Sprostać oczekiwaniom – Alex Marwood – „Zabójca z sąsiedztwa” [recenzja]

Mniej więcej rok temu przeczytałem Dziewczyny, które zabiły Chloe (recenzja TUTAJ), debiutancką powieść ukrywającej się pod pseudonimem Alex Marwood brytyjskiej dziennikarki. Jako że większości nie chciało się pewnie kliknąć w odnośnik powyżej, zdradzę, że tytuł mojej recenzji brzmiał: Dziewczyny, które wbijają w fotel. Dlaczego? Ano dlatego, że historia Jade Walker i Annabel Oldcare autentycznie wcisnęła mnie w moje mięciutkie siedzisko! Dlatego też, gdy dowiedziałem się, że za kilka miesięcy ma się na rynku pojawić kolejna książka Brytyjki, mało głową sufitu nie przebiłem (z tej radości)! Apetyt rósł w miarę pojawiania się kolejnych przedpremierowych opinii z Wysp oraz Stanów Zjednoczonych: Marwood podnosi sobie poprzeczkę jeszcze wyżej!, Thriller roku! To tylko niektóre z pochlebstw, jakimi zachwalano Zabójcę z sąsiedztwa. Cytując samego Stephena Kinga: Jeśli czytaliście Dziewczyny, które zabiły Chloe, to powiem wam, że Zabójca z sąsiedztwa jest jeszcze lepszy! Cholernie przerażający… świetnie nakreślone postacie! Wszystko to sprawiło, że rozpoczynając przygodę z omawianą tu książką, nastawiłem się na coś, co zawładnie mną bez reszty. Czy tak właśnie było? Czy Zabójca z sąsiedztwa to rzeczywiście thriller roku? Czy King miał rację? O tym i nie tylko w poniższym tekście.

Chętnie wtrącający się w sprawy innych urzędnik Thomas Dunbar, nastoletnia złodziejka Cher, polityczny uchodźca Hossein Zanjani, rzadko opuszczający swoje mieszkanie nauczyciel muzyki Gerard Bright, sędziwa Vesta oraz uciekająca przed przeszłością Collette – co łączy wszystkich wymienionych? To, że z uwagi na fakt, iż każde ma coś za uszami, w pewnym momencie zostają sąsiadami w zarządzanym przez obleśnego i chciwego Kamienicznika domu przy Beulah Grove 23. Luksusów nie ma: jedna łazienka na piętro, zdezelowany telefon na monety stojący w korytarzu, odłażąca od ścian tapeta i obskurne klitki spełniające role mieszkań. Nie ma się jednak czemu dziwić, skoro dbający o anonimowość lokatorzy przyjmowani są przez Kamienicznika bez sprawdzania dokumentów, a comiesięczny czynsz płacą „do ręki”.

Pewnego upalnego dnia zdarzy się jednak coś, co unikających się do tej pory sąsiadów połączy niewygodnym sojuszem, na który wszyscy będą musieli się zgodzić, ponieważ za każdymi drzwiami kamienicy skrywany jest jakiś sekret. Za jednymi mroczniejszy niż pozostałe.

Generalnie Zabójca z sąsiedztwa zbiera lepsze recenzje od swojej poprzedniczki, choć ja akurat nie do końca jestem w stanie się z takim odbiorem zgodzić. To naprawdę bardzo dobry thriller, a raczej historia o wydźwięku społecznym z kryminalną otoczką w tle. I w zasadzie wszystko by się zgadzało, skoro dokładnie to samo stanowiło o sile Dziewczyn, które zabiły Chloe. Problem w tym, że Marwood po raz kolejny zagrała tą samą kartą, kiedy bardziej pasowałoby postawić na rasową powieść grozy.

Brytyjka ponownie zdradza tożsamość mordercy zadziwiająco wcześnie (choć fakt, że tym razem zabawa w odgadywanie trwa mimo wszystko dłużej) i o ile w debiucie nie stanowiło to problemu, bo i sam psychopata nie był istotny dla fabuły, tak tutaj niekoniecznie jest to zaleta. Po raz kolejny autorka przy pomocy dreszczyku emocji stara się rzucić jaśniejsze światło na bardziej istotne problemy, aczkolwiek w przypadku Zabójcy z sąsiedztwa wątek kryminalny miał większy potencjał i wydaje mi się, że proporcje między nim a kwestiami społecznymi zostały trochę źle rozłożone.

Mam  jednak nadzieję, że poprzedni akapit nie zniechęcił nikogo do sięgnięcia po lekturę, ponieważ to wciąż bardzo dobra książka. Marwood ponownie zachwyca umiejętnością wykreowania wyrazistych bohaterów, każdy jest charakterystyczny i przykuwający uwagę. To samo zresztą można powiedzieć o niezwykle obrazowych opisach czy to wnętrza kamienicy, czy nieprzychylnych ulic samego Londynu (zapomniałem wcześniej napisać, że właśnie w stolicy Wielkiej Brytanii rozgrywa się akcja powieści). Zabójca z sąsiedztwa jest świetnie napisany i nic dziwnego, że prawa do ekranizacji zostały już sprzedane; ta książka to właściwie gotowy scenariusz przeboju, który przyciągnie do kin prawdziwe tłumy. Tylko te proporcje…

Warstwa społeczna skupia się na przestawieniu grupy zagubionych, wyplutych przez system jednostek i pokazaniu, że taki właśnie zlepek wyrzutków jest w stanie okazać sobie wzajemnie więcej empatii niż „normalni” mieszkańcy wielkiego miasta, którzy widząc krzywdę drugiego człowieka, odwracają głowę w bok, udając, że nic się nie stało. I ok. Wszystko zostało przez autorkę umiejętnie nakreślone i daje do myślenia, szkoda jedynie, że traci na tym część stricte kryminalna. Oczywiście taki był właśnie zamysł Brytyjki, jednak można to było chyba rozegrać nieco inaczej i to właśnie grozę postawić na pierwszym miejscu, zwłaszcza że potencjał był spory.

Co prawda logicznie myślący czytelnik dość szybko zredukuje liczbę kandydatów na psychopatę do dwóch osób, ale to nadal wciąga. Mało tego, nawet kiedy znamy już tożsamość mordercy, zabawa trwa w najlepsze, ponieważ Marwood doskonale obrazuje nam wówczas motywy, jakimi kieruje się tytułowy zabójca. Ostrych, mrożących krew w żyłach scen jest tu pod dostatkiem, dlatego będę się trzymał zdania, że materiał na thriller roku został odrobinę zmarnowany.

No więc jak to jest z tym Zabójcą z sąsiedztwa? Wbrew temu co może sugerować ta recenzja, jest bardzo dobrze! Świetne postaci, obrazowe opisy, niepozwalająca na nudę, wciągająca fabuła, dreszczyk grozy i wyraźnie zaznaczony wątek społeczny. Wszystko to tworzy powieść, która zdecydowanie wybija się ponad przeciętną w swoim gatunku, taką, z której każdy miłośnik tego rodzaju literatury powinien być więcej niż zadowolony. Osobiście przyznaję, że w związku z zachwytem nad Dziewczynami, które zabiły Chloe być może oczekiwania miałem lekko wygórowane, stąd kilka uwag. Summa summarum nie jest to thriller roku, ale nie jest to również w żadnym wypadku przeciętniak. Alex Marwood wróciła, udowadniając, że potrafi pisać, a wielokrotnie nagradzany debiut nie był szczęśliwym przypadkiem. Oby tak dalej i oby poprzeczka szła w górę, ponieważ nie zamierzam przegapić kolejnej powieść autorstwa Brytyjki.

Fot.: Albatros

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *