Loki

Prawda w oczy kole – Robert Rodi, Esad Ribic – „Loki” [recenzja]

Każdy z superbohaterów posiada swego odwiecznego wroga – tego zatwardziałego antagonistę, który nie spocznie, póki nie zemści się na swym nemezis raz na zawsze. Przez dziesiątki lat na kartach komiksów Marvela obserwowaliśmy walkę dobra ze złem, a wyobraźnia autorów poddawana była coraz to nowym próbom, czasami eskalując do niebezpiecznej granicy śmieszności czy przesadnego dramatyzmu. Z biegiem czasu z klasycznych historii twórcy, zmuszeni zmęczeniem pierwotnego materiału, szukali bocznych odnóg swego uniwersum, aby ukazać bohaterów Domu Pomysłów z całkiem innej perspektywy. I te historie to strzały w dziesiątkę, bo wiele postaci, które wydawały się funkcjonować jedynie w skostniałych ramach klasycznych opowieści, zyskało nowy, pełniejszy wymiar. Miniseria Loki to jeden z tytułów, który pozwala na zupełnie inne spojrzenie na jednego z najbardziej podłych złoczyńców Marvela.

Loki od zawsze uchodził za najbardziej zajadłego przeciwnika swego przyrodniego brata z racji zagmatwanej historii rodzinnej – zawsze był w cieniu Thora, będąc obiektem szyderstw, kpin i lekceważących spojrzeń. Zaślepiony żądzą zemsty Książę Kłamstw od pierwszych komiksowych zeszytów pragnął pokonać Gromowładnego i przejąć władzę w Asgardzie, jednak zawsze na drodze do zwycięstwa ulegał potężniejszym przeciwnikom i nawet najwymyślniejsze iluzje i intrygi nie przyniosły mu ukojenia. Loki to minialbum, który pokazuje rzecz wręcz niesłychaną – oto Loki zwycięża bój o nordycką krainę bogów i zasiada na tronie, zakuwając w okowy znienawidzonego ojczyma i brata. Spełnienie marzeń dla Wielkiego Psotnika!

Dla czytelnika sam fakt objęcia władzy przez Lokiego może wydać się nieprawdopodobny. No bo faktycznie, jego zwycięstwo wydaje się wręcz grubymi nićmi szyte, zwłaszcza że sam komiks nie wyjaśnia, jak do tego mogło dojść. Oczywiście, Loki osiągnął sukces dzięki sojuszom z równie mrocznymi siłami, jak on sam, lecz nie mamy okazji zapoznać się z genezą jego wiktorii. I zabrzmi to nawet kontrowersyjnie, ale tak wyszło chyba lepiej. Po pierwsze dlatego, że wyjaśnienie jego wygranej nad Odynem i Thorem wymagałoby nie lada fantazji, a w takiej sytuacji bardzo łatwo o żałosne i niebywale głupie wytłumaczenie (nie mówiąc już o ogromnym evencie, który musiałby być rozbity na milion tomów i innych miniserii). Po drugie zaś dlatego, że Loki to kameralna opowieść psychologiczna, która stara się wyjaśnić nie sam fakt zwycięstwa, lecz co z tą wygraną zrobi Książę Kłamstw.

Właśnie na tym polega innowacyjność niniejszego albumu – zawsze mogliśmy postrzegać Lokiego jako niespełnionego awanturnika, który szaleńczo pragnie zdobyć władzę absolutną i zdeptać swych wrogów, siejąc chaos. Robert Rodi w swoim scenariuszu postanowić zagłębić się w pokręconą psychikę głównego bohatera i pokazać, co tak naprawdę nim kieruje. Chociaż Loki od samego początku w rywalizacji z Thorem pokazywał swój główny powód do walki – chęć zdyskredytowania brata w oczach Odyna i zajęcia miejsca bliżej tronu – to brakowało widoku z jego perspektywy i ujęcia bratobójczej walki w ramy konfliktu psychologicznego. Scenarzysta bardzo sprawnie pokazuje, jak Loki, gdy już eksplodował z radości z odniesionego sukcesu, niezbyt dobrze wiedział, co dalej począć. Uzyskanie pełni władzy było dla niego niczym więcej niż ideą, do której należy dążyć, nie zaś rutynową codziennością władcy, który winien przyjmować poselstwa i rozwiązywać trudne problemy. A przede wszystkim, co zrobić z uwięzionym bratem w sytuacji, o której dotąd mógł tylko pomarzyć – ubezwłasnowolniony Thor w rękach Lokiego, który jednym rozkazem może zlecić jego egzekucję!

Moralne rozterki (jak to nieprawdopodobnie brzmi w kontekście takiego zepsutego szubrawca, no nie?) Lokiego to esencja tego komiksu, która sprawia, że czyta się go jednym tchem. Tak jak wspomniałem, historia jest kameralna – ot, obserwujemy, jak Loki rozmawia ze swoimi więźniami i sojusznikami, coraz bardziej przekonując się o tym, że jego życiowe marzenie tak naprawdę okazuje się ułudą szczęścia. O dziwo, Loki staje się postacią prawdziwie tragiczną, której zaczynamy współczuć – może nie tyle łapią go wyrzuty sumienia, co raczej dojrzała refleksja na temat swoich możliwości i swojej roli we Wszechświecie. Aż trudno uwierzyć, że w tak krótkim komiksie autorom udało się zamieścić tak wiele psychoanalizy Lokiego, ale zamierzony efekt wypadł wzorowo. Powiem więcej – w dodatkowych elementach albumu pojawił się zapis szkicu całego komiksu i cieszę się, że twórcy lekko zmodyfikowali finałowe sceny. W wersji ostatecznej jest on wręcz szokujący i oszałamiający, a wykrzywionej w przerażeniu twarzy Lokiego (o czym za chwilę) długo nie zapomnę. Pierwotna wersja zakładała pewien dialog, który wyszedłby… dość tandetnie. Z drugiej strony, dopiero ów szkic zwrócił moją uwagę na pewny zabieg autorów związany z postacią Heli, który umknął mi podczas lektury, według mnie z winy nie do końca jasnego scenariusza i zbyt słabego wykorzystania przestrzeni graficznej.

A jeśli już o tym mowa – za warstwę graficzną odpowiada Esad Ribic, który zadbał przede wszystkim o to, aby czytelnik mógł na Lokiego również dosłownie spojrzeć inaczej niż dotychczas. W jego interpretacji jest on już w mocno średnim wieku, a niezliczone lata zmagań i – tak mi się wydaje – samego pochodzenia sprawiają, że nie jest do końca tak piękny, jak pozostali synowie Asgardu. Jego twarz jest naznaczona zmarszczkami, uzębienie zaś niezbyt przekonujące. To totalna odmiana po tym, co zaserwowała nam chociażby kilka lat temu filmowa adaptacja Avengers, gdzie widzieliśmy w roli Księcia Kłamstw Toma Hiddlestona (po dziś dzień zastanawiam się, czy twórcy celowo dobrali takiego aktora, aby przyciągnąć rzesze kobiet do kin…). To dodatkowo wzmacnia efekt zadumy nad tym, jak długo Loki walczył o ziszczenie swych marzeń o zwycięstwie – nie jest on władcą młodym i pięknym, lecz starym i zmęczonym.

Miniseria Loki to moim zdaniem bardzo istotny komiks, może nie dla całego uniwersum Marvela, ale dla głębszego zrozumienia odwiecznej rywalizacji synów Odyna. Jeśli zawsze czegoś Wam brakowało w historii Asgardu, nie zapomnijcie zajrzeć do tego komiksu – okazać się może, że właśnie on wypełni lukę w postrzeganiu nieokiełznanego Lokiego jako arcywroga Thora. I w tym miejscu mogę jedynie sobie i Wam życzyć, aby powstawało takich komiksów znacznie więcej, bo dzięki nim to kilkudziesięcioletnie już uniwersum wciąż tętni świeżością.

Fot.: Mucha Comics

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *