Poszukiwanie stabilności – Ann Leckie – „Zabójczy miecz” [recenzja]

Opowieści o Imperium Radch od Ann Leckie szybko zostały okrzyknięte rewelacją ostatnich lat, a po lekturze Zabójczej sprawiedliwości mogłem szczerze potwierdzić, że głosy zachwytu są w pełni uzasadnione. Pisarka udowodniła, że space opera nie jest gatunkiem wymarłym ani infantylnym, w którym częściej łapiemy się za głowę z powodu fabularnych durnotek. Ann Leckie z rozmysłem wykreowała międzygalaktyczne imperium gatunku homo sapiens, w które jesteśmy w stanie uwierzyć – osiągnęła to dzięki konkretnie przedstawionej idei świata Radchaai (czyli jak nazywają siebie cywilizowani ludzie, na czele których stoi Anaander Mianaai), które z racji swego ogromu jest również trapione poważnymi kryzysami. A znamy to przecież z historii: każde wielkie królestwo czy cesarstwo prędzej czy później, gdy rozrosło się już do nadnaturalnych rozmiarów, traciło kontrolę nad własnymi włościami z powodu decentralizacji władzy. Zabójcza sprawiedliwość świetnie nakreśliła strukturę takiego problemu, więc naturalną koleją rzeczy wydawało się, że jej kontynuacja ukaże, jak wygląda próba przywrócenia stabilności takiego imperium. Jak to zatem wyszło w Zabójczym mieczu, czyli drugiej części trylogii, którą Głos Kultury objął patronatem medialnym?

Przypomnijmy, że w poprzedniej części Breq (jedyny serwitor pozostały po zniszczeniu statku „Sprawiedliwość Toren”) w końcu odkryła przyczynę swojego upadku, gdzie niebagatelną rolę odegrała sama Anaander Mianaai. Władczyni imperium Radch, która z racji posiadania wielu ciał jest właściwie nieśmiertelna i nie spodziewała się, że wielokrotne podzielenie samej siebie spowoduje tak wiele zamieszania i w efekcie wywoła wojnę domową. Po finałowym starciu w Pałacu Omaugh Breq zostaje mianowana kapitanem floty i na statku „Łaska Kalr” zostaje wysłana do systemu Athoek, aby monitorować stabilność układu po zniszczeniu kilku bram transportowych, które spowodowały niezły korek. Ta misja ma dla niej również osobiste znaczenie, ponieważ właśnie tam mieszka siostra porucznik Awn, którą Breq, jeszcze jako statek, lubiła najbardziej i nie może pogodzić się z myślą, że na żądanie Anaander Mianaai musiała wykonać na niej egzekucję. Zabójczy miecz rozpoczyna się od startu statku do wyżej wymienionego systemu, ale chwilę po tym Breq odkrywa, że ktoś z nią sobie brzydko pogrywa – odkrywa wśród załogi szpiega, który jest dowodem na brak zaufania do byłego serwitora.

Wydawać by się mogło, że skoro akcja ruszyła z kopyta, to już tak pozostanie do samego końca, ale później fabuła zwalnia i staje się stonowana – obserwujemy, jak Breq przede wszystkim poznaje mechanizmy działania stacji na Athoek i jej struktury, w której nie dostrzega sprawiedliwości – jednego z fundamentów życia Radchaai. Napotyka problemy i mierzy się z nieufnością ze strony biurokracji, a zwłaszcza stacjonującego tam statku „Miecz Atagaris”, którego kapitan Hetnys zdaje się mieć sporo za uszami. Na przykładzie Athoek Breq próbuje się zorientować, jak bardzo upadek Pałacu Omaugh i związane z tym plotki wpłynęły na stabilność poszczególnych układów. Co istotne, nie jest ona w centrum wydarzeń, więc ma wiele wątpliwości – nie wiadomo przecież, kto obrał czyją stronę w wojnie domowej, a obywatelki i żołnierki floty martwią się, że zaistniały kryzys ma związek z tajemniczymi i diablo niebezpiecznymi Presgerami, z którymi Imperium Radch od jakiegoś czasu żyje na neutralnym gruncie dzięki traktatowi pokojowemu. I chociaż Breq zna sytuację lepiej niż reszta kapitanów floty, nią też targają wątpliwości co do infiltracji Imperium Radch przez obcych. Równie istotna jest niepewność co do działalności samej Anaander Mianaai i tego, który z jej sojuszy spróbuje wpłynąć na los Athoek. Dlatego też czytelnik również nie jest pewien, jakie jest status quo – i o dziwo jest to obłędnie intrygujące, a nie irytujące. Zabójczy miecz to rzut okiem na ogromne państwo w skali mikro, gdzie naprawdę możemy poczuć, jak wielki jest to twór polityczny i jak mały w porównaniu z nim wydaje się człowiek. Układ Athoek to przecież tylko jeden z tysiąca układów, które mogą borykać się z takimi samymi problemami, a wieści o wojnie domowej docierają coraz dalej…

Wspomniałem już, że świat przedstawiony to jeden z największych atutów powieści Ann Leckie, a Zabójczy miecz tylko to potwierdza. Społeczność Imperium Radch została co prawda wystarczająco klarownie zarysowana w Zabójczej sprawiedliwości, ale dopiero teraz uzmysłowiłem sobie pewne cechy charakterystyczne: jak chociażby to, że wśród Radchaai nie wyróżnia się płci, lecz każde określenie nosi w sobie żeńską formę – co ciekawe, sztuczna inteligencja statków zdaje się być rodzaju męskiego. Bardzo istotnym elementem kultury i historii Radch są serwitory, czyli pojmani ludzie, którym wymazywano pamięć i zmieniano ich w żywe przedłużenie SI statków i samej Anaander Mianaai. Ten wątek jest szczególnie istotny w Zabójczym mieczu, bo chociaż oficjalnie Radchaai nie tworzą już serwitorów, Breq dociera do istotnych informacji wskazujących na to, że ten przepis nie jest do końca przestrzegany. Po cichu liczę na to, że ten wątek odegra istotną rolę w zwieńczeniu trylogii i że nie był on wyłącznie doklejony na siłę, ponieważ w Zabójczym mieczu wywołał on według mnie najwięcej ciekawych pytań i niewiadomych (pozwolę sobie nie rozwijać dalej tego wątku, aby nie rozpędzić się z ewentualnymi spoilerami).

Czuć, że Zabójczy miecz to tylko element składowy trylogii, ponieważ powieść przede wszystkim wytwarza napięcie dotyczące tego, do jakiej skali konflikt wewnętrzny się rozrośnie i jakie tego będą skutki – muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o akcję i fabularne twisty, znacznie więcej było ich w Zabójczej sprawiedliwości. Niniejsza powieść przygotowuje zaś grunt pod finał, dlatego też trudno mi ją jednoznacznie ocenić – z jednej strony ma się wrażenie, że dzieje się tu niewiele i brak jest fabularnych fajerwerków jak w tomie poprzednim, co może rozczarować fanów wygłodniałych kolejnych krwistych kawałków, które przy lekturze tomu poprzedniego pojawiały się jak na zawołanie. Ale dzięki Zabójczemu mieczowi seria Imperium Radch nabiera konsystencji, która sprawia, że wymyślony przez Ann Leckie świat jest jeszcze bardziej ciekawy. Mówiąc żartobliwie, wielkim minusem Zabójczego miecza jest fakt, że jeszcze bardziej nie mogę się doczekać zwieńczenia trylogii. Wtedy też okaże się, czy niniejsza książka w zestawieniu z pozostałymi częściami dopełnia się idealnie i brak fabularnych zaskoczeń zrekompensuje świetnie zamknięta historia.

Fot.: Wydawnictwo Akurat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *