Rajski Apartament

Piekło na ziemi – Joost van Ginkel – „Rajski apartament” [recenzja]

Ponure, naturalistyczne kino to taki gatunek sztuki filmowej, po który zawsze chętnie sięgam. Nie było mi dane dotąd obejrzeć zachwycającego Rajskiego apartamentu holenderskiego reżysera i scenarzysty Joosta van Ginkela, ponieważ nie znalazł się w Polsce dystrybutor, który zaryzykowałby wprowadzenie filmu do kinowego obiegu. A szkoda, bo zeszłoroczne objawienie Holenderskiego Festiwalu Filmowego (najlepszy film, najlepszy scenariusz, najlepszy aktor) wkrada się w nasz umysł i długo nie pozwala o sobie zapomnieć, nawet po seansie.

Rajski Apartament jest jednym z tych filmów, w którym otrzymujemy pozornie niepowiązanych ze sobą bohaterów oraz ich historie, które jednak w kulminacyjnym momencie splatają się ze sobą, wywołując silne emocje u widza. Chyba najbardziej znany przykład dobrego zastosowanie tego typu zabiegu w ostatnich latach to oscarowe Miasto gniewu z 2004 roku. Joost van Ginkel podąża ścieżką Paula Haggisa i robi to naprawdę dobrze, efektem czego nie jesteśmy w stanie oderwać się od ekranu przez bite dwie godziny seansu. Oczywiście Rajski apartament to kino stricte europejskie – kameralne, nieaspirujące nawet do głównego nurtu, czujące się dobrze ze swoim skromnym budżetem  oraz nieśpiesznie prowadzoną opowieścią, ale skojarzenia z dziełem Haggisa nasuwają się same.

Jenya (Żenia) to młodziutka, pochodząca z Bułgarii pełna ambicji dziewczyna, która – świadoma swojej urody – pragnie zaistnieć w modelingu, dlatego też postanawia wziąć udział w castingu, mającym być przepustką do zachodniej Europy i świata, który tak bardzo ją pociąga. Wygrywa casting, w wyniku czego trafia do Amsterdamu na sesję zdjęciową. Niestety, dziewczyna zostaje pobita oraz zgwałcona, następnie zmuszana jest do prostytucji. Pochodzący z Afryki Yaya ciężko pracuje na plantacji róż, by poprawić swój byt oraz robi wszystko, co może, by zapewnić spokój i bezpieczeństwo zaprzyjaźnionej samotnej matce z dwójką małych synów. Ich warunki bytowe nie należą do najbardziej pożądanych, ale to i tak lepsze niż nic. Kiedy jednak Yaya i wszyscy sąsiedzi zostają ograbieni z pieniędzy, a najemca żąda spłaty czynszu w ciągu kilku dni, mężczyzna zostanie zmuszony podjąć radykalne kroki, by powiązać koniec z końcem. Utalentowany i szanowany szwedzki dyrygent Stig żyje głównie swoją pracą, nie rozumiejąc potrzeb i oddalając się od syna Lukasa chodzącego do szkoły podstawowej, który czuje się wyobcowany i przytłoczony problemami w szkole. Bośniaczka Seka porzuciła dobrze płatną pracę w Berlinie, by dokonać zemsty na człowieku, który zniszczył jej przeszłość oraz odebrał jej radość z życia, natomiast serbski zbrodniarz wojenny Ivica to typ o dwóch różnych obliczach – z jednej strony to oddany mąż i ojciec prawdziwie zakochany w swoim niedawno narodzonym synu, z drugiej mafioso, który prowadzi nielegalne interesy, będące źródłem jego sporych dochodów i wpływów. Nietrudno w tym wszystkim domyślić się, że losy wymienionych bohaterów będą się splatać, by w końcu wybuchnąć odbiorcom prosto w twarz, niczym odbezpieczony granat.

W dzisiejszych czasach trudno o kontrowersje, jednak Rajski apartament nieprzygotowanego widza z pewnością w kilku miejscach zszokuje. Nie chodzi wcale o wszędobylską nagość, przemoc wobec kobiet, zmuszanie ich do prostytucji, wyzyskiwanie drugiego człowieka, traktowanie ludzi przedmiotowo, problemy emigracji, kradzież, obojętność rodzica wobec własnego dziecka, mordowanie bez zmrużenia oka, przemoc w szkole czy też o ślepą zemstę, która odbija się na innych, niczemu niewinnych ludziach. Oczywiście wszystko to w dalszym ciągu może szokować, jednak mam na myśli poszczególne, odważne i zapadające naprawdę głęboko w człowieku sceny, takie jak ta, w której nieznajomi sobie ludzie są zmuszeni do publicznego seksu w (prawdopodobnie legalnym) nocnym klubie, tylko po to, by być uciechą dla znajdujących się tam klientów. Cały ten wątek – od momentu jego rozpoczęcia, aż po jego skutki i zachowania bohaterów – to naprawdę wielka sztuka. Pomijam tu odwagę twórców, którzy podeszli do tematu bez cenzury oraz bez skrótów i uproszczeń. Szokuje sam akt – to jasne. Jednak szokuje również to, co po wszystkim robią zmuszeni do tego ludzie – mężczyzna histerycznie płacze, świadom okropieństwa, jakiego się dopuścił, a kobieta przytula go i pociesza, chcąc pozwolić zarówno jemu, jak i sobie, ocalić choć krztynę człowieczeństwa w całej tej sytuacji. Rajski apartament ma jeszcze kilka podobnych asów w rękawie, dzięki którym naprawdę niełatwo będzie Wam zebrać szczękę z podłogi.

Ambientowa, klimatyczna muzyka Alexandra Doycheva oraz Brama Meindersma stanowi idealny podkład do ekranowych wydarzeń i szkoda, że raczej nigdzie nie będzie się dało tej konkretnej ścieżki dźwiękowej namierzyć. Zdjęcia Andréasa Lennartssona bardzo dobrze oddają główne emocje większości bohaterów – zagubienie, strach, poczucie wyobcowania. Dominują raczej stonowane kolory, nie ma tu miejsca na żywą paletę barw, ale tak właśnie miało być – dość ponuro, naturalistycznie, bez cenzury. Reżyser wiele ujęć kierował na twarze swoich bohaterów, co dla widza jest dość jasnym przekazem – dla niego liczą się ludzkie emocje i udało mu się w pełni oddać ich pełen wachlarz.

Aktorsko jest bardzo dobrze, momentami wręcz świetnie, jednak to w głównej mierze zasługa odtwórców (mimo wszystko) głównych ról – Isaka Sawadogo (Yaya) oraz Anjeli Nedjalkovej (Żenia). Oboje wypadli genialnie, mimo kompletnie różnych ról, które przyszło im zagrać. Bohater grany przez Sawadogo emanuje spokojem i dobrodusznością – patrząc na niego, wiemy, że jest on dobrym, poczciwym człowiekiem, który jest w stanie poświęcić dla drugiej osoby wiele, a sam pragnie jedynie stabilizacji i godziwego życia. Tym bardziej bolą nas wybory, przed którymi stawia go scenariusz. Z kolei rola Nedjalkovej opiera się w głównej mierze na jej fizyczności. Aktora większość czasu ekranowego jest rozebrana i poniewierana przez kolejnych mężczyzn. Oko kamery patrzące na jej skamieniałe oblicze, oddalone o kilometry od miejsca, w którym przebywa jej ciało, wprowadzają w niepokój i złość, że spotkał ją tak przykry los i dziewczyna nie ma żadnych szans na odmianę aktualnego stanu rzeczy. Na szczęście bułgarska aktorka ma do zaoferowania znacznie więcej niż ładne ciało i obserwowanie jej przemiany to emocjonalna gratka. Równie dobrze wypadł Boris Isaković w roli okrutnego, bezwzględnego kryminalisty, dla którego ludzie są jedynie przedmiotami, dzięki którym osiąga on swoje cele, a jednocześnie jest oddanym mężem i niezwykle kochającym ojcem. Doprawdy, niepokojący dysonans.

Jeśli lubicie dobre kino arthouse’owe, mam dla Was świetną wiadomość. Rajski apartament będący jedną z ciekawszych produkcji, jakie ostatnimi czasy widziałem, jest dostępny do obejrzenia na kanałach HBO oraz w serwisie HBO GO. Gorąco polecam tę holenderską produkcję tym, którzy filmy oglądają po to, by przeżyć jakieś emocje, a nie pooglądać efekty specjalne.

Ocena: 7/10

Fot.: Film i Väst

Rajski Apartament

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

1 Komentarz

  • Super recenzja ;) A film świetny, polecam, ale tylko widzom o mocnych nerwach. Ja daję mu 9/10

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *