Ekran czarny od zła – Nick Murphy – „The Secret” [recenzja]

Znacie to uczucie, kiedy oglądając coś, czujecie delikatne ciarki zażenowania i macie nieprzyjemne wrażenie, że zdecydowanie lepiej byłoby tego nie oglądać? Takie właśnie odczucia towarzyszyły mi w czasie oglądania miniserialu The Secret zrealizowanego dla stacji iTv. Całość to jedynie 4 odcinki, podczas których poznajemy szokującą historię, która wydarzyła się naprawdę. W społeczności skupionej wokół kościoła baptystów dochodzi do zbrodni. Lokalny dentysta i nauczycielka prowadząca lekcje w przykościelnej szkółce postanawiają zabić swoich małżonków, by nie musieć ukrywać swojego romansu.

Mający swoją premierę w 2016 roku serial opowiada prawdziwą historię, którą w swojej książce Let This Be Our Secret opisał dziennikarz Deric Henderson. Mamy więc małe miasteczko Coleraine, kościół baptystów zrzeszający aktywnie okolicznych mieszkańców, i ich: Colina Howella, szanowanego i uznanego w społeczności dentystę, oraz Hazel Buchanan, nauczycielkę. Oboje posiadają małżonków i dzieci. Kiedy zaczyna między nimi rozkwitać namiętny romans, zamiast powiedzieć o tym swoim najbliższym, tracąc nieskalane opinie, postanawiają zaaranżować podwójne samobójstwo swoich małżonków, a wszystko to usprawiedliwiając wolą Boga. Okrutne morderstwo uchodzi im płazem, ale to jeszcze nie koniec tej potwornej, wstrząsającej historii.

Odpychający bohaterowie, nietrwałe uczucia

Mówiąc o sile oddziaływania na widza produkcji The Secret, trzeba powiedzieć jedno: James Nesbitt jako Colin Howell osiągnął aktorskie wyżyny w byciu odpychającym, niemal obrzydliwym i na wskroś złym bohaterem, któremu najchętniej przy pierwszej okazji wymierzylibyśmy siarczysty cios. Jego pobudki, zachowania, zapędy i tajemnice coraz bardziej z biegiem serialu uświadamiają nam, że to nie jest człowiek, z którym jest coś nie tak, tylko prawdziwe zło w ludzkiej powłoce. Zachowania Colina szokują, i to bardzo. Nie tylko jest okropnym człowiekiem, ale również finezyjnie uspokaja sam siebie, ciągle znajdując usprawiedliwienie swoich zachowań i działań. To wszystko, razem z mrocznym klimatem całej opowieści, sprawia wrażenie, że oglądamy coś brudnego, coś, o czym trudno będzie nam zapomnieć. Genevieve O`Reilly w roli Hazel Buchanan wydaje nam się zakochaną szarą myszką, ale tak naprawdę nie widzi nic złego w świetnym planie Colina. Morderstwo przychodzi jej łatwo, jest pewnego rodzaju ulgą i rozwiązaniem kłopotliwej sprawy. Jednak ją kara spotyka dość szybko. Rozwijające się poczucie winy sprawia, że Hazel zaczyna czuć do Colina obrzydzenie. Wielka, gorąca miłość, która jeszcze niedawno pozwoliła dwójce zakochanych posunąć się w walce o wspólne życie do morderstwa, okazuje się być tak naprawdę dość kruchym uczuciem. Colin bez najmniejszego problemu znajduje w końcu kolejną partnerkę.

Biblijna sprawiedliwość, która cieszy

Największym atutem tego filmu jest ten obrazoburczy niemal motyw wierzących, którzy nie tylko zabijają zupełnie niewinne istoty z egoistycznych pobudek, ale także usprawiedliwiają to ofiarowaniem ulgi cierpiącym. Fałsz, z którym mamy tam do czynienia, budzi złość, niemal agresję. Są momenty w The Secret, że aż trudno uwierzyć w to, że jest to prawdziwa historia. Dodatkowo to, jak odpychający są bohaterowie, sprawia, że faktycznie z ekranu sączy się czysta czerń. Sam serial wizualnie jest dość mroczny, muzyka też dokłada swoje trzy grosze. Oglądamy też historię bohaterów na przestrzeni kilkunastu lat, od momentu poznania się zdradzających małżonków, aż po wyznanie całej prawdy przez złamanego przez życie Colina. Tutaj chciałabym dodać jeszcze coś właśnie na temat tego bohatera; Colina (żeby nie spoilerować zbyt mocno) spotykają dość mocne rzeczy w życiu po morderstwie, już po rozstaniu z Hazel i założeniu kolejnej rodziny, i powoli to w nich bohater zaczyna upatrywać kary boskiej. Jest w tym coś biblijnego, jednak nawet wtedy nie jesteśmy mu w stanie współczuć. Powiem nawet więcej – czułam nieprzyjemną satysfakcję z faktu, że wreszcie dzieje się coś, przez co ten okropny człowiek może w końcu cierpieć.

Nie jest to może wymagający serial, ale raczej nie polecałabym go wrażliwym odbiorcom. Określany w mediach jako dramat i thriller faktycznie jest połączeniem obu tych gatunków. Nie ogląda się go jednak jak serialu, który wciąga, bo ciekawi nas dalsza historia. Raczej podglądamy z niesmakiem to, co działo się w życiu bohaterów, których nie jesteśmy w stanie polubić, tak jak przez firankę przyglądamy się temu, jak nielubiany przez nas sąsiad kłóci się z żoną. Niby wcale nie chcemy na to patrzeć, ale to, że jesteśmy w bezpiecznej i odległej pozycji, sprawia, że nie możemy sobie tej wstydliwej przyjemności odmówić.

Fot.: Hat Trick Productions

 

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Marla

Wielbicielka seriali, maniaczka alternatywnych światów i dziwaków. Lubię polecać fajne rzeczy.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *