Seksowna sekretarka o jakiej nie śniliście – E. Brubaker, S. Epting, E. Breitweiser – „Velvet: U kresu” [recenzja]

Velvet Templeton spała z większością tajnych agentów. Każdy z nich myślał jednak, że jest pod tym względem wyjątkiem. Czy jednak oprócz owijania sobie mężczyzn wokół palca (a przynajmniej do czasu zrzucenia ubrań) i zdolności, które zapewniły jej posadę osobistej sekretarki naczelnika pewnej wyjątkowo tajnej agencji szpiegowskiej (naprawdę wyjątkowo – mało kto wie o jej istnieniu, a ci, którzy wiedzą, raczej traktują to jako formę legendy) kobieta może pochwalić się czymś, co uczyni z niej interesującą bohaterkę całej komiksowej serii? Pierwszy jej tom, U kresu, dosłownie muska poszczególne wątki, rozwija wiele pomysłów i daje twórcom niemałe pole do popisu w następnych częściach. Co jednak mogło spotkać niepozorną sekretarkę, o czym rzesze czytelników chciałyby się dowiedzieć? Sprawdźmy czym prędzej, póki nie napotkamy kolejnego zwrotu akcji.

Velvet Templeton przyciąga wzrok – elegancka, kusząca z białym pasmem włosów, które wyróżnia się na tle kruczoczarnej reszty fryzury. Choć na pierwszy rzut oka kojarzyć się to może z niejaką Cruellą Demon, Velvet daleko do okrucieństwa i przemocy. Chyba że ktoś sobie na nie zasłuży. Seksowny pieprzyk nad ciemnymi ustami również nie pozostawia obserwatorów obojętnymi. Podobnie jak praca kobiety. Bycie sekretarką w tak tajnej agencji, że niemal nieistniejącej, to nie lada wyzwanie, choć oczywiście najważniejsi są agenci, nie ona. Do czasu aż Velvet zostanie wplątana w intrygę, która okaże się w pewnym momencie dotyczyć jej nie tylko zawodowo, ale także prywatnie. Wszystko jednak zaczyna się w pewną granatową noc, pod niezapowiadającym nic szczególnego sklepieniem paryskiego nieba. Wtedy właśnie, w roku 1973, ginie jeden z agentów specjalnych, Jefferson Keller, w swoich kręgach znany lepiej jako Czternaście. Był jednym z lepszych, może nawet najlepszym. Nie powinien dać się złapać. Nie powinien nawet dopuścić do sytuacji, aby pojawił się chociaż cień podejrzenia, że ktoś go śledzi. A jednak stało się i nikt nawet przez moment nie wierzy, że jego śmierć była dziełem przypadku. Kiedy jednak śledztwo w tej sprawie prowadzi do jednego z byłych agentów, Velvet ani przez chwilę nie wierzy w jego winę i postanawia dotrzeć do niego zanim zrobi to agencja. Ten ruch i drobna nieścisłość, którą znajduje w raportach Kellera sprawiają, że Velvet Templeton zostanie wciągnięta w niebezpieczną grę – pełną intryg, zasadzek, zwrotów akcji i tajemnic. Musi jednak je rozwikłać, aby wszystko nabrało sensu – śmierć Czternastego, jej praca i wspomnienia, w których może kryć się coś bardzo ważnego.

velvet plansza

Czytelnik szybko zaczyna orientować się, że Velvet nie bez powodu wybrana została na główną bohaterkę serii i dlaczego to właśnie ona znajduje się w centrum wydarzeń. Panna Templeton bowiem już po kilku stronach traci gdzieś całą swoją niewinną i czarującą uwodzicielskość na rzecz silnej, zdecydowanej kobiety, która nie znalazła się w agencji w wyniku splotu przypadków. Potrafi pokonać kilku – nieprzypadkowych, lecz specjalnie wyszkolonych – mężczyzn, potrafi nieźle odnaleźć się w sytuacji, w której niebezpieczeństwo czyha za rogiem, a na zastanawianie się nie ma czasu, a także zaskakuje nas… sprzętem, który czyni z niej namiastkę superbohaterki (tak… Velvet Templeton to seksowna sekretarka, o jakiej nie śniliście). Wszystkie te umiejętności przydadzą się kobiecie, kiedy ruszy ona w podróż śladami zamordowanego agenta. Velvet podejrzewa bowiem, że tylko w ten sposób wyplącze się bez większych zadrapań z intrygi pełnej kłamstw i pomyłek, jak i zrozumie ją i  będzie mogła właściwie ocenić. Raporty Jeffersona prowadzą ją do Wiednia, Belgradu, Monako, łóżka kolejnego mężczyzny, więzienia i licznych wspomnień. A wspomnienia są równie istotne, co chwila obecna.

Retrospekcje Velvet są niezwykle ważne zarówno dla niej, jak i dla czytelnika. Na szczęście bardzo sprawnie zostały wplecione w opowieść, najczęściej wyróżnia je inny niż w czasie teraźniejszym kolor, a także towarzyszy im data i miejsce, dzięki czemu możemy umiejscowić dane wspomnienie w konkretnym zakamarku życia panny Templeton. Przebłyski z przeszłości będą Velvet towarzyszyły bardzo często, a nam daje to przynajmniej niewielkie pojęcie o tym, jak bogate było życie kobiety, jak wiele tajemniczych i niebezpiecznych misji było jej powierzonych, a także jak rozwijało się jej życie uczuciowe. W poznawaniu głównej bohaterki niebagatelną rolę odgrywa również nietuzinkowa narracja – Velvet Templeton opowiada o sobie w sposób, który przypominać może bezpośredni zwrot do czytelnika. Jej opowieści korespondują z dialogami, ale dają nam o wiele większy ogląd na życie sekretarki i jej tajemnice. Najlepsze wrażenie narracja robi na nas wtedy, kiedy jej spokojnemu, zrównoważonemu tonowi zwykłej opowieści towarzyszą niebezpieczne, pełne akcji wydarzenia, w których kobieta bierze akurat udział. Velvet pokonuje przeciwników, bierze udział w pościgu, organizuje ucieczkę… a przy tym bez zadyszki opowiada czytelnikom o tym, jak trafiła do miejsca, w którym jest teraz, i jakie są jej przemyślenia na temat sytuacji. W nielicznych momentach wprowadza to element komediowy do opowieści, staje się mrugnięciem w stronę czytelnika.

Velvet plansza 3

W pierwszym tomie przygód Velvet Templeton, zatytułowanym U kresu, dzieje się bardzo dużo i nie można powiedzieć, żeby akcja choć na chwilę zwalniała swoje tempo. Teraźniejszość miesza się tu z przeszłością, strzały i pogoń ze stoickim niemal spokojem, a kobiece wdzięki z niebezpiecznym światem, którym rządzą mężczyźni. To komiks pełen ruchu i akcji rozumianej również jako to, co dzieje się za kulisami plansz, ale o czym czytelnik jeszcze nie do końca ma pojęcie. Już podczas lektury U kresu zdajemy sobie sprawę, jak głęboko w przeszłość sięga cała sprawa i jak wielu ludzi może być w nią zamieszanych. Ten szpiegowski thriller zamknięty w ramach komiksu sprawdza się w ramach swojego gatunku, wciąga czytelnika w niebezpieczną grę, w szalony pościg, w sieć tajemnic i powiązań i angażuje jego umysł do rozpracowywania poszczególnych osób i zdarzeń. Równie ciekawi jednak jesteśmy samej Velvet, która pod koniec pierwszego tomu nadal jest dla nas zagadką i nadal nie wiemy, jaki dokładnie związek z obecną sytuacją mają sekrety tkwiące w jej życiu.

Scenariusz do komiksu Velvet: U kresu stworzył Ed Brubaker i bezsprzecznie udało mu się zaintrygować czytelnika i wplątać go w całą intrygę. Nie pozwala na chwilę wytchnienia, skonstruowawszy opowieść tak, aby postaci były w ciągłym ruchu i w ciągłym zagrożeniu. Pierwszy tom może wydawać się przez to nieco chaotyczny, zwłaszcza kiedy dorzucimy do tego swoją niewiedzę na wiele poruszanych tematów i fakt, że scenarzysta zamiast pozwolić nam zrozumieć coś z choć jednego z nich, popycha Velvet w kolejną pogoń lub ucieczkę albo rzuca nam w twarz kolejną zagadkę. Sprawia to, że lektura otwierającej serię części jest porywająca, ale wyjaśnia tak niewiele, że nie da się nie myśleć o następnych tomach. U kresu to bowiem dopiero wstęp do szalonej i niebezpiecznej przygody, przygrywka do tego, co dopiero wyjdzie na jaw.

Mroczny, szpiegowski i niebezpieczny klimat świetnie oddał zarówno Steve Epting rysunkami, jak i Elizabeth Breitweiser kolorami, które nadała grafikom. Poszczególne kadry Epting stworzył z niezwykłym uwzględnieniem szczegółów. Twarze kolejnych postaci są rozpoznawalne po zmarszczkach i rysach, stroje dobrze oddają zarówno klimat, jak i czasy, a uwzględnienie na planszach tego, na czym skupia się rejestrujący otoczenie wzrok Velvet, przypomina nieco sposób, w jaki podglądaliśmy niemal komputerową obserwację Sherlocka Holmesa w serialu stacji BBC. W kadrach dzieje się bardzo wiele, a drugi i trzeci plan nie zostały potraktowane po macoszemu, jak to się często zdarza w komiksach. Tła są równie dokładnie wykonane, jak znajdujący się w centrum czytelniczej uwagi bohaterowie. Mamy więc strzeliste wieżowce pyszniące się światłem w oknach pośród granatowej nocy, wnętrze przytulnego pokoju, widok na ekskluzywny hotel czy zalaną deszczem ulicę. Wszystko to sprawia, że nasza uwaga musi być podzielona, bo może się okazać, że miasto i wszystko to, co możemy nazwać tłem, jest równie istotne, co sama kobieta i jej poczynania. Kolory, które poszczególnym grafikom nadała Breitweiser, rewelacyjnie komponują się z charakterem komiksu. Są mroczne, niepokojące i przytłumione, oddające atmosferę tajemnicy, niebezpieczeństwa i spisku. Większość akcji dzieje się w półmroku i wieczorami – wtedy zalewani zostajemy festiwalem świateł, na który składa się blask latarni, światła samochodów, lampy w oknach budynków – a wszystko to odbija się w zalanych deszczem ulicach, co paradoksalnie tworzy przytulny klimat tej szpiegowskiej opowieści.

Velvet plansza 2

Velvet: U kresu świetnie sprawdza się jako otwierający cykl tom i pozostawia swojego czytelnika z wieloma pytaniami, na które ten ma nadzieję znaleźć odpowiedź w kolejnych częściach. Znajdziemy tu wszystko, co powinien mieć w sobie sensacyjny thriller szpiegowski – piękne kobiety, niebezpiecznych mężczyzn, tajemnicę, pościgi, wybuchy i przeszłość, która wcale nie odeszła tak daleko, jak mogłoby się to wydawać. Chcąc nie chcąc i my zatem wplątani jesteśmy w sam środek intrygi. Mam jednak nadzieję, że to, co już wiemy, to dopiero kropla w morzu, które szumi zamknięte w kolejnych tomach.

Fot.: Mucha Comics

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *