Tu skażenie, tam zatrucie* – John Brunner – „Ślepe stado” [recenzja]

Ślepe stado to powieść przepełniona gniewem i wściekłością Johna Brunnera na świat, który zmierza ku własnej zagładzie – mogliśmy to już zaobserwować w książce Wszyscy na Zanzibarze. Jednak tematyka wydanej w 1972 roku powieści to zupełnie inny świat – świat zatruty, zdewastowany, wyjałowiony przez człowieka. I, jak uważa John Brunner, rasa ludzka zrobiła to na swoje własne, przeklęte życzenie. Ślepe stado to wizja świata, któremu jedna noga już się powinęła i ściąga swoje cielsko ku przepaści, natomiast mieszkańcy globu to tytułowa masa, która sprawia, że już za chwilkę wszystko trafi szlag. A gdzie jakaś nadzieja, szansa na ocalenie, spytacie – może w ostateczności przyjdzie na pomoc superbohater bądź inna postać równie idealna, aby postawić te wszystkie klocki z powrotem na miejsce? Raczą państwo żartować…

Chociaż teraz straszą nas dziurą ozonową, globalnym ociepleniem i topniejącymi lodowcami, to i tak daleko nam do przyszłości, którą wyobraził sobie John Brunner. Bo chociaż mieszkańcy niektórych krajów Dalekiego Wschodu są przyzwyczajeni do noszenia na zewnątrz masek higienicznych, to w wysoce zurbanizowanych miastach Stanów Zjednoczonych Ameryki rodem ze Ślepego Stada ewentualny jej brak może grozić szybkim pożegnaniem się ze zdrowymi płucami. Aż trudno wyobrazić sobie takie jutro, prawda? Jest to nazbyt przerażające, aby otaczająca nas przestrzeń (tu: zwykłe powietrze) nagle stało się naszym wrogiem, a ziemski glob zachowywał się jak chory organizm, który próbuje pozbyć się podłego wirusa. A jednak, bohaterowie powieści Brunnera muszą sobie w tych nieprzyjaznych warunkach radzić, bo przecież najważniejsze w życiu każdej istoty to przetrwanie, a aby przetrwać, potrafimy zrobić wszystko. I nie trzeba dodawać, że niektórzy znajdą w tym świetny sposób na zarabianie pieniędzy.

Są wielkie koncerny produkujące (podobno) zdrową, (podobno) nieskażoną żywność. Są wielkie koncerny, które zajmują się dostarczaniem aparatury uzdatniającej wodę (picie kranówy odpada, chyba że ktoś marzy o przewlekłej chorobie żołądka) oraz filtrów powietrza. Są nawet wielkie koncerny, które zajmują się dostarczaniem… pożytecznych owadów, których rolnicy potrzebują do uprawy ziemi, ponieważ w naturalnych warunkach próżno znaleźć dżdżownice czy mrówki. I ogólnie uważa się, że hegemonia USA, które są jednym z najbardziej zdewastowanych zakątków Ziemi, ma swoje dobre i złe strony – no bo niby dostarczają nadwyżkę produktów do biedniejszych krajów (co zresztą jest przyczynkiem do eskalacji problemów w Ślepym stadzie), ale z drugiej strony trzepią na tym niezłą kasę i rozpylają swój destrukcyjny styl życia w różne zakątki świata, przez co problem ekologiczny się raczej pogłębia aniżeli maleje. Dodatkowo Brunner chyłkiem wspomina o innych przyczynach kataklizmu środowiska, do których zalicza chociażby wojny, a zwłaszcza konflikt w Wietnamie, który zrównał z ziemią tamtejszą gospodarkę. Nie wszyscy akceptują taki stan rzeczy i starają się pobudzić Amerykę, aby otworzyła oczy i zmieniła styl życia. Tak zwani trainiści, który zainspirowali się śmiałymi tezami Austina Traina, działacza ekologicznego, to bardzo niestabilna i budząca wątpliwości organizacja. Owszem, nie ma co generalizować, i wśród nich są osoby, które oddały się zdrowemu trybowi życia, próbując po prostu funkcjonować tak, jakby otaczający ich świat nie był jednym wielkim syfem. Ale też są i tacy, którzy w imię ocalenia Ziemi są gotowi podkładać bomby i paraliżować całe miasta. A jak na to reaguje nieformalnie wybrany na orędownika tej ideologii Train? Otóż, od wielu lat zniknął z życia publicznego i niczym krytyczny wobec współczesnego sobie społeczeństwa Chad Mulligan z Wszyscy na Zanzibarze, staje się mitycznym herosem, który zapewne zginął w imię swej idei. Ale, być może, jak wspomniany pisarz z innej powieści Brunnera, zaszył się gdzieś, bo miał po prostu dość idiotycznego świata?

No dobrze, przedstawiłem zarys fabuły, ale co właściwie dzieje się w Ślepym stadzie? Szczerze mówiąc, trudno odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie, bo powieść jest wielowątkowa i nieustannie rozszarpywana krótkimi, zmieniającymi kąt spojrzenia rozdziałami. Jeśli czytaliście Wszyscy na Zanzibarze, to doskonale wiecie o co chodzi – tam też narracja stanowiła pewnego rodzaju chaos, który z początku zdaje się nie do ogarnięcia. To jeden z tych elementów, który ukazuje, jak bardzo John Brunner był przepełniony goryczą i z jaką pasją pisał tę powieść. Czasami natknąć się można na jednozdaniowy rozdział, w którym autor bez ceregieli informuje na przykład, że w całych Stanach brakuje trumien w rozmiarach dziecięcych. Krótkie, ale jak bardzo uderzające w potylicę! O pisarskiej złości można również dowiedzieć się z prostolinijnego języka, którym posługuje się pisarz w Ślepym stadzie, kładąc nacisk na samą brutalną treść, pozwalając sobie na zabawy językowe jedynie w tytułach rozdziałów, które często ociekają jadem i ironią. Wracając jednak do sprawy nadrzędnej – dzięki tym zabiegom John Brunner uzyskał efekt stałego szokowania czytelnika, wprowadzania go w osłupienie i narastający strach przed tym, że taka przyszłość rzeczywiście może mieć miejsce. I chociaż trudno było mi w niektórych miejscach zawierzyć autorowi – wydaje mi się jednak, że zbyt pesymistycznie oszacował poziom rozwoju technologicznego względem skażonego świata – to były momenty, kiedy trafił on w punkt. Najbardziej celnym spostrzeżeniem wydaje mi się aspekt medyczny, kiedy to ludzie, łykając coraz więcej tabletek i antybiotyków, doprowadzili do takiego zmutowania bakterii i wirusów, że stały się one całkowicie odporne na leki i dzięki temu nieuleczalne. A przecież już dzisiaj obserwujemy, że niektóre choroby ewoluują, przeciwstawiając się naszej medycynie. Bardzo celne i bardzo, BARDZO pobudzające wyobraźnię.

Równie spostrzegawczy okazał się Brunner wobec ludzkiej natury i tego, co możemy myśleć, będąc na skraju przepaści: jest taki jeden moment, w którym bohaterowie powieści mówią jasno – po co generować kolejne pokolenia, które będą się jedynie męczyć w tym świecie, jeżeli w ogóle dożyją dorosłości? Po co skazywać ich na taki potworny świat, w którym się po prostu nie da i nie chce żyć? Coś potwornego jest w myśli, że społeczeństwo zabrnęło tak daleko, że lepszym rozwiązaniem wydaje się niewydawanie na świat potomstwa, coś strasznego jest w przekonaniu bohaterów Ślepego stada, że od tej sytuacji nie ma już odwrotu. I taki smród nieustannej porażki ciągnie się przez całą powieść, ponieważ, w przeciwieństwie do Wszyscy na Zanzibarze, nie ma tu jakiegoś błysku nadziei, że wszystko się poukłada. Na osmarkaną brodę Zeusa, nie ma tu nawet odrobiny piękna, które tkwi w nieskazitelności ludzkiego życia, którą mogliśmy dostrzec w innych powieściach Brunnera! Autor nie pozostawia nic, czym można się pocieszyć, czemu można powierzyć nadzieję. Pesymizm i fatalizm to chleb powszedni tej historii. Komentarz pozostawiam jednemu z bohaterów powieści: Kto by chciał być zdrowy na umyśle, wiedząc, że każdy oddech, każda szklanka napełniona wodą, każde wejście do rzeki, żeby popływać, każdy posiłek – że to wszystko go zabija?**

Ślepym stadzie zakochają się wszelkiego rodzaju masochiści i wichrzyciele płonnych nadziei, którzy pragną zanurzyć się w opowieści, która od góry do dołu ruga naszą cywilizację i sposób, w jaki dążymy do samozagłady. To powieść, która uderza w czytelnika jak piłki w najbardziej leniwego gracza w zbijaka, a co gorsza – gdzieś tam w środku czujemy, że na to zasłużyliśmy. Bo jeśli rzeczywiście doprowadzimy do takiej sytuacji, to jesteśmy ostatnimi głupcami, którym pozostaje się tylko obudzić z ręką w nie całkiem pustym nocniku. Daleko mi do osoby, która siałaby panikę z powodu drobnych zmian klimatycznych czy wiszącego tu i ówdzie smogu, toteż nie zawsze byłem w stanie wczuć się w ostrzegawczy ton Brunnera, ale nie oznacza to, że jego powieść nie ma wizjonerskiego charakteru. Kto wie, może brytyjski pisarz prędzej czy później okaże się, niczym Austin Train, niepożądanym prorokiem naszej przyszłości.

* Cytat z utworu Kruchy jest człowiek Piotra Bukartyka

** John Brunner, Ślepe stado, Wydawnictwo MAG, Warszawa 2016, s. 257.

Fot.: Wydawnictwo MAG

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *