Trzy grzechy główne polskich tłumaczy

W kwestii tytułów filmów nasi rodzimi tłumacze bardzo często popuszczają wodze fantazji. Oglądając w kinie zapowiedzi kolejnych obrazów, w dziewięciu przypadkach na dziesięć, można tylko złapać się za głowę i zakrzyknąć – kto to wymyślił?!

Właściwie nie do końca wiem, na ile to wszystko to wyobraźnia tłumacza, a na ile fantazja dystrybutora, ale grzechy polskich tłumaczy można podzielić na trzy główne kategorie.

1. Dopisywanie do oryginalnego tytułu polskiego rozwinięcia.

Dla mnie kompletnie niezrozumiały zabieg. Zachowany jest oryginalny tytuł (co w wielu przypadkach byłoby zaletą), a do tego dokładane jest rozwinięcie, które próbuje na siłę wcisnąć widzowi informację, o czym może być dany film. Przykładem takich tytułów są: Cast Away – Poza światem (czy nie prościej było zatytułować ten film po prostu Rozbitek?); Wanted – ŚciganiOcean’s Eleven: Ryzykowna graThe Hurt Locker. W pułapce wojnySpirited Away: W krainie bogówWatchmen – StrażnicySin City – Miasto grzechuBraveheart – Waleczne Serce. To tylko kilka przykładów z wielu.

Wytłumaczcie mi proszę, jaki to ma sens? Szkoda, że nie ma jeszcze Siostry Sisters, albo Wyspa Island. Nie wspominając już o tym, że w normalnej konwersacji te filmy i tak funkcjonują tylko pod oryginalnym tytułem. Wyobrażacie sobie, jak mówicie do kogoś – „Hej, widziałeś może Watchmen – Strażników?”, albo „Wczoraj byłem w kinie na The Hurt Locker. W pułapce wojny„?

plakaty1

2. Niepotrzebne skracanie lub rozwijanie tytułu oryginalnego.

Bywa i tak, że mimo dość dokładnego przetłumaczenia tytułu tłumacz odczuwa wielką potrzebę, by dodać jeszcze coś od siebie. Najlepszymi przykładami są głównie filmy z lat 80. i 90. takie jak: Obcy – Ósmy pasażer „Nostromo” (czyli w oryginale po prostu Alien), a także kolejna część tej serii – Obcy: Decydujące starcie (w oryginale Aliens). W świetle kolejnych części, starcie wcale nie okazało się takie decydujące… Oryginalne tytuły tych filmów mają swój niezaprzeczalny, pełen prostoty urok. W końcu w pierwszej części mamy do czynienia tylko z jednym Alienem, a sequel wprowadza większą ich ilość, stąd tytuł w liczbie mnogiej. Niestety, w języku polskim, słowo „obcy” w takiej deklinacji może oznaczać zarówno jednego, jak i więcej obcych, tłumacz miał więc nie lada orzech do zgryzienia.

Innym przykładem z tych pięknych lat jest film Gremliny rozrabiają (w oryginale Gremlins) – tutaj nie ma żadnego usprawiedliwienia. Jaki wielki zamysł stoi za tym tytułem? Co skłoniło tłumacza, by koniecznie podkreślić, że owe tajemnicze gremliny rozrabiają? Czy miało to rozładować napięcie? W końcu film ten z założenia miał być komedio-horrorem.

Dla odmiany, kiedy oryginalny tytuł jest wyjątkowo rozwinięty, polscy tłumacze dochodzą do wniosku, że może to być zbyt skomplikowane dla typowego odbiorcy i biorą się za skracanie. Przykładowo Porachunki Guy’a Ritchie, czyli w oryginale Lock, Stock and Two Smoking Barrels – przyznaję, że nie jest to najprostszy tytuł, ale pięknie nawiązuje do fabuły filmu. Przetłumaczenie tego stanowiło prawdziwe wyzwanie, dlatego lepiej było pójść po najmniejszej linii oporu.

Innym przykładem jest Amelia – piękny i bardzo pozytywny film francuskojęzyczny. Tytuł oryginalny to Le Fabuleux destin d’Amelie Poulain, czyli dosłownie „Fantastyczne losy Amelii Poulain”.

A co ze Szpiegiem – doskonałym szpiegowskim kinem z genialnym Garym Oldmanem w roli głównej? W oryginale to Tinker, Tailor, Soldier, Spy, czyli nawiązanie do występujących w filmie postaci i ich pseudonimów. Tutaj akurat nie było wielkim wyzwaniem dokładniejsze tłumaczenie, gdyż powieść Johna Le Carre, na podstawie której powstał film, jest przetłumaczona na język polski jako Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg.

Takie przykłady można mnożyć  bardzo długo, dlatego ograniczę się do jeszcze jednego – Parnassus, czyli The Imaginarium of Doctor Parnassus – film Terry’ego Gilliama. Dosłowne tłumaczenie byłoby piękne i tajemnicze – Imaginarium Doktora Parnassusa – taki tytuł zachęca (przynajmniej mnie) do tego, żeby się z tym obrazem zapoznać. Obecny natomiast nie znaczy nic, nie wiadomo czym lub kim jest Parnassus, a kojarzy się to raczej z jakąś zaraźliwą chorobą. Gdzie w tym przypadku podziali się tłumacze z gatunku „muszę rozwinąć tytuł, żeby polski widz w ogóle zrozumiał”? Aczkolwiek, zdaje się, że nieoficjalnym rozwinięciem tego tytułu jest Człowiek, który oszukał diabła, co właściwie jest jeszcze gorsze.

3. Polski tytuł ma niewiele (lub nie ma nic) wspólnego z oryginałem.

Ten grzech jest zdecydowanie najcięższy. Oj, tutaj to dopiero można złapać się za głowę. Brak wyobraźni lub wręcz przeciwnie – zbyt bujna wyobraźnia, to cecha standardowa tych polskich tłumaczeń. Gotowi?

Najsłynniejsze przykłady pochodzą z wesołych lat 80. Numer jeden to zdecydowanie Elektroniczny morderca, czyli poczciwy The Terminator, który otworzył austriackiemu aktorowi drzwi do Hollywood. W tamtych czasach, słowo terminator kojarzyło się raczej z kimś, kto terminuje u jakiegoś rzemieślnika czy innego kowala, stąd też zabieg tłumacza, który chciał uniknąć niewłaściwych skojarzeń. I tak dobrze, że jakiś czas temu, oficjalny polski tytuł zmieniono na Terminator.

Kolejnym filmem, któremu miłosiernie pozwolono później zmienić tytuł na oryginalny, był Wirujący seks. Nie, nie było to żadne porno, ani nic z tych rzeczy. Mowa oczywiście o Dirty Dancing. Szkoda tylko, że ów tytuł był na tyle niezręczny, że pewnie większość rodziców, na pytanie dziecka, co oglądają, wolała użyć oryginalnego tytułu, lub powiedzieć – ten film o tańcu. Fantazja chyba poniosła tłumacza zbyt daleko, wzniósł się na wyżyny kreatywności, ale zapomniał z nich powrócić.

Innemu filmowi pozwolono z kolei zatrzymać polski tytuł do dzisiaj. Tytuł, który w części pierwszej jeszcze jakoś fabularnie się broni (mimo, że z oryginalnym nie ma nic wspólnego), do kolejnych części pasuje natomiast jak pięść do nosa. To podręcznikowy przykład totalnej niekonsekwencji tłumacza. Czy wiecie już o czym mowa? Tak, to Szklana pułapka. Oryginalne Die Hard to fraza dość ciężka do sensownego przetłumaczenia i prawie mogę dostrzec tok myślenia tłumacza – Pomyślmy, Die Hard, Die Hard… Ciężkozabijalny… nie, bez sensu. Wymyślę coś innego. Akcja dzieje się w wieżowcu. Szklanym. Bohater jest tam zamknięty jak w pułapce… Szklana pułapka! [uśmiech pełen satysfakcji i dumy]. Ciekawe, jaką minę miał tłumacz, kiedy nakręcili drugą część, która nie działa się już w wieżowcu.

Taka rażąca niekonsekwencja to nie tylko domena tłumaczy z ubiegłego wieku. Popatrzmy na, nie takie znowu stare, Kac Vegas, czyli The Hangover (po naszemu, po prostu „kac”). Tutaj znów jawi się proces myślowy – Hangover, kac… Niee, kto by nazywał film „Kac”? Bez sensu! Pomyślmy, akcja dzieje się w Las Vegas… Kac w Las Vegas.. Kac Vegas! Jestem geniuszem! Niestety, okazało się, że ten film również doczekał się kontynuacji, która bynajmniej nie dzieje się w Las Vegas. Czy tłumacz konsekwentnie postanowił trzymać się schematu, nazywając film Kac Bangkok? Nie, to by było za proste. Dlatego teraz mamy taką perełkę jak Kac Vegas w Bangkoku :).

Kolejny przykład – wspaniały, wieloznaczny i głęboki film Eternal Sunshine of the Spotless Mind. Film, który mogę oglądać niezliczoną ilość razy. Jedna z niewielu naprawdę świetnych ról Jima Carrey’a. Sam tytuł jest akapitem wyjętym z wiersza Alexandra Pope’a i dosłownie można go przetłumaczyć jako „nieskończony blask nieskalanego umysłu”. Tymczasem, jaki jest polski tytuł tego filmu? Zakochany bez pamięci. Ręce opadają. Kojarzy się to raczej z jakąś głupawą komedią romantyczną i gdybym nie zdawał sobie sprawy, co to za film, na pewno bym po niego nie sięgnął.

Nie macie jeszcze dość? To proszę bardzo – świetny film będący połączeniem kina akcji, kryminału i komedii – In Bruges, czyli dosłownie „W Brugii” (to takie miasto w Belgii). Doskonałe role Ralpha Fiennesa, Brendana Gleesona i oczywiście Colina Farrella, który zmuszony jest ukrywać się „w pie***nej Brugii!”. Próbując znaleźć wytłumaczenie dla tłumacza, dochodzę do wniosku, że zasugerował się angielskim tagline’m z oryginalnych plakatów – „Shoot first. Sightsee later”. W rezultacie otrzymaliśmy wspaniały tytuł Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj. Osoba odpowiedzialna za tłumaczenie postanowiła chyba pracować według stwierdzenia – najpierw strzelaj (kolejkę wódki), potem tłumacz.

Mógłbym tak jeszcze długo, bo to temat rzeka, ale póki co – niech to wystarczy. Nie chcę, żeby wszyscy tłumacze poczuli się urażeni. Niektórzy z nich zasługują na pochwałę za świetne tłumaczenia nieprzetłumaczalnych tytułów. A pozostali? Cóż, gdyby nie oni, filmowy światek byłby mniej zabawny :).

Zachęcam do dzielenia się własnymi przykładami takich fantastycznych tytułów w komentarzach.

Fot.: Jakub Erol; Andrzej Pagowski; Jan Młodożeniec; Mieczysław Wasilewski; United International Pictures Sp. z o.o.; Warner Bros.; Voltage Pictures; Monolith; SPI International Polska Sp. z o.o.; Syrena EG; Gutek Film; ITI Cinema Sp. z o.o.; Twentieth Century Fox; Best Film

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Bębenek

Dziecko lat 80. Wychowany na komiksach Marvela, horrorach i kinie klasy B, które jest tak złe, że aż dobre. Odpowiedzialny za sprawy techniczne związane z Głosem Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

5 Komentarze

  • Ja bym tutaj dorzuciła jeszcze, co prawda tytul serialu, ale tłumaczenie równie genialne: Z „One Tree Hill” (przy czym Tree Hill to nazwa miasteczka) zrobiono u nas „Pogodę na miłość”. No i kogo zachęci taki tytuł? Tylko fanów oper mydlanych…:)

  • Mi pierwsze, co przychodzi do głowy to też serial i „LOST – Zagubieni”… Żenada po całości. Przekroczeniem granicy byłoby zmienienie „Dr. House” na „Doktor Dom” :)

  • No to, jak już mówimy o serialach – „Grey’s Anatomy” czyli u nas „Chirurdzy”. I choć rozumiem dobre chęci, to tłumacze powinni też brać pod uwagę dodatkowe znaczenia, jakie niekiedy niesie tytuł. Tutaj oryginał to nie tylko ważna dla studentów medycyny książka – podręcznik anatomii, ale także nazwisko głównej bohaterki. No i po co?

  • Żeby nie szukać daleko w serialach – „Bold & Beautiful”, czyli „Moda na sukces”. ;)

  • oryginał: Wishmaster 3 Beyond the gates of hell
    polski tytuł: Wishmaster Miecz sprawiedliwości
    jak dla mnie porażka

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *