two timer

Piwo jest jedyną odpowiedzią – Two Timer – „The Big Ass Beer to Go” [recenzja]

Mamy rok 2016 i wydaje się, że uprawianie czystego bluesa jest anachronizmem i natychmiastowym skazaniem się na tkwienie w zupełnej niszy, którą odwiedzają jedynie ortodoksyjni sympatycy takiego grania. Poznański Two Timer od początku swojego istnienia zdaje się jednak nie przejmować tym wszystkim i odważnie kroczy ścieżką wyznaczoną przez mistrzów bluesa z amerykańskiego Memphis. Formacja w marcu wydała swój drugi album, The Big Ass Beer to Go, który z pewnością wszystkim niedowiarkom zamknie usta.

Chociaż światowy blues ma się całkiem nieźle, o czym świadczy kariera Joe Bonamassy, to w Polsce, mam wrażenie, że ten gatunek podupadł i bluesowi muzycy z dużych sal koncertowych przenieśli się do ciasnych barów i klubów, niespecjalnie starając się zainteresować szersze grono odbiorców. Ciężko im się dziwić, coraz trudniej bowiem zadowolić jest masowego odbiorcę, a współcześni, rzekłbym niedzielni, fani rocka, raczej interesują się tym, co im wytwórnie płytowe podstawią pod nos, niechętnie tym samym eksplorując krajową, niekomercyjną scenę. Znak czasów, chociaż obok mainstreamowego nurtu rodzi się ten zdecydowanie antymainstreamowy, oparty na małych labelach, niewielkich agencjach menedżerskich i internetowych mediach, które nie są powierzchniami reklamowymi dla dużych wytwórni. Oczywiście nie byłoby tego bez fanów, zapaleńców, którzy chcą kupować płyty i chodzić na koncerty, wspierając muzyczne podziemie. W tym przeciwnym, oddolnym nurcie odradza się praktycznie każdy gatunek muzyki i nie inaczej jest z bluesem, co właśnie udowadnia Two Timer albumem The Big Ass Beer to Go.

Uczciwie należy przyznać, że Two Timer uprawia charakternego bluesa z doładowaniem i niesamowitym feelingiem. Dużo w muzyce poznanianów jest hardrockowych dźwięków, a nawet słychać echa muzyki z Seattle z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Natomiast szkielet kompozycji jest zdecydowanie bluesowy. Każdy znajdzie coś dla siebie – jest różnorodnie, ciekawie, zespół unika stosowania ciągle jednego i tego samego rozwiązania aranżacyjnego. Two Timer świetnie odnajduje się w dwunastotaktowcu (Woods), potrafi zagrać porywające boogie (Some New Boogie, Right, Chinaski). Hardrockowo jest w otwierającym Hank, a 5 Dollars to nic innego, jak czysty rock’n’roll. Jakby tego było mało, mamy i pustynne klimaty (William Stanley Miligan).

Two Timer - Some New Boogie, Right? (Official video)

Na szczęście ta różnorodność spięta jest doskonałym, brudnym, gęstym, nasączonym harmonijką ustną brzmieniem. Zespół w tym temacie jest bardzo vintage. Dawno nie słyszałem tak kapitalnie nagranej i zaśpiewanej po angielsku płyty polskiego wykonawcy, w ogóle nie czuć w Two Timer swojskości, poczucia, że muzykę nagrali Słowianie. Brzmi ona doskonale, bardzo amerykańsko, jakby The Big Ass Beer To Go nagrywano w jakimś studiu w Memphis, a nie gdzieś w Polsce. To zdecydowanie jest z mojej strony pochwała, a nie krytyka, bowiem polskojęzyczny blues, szczególnie w takim wydaniu, niespecjalnie do mnie trafia; jest czymś zgoła nienaturalnym.

Jeśli lubicie bluesa, to The Big Ass Beer To Go jest musem, jeśli lubicie soczyste rockowe granie, również warto zapoznać się z najnowszą propozycją od Two Timer. Zresztą, ta płyta powinna trafić do gustu każdemu i chyba to jej największa zaleta, iż pomimo gatunkowego ciężaru, Two Timerowski blues chwyta i trafia do duszy słuchacza w tempie ekspresowym.

 Fot.: Two Timer

two timer

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *