Ostra gra – Carter Wilson – „Chłopiec w lesie” [recenzja]

Niezwykle miło jest przysiąść do lektury właściwie bez żadnego nastawienia, po czym zostać uraczonym prostą, rozrywkową historią, która jednak wciąga bez reszty i nie pozwala się od siebie oderwać. Nie zdarza się to czytelnikowi zbyt często, dlatego tym bardziej docenia się dzieła odpowiedzialne za tak przyjemny stan rzeczy. Mnie z pewnością dość długo nie wyparuje z głowy powieść Chłopiec w lesie autorstwa Cartera Wilsona.

Fabularnie nie jest może w żaden sposób odkrywczo: odnoszący sukcesy pisarz Tommy Devereaux w pewnym momencie swojego życia ponownie styka się z największą traumą swojego dzieciństwa. Za sprawą pierwszego rozdziału powieści, która dopiero ma się ukazać, dołączonego na zachętę w tej ostatnio wydanej, jego życie ulega szeregowi komplikacji, a on sam będzie musiał podjąć grę na śmierć i życie z kobietą, która spędza mu sen z powiek.

Chłopiec w lesie to thriller, który rzeczywiście trzyma w nieustannym napięciu i który – o dziwo – ma kilka unikających sztampy rozwiązań. Akcja pędzi na złamanie karku i czytelnik nie jest w stanie złapać oddechu między kolejnymi stronami. Największym atutem dzieła Cartera Wilsona są niezbyt liczne niestety retrospekcje, napisane tak sugestywnie, że odczuwamy mieszankę fascynacji i obrzydzenia. Szkoda, że autor nie postanowił skonstruować swojej książki w nieco inny sposób – Chłopiec w lesie znacznie by zyskał, gdyby teraźniejszość przeplatała się z przeszłością, której należało poświęcić znacznie więcej czasu. Spowolniłoby to może tempo akcji, ale byłaby to bardziej wysmakowana powieść, która dzięki temu mogłaby czymś się wyróżnić. A tak dostaliśmy – tylko bądź aż – wciągający i przyjemny thriller, który z dobrego pomysłu nie wycisnął 100% potencjału. Proszę jednak nie zrozumieć mnie źle – to porządny kawał literatury rozrywkowej, który mimo kilku uproszeń i wad, daje sporo satysfakcji z lektury.

Druga (lecz pierwsza wydana w naszym kraju) powieść Cartera Wilsona została porównana do prozy takich pisarzy jak Dean Koontz, Thomas Harris czy Stephen King i w moim przekonaniu nie jest to porównanie ani całkowicie trafne, ani fortunne. Zgodzę się, że Chłopiec w lesie ma kilka cech wspólnych z pisarstwem pierwszego i trzeciego z wymienionych tu autorów, jednak są to raczej drobne smaczki niż jednoznaczne podobieństwa. Jako chwyt reklamowy może ma to sens, ale dla pana Wilsona jest to już bardziej krzywdzące.

Kreacje głównych postaci to istotny i pozytywny element Chłopca w lesie, czego niestety nie można już powiedzieć o bohaterach drugiego bądź trzeciego planu. Żona oraz asystentka Tommy’ego to ledwie zarysowane persony, które powinny zajmować nieco ważniejsze miejsce na kartach dzieła Wilsona. Nie wspominając już o dzieciach głównego bohatera, które przez całą powieść stanowiły największą motywację do walki i udziału w grze, którą musiał podjąć, a które – jeśli dobrze zapamiętałem – nie pojawiły się nawet jako pełnoprawni bohaterowie, a jedynie były wielokrotnie wspominane przez Tommy’ego. To spora wada, ponieważ tak argumentowana motywacja jest wiarygodna niczym wyborcze obietnice polityków.

Wracając jednak do dwóch najistotniejszych postaci, których gra stanowi główną oś Chłopca w lesie, tutaj sytuacja prezentuje się znacznie lepiej. Tommy Devereaux to niezbyt sympatyczny – chciałoby się rzec – typowy i wbrew pozorom wcale nie tak skomplikowany facet, który pisanie traktuje jak formę terapii i jeszcze zarabia  na tym grube pieniądze. Jego decyzje nie zawsze nam się podobają, ale dzięki temu czytamy powieść z większym zaangażowaniem. Natomiast Elizabeth to istna królowa zła. Połączenie femme fatale z seryjną morderczynią, która hipnotyzuje nie tylko głównego bohatera, ale i czytelnika. To niezwykle złożona postać, o której można pisać wiele i czuć, że Wilson przyłożył się, tworząc ją. Wzajemna gra, jaką prowadzą Elizabeth i Tommy przywodzi na myśl powieść Misery Stephena Kinga i myślę, że jest to porównanie całkiem trafne.

Chłopiec w lesie to dzieło, które zaskakuje wysokim poziomem, ale może wynika to z tego, że nie nastawiałem się na nic szczególnego. To sprawnie napisany dreszczowiec, w którym zło fascynuje, odrzuca i wywołuje emocje. Powieść Cartera Wilsona to idealna propozycja na wakacyjny urlop, bowiem czyta się ją lekko, a zapisana na niemal 350 stronach historia zostaje w pamięci przez jakiś czas.

Fot.: Świat Książki

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *