Trudna droga do gwiazd – Animators – „The Universe” [recenzja]

Szczerze mówiąc, płyta The Universe jest moim pierwszym spotkaniem z Animators. Niewątpliwie dzięki temu krążkowi zespół na dłużej zagości w mej świadomości, jednak nie obyło się bez zgrzytów czy pomyłek.

Zacznijmy najpierw od tego, że Animators proponują słuchaczom kawał melodyjnego, ostrego gitarowego grania. Ich muzyka jest po prostu przebojowa, chwytliwa, zagrana z kopem i odpowiednią energią. Nie chcę próbować umiejscawiać Animators w jakiejś stylistyce, ale ich muzyka to hybryda heavy metalu, prog metalu z industrialem i niewielkimi hard core’owym inklinacjami. Już rozpoczynający płytę The Rage, z mocnym rytmem perkusji i szatkowanym riffem, pokazuje, że będzie dobrze. No i silny, pewny śpiew Bartosza Bednarczuka, który operuje różnymi barwami, jest zdecydowanie jednym z pewnym punktów całej płyty, lecz co do jego sposobu śpiewania mam pewne uwagi.

Powiem szczerze, że Toymaker i kolejny na trackliście Disgust pokazał mi, iż wokalista posiada pewną irytującą manierę wchodzenia w niektórych momentach na wysokie tony. Po prostu mi to nie gra, szczególnie, kiedy z tym wszystkim koresponduje mocny, gitarowy podkład w tle. Na szczęście jego średnie i dolne rejestry to klasa sama w sobie. Szkoda, bo w takim właśnie Toymaker wysokie zaśpiewy  psują całkiem fajny refren.

Na szczęście lepiej jest w Dolls of God, gdzie obok gęstych partii gitar mamy w zwrotkach elektroniczne tło do mocnej perkusji. Niestety. Znowu dobry refren jest zniszczony wchodzeniem na wysokie rejestry przez wokalistę. Powolny, dostojny Flowers zdecydowanie ratuje sytuację. Niestety po łyżce miodu nadeszła odrobina dziegciu, bo choć doceniam eksperyment w postaci czysto elektronicznego Stereophonic Society, który sam w sobie ma moc, duszny klimat i przykuwa do głośników, to wśród gitarowego hałasu wydaje się zbędny i jakby od czapy.

Animators - Toymaker [2nd Album Single Release]

Na szczęście na płycie przewodzi szybkie, energiczne i przede wszystkim melodyjne granie, czego idealnym przykładem jest kompozycja Network Identity. Jednak Animators potrafi zaskoczyć, jak w nastrojowym, balladowym The Universe. Zespół ku mojemu zdziwieniu świetnie odnajduje się w takich klimatach, bo Flying Dutchman (co za tytuł!) potrafi zauroczyć swoją onirycznością i łagodnością. Fire!Fire!Fire! na sam koniec pokazuje, że gitarzyści zespołu potrafią zaskoczyć świetnym riffami; szczególnie pod koniec trzeciej minuty trwania kawałka zaserwowali oni taką zagrywkę, że musiałem przez naprawdę długi czas szukać swojej szczęki po podłodze.

The Universe to kawał niezwykle solidnego, a zarazem przebojowego, chwytliwego, melodyjnego i autentycznego mocnego grania z kilkoma niedostatkami, jak chyba niepotrzebne elektroniczne wstawki, czy przesadna ekspresja wokalna krzykacza Animators, czyli Bartosza Bednarczuka. Gdy pewne mankamenty zespół wyeliminuje, to możemy mieć w Polsce kolejny zespół, stojący na wysokim poziomie wykonawczym, jak i kompozycyjnym, bo jednego i drugiego, już dzisiaj nie można Animators odmówić.

 Fot.: cantaramusic.pl

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *