą, jedząc to, co sam wyhodował w swoim ogródku. Zna mieszkańców wyspy, a ci przychodzą do niego, kiedy potrzebny im ktoś, kto zrozumie ich uczucia ze względu na swoją nieprawdopodobnie rozwiniętą empatię. Jednak nawet tutaj, w tym pięknym, sielankowym wręcz miejscu, mężczyzna nie jest całkowicie wolny od demonów. Jest ich znacznie mniej, ale nigdy nie zniknęły całkowicie. Mimo wszystko Baltus w pewien sposób do nich przywyknął i nauczył się tolerować ich obecność w swoim życiu. Jednak teraz, po niemal dwudziestu latach od tragicznych wydarzeń, od utraty Moniki i pojawienia się demonów po raz pierwszy, ktoś wkracza w jego życie niespodziewanie, by zakłócić jego z takim trudem budowany spokój. Tą osobą jest Angie, dziennikarka, która odszukała Baltusa, ponieważ pisze ona artykuł o szóstym zmyśle, a doszły ją słuchy, że on właśnie ów dar posiada. Mężczyzna jest jednak nieugięty i choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to, co posiadł Baltus, nie jest zwyczajną intuicją, ten uparcie twierdzi, że to jedynie nieco większa niż u innych wrażliwość.

Kiedy Angie wysyła mu zaproszenie na galę, na której wręczona ma jej być nagroda za wspomniany artykuł, mężczyzna wbrew sobie postanawia pierwszy raz od wielu lat opuścić swój zaciszny zakątek i zmierzyć się wielkim Nowym Jorkiem i tłumem ludzi, spośród których każdy jest nosicielem potencjalnego demona, którego może dostrzec Baltus. Samotnik czuje jednak, że oto nastał czas, kiedy musi coś zmienić w swoim życiu, ostatecznie uporać się z przeszłością, położyć kres wspomnieniom i lękom – i czuje, że wyprawa do Nowego Jorku będzie do tego pierwszym krokiem. Chyba jednak nie spodziewał się, że aż tak wielkim. To, bowiem, co wydarzy się od momentu opuszczenia przez niego wyspy, przejdzie jego najśmielsze oczekiwania – będzie musiał zmierzyć się ponownie nie tylko ze stratą Moniki, która wciąż tkwi w jego sercu, ale także z ponownym przyspieszonym biciem jego serca, z ponowną żądzą i radością z drobnych spraw, których doświadczamy codziennie, przebywając wśród innych ludzi. Czy historia Baltusa ma szansę na szczęśliwe zakończenie? No cóż, szczęście to pojęcie względne, a im dłużej cierpimy, a cierpienie to jest trudno wytłumaczalne i wyobrażalne dla osób postronnych, tym owo szczęście może się różnić od tradycyjnego pojmowania tego słowa…

Niewidzialne echa są przepiękną, metaforyczną, ale i dosłowną opowieścią o spustoszeniu, jakie w człowieku sieje strata ukochanej osoby. To zachwycająca wizualną stroną historia poradzenia sobie z żałobą, która nigdy nie mija. To przypowieść o tym, jak czyjś brak potrafi zmienić życie i postrzeganie świata. Jednak kwestią równie kluczową, co żal i tęsknota za umarłymi, jest tutaj istnienie drugiego, nienamacalnego świata, tak charakterystycznego dla Tony’ego Sandovala. Świata demonów, zjaw i alternatywnej rzeczywistości, do której dostęp mają tylko nieliczni, a który potrafi wpłynąć na naszą. Inny wymiar jest tak blisko, że w zasadzie styka się z naszym światem, jednak tylko wybrani mają tak wysoko rozwiniętą wrażliwość, że są w stanie go dostrzec, wyczuć i usłyszeć jego echa. Baltus ten “dar” otrzymał jako skutek uboczny rozpaczy po śmierći ukochanej. Tak mocno wsłuchał się we własny smutek i żal, tak dogłębnie zatracił się w żałobie i nostalgii, tak uparcie wsiąkał w świat doznań, emocji i wrażeń, że stał się niemal jego interpretatorem. Powracając do rzeczywistości, nie potrafi być tym samym mężczyzną, co przedtem. Jego własna rozpacz otworzyła mu drzwi do świata uczuć i przyszłych wydarzeń. Czy jednak znaczy to, że będzie miał na nie wpływ?

Historia opisana w Niewidzialnych echach jest równie piękna, jak i smutna. Choć “smutna” to słabe, błahe określenie, które nie oddaje w pełni tej przerażającej jamy rozpaczy, w jakiej zamieszkał Baltus, a która rozwinęła w nim nieprawdopodobne zdolności. Razem z nimi otrzymał klucz do świata demonów, które – choć słowo to ma konotacje negatywne – same w sobie nie są przecież złe… one po prostu niosą złą nowinę, są personifikacją wszystkiego tego, czego nienawidzimy w naszym życiu i na świecie. Są metaforą bólu, cierpienia, straty, śmierci, tragedii, wypadku, tęsknoty, zdrady, samotności, opuszczenia, żałoby… Wydaje nam się, że to, co dzieje się w naszym świecie, nie wydostaje się poza jego ramy, ale skąd ta pewność? Być może są jeszcze inne światy, równoległe i równoznaczne… tak samo ważne i prawdziwe?  A echa wszystkiego, co czynimy i co czujemy, odbijają się zarówno w naszym, jak i w innych. A może zło, które nas spotyka, jest jedynie echem wydarzeń z tych innych światów…? Do takich i wielu innych refleksji zmusza lektura komiksu autorstwa Tony’ego Sandovala i Grazii La Paduli.

Pełen nostalgii i smutku, ale także nierzeczywistości scenariusz potrzebował, aby wywołać w czytelniku zamierzone wrażenie, odpowiedniej oprawy w postaci rysunków i dobrze dobranych barw. Pod tym względem Grazia La Padula spisała się wyśmienicie, a jej dzieła dopełniają historię spisaną przez Sandovala w absolutnie każdym calu. Twarze bohaterów – choć w sposób oczywisty nierzeczywiste, a rysunkowe, co artystka osiągnęła poprzez duże głowy zakończone spiczastymi lapidarnymi brodami – są nie tylko piękne, ale także niezwykle czytelne pod względem kłębiących się w postaciach komiksu emocji. Szeroko rozstawione oczy Baltusa i innych bohaterów potrafią wyrazić ogrom emocji, co z kolei powoduje, że czytelnik ma większą możliwość utożsamienia się z nimi, zrozumienia ich cierpienia i lęków. Dzieła La Paduli, zdobiące kolejne plansze, są niezwykle baśniowe, a obcowanie z komiksem Niewidzialne echa to wizualna uczta, która nie nudzi nam się ani na chwilę. Bogata i szczupła kreska uwypukla i urzeczywistnia zarówno włosy powiewające na wietrze, jak i uruchamiające się pod wpływem emocji zmarszczki na twarzach bohaterów. Również pejzaże stanowiące tło dla opowieści zostały wspaniale nakreślone. Artystka rewelacyjnie oddała kontrast pomiędzy malowniczością i spokojem wyspy a zatłoczonymi ulicami wielkiego miasta. Otwarte przestrzenie i jasne kolory przywodzące na myśl przejrzystość i świeże powietrze ustępują w odpowiednim czasie miejsca ciemniejszym, bardziej szarym barwom i ciasnym, momentami klaustrofobicznym kadrom, których akcja rozgrywa się w Nowym Jorki… lub w umyśle Baltusa, podczas jego demonicznych wizji. Niesłychane stwory i zwidy mężczyzny (a może po prostu widok przez uchylone drzwi, za które zwykli ludzie nie mają dostępu?), niemal każdorazowo tajemnicze, mroczne i niepokojące również genialnie przedstawiła rysowniczka, która zdaje się doskonale rozumieć zamysł i zmysł Sandovala. Porównując rysunki La Paduli z dziełami, które zdobią Węża wodnego, można odnieść wrażenie, że ci dwaj artyści funkcjonują w tym samym estetycznym świecie wrażeń i doznań przenoszonych na strony komiksu za sprawą talentu.

Niewidzialne echa to zdecydowanie jeden z tych komiksów, które na długo zapadają w pamięci, które wywołują głębokie, palące wręcz uczucia – od strachu poprzez wzruszenie, na zrozumieniu kończąc. Mając na względzie bogactwo treści i to, jak wspaniale scenariusz – podejmujący tak niełatwe tematy – współgra z ilustracjami, można porównać dzieło Sandovala i La Paduli do Równonocy tudzież Portugalii Cyrila Pedrosy, jak również do Codziennej walki Manu Larceneta. Słowem – to ten typ komiksu, który zachwyca na każdym poziomie i sprawia, że czytelnik odczuwa dumę, mając go przed oczami i obcując z nim. Niewidzialne echa to dzieło, które choć zostało zamknięte w formie wciąż niedocenianej, przekazuje o wiele więcej niż niejedna, pretendująca do miana ambitnej powieść w tradycyjnej odsłonie. Jego zakończenie – w zasadzie jedyne słuszne – udowadnia, jak mądrym scenarzystą jest Sandoval i jak empatycznie podchodzi do swoich bohaterów.

Tony Sandoval i Grazia La Padula stworzyli komiks, który przenosi nas w zupełnie inny wymiar, oferując opowieść tak mocno osadzoną w naszej rzeczywistości, a jednak tak zgrabnie się jej wymykającą. Rysunki zachwycają i cieszą oko, a historia wciąga i pozwala współodczuwać z głównym bohaterem, Baltusem. Znajdziemy tu zarówno piękno życia i wspaniałe widoki, jak i widmo śmierci, straty i związaną z nimi żałobę, a także rozpacz. Wszystko to zostało natomiast opatulone wspaniałą oprawą w postaci twardej okładki z niesamowitą przyciągającą w magiczny wręcz sposób wzrok grafiką. Nie sposób o Niewidzialnych echach powiedzieć złe słowo, tak jak nie sposób będzie o nich szybko zapomnieć.

Fot.: Timof i cisi wspólnicy

Niewidzialne echa

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *