Nowy lepszy świat

Na pewnych nogach – Akurat -„Nowy Lepszy Świat” [recenzja]

Po czterech latach od albumu Akurat Gra Kleyffa i Jedną Kelusa, po solowym projekcie Piotra Wróbla i po debiutanckim albumie zespołu The Polish założonego przez Wojciecha Żółtego, ekipa z Bielska-Białej powróciła z najnowszym krążkiem zatytułowanym Nowy Lepszy Świat. Czy poprzez tytuł należy upatrywać się analogii do powieści Aldousa Huxleya, która weszła już do kanonu literatury światowej? Czy ten lepszy świat, o którym śpiewają artyści to również jedynie utopijna wizja, do której doprowadzenie finalnie kieruje świat ku antyutopii? Odpowiedź nie musi być jasna, bo zespół, jak to ma w zwyczaju już od lat (w 2015 roku Akurat obchodził 20-lecie działalności muzycznej), tworzy teksty niekiedy proste, niekiedy naładowane symboliką, ale zawsze są to liryki o czymś, których zrozumienie nigdy nie musi być jednoznaczne. A chyba o to chodzi w dobrym i ponadczasowym tekście. Do tych naprawdę – powiedzmy to już na wstępie – świetnych tekstów dochodzi muzyka. Jaka jest? Jak współgra z treścią? Czy zespół zaskakuje, tak jak obiecywały to wszystkie zapowiedzi? Czy muzycy nie odcinają kuponów? Jak na album zareagował wieloletni fan? Fan, fan, fan, fan… fan, fan, fan, fan…

O płycie było głośno, bo udostępniony jakiś czas przed premierą albumu singiel wraz z teledyskiem Nowy Lepszy Świat okazał się czymś faktycznie zupełnie innym, niż zespół proponował swoim słuchaczom do tej pory. I choć pierwsze nuty mogą wprawić w przerażenie kogoś, kto – tak jak, dla przykładu, żeby nie szukać daleko, ja – ucieka jak najdalej od elektronicznych brzmień, to kiedy do głosu dochodzi reszta instrumentów, zwłaszcza sekcja dęta, i wokal, okazuje się, że tytułowy utwór to istny strzał w dziesiątkę – nie tylko świetny wybór na rozpoczęcie i promocję płyty, nie tylko rewelacyjny start na nowej muzycznej drodze, ale bardzo dobry kawałek w ogóle. Nowy Lepszy Świat wpada w ucho i bardzo długo nie można się od niego uwolnić. Świetna rytmika i dźwięki, które przywodzą na myśl jakieś kosmiczne wyprawy, schodzą jednak na dalszy plan, kiedy przychodzi nam zapoznać się z tekstem. A ten jest z jednej strony – nie oszukujmy się – dość prosty; nie ma tu metafor chwytających miłośnika poezji za gardło, nie ma skomplikowanych językowych zabiegów, których nie powstydziłby się Białoszewski czy Barańczak. Ale prostota i celność, jakie towarzyszyły przy wyborze tych słów, sprawdziły się tak dobrze, że dodatkowe środki stylistyczne mogłyby jedynie zakłócić odbiór, uczynić z tego utworu kawałek przerysowany, będący przerostem formy nad treścią. A treść jest ważna i poważna, jest czymś, o czym (mam nadzieję) rozmyśla na co dzień wielu z nas, ale nie jest to temat ani do porannej kawy, ani do wieczornej lampki wina. Akurat śpiewa: gdyby na chwilę wystrzelić w kosmos/ to co nienawiść tłumaczy miłością/ to co nie widzi zalet oprócz wad/ powstałby tu nowy i lepszy świat/ gdyby na chwilę wymazać złe myśli/ gdyby na chwilę zatrzymać ten wyścig/ wbić białe flagi z dwóch stron barykad/ powstałby tu nowy i lepszy świat. I choć może się to wydawać nieprawdopodobne, jest to w zasadzie cały tekst do utworu, który zdążył już zyskać pozytywny rozgłos i wielbicieli (choć przeciwników, rzecz jasna, również). Pierwszy utwór na płycie to – nie ukrywam – również jeden z moich faworytów z tego albumu. Świetnie potwierdza zresztą wszystkie zapowiedzi o zupełnie innym kierunku, jaki obrała grupa. I faktycznie – jest to coś innego, coś przede wszystkim świeżego i dającego wytchnienie od wielu muzycznych projektów powstających w Polsce, które często choć dobre, są powtarzalne.

AKURAT - Nowy Lepszy Świat (official video)

Numer drugi na płycie, czyli utwór Trochę, zdecydowanie zwalnia tempo, uspokaja słuchacza i wprowadza w lekko melancholijny nastrój. I choć tekst zasadza się na anaforze, nie prowadzi to do nudy czy irytacji. Zresztą powtarzalność na płaszczyźnie tekstowej równoważy różnorodność dźwięków, wśród których wyraźne i intensywne dźwięki trąbki przeplatają się z delikatnymi, ale równie charakterystycznymi, subtelnymi brzmieniami przywodzącymi na myśl coś pięknego, ale płochliwego. Trochę to trochę taki zamknięty w kilku wersach żywot człowieka; mamy tu wszystko, co się na niego składa, wszystkie wątpliwości i radości. Cały kawałek za punkt wyjścia bierze ambiwalencję i dysonanse, z jakich przecież składa się człowiek i świat. Dlatego w utworze słyszymy: trochę cenny/ trochę zbędny/ trochę cudny/ trochę nudny/ trochę czysty/ trochę brudny/ trochę cudzy/ trochę własny/ trochę wielki/ trochę ciasny. Właśnie nachodzące na siebie przeciwieństwa, zależności, ułomności i ograniczenia, walory i perspektywy nas określają i tworzą. Dlatego tak trudno czasem siebie określić, opisać i siebie samego zrozumieć. Ale to akurat Akurat rozumie.

Kolejny utwór na płycie to mój drugi faworyt – utwór, który zachwyca swoimi egzotycznymi dźwiękami i jednocześnie tak bliskim i trafiającym w sedno tekstem. Sędzia przywodzi na myśl brzmienia rodem z Bliskiego Wschodu, muzycznie przenosi nas na moment do innego świata, kreuje inne zapachy i inną roślinność. Jednak problematyka tego numeru jest przyziemna, przez co tym bardziej wartościowa; dotyczy każdego rejonu geograficznego i  przez każdą kulturę byłaby zrozumiana. Sędzia to utwór o podziałach, władzy, konfliktach i zwykłym, spokojnym życiu, które na ich tle jest zazwyczaj niemożliwe do spełnienia w pełnym wymiarze. Egzotyka kryjąca się w dźwiękach wydobywanych przez muzyków z instrumentów podkreśla tylko to, jak bliskie dla słuchacza są problemy i wywody tego utworu. Na wzór rozłamu, o którym mówi Sędzia – przepaści pomiędzy sprawiedliwymi i tymi, którzy sprawiedliwość wymierzają, pomiędzy sądzonymi i tymi, którzy sądzą, pomiędzy bogatymi a biednymi, pomiędzy żyjącymi skromnie i tymi, którzy pozwolili sobie na więcej, a teraz za to płacą, pomiędzy politykiem a człowiekiem, o którego życiu niekiedy decyduje, pomiędzy wiarą a wojną, pomiędzy tym, co wiara głosi, a tym, do czego prowadzi… – następuje więc rozłam między muzyką a słowem, jednak tutaj rozłam ten prowadzi to scalenia; powstaje most, po którym idzie Sędzia, łącząc dźwięk nie z tej ziemi z tekstem, który zdaje się w nią wsiąkać. Prostota idzie tu w parze z trafnością słów: ja nie chcę mieć wojen/ starczą mi codzienne boje/ tym częściej są wojny/ im bardziej lud bogobojny.

Miłość to z kolei utwór, któremu – mam wrażenie – bardzo blisko do solowego projektu Piotra Wróbla. Nie jest to zarzut czy przytyk – dziwnym by było, gdyby muzyk potrafił odciąć się kompletnie od tego, co stworzył sam – zwłaszcza że towarzyszyła mu przy tym spora część ekipy z zespołu. Jednak nie da się zauważyć, że Miłości i całej płycie Ty i Ja i Świat bardzo do siebie po drodze, zdają się pochodzić z tego samego wymiaru – zarówno pod względem muzyki, jak i słów, które jej towarzyszą. Jest tu sporo nostalgii i spokoju, choć samo pytanie dotyczące istnienia miłości do spokojnych przecież nie należy, raczej powinno budzić niepokój i bunt. Tymczasem Akurat wprowadza nas nim raczej w melancholijne zastanowienie, w uspokajający, wyciszający znak zapytania, który – jak to zazwyczaj się dzieje w przypadku imponderabiliów – pozostaje bez odpowiedzi. Muzycznie to trochę kołysanka, choć ostatnie frazy, niemal wykrzykiwane w akcie desperacji przez wokalistę pozostawiają w słuchaczu lekki niepokój, dopiero teraz zaczyna do nas docierać znaczenie tego pytania i konsekwencje ewentualnej odpowiedzi. Za mało się chciało zbyt często widziało/ powody dla swej niewygody/ bywało, że było niemiło/ coś się oderwało, coś się nie kleiło/ gdy ledwo się tliło to/ nie podsycało się/ ognia i w końcu gasiło/ za rzadko bywało za późno wracało/ za mało się chciało? Wielokrotne użycie zaimka zwrotnego sprawia, że podmiot liryczny nikogo nie obwinia o ewentualny brak miłości lub jej powolne wygasanie i w efekcie utratę. A raczej, gwoli ścisłości, że nie obwinia tylko jednej strony, lecz zwraca uwagę na obopólność lub – jeszcze mniej dokładnie – na “nie wiadomo co”, co sprawiło, że się nie kleiło się oderwało.

AKURAT - Miłość (official video)

Po kołysance o miłosnym zagadnieniu przychodzi czas na jazzowy klimat, w który wprowadza nas utwór Broń. Słuchając go, nie mogłam oprzeć się porównaniom – raz do Waglewskich, raz do Maleńczuka. Miało to miejsce zwłaszcza w tych fragmentach, kiedy wokal staje się jakby naznaczony chrypą. Broń to kolejny utwór, w którym warstwa tekstowa i brzmieniowa początkowo zdają się sobie przeczyć. Muzyka jest bowiem żwawa, radosna, pełna życia i wręcz żartobliwa. Jednak tekst jest jak najbardziej poważny i – niestety – pozostanie aktualny chyba na wieki. Poniekąd jest to apel o szkodliwości broni, o zagrożeniu, jakim jest i szkodach, jakie czyni; z drugiej strony jednak ostateczna konkluzja brzmi: wystarczy ostrze tych kilku słów/ wystarczy ciężar tych kilku spojrzeń/ i tak piana sama toczy się z ust/ a słowa bywają celniejsze od luf. Czy więc jedynym sposobem na rozbrojenie jest pozbawienie mowy? Czy więc wychodzi na to, że podczas gdy wszem i wobec słychać głosy o tym, jak niebezpieczna jest broń, a jej użycie i posiadanie powinno być pozwolone jedynie w szczególnych przypadkach, należałoby raczej większą uwagę zwrócić na szkodliwość słów i rany, jakie zadają pociski, które każdy z nas ma zawsze przy sobie? Bez względu na to, jaka będzie odpowiedź tak muzyków, jak i każdego z słuchaczy, nie da się zaprzeczyć, że Broń to utwór niezwykle melodyjny, ciekawy i przyjemnie się go słucha. I podobnie rzecz ma się z utworem Biegnę – chyba najlżejszym znaczeniowo. To taki utwór, w którym nie musimy jakoś specjalnie skupiać się na tekście, analizować jego znaczeń i zastanawiać się nad jego przesłaniem. Biegnę to numer radosny, pozbawiony jakiegokolwiek ciężaru, nastawiony na radość, afirmujący ją. Słuchając go, robi się bardziej kolorowo, bardziej żwawo i wiosennie: biegnę a powietrze przedostaje się do płuc/ biegnę wokół przestrzeń do mnie znów należy ruch. I muszę przyznać, że tytuł nie jest na wyrost, bo faktycznie – do biegania nadaje się wcale nieźle. Poza tym nie sposób nie uśmiechnąć się przy zdaniu: będę tak stał aeropijany.

Nadchodzi czas na mojego trzeciego faworyta na płycie Nowy Lepszy Świat, a jest nim utwór Butelki i kamienie. Tematycznie zbliżony jest zarówno do Z minuty na godzinę Piotra Wróbla, jak i tytułowego 99 lat The Polish. W tym pierwszym autor śpiewa: wszyscy jedziemy w tę samą stronę/ do stacji z wielkim napisem „koniec”/ i czasem pęka mi serce/ bo tak bardzo chcę więcej/ a moje stacje już policzone. Na debiutanckim albumie The Polish słyszymy natomiast wyznanie: Chciałbym żyć 99 lat/ a potem jeszcze raz/ a potem jeszcze raz/ Nie umierać/ ani raz/ ani raz. Butelki i kamienie również poruszają problem śmiertelności: mam wrażenie/ nieuchronne/ że za chwilę może być po mnie/ że za chwilę to wszystko skończy się. Jednak nie chodzi o zwykłą śmierć, lecz koniec całego świata. Podmiot liryczny mówi tu nie tylko o własnym końcu, ale także o odejściu swoich bliskich i nie bliskich. Czego więc boimy się bardziej? Własnej śmierci i tego, że po nas życie wciąż będzie toczyło się dalej, czy może tego, że wszystko (łącznie z nami) może prysnąć w każdej chwili? No dobrze, może trochę się zapędziłam, ale do takich właśnie refleksji skłoniły mnie te trzy utwory razem wzięte. Najbardziej w głowę wwierca się jednak refren – szalenie melodyjny, chwytliwy i o zajmującej treści: butelki i kamienie odkładamy na ziemię/ rzucamy za siebie to wszystko/ w rękach mamy kije/ mamy kije/ wymierzone w mrowisko. Kolejny raz więc pada stwierdzenie, że słowa, spojrzenia i palce wskazujące winnych potrafią uczynić więcej niż jakakolwiek broń, niż butelki i kamienie. Nietrudno doszukać się tutaj także dialogu, jaki utwór ten nawiązuje z kawałkiem Butelki z benzyną i kamienie formacji Cool Kids of Death. Czy nadeszły czasy, kiedy przemoc i siła nic nie zdziałają (tak jakby kiedykolwiek potrafiły)? Czy więcej da wsadzenie kija w mrowisko, a więc – że pozwolę sobie to w ten sposób odczytać – bezpardonowe wskazanie winnych, rozjuszenie oponenta trafnym argumentem i rozpoczęcie w ten sposób chaosu, który go pogrąży? Słowem – mówienie prawdy? I czy nie za wiele dopisuję sobie do utworu muzycznego? Ale takie prawo słuchacza-interpretatora, prawda?

Fan to z kolei utwór, w którym podmiot liryczny bezpośrednio zostaje utożsamiony z wokalistą, Piotrem Wróblem (a przy okazji – tutaj znajdziecie wywiad z artystą dotyczący jego solowego projektu). Mamy tu muzyczną zabawę, rozrywkowy kawałek, który opowiada historię wcale nie zabawną, będącą zapewne nie tyle zapisem konkretnej sytuacji, co raczej pewnego modelu zachowań. Jest to opowieść o najwierniejszym fanie, który od bezgranicznego zachwytu osobą muzyka, przechodzi do skrajnego rozczarowania jego osobą i obrażania go. A zespół tak mocno się tym przejmuje, że aż śpiewa sobie wesoło: Fan, fan, fan, fan/ fan, fan, fan/ Fan, fan, fan, fan/ fan, fan, fan. A gdyby zapomnieć o polskiej pisowni i skupić się jedynie na jego fonetycznym aspekcie, możemy sobie dopowiedzieć, że panowie z Akurat śpiewają Fun, fun, fun, fun/ fun, fun, fun. I znaczenie tego słowa w języku angielskim działałaby tu dwustronnie, bo fan robi sobie internetowy fun z Piotra Wróbla, a artysta, któremu szkoda życia na przejmowanie się absolutnie niekonstruktywną krytyką (a także niekonstruktywną pochwałą), całą sytuację również obraca w zabawę, lepiąc z niej piosenkę. Klin, który wybrzmiewa na trackliście po chwili, ma wiele wspólnego z Fanem, bo jego główną konkluzją jest to, aby doceniać siebie, mieć do siebie szacunek i żywić do samego siebie miłość. Bo jeśli my tego nie zrobimy, to czemu mielibyśmy tego wymagać od innych? Ten utwór jest muzycznie dość rozrywający, dźwięki przypominające niemalże jęki wbijają się niczym tytułowy klin w poszczególne wersy. Ale to także utwór o bezsenności, a ta wyolbrzymia każdy dźwięk, nawet z ciszy czyniąc kanonadę krzyków. I coś takiego odnajduję właśnie w tym utworze. Ponadto instrumentalne przejścia przywodzą na myśl filmy z gatunku noir, co wprowadza niepowtarzalny klimat do tego utworu.

Album Nowy Lepszy Świat kończą utwory Lato festiwalowe Bunt. I w zasadzie oba opowiadają o modzie. Nie mam tu jednak na myśli nowinek i trendów dotyczących ubrań, ale styl życia, o ogólne trendy w zachowaniu. Lato Festiwalowe skupia się jednak na wbiciu szpilki wszystkim Sopotom i Eurowizjom, podczas których obserwujemy koniec kultury. Akurat nie przymyka oczu na to, co dzieje się na tej komercyjnej scenie muzycznej: kto najbardziej modny/ kto najbardziej płodny/ kto do tego co już znasz/ najbardziej jest podobny. Wyciszenie instrumentów i głosu wokalisty w refrenie przywodzi na myśl zmęczenie i niechęć do opisywanych sytuacji, która przeczy ironicznemu wyznaniu: I love lato festiwalowe/ cukrowe pudrowe lato festiwalowe. I to wszystko domyka jedenasty utwór na płycie, czyli Bunt, w którym dźwięki instrumentów dętych wykłócają się o swoje racje z głosami muzyków tworzącymi krzykliwy, ale uroczy chórek. Tak – żyjemy w czasach, kiedy wydaje się, że nawet bunt można kupić. Bo przecież żeby być modnym, trzeba zapłacić. Inaczej to już nie moda i nie lans.

Na szczęście nie lansuje się Akurat i nie celuje w nowinki modowe krążące po scenie muzycznej. W zasadzie zespół sporo ryzykował, wydając Nowy Lepszy Świat, przyzwyczaiwszy swoich słuchaczy do – bądź co bądź – nieco innej stylistyki. Ale siłą formacji z Bielska-Białej pozostały mądre i ciekawe stylistycznie teksty, a doszło do tego niesamowite zróżnicowanie muzyczne. Nowy Lepszy Świat to album, przy którym nie można się nudzić – każdy utwór jest innym, każdy niesie nowe melodie i inne skojarzenia; przywodzi na myśl coś innego i czym innym czaruje. I choć sporo jest tu dźwięków ostrych i przeszywających, jakby raz na jakiś czas do zespołu przyplątał się artysta, który urwał się z kosmosu, to odnajdują się one świetnie wśród jazzowych nut i tych bardziej typowych dla “starej” stylistyki zespołu. Płyta zdumiewa wiec różnorodnością, feerią dźwięków i ich niesamowitą skalą – od drobnych i delikatnych muśnięć i perlistych brzmień, przez bardziej zdecydowane granie, aż po jęczące i skrzypiące, metaliczne i kosmiczne nuty.

Mam jednak wrażenie, że Nowy Lepszy Świat to chyba bardziej pokazanie wszystkiego, co siedziało w muzykach do tej pory, niż wkroczenie na zupełnie nową ścieżkę. To kwintesencja różnych charakterów, inspiracji i przemyśleń; miszmasz, ale miszmasz fantastycznie finalnie brzmiący, którego można słuchać w kółko naprawdę długo i zadaniem karkołomnym będzie zmęczenie materiału. Teksty nie ustępują muzyce, a muzyka współgra ze słowami. Czego chcieć więcej? Jest siła i charakter zespołu, ale jest także świeżość i nowy pomysł. Zostało podjęte ryzyko, aby zamiast jednego kroku, wykonać skok w dal, który uda się tylko wtedy, jeśli wyląduje się na pewnych nogach. A wszystkie nogi muzyków zespołu Akurat zdają się być pewne i zwinnie tupiące do rytmu – także nogi młodego Dawida Broszczakowskiego, który odnalazł się w zespole, ale szlaki przetarł już przecież na solowym projekcie Wróbla. Gdybyśmy wszyscy stali na tak pewnych nogach, wtedy chyba… powstałby tu nowy i lepszy świat.

Fot.: Mystic Production

Nowy lepszy świat

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *