herbert

Początki mistrza – Frank Herbert – „Opowiadania zebrane, tom 1” [recenzja]

Frank Herbert z pewnością wszystkim czytelnikom kojarzy się z Kronikami Diuny. Jeśli ktoś pokochał ten cykl, to z przyjemnością wchłonie Opowiadania Zebrane, które po raz pierwszy, dzięki wydawnictwu Rebis, pojawiły się na krajowym rynku wydawniczym. Pierwszy tom zbiera krótkie formy pisarza z lat 1952-1961, a więc z okresu przed Diuną, mającą swoją premierę raptem trzy lata później. Mamy okazję w tym zbiorze obcować z twórczością Herberta, który dopiero dążył do doskonałości w słowie pisanym.

Nie jest to idealny zbiór opowiadań. Są formy wybitne, zaskakujące, olśniewające, ale są też teksty, z których w głowie nie pozostaje nic, a sama treść wydaje się pełna zamętu i niedopowiedzeń, jakby autor postanowił opublikować sam szkic aniżeli skończony, kompletny produkt. No cóż, to są uroki takich zbiorów, natomiast mamy okazję na przestrzeni blisko pięciuset stron wskoczyć w wiele, dosłownie fantastycznych światów i doznać wizji przyszłości sprzed blisko ponad półwiecza. Niektóre z nich okazują się zaskakująco trafne, nawet jeśli są to wizje bardzo dalekiej przyszłości, bo z dzisiejszej perspektywy jesteśmy nieco mądrzejsi niż Herbert na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych.

Herbert w świadomości czytelników znany jest jako twórca Diuny, a to jest space opera ze wspaniale rozbudowanym światem i mitologią. Daleka to rzecz jest od konwencjonalnego science-fiction, pomimo widocznych ekologiczno-biologicznych wątków, które nie są aż tak ostro zarysowane, jak to na przykład w twórczości Johna Brunnera. I do momentu lektury Opowiadań Zebranych Herbert jawił mi się jako mistrz takiej stylistyki. Po zapoznaniu się z krótszymi formami amerykańskiego pisarza zmuszony jestem zmienić pogląd na ten temat. Herbert zaskoczył mnie tym, że potrafi napisać rzecz osadzoną w twardym science-fiction, jak i tym, że zgrabnie porusza się w szpiegowskiej historii, kryminalnych wątkach, a nawet w horrorze. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że każdy odnalazłby w tym zbiorze coś dla siebie.

Niestety, jak wspominałem, jest to dosyć nierówny zbiór, jednak oceniam całość zdecydowanie pozytywnie, bo jedna czy dwie wpadki nie powinny przekreślić całości. Te wpadki to Jajo i Popioły, które już po kilku akapitach męczyły przesadnie abstrakcyjną formą i to jest właśnie ten przykład, że opowiadanie wydaje się raczej szkicem niż skończonym dziełem. Drugą wpadką są Kapłani PSI, czyli czwarte, kolejne opowiadanie o sympatycznym agencie służb specjalnych – Lewisie Orne. Trzy pierwsze, z naciskiem na Brakujące ogniwo Operacja stóg siana, były naprawdę dobre. Opowieści o międzygalaktycznym Bondzie najnormalniej w życiu wciągały, chciało się więcej. Wyczułem w tych tekstach, szczególnie w Operacji stogu siana pierwowzory wątków, które stały się typowymi dla Diuny, jak wszechobecne intrygi i pałacowe spiski oraz silna rola kobiet w strukturze władzy – zapachniało mi to zakonem Bene Gesserit z Diuny.

Wizje, które roztacza Herbert, porażają rozmachem, a także potwierdzają nieskończoną wyobraźnię pisarza. Przykład? W opowiadaniu Planeta Szczurów ludzkość korzysta z banku wiedzy, do którego ma każdy dostęp. Jest to coś na wzór współczesnego Internetu. Opowiadanie jest z końcówki lat pięćdziesiątych… Zaskakują puenty, jak w króciutkim, perfekcyjnym opowiadaniu o inwazji obcych na Ziemię, czyli Siły okupacyjne. Był to moment lektury, w którym dosłownie nie mogłem się pozbierać, bo zasadniczo Herbert może mieć tutaj stuprocentową rację, bo skąd mamy pewność, że Ziemia nie jest jedynym źródłem wszelkiego życia, a nasza planeta faktycznie może być jedynie kolonią dla innej, niekoniecznie obcej nam, ludziom, cywilizacji?

Dużo pytań się pojawia na łamach Opowiadań Zebranych. Herbert nie pozostawia w spokoju naszego sumienia i drąży tematy polityczne, ekologiczne, a momentami wchodzi głęboko w ludzką psychikę. Przykładem jest studium ludzkiej chciwości, jakim okazuje się tekst Niezwykły dom. Natomiast Jedź główną drogą pokazuje, jak niewiele nam trzeba, aby niewielka grupa ludzi zamieniła się w śmiercionośną maszynę, ukierunkowaną do zgładzenia wszelkich im wrogów. Herbert zaskakująco chętnie sięga po tematy z zakresu biologii, nie robi tego co prawda w sposób taki mistrzowski, jak Peter Watts, ale trudno przejść obojętnie obok opowiadania Nic, które dotyka trudnego i niewygodnego tematu, jakim jest eugenika.

Mógłbym tak pisać jeszcze akapitami, ale to jest z grubsza pozbawione sensu. Po prostu warto sięgnąć po ten zbiór, nie tylko dlatego, że Herbert jest niekwestionowanym klasykiem literatury szeroko rozumianej jako science-fiction, ale przede wszystkim dlatego, że za tymi niepozornymi początkami kryje się niewątpliwy geniusz, który potwierdził swoje możliwości, tworząc Diunę. A że trafiają się słabsze momenty w tym zbiorze? Nic dziwnego, sam autor we wstępie do całości przekonuje młodych adeptów sztuki pisarskiej, że najlepszym sposobem do osiągnięcia perfekcji jest… pisanie właśnie. Herbert trzymał się tego szlaku i doszedł do mistrzostwa. Warto sprawdzić, jak wyglądały jego pierwsze kroki w tym kierunku.

Fot.: Wydawnictwo Rebis

herbert

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *