Herzog

Piątkowa ciekawostka o…: Herzog/Kinski – zderzenie komet

Dziś cofniemy się nieco w przeszłość, a dokładnie o 44 lata wstecz, w okolice rzeki Urubamby w południowym Peru, gdzie na planie filmu Aguirre, gniew boży, po raz pierwszy zetknęły się ze sobą dwie wielkie indywidualności kinematografii – reżyser Werner Herzog i aktor Klaus Kinski. A spotkanie to porównać można było ze zderzeniem dwóch komet, które wypalały się przez 15 lat, a wynikiem było pięć wybitnych filmów. To właśnie tej niezwykłej, przepełnionej przyjaźnią i nienawiścią relacji poświęcona jest dzisiejsza ciekawostka.

Klaus Kinski był aktorskim geniuszem samoukiem, choć w prawdziwym życiu była to jedna z najtrudniejszych we współpracy osób. Jego ataki furii, ocierające się o autentyczne szaleństwo, niejednego filmowca doprowadzały na skraj załamania nerwowego, jednak potrzeba było drugiego filmowego geniusza, który siłą swojego spokoju równoważył temperament aktora, aby wydobyć z Kinskiego esencję umiejętności i uczynić go sławnym. Tym drugim geniuszem był niemiecki reżyser, Werner Herzog, który w owym czasie dopiero zaczynał wyrabiać swoją markę.

werner-herzog-700x463
Werner Herzog na planie Fitzcarraldo (1982)

Napisałem wcześniej, że obaj panowie spotkali się po raz pierwszy przy okazji kręcenia Aguirre i owszem – było to ich pierwsze spotkanie na planie filmowym, jednak Herzog zdążył poznać Kinskiego o wiele wcześniej. Jako nastolatek mieszkał w kamienicy, w której mieszkanie wynajmował ten ekscentryczny aktor. Z opowieści reżysera wynika, że Kinski zajmował przestrzeń na poddaszu, gdzie nie miał w ogóle żadnych mebli i goły od pasa w górę brodził po kolana w suchych liściach. Właścicielka posesji, która miała słabość do artystów, pozwalała mu mieszkać tam zupełnie za darmo, żywiąc go przy tym i piorąc jego rzeczy, on jednak nie miał żadnego oporu, aby bez przerwy na nią wrzeszczeć. Nieco później Kinski zamieszkał na tym samym piętrze, co młody Herzog, gdzie mieszkało do spółki w sumie osiem rodzin. Aktor miał do dyspozycji tylko małą komórkę z oknem, w której ledwo mieściło się łóżko i mały stolik. Nie przeszkadzało mu to terroryzować wszystkich mieszkańców i na całe godziny zamykać się w łazience, gdzie bez przerwy darł się wniebogłosy, ćwiczył role i niszczył armaturę. Pewnego dnia, kiedy Werner z rodziną jadł akurat obiad, usłyszał jakiś rumor na końcu korytarza. Okazało się, że to Kinski, który biorąc rozpęd, wpadł do pokoju razem z drzwiami, wymachując szaleńczo rękami, z których leciały kawałki porwanych koszul, krzycząc przy tym niemal operowo: Klara! Ty świnio! Cały ten incydent spowodowany był faktem, że Klara, czyli gospodyni i właścicielka budynku (ta sama, która utrzymywała Klausa), nie dość dobrze wyprasowała mu kołnierzyki. Lecz jeśli myślicie, że to podsumowuje szaleństwo Kinskiego, to jeszcze nie wiecie wszystkiego. Innego razu bowiem na kolację został zaproszony krytyk teatralny, który akurat widział aktora w jakiejś sztuce. Krytyk był oczywiście zachwycony występem i skomplementował Klausa, twierdząc, że był on wyjątkowy i nadzwyczajny. Kinski jednak owe pochlebstwa przyjął nieco inaczej, niż krytyk mógłby się spodziewać. Nie, on zagotował się w sobie i zaczął obrzucać bogu ducha winnego krytyka ziemniakami i sztućcami, krzycząc przy tym w furii: Ja nie byłem wyjątkowy! Nie byłem nadzwyczajny! Ja byłem MONUMENTALNY! Byłem EPOKOWY!

kinski-jesus
Jezus Chrystus Zbawiciel (2008)

Taki właśnie był Klaus Kinski i tak zapamiętał go Werner Herzog, który przypomniał sobie o owym ekscentrycznym artyście, kiedy lata później napisał scenariusz filmu o wyprawie hiszpańskich konkwistadorów, przemierzających Andy i peruwiańską dżunglę w poszukiwaniu El Dorado – legendarnego złotego miasta. W wyprawie tej brał udział nieco pominięty przez historię (a takie właśnie postacie Herzog uwielbiał), szalony konkwistador, Lope de Aguirre, który zbuntował się przeciwko koronie hiszpańskiej, sam obwołał się przywódcą i ruszył na podbój nieokiełznanej natury. Któż więc mógł przyjść reżyserowi do głowy, jako idealny odtwórca tej roli? Nie wahając się długo, Herzog wysłał Kinskiemu scenariusz, a niedługo potem, o trzeciej nad ranem, obudził go telefon. W słuchawce było słychać tylko ledwo zrozumiałe krzyki i mniej więcej po pół godzinie reżyser zorientował się, że to Klaus Kinski, który bardzo podekscytowany oznajmia mu, że bierze tę rolę. I w taki sposób, w 1972 roku, obaj panowie spotkali się na brzegu Urubamby, gdzie padł pierwszy klaps Aguirre, gniewu bożego.

aguirre1
Aguirre, gniew boży (1972)

Praca na planie Aguirre była już sama w sobie niesamowicie ciężka i wymagająca, a kiedy doszedł do tego jeszcze czynnik Klausa Kinskiego, realizacja stała się niemal niemożliwa. Kinski dopiero co skończył występy na scenie, gdzie wcielał się w postać Jezusa, bez ogródek mówiącego widzom, co myśli na ich temat. Na planie filmu Herzoga, aktor jeszcze nie do końca wyszedł z tej roli i często zwracał się do ekipy w tonie wkurzonego zbawiciela. Oprócz tego, Kinskiego bardzo zafascynował początek scenariusza, rozgrywający się w wysokich partiach gór. Później Herzog porzucił ten pomysł i scena wyleciała ze skryptu, nie przeszkodziło to jednak Klausowi przywieźć ze sobą całej masy sprzętu alpinistycznego, lin, czekanów i namiotów. Aktor bardzo chciał zetrzeć się z prawdziwą, dziką naturą, lecz jego wyobrażenie nie przetrwało zderzenia z rzeczywistością, w której nieustannie dokuczały mu moskity i moknął od deszczu przesączającego się przez dach szałasu. Jego obcowanie z naturą skończyło się po pierwszej nocy, następnie Kinski przeniósł się do położonego w pobliżu hotelu. Generalnie jednak jakoś udawało się kręcić kolejne sceny i produkcja posuwała się naprzód. Nie obyło się oczywiście bez incydentów, Kinski bowiem bezustannie okazywał agresję i wpadał w swoje zwyczajowe ataki furii. W czasie kręcenia jednej ze scen, kiedy żołnierze przybijają do brzegu, palą indiańską wioskę i rzucają się na jedzenie, Klaus z niewiadomych powodów wpadł w autentyczny szał i rzucił się na pozostałych aktorów z mieczem, uderzając jednego z nich w głowę. Gdyby nie fakt, że ów aktor akurat miał na głowie żelazny hełm, prawie na pewno padłby trupem na miejscu. Nie obyło się jednak bez interwencji chirurgicznej i spędzenia kilku dni w szpitalu oraz blizny na całe życie. Herzog oczywiście umieścił tę scenę w filmie.

aguirre4
Aguirre, gniew boży (1972)

Mało jednak brakowało, a nie udałoby się dokończyć Aguirre. Pod sam koniec zdjęć, kiedy niewiele zostało już do nakręcenia, Kinski po raz kolejny zapominał swoich kwestii, a w takich chwilach dopadała go frustracja i agresja, którą musiał wyładować na innych. Tym razem padło na asystenta kamerzysty, w stronę którego poleciały prawdziwe gromy furii Kinskiego. Powodem było urojenie aktora, że kamerzysta się niego naśmiewa. Kinski zażądał od reżysera, aby ten zwolnił biednego kamerzystę, na co Herzog oczywiście się nie zgodził, bo gdyby to zrobił, razem z nim odeszłaby cała reszta ekipy. W odpowiedzi Kinski oświadczył, że w takim razie on odchodzi i wcale nie dramatyzował. Spakował swoje rzeczy i już wsiadał do motorówki, która miała go zabrać z planu. Herzog znał aktora na tyle, że wiedział, iż ten nie żartuje, podszedł więc do niego i bardzo spokojnie powiedział: Nie możesz tego zrobić. Ten film jest ważniejszy niż nasze osobiste uczucia, ważniejszy nawet niż my i ja na to nie pozwolę. Kinski oznajmił, że odchodzi i tak, na co Herzog odparł, że ma przy sobie karabin i zanim motorówka dopłynie do pierwszego zakrętu, on zdąży wpakować w niego osiem pocisków, a dziewiątym strzeli sobie w głowę. Kinski instynktownie wyczuł, że reżyser jest na skraju swojej wytrzymałości i również nie żartuje. Od tej pory aktor zachowywał się nienagannie i w profesjonalny sposób. I tak właśnie, dzięki determinacji Wernera Herzoga, udało się dokończyć Aguirre, gniew boży.

aguirre3
Aguirre, gniew boży (1972)

Obaj panowie spotkali się znów, niemal dekadę później, w bardzo podobnych okolicznościach i lokacji, kiedy Herzog kręcił Fitzcarraldo, film oparty na losach kolejnej prawdziwej postaci – żyjącego pod koniec XIX wieku Irlandczyka, Briana Sweeneya Fitzgeralda, którego marzeniem było postawienie gmachu opery w środku amazońskiej dżungli. Fitzgerald, aby zdobyć środki na zrealizowanie swojego celu, podjął się zadania polegającego na zdobyciu znacznych ilości drzew kauczukowych (które w tym czasie były bardzo chodliwym i drogim tematem) z terenów dotychczas niedostępnych, bronionych przez zdradliwe wodospady. Plan Fitzgeralda polegał na tym, aby równolegle płynącą rzeką dopłynąć do miejsca, w którym teren między nią a rzeką docelową jest najwęższy i przetransportować statek drogą lądową przez ten z pozoru krótki, lecz jak się potem okazało, bardzo stromy odcinek. Fitzcarraldo był na tyle szalony, że dokonał niemożliwego, chociaż później i tak nie udało mu się zrealizować swojego celu, lecz z zupełnie innych przyczyn. W tym miejscu należy zaznaczyć, jak wielkim reżyserem jest Werner Herzog, który nie idzie na łatwiznę ani nie bawi się w żadne półśrodki czy atrapy. Bowiem na potrzeby filmu naprawdę przeciągnął olbrzymi, 340-tonowy parowiec między dwiema rzekami!

fitzcarraldo
Fitzcarraldo (1982)

Oczywiście, znowu, kto mógłby zagrać główną rolę szaleńca? Dobrze się domyślacie, aczkolwiek, o dziwo, Klaus Kinski nie był wcale pierwszym wyborem reżysera. Herzog rozpoczął bowiem zdjęcia z Jasonem Robardsem w roli tytułowej, któremu dodatkowo towarzyszył Mick Jagger grający jego pomocnika, Wilbura. Niestety dla Robardsa (a na szczęście dla nas), tropikalne klimaty mu nie sprzyjały i aktor rozchorował się tak mocno, że musiano odesłać go z powrotem do Stanów, do szpitala, a lekarze nie pozwolili mu wrócić. Herzog zwrócił się więc do Kinskiego, a ten bez wahania przyjął rolę Fitzcarraldo i uczynił z niej prawdziwy majstersztyk. Dzięki temu obaj panowie po raz kolejny spotkali się na wodach Urubamby. Oczywiście, kiedy na planie zawitał Klaus, nie mogło się też obyć bez incydentów i jego firmowych ataków szału. Film dokończono jednak bez potrzeby uciekania się do gróźb związanych z bronią palną. Reżyser i ekipa współpracujący z Kinskim przywykli już do jego ekspresyjnego i agresywnego zachowania, jednak było ono czymś zupełnie nowym dla biorących udział w produkcji Indian. Pojawiające się w filmie plemię, które udaje się obłaskawić muzyką operową i skłonić do współpracy przy transporcie statku, to autentyczni mieszkańcy tych terenów. I, podobnie jak w filmie, ludzie ci nie przywykli do uzewnętrzniania swoich uczuć ani kontaktu fizycznego, więc widok furiata Kinskiego, miotającego się po planie i wykrzykującego obelgi pod adresem wszystkich i wszystkiego, był dla nich szokiem. Na tyle dużym, że po zakończeniu zdjęć Indianie wzięli Herzoga na stronę i delikatnie zaoferowali reżyserowi, że mogą zabić Kinskiego, gdyby tylko chciał.

fitzcarraldo2
Fitzcarraldo (1982)

Taka to była niezwykła współpraca dwóch wielkich artystów, którzy potrafili się nienawidzić do szpiku kości, ale jednocześnie być dla siebie prawdziwymi przyjaciółmi, którzy się kochają. I przede wszystkim potrafili zrobić wspólnie wspaniałe filmy. Werner Herzog i Klaus Kinski nakręcili w sumie pięć obrazów: Aguirre, gniew boży (1972), Nosferatu Wampir (1979), Woyzeck (1979), Fitzcarraldo (1982) i Cobra Verde (1987). Przy czym podczas realizacji tego ostatniego Herzog czuł, że ich wspólna przygoda dobiegła końca, a płomień powstały w wyniku kolizji dwóch meteorów się wypalił. Po Cobra Verde Herzog już nigdy więcej nie pracował z Kinskim.

cobra verde
Cobra Verde (1987)

Klaus Kinski zmarł na atak serca, 23 listopada 1991 roku, w wieku 65 lat. I mimo że jego filmografia liczy niemal 150 produkcji, to właśnie tych pięć zrealizowanych wspólnie z Wernerem Herzogiem należy do jego najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych ról. A także najbardziej genialnych. W 1999 roku Herzog nakręcił film dokumentalny, gdzie razem ze swoimi aktorami wspomina pracę z Kinskim (z którego zresztą w dużej mierze czerpałem inspirację, pisząc ten tekst) i nie bez powodu obraz ten nosi tytuł Mój ukochany wróg.

kinski3
Mój ukochany wróg (1999)

Fot.: Werner Herzog Filmproduktion, Kinski Productions

Herzog

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Bębenek

Dziecko lat 80. Wychowany na komiksach Marvela, horrorach i kinie klasy B, które jest tak złe, że aż dobre. Aktualnie wiekowy student WoFiKi. Odpowiedzialny za sprawy techniczne związane z Głosem Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

1 Komentarz

  • Świetna ciekawostka! Pewna luka w kinematografii skutecznie wypełniona ;) Teraz trzeba tylko nadrobić :).

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *