Siała baba… – Gregg Olsen – „Siewcy Strachu” [recenzja]

Szuflada opisana słowem „kryminał” i wszelkimi jego pochodnymi zdaje się nie mieć dna. Nawet nie chcę myśleć, ile książek poruszających tematykę morderstw, zabójców i śledztw im poświęconych już powstało, a jednak nie przeszkadza to kolejnym autorom bez ustanku tworzyć dzieła w tym gatunku literackim. Efektem tego – rokrocznie – powstają setki, jeśli nie tysiące powieści, w których nieodłączne trio: morderca – ofiara – detektyw prowadzi grę znaną nam od dawien dawna. Musi być jednak zapotrzebowanie na kryminały, w przeciwnym razie nie powstawałoby ich aż tyle. Zastanawiacie się pewnie, do czego zmierzam… Z racji, że publikacje sensacyjne zalewają rynki czytelnicze na całym świecie, naprawdę trudno o wyłowienie pozycji wartościowej, zapadającej w pamięć bądź jakkolwiek zaskakującej czytelnika. Tak się ma sprawa z Siewcami strachu Gregga Olsena – powieść to typowy przeciętniak, który nie wyróżnia się niczym szczególnym, do tego nierzadko prowadzi utartymi schematami do przewidywalnego finału, a wydawca strzelił sobie w stopę, zdradzając w opisie tożsamość mordercy, ale… czyta się Siewców strachu sprawnie i szybko.  

Nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka ukazało się dotychczas sześć powieści dziennikarza oraz autora bestsellerowych kryminałów Gregga Olsena. Ten mieszkający na północy Stanów Zjednoczonych autor musiał dość dobrze przyjąć się w naszym kraju, w przeciwnym wypadku wydawnictwo nie ryzykowałoby wypuszczeniem na rynek aż tylu książek jednego pisarza. Wiem, że mój redakcyjny kolega miał pozytywne odczucia po lekturze (jeśli się nie mylę) Lodowej Kurtyny. Jako fan kryminałów, powieści z dreszczykiem oraz jako osoba zafascynowana działalnością i psychiką seryjnych morderców, bez mrugnięcia powiekami sięgnąłem po najnowszą w naszym kraju powieść Gregga Olsena, Siewców Strachu. I mam z jednoznaczną oceną problem.

Główna bohaterka, Grace Alexander, bada sprawę morderstw oraz zaginięć kobiet w Tacomie w Stanach Zjednoczonych, która zdaje się mieć w jakiś sposób powiązanie z wydarzeniami z lat siedemdziesiątych XX wieku. Jak to często w tego typu powieściach bywa – nasza protagonistka miała normalne, ale niezbyt szczęśliwe dzieciństwo, naznaczone nie do końca udanymi stosunkami z własną matką, która to w wyniku zaginięcia pierworodnej córki popadła w obsesję na punkcie aktywnego wtedy seryjnego mordercy Theodore’a Roberta Bundy’ego, znanego wszem i wobec jako czarujący i przerażający Ted Bundy. Policjantka oraz jej matka są przekonane, że siostra Grace została kilkanaście lat temu porwana i zamordowana przez najsłynniejszego seryjnego mordercę Stanów Zjednoczonych. Sprawa nigdy nie została jednak rozwiązana. Kiedy w Tacomie dochodzi do zabójstw młodych kobiet, dla policjantki jasne staje się, że Ted Bundy ma naśladowcę. Podobnie jak w wielu tego typu historiach – bohaterka podejmuję ryzykowną grę, która pozwoli odkryć jej nie tylko sprawcę aktualnych morderstw.

Gregg Olsen ma dość dziwny styl. Nie może niestety pochwalić się niczym charakterystycznym, bo język powieści nie jest elementem zapadającym w pamięć. Prawdę powiedziawszy – jest zupełnie nijako, a emocje tylko w niektórych scenach próbują się tylko tlić, co dla kryminału jest raczej ujmą. Konstrukcja powieści również nie wybija się niczym na tle wielu innych kryminałów. Mamy rys historyczny, zbrodnie sprzed lat, słynnego seryjnego mordercę i całkiem sprawnie nakreślony jego portret. Jest też naśladowca, aktualne śledztwo i trop, który prowadzi do finałowego rozwiązania, które niestety dla uważnego czytelnika jest jasne jeszcze zanim otworzymy pierwszą stronę. Dlaczego? Zaryzykuję stwierdzenie, że wydawnictwo strzeliło sobie przysłowiowego „samobója”, bowiem opis zdradza jedyny twist fabularny, jaki oferuje powieść Siewcy strachu. Efektem tego jest kompletny brak napięcia i gdzieniegdzie wyłaniająca się na pierwszy plan nuda. Dlatego też mam małą radę dla potencjalnych czytelników: Nie czytajcie, proszę, opisu wydawcy, gdyż odbierze Wam to jakikolwiek element zaskoczenia.

Niełatwo znaleźć mi jakieś znaczące pozytywy, ale nie jest tak, że Siewcy strachu to powieść kiepska. To zwykły przeciętniak, który próbował rozprawić się z mitem najbardziej znanego seryjnego mordercy Stanów Zjednoczonych. Wyszło – mam wrażenie – tylko połowicznie, ale przeciętny zjadacz kryminałów narzekać nie będzie. Bo i główny argument, który przemawia za powieścią Olsena to przystępność językowa i prostota fabularna, które powodują, że kartki przewracają się same, a ostatnia strona zamyka się bardzo szybko. Nie mogę tej powieści ani polecić, ani odradzić. Tytuł z pewnością znajdzie swoich odbiorców, ale Siewcy strachu nie zaliczają się niestety do dzieł traktujących o seryjnych mordercach w sposób dobry i satysfakcjonujący.

Fot.: Prószyński i S-ka 

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

1 Komentarz

  • Zabiorę głos, skoro napomknąłeś o moich wrażeniach z lektury „Lodowej kurtyny”. Pozytywów tam nie było zbyt wiele, a z biegiem czasu książka wydaje mi się coraz słabsza – tu tym razem autor podaje na tacy seryjnego mordercę, próbując wywrzeć na czytelniku silne emocje związane z jego życiem. Niestety, ani to nie ruszało, ani nawet stylistycznie nie było na tyle pociągające, abym mógł wybaczyć ślamazarność fabuły. I jeśli dobrze pamiętam, to tam również opis wydawcy był mało trafny, bo połowa książki dotyczyła sprawy, o której nie wspomniano w notce nawet słowem.
    Już znacznie lepsza była powieść „Więzy krwi”, która, choć niepozbawiona warsztatowych niedociągnięć Olsena, była nawet intrygująca i pamiętam, że byłem miło zaskoczony, iż całkiem dobrze mi się ją czytało. Ale nic ponadto! Autor nawet nie wychyla czubka nosa ponad przeciętny zalew kryminalnych powieści, a widzę po Twojej recenzji, że jakoś się to nie zmienia.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *