Zanim się pojawiłeś

Nie taki straszny wyciskacz łez – Jojo Moyes – „Zanim się pojawiłeś” [recenzja]

Na ogół nie przepadam za tego typu powieściami – jedno z nich jest niedostępne lub w normalnych warunkach nie zwróciłoby uwagi na na to drugie; jedno z nich jest dziwaczne lub nietypowe, a drugie zmienia jego podejście do życia i oczywiście zakochują się w sobie. Tym razem jednak postanowiłam dać szansę osławionej Jojo Moyes, głównie dlatego, że chciałam sprawdzić, co kryje się pod hasłem: Najpiękniejsza historia miłosna ostatnich lat. Ile warte było to całe zamieszanie? Czy opowieść faktycznie wzrusza i wyciska nam łzy z oczu? Sprawdziłam, ale w formie audiobooka. I choć nie ze wszystkimi zachwytami się zgodzę, to muszę przyznać, że historia opisana w Zanim się pojawiłeś była wciągająca i po prostu chciało się jej wysłuchać do końca.

Główna bohaterka, Lou Clark, to 26-letnia kobieta, która w zasadzie nie wie, co chce robić w życiu. Pracuje w kawiarni już od kilku lat i nie ma ani szczególnych ambicji, ani planów na przyszłość. Żyje dniem dzisiejszym, a ten opiera się głównie na zarobieniu niedużych pieniędzy, którymi wspomaga swoich rodziców – Lou cały czas bowiem mieszka w domu rodzinnym. Zajmuje niewielką klitkę bez okien, ponieważ większy pokój przypadł w udziale jej siostrze, która pewnego dnia zjawiła się w domu z brzuchem. Główna bohaterka wyróżnia się na tle swoich rówieśniczek przede wszystkim wyglądem. Nie jest co prawda ani powalająco piękna, ani odstraszająca – jej typ urody można by opisać jako niepowalający, ale przyjemny dla oka – natomiast zwracają na nią uwagę charakterystyczne, kolorowe stroje – w tym barwne rajstopy – które z lubością na siebie zakłada. Lou ma chłopaka, z którym jest już od sześciu lat, ale ich związek nie wygląda na bardzo zażyły, o czym świadczy chociażby fakt, że mieszkają osobno, mimo iż w tym samym mieście w Anglii.

Pewnego dnia jednostajne i nudne życie Lou zmienia się diametralnie, kiedy okazuje się, że kawiarnia, w której pracuje, zostanie niedługo zamknięta, a ona sama straci pracę. Kobieta ze względu na kiepską sytuację finansową rodziny nie może pozwolić sobie na luksus wakacji i przerwy od pracy, zaczyna więc natychmiast szukać nowej. Po kilku nieudanych próbach, pośrednictwo pracy w końcu wysyła ją do domu bardzo bogatej angielskiej rodziny, gdzie ma się opiekować niepełnosprawnym mężczyzną. Opieka ta ma przede wszystkim być spędzaniem czasu z klientem, do którego codziennie przychodzi również wykwalifikowany pielęgniarz. Lou, która była przekonana, że chodzi o jakiegoś staruszka, przeżywa szok, kiedy okazuje się, że mężczyzna z paraliżem czterokończynowym jest starszy od niej o zaledwie kilka lat. Will uległ wypadkowi, w wyniku którego jest sparaliżowany praktycznie od szyi w dół. Czasami może poruszać palcem, ale nie zdarza się to często i nie jest w niczym pomocne. Dziewczyna nie powinna się więc dziwić, że jej podopieczny jest mrukliwy, wredny, zrzędliwy, a często zwyczajnie milczący całymi godzinami. W końcu – kto w takiej sytuacji tryskałby humorem i energią? Ale nasza bohaterka to żywiołowa i szczera osóbka, w związku z czym po początkowym kryzysie, który omal nie sprawił, że Lou się zwolniła, podejmuje walkę o nawiązanie jakiejkolwiek więzi z mężczyzną. I oczywiście udaje się to. Dwoje do niedawna obcych sobie ludzi zaprzyjaźnia się, a Will zdaje się ożywać i nabierać zdrowych rumieńców tylko przy niej.

Pewnego dnia jednak Lou przez przypadek podsłuchuje rozmowę matki Willa z jego siostrą i dowiaduje się czegoś, czego wiedzieć nie powinna. Ta informacja na nowo wpędza ją w załamanie, a praca staje się dla niej niezwykle trudna do wykonywania, głównie ze względów moralnych. Jak jednak nietrudno się domyślić, wkrótce między Lou a Willem zakwita uczucie, z którym nie będzie potrafiło się początkowo pogodzić żadne z nich. Ich związek wydaje się nie mieć przyszłości, mimo że dziewczyna, wieczna optymistka, stara się, jak może, aby udowodnić sparaliżowanemu mężczyźnie, że może nadal korzystać z życia i cieszyć się nim. To, co w ich relacji wydaje się najistotniejsze, to fakt, że mimo kalectwa Willa, obdarowują się nawzajem, a pozytywny wpływ nie jest jednostronny. Lou uczy mężczyznę czerpać przyjemność z życia w stanie, na jaki został skazany przez okrutny wypadek, a Will z kolei ośmiela młodą kobietę, pokazuje jej piękno świata i uświadamia, jak wiele w życiu może zobaczyć, co może osiągnąć, i że nie musi zamykać się na zawsze w małej mieścinie z rodzicami i byle jakim chłopakiem. Jedno wprowadza barwy do życia drugiego i wydaje się, że wszystko jest na najlepszej drodze, by autorka poczęstowała nas solidnym, ociekającym słodyczą happy endem.

Najważniejszym elementem dla pisarstwa Jojo Moyes (przynajmniej jeśli chodzi o powieść Zanim się pojawiłeś) jest fakt, iż podejmując na wpół romantyczny, a na wpół trudny temat, pisarka nie postawiła na ckliwość i subtelność. Wiele w jej książce jest elementów humorystycznych, sporo jest zadziorności, a postaci są wobec siebie dość szorstkie i szczere. Ich reakcje są naturalne, przez co często zapominamy, że to tylko wykreowani przez autorkę bohaterowie. Lou wzbudza naturalną sympatię, a Will nie pozostaje daleko za nią. Czytając, można się oczywiście wzruszyć, lecz na szczęście powieść nie została napisana specjalnie po to, aby wycisnąć z czytelnika hektolitry łez – raczej skupiła się na namacalności i realności przeżywanych przez bohaterów wrażeń. Również reszta bohaterów to osoby bardzo wyraziste i zapadające w pamięć – a przy tak charakterystycznej dwójce nie było to na pewno zadaniem łatwym do wykonania. I choć przez zdecydowaną większość powieści narratorką jest Lou, to kilkuktornie Jojo Moyes oddaje głos innym – bodajże trojgu – bohaterom. Mnie jednak nie przypadło to do gustu. Były to bowiem fragmenty ubogie, niewiele wnoszące do fabuły i nie uświadomiły czytelnika w niczym, czego sam nie mógł się wcześniej domyślić, z samej tylko relacji Louisy.

Zanim się pojawiłeś to powieść, która musi skłaniać do pewnych refleksji – temu nie sposób zaprzeczyć. Autorka rozbudza w nas myśli dotyczące tego, jak my zachowalibyśmy się, gdybyśmy byli niemal w pełni sparaliżowani; co zrobilibyśmy, gdybyśmy wbrew sobie zakochali się w takiej osobie. Zastanawiamy się również nad eutanazją i tym, czy jest ona moralnie usprawiedliwiona, czy decyzja o niej jest zwyczajnie egoistyczna i rani bliskich osoby, która się na nią decyduje. Myślimy o kłamstwie i jego konsekwencjach, o czerpaniu z życia tego, co daje nam radość – niekiedy machając ręką na to, co wypada i czego nie wolno. Ale powieść daje też sporo zwykłej czytelniczej frajdy, choć z czasem przeradza się ona w pewność, że szczęśliwego zakończenia nie będzie. Ostatnie strony więc nie zaskakują, ale także nie jest to powodem naszego rozczarowania. A w zasadzie autorka wybrała jedyny słuszny finał i to się chwali.

Jeśli chodzi o realizację audiobooka, to niestety, wyjątkowo nie przypadła mi do gustu aktorka czytająca powieść. Jej głos jest dość charakterystyczny i momentami przypominał mi głos jednej z lektorek, która czytała powieść Bez skazy. Być może biorąc pod uwagę kolorowy i nieco infantylny sposób ubierania się Lou Clark, a także jej szczere i nieskrępowane reakcje, twórcy audiobooka chcieli, aby głos odpowiadał dziecinnemu charakterowi bohaterki. Jednak Anna Wodzyńska nie okazała się dobrym wyborem. Ściśniętego i lekko nosowego głosu nie ratowało ponadto czytanie, które brzmiało tak, jakby kobieta miała przed sobą kartkę, z której czytała bez niemal jakiejkolwiek interpretacji. To wszystko jednak zdaje się schodzić na drugi plan, kiedy dostrzeżemy błędy, które popełnia Anna Wodzyńska podczas lektury. Ja wyłapałam dwa potknięcia i jedną niekonsekwencję, ale kto wie, czy nie było ich więcej. Imię Alicia raz czytane jest jako [Aliszja], innym razem natomiast jako zupełnie spolszczone: Alicja. Przybudówka zostaje zaadoptowana zamiast zaadaptowana, a oprócz tego natrafiamy w pewnym momencie na zdanie: Chociaż podzieliłam się ze swoim lękiem. Za pomocą przewijania sprawdziłam to jeszcze raz, ponieważ początkowo myślałam, że się przesłyszałam. Sprawdziłam również wersję papierową, ale ona nie zawiera tych błędów, jest to więc ewidentnie wina lektorki. Podczas słuchania miałam również wrażenie, że natężenie dźwięku zmienia się wielokrotnie, co nie było mocno wyczuwalne, ale dało się zauważyć niewielką zmianę. Treść książki nie szła więc w parze z jakością audiobooka, ale nie przeszkodziło mi to na szczęście w ocenie samej powieści.

Zanim się pojawiłeś to niespodziewanie – dla mnie – powieść dobra, która daje satysfakcję, dostarcza rozrywki, ale także skłania do wielu istotnych i ważnych przemyśleń. Niezwykle intensywni bohaterowie dodają jej jeszcze więcej barw, a realność opisywanych sytuacji sprawia, że niewiele trzeba, aby czytając, całkowicie przenieść się na kilka godzin w świat przedstawiony. Teraz wypadałoby obejrzeć ekranizację powieści z Emilią Clarke i Samem Clafinem w rolach głównych. A później, kto wie, być może skuszę się kiedyś na drugą część, bo – ku mojemu zdziwieniu – okazuje się, że książka jest pierwszym tomem cyklu o Lousie, a cała seria nosi taki sam tytuł, jak otwierający ją tom – Zanim się pojawiłeś.

audioteka claim PL reserved black

 

Fot.: Audioteka.pl

Zanim się pojawiłeś

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *