popowego konesera

Tygodnik popowego konesera #13

Listopadowy pop może wywoływać mieszane uczucia, ale i tak udało mi się znaleźć kilka perełek. Maszynka do robienia hitów o kryptonimie Pharrell Williams spuściła publice prawdziwy rapowy łomot, Fever Ray przypomniała wszystkim o swoim ekscentrycznym uroku, chłopaki z Franz Ferdinand przygotowali smaczny pastisz, a Noel Gallagher zawstydził przemądrzałego brata. Niestety, zarówno Eminem jak i Migos zawiedli pokładane w nich nadzieje, ale być może w przyszłości uda im się odzyskać moje zaufanie. Miłego odsłuchu i do zobaczenia za tydzień!

N.E.R.D. – Lemon

+ (pop wysokiej jakości)

Musiała minąć cała dekada, żeby Pharrell Williams przypomniał sobie, jak się robi dobrą muzykę. Połowa kultowego duetu The Neptunes, przerwała romans z mainstreamowymi listami przebojów i postanowiła zaatakować mocnym rapowym uderzeniem. Efekt jest piorunujący.

N.E.R.D & Rihanna - Lemon

 

Fever Ray – To the Moon and Back

+ (pop wysokiej jakości)

Diwa potwornego synth-popu powraca w wielkim stylu. Singiel promujący jej najnowszy krążek zapewnia ilość wrażeń, od których można dostać palpitacji serca. To the Moon and Back to wyjątkowy, groteskowy freak show, brawurowo przekraczający granicę dobrego smaku.

Fever Ray - To The Moon And Back (Official Video) - Plunge Part 3

 

Franz Ferdinand – Always Ascending

+ (pop wysokiej jakości)

Gwiazdy indie-rockowego rewiwalizmu serwują naprawdę udany singiel, kontynuujący zaczęty jakiś czas temu, taneczny rozdział w historii grupy. Szkocka formacja wyróżnia się na tle rzeszy brytyjskich zespołów z „The” w nazwie, przede wszystkim dzięki bezpretensjonalnemu poczuciu humoru. Alex i spółka dokładnie wiedzą, co chcą nam sprzedać, i mrugają okiem z takim wdziękiem, że odmowa byłaby wyjątkowo ciężkim grzechem.

Franz Ferdinand - Always Ascending (Official Audio)

 

Migos – Motorsport

+/- (pop średniej jakości)

Gwiazdy ekstraklasy współczesnego hip-hopu, zaliczają pierwszy w karierze falstart. Ich teoretycznie obiecująca kolaboracja z dwójką najmodniejszych obecnie raperek, brzmi jak powstające w bólach zadanie domowe. Oczywiście trudno nie docenić solidności tej rzemieślniczej roboty, ale od takich nazwisk wymaga się więcej niż od przeciętnych śmiertelników.

 

Noel Gallagher’s High Flying Birds – Fort Knox

+ (pop wysokiej jakości)

Mniej pyskaty z rodziny Gallagherów pozazdrościł bratu solowego longplaya i chwilę po premierze albumu Liama wypuścił przedsmak brzmienia jego nowego, autorskiego projektu. Podobać mogą się eksperymentalne zapędy, sytuujące Fort Knox gdzieś na pograniczu nowoczesnej psychodelii oraz zawadiackiej impresji na temat britpopowych figur retorycznych. Były członek grupy Oasis próbuje zrobić krok naprzód i choćby za to należą mu się brawa.

 

Eminem – Walk on Water

– (pop niskiej jakości)

Ostatnie dokonania Marshalla Mathersa dowodzą tezy, iż bycie najlepszym raperem na kuli ziemskiej wcale nie równa się tworzeniu muzyki na wysokim poziomie. W kategoriach czysto hip-hopowych Eminem jest bowiem zawodnikiem kompletnym – zachwyca karkołomnymi strukturami rymów, przykuwa uwagę słuchacza charakterystycznym flow, a na dodatek znakomicie sobie radzi z improwizacją (vide ostatnia „odezwa” w stronę Donalda Trumpa na BET Hip-Hop Awards). Problem jednak w tym, że od dobrych kilku lat, autora Slim Shady LP bardziej interesuje szlifowanie mikrofonowej kompetencji niż formułowanie spójnej wizji artystycznej. Promująca album Revival kooperacja z Beyonce to pokaz zręczności maszyny do wypluwania wersów, której wciąż nie zaktualizowano opcji stuprocentowego wykorzystania inteligencji kreatywnej.

popowego konesera

Write a Review

Opublikowane przez
Tagi
Śledź nas
Patronat

3 Komentarze

  • Wybaczcie droga redakcjo, ale jebłem śmiechem jak to przeczytałem! Zestawienie Eminema na końcu stawki, w dodatku założenie odważnej tezy o braku spójności wizji artystycznej, przy kompletnym braku rozwinięcia wątku to jakaś niedorzeczność. Autor albo nie rozumie obcego języka albo nie zwraca uwagi na tekst i w istocie jest tylko popowym słuchaczem, który słucha muzyki bez użycia do tego szarych komórek. Swoją drogą co to tak właściwie jest „formułowanie spójnej wizji artystycznej”? Spójnej dla kogo? Dla autora?

    • W imieniu redakcji – wybaczamy. Powyższy tekst nie jest opinią całego zespołu redkacyjnego Głosu Kultury, a jedynie jednego z jego redaktorów, w związku z czym jest to jego subiektywna opinia na temat opisywanych utworów. Mamy zresztą w redakcji fana Eminema, który również nie zgadza się z zarzutem niespójnej wizji artystycznej, ceniąc sobie jego najnowszy utwór, co nie znaczy, że redaktor Łukasz nie miał prawa do wyrażenia własnej opinii w tym temacie :).

    • Zestawienie Eminema na końcu stawki, w dodatku założenie odważnej tezy o braku spójności wizji artystycznej, przy kompletnym braku rozwinięcia wątku to jakaś niedorzeczność.

      >>> Formuła tego cyklu zakłada krótkie, kilkuzdaniowe opinie, w pigułce streszczające ogólne wrażenie po przesłuchaniu danej piosenki. Mimo to, cieszę się, że wywołałem tak emocjonalną reakcję i dlatego odrobinę rozwinę wątek.
      Kariera Eminema to od ok. 10 lat nieustanne miotanie się między stylistykami i niemożność odnalezienia spójnego, artystycznego „ja”. Seria albumów, począwszy od stworzonego na kolanie „Encore” , do wydanego 3 lata temu „Marshall Mathers LP 2”, znajduje się mocno poniżej poprzeczki zawieszonej przez poprzednie płyty. Głównym problemem jest strach przed podejmowaniem decyzji. Autor „Slim Shady LP” próbuje nawiązywać do swojego wizerunku szokującego kabareciarza, ale też jednocześnie stara się być Gwiazdą z krwi i kości, która kolaboruje z każdą możliwą modną wokalistką popową. Jeśli dodamy do tego pragnienie pozostania na czysto rapowym podium, to ciężko nie nazwać jego poczynań kreatywną schizofrenią.

      Nie miałbym problemu z tą tendencją do łapania kilku srok za ogon, gdyby w parze z ilością idei szła jakość. Niestety, od kilku dobrych lat Eminem zawodzi na wszystkich trzech polach.

      Po pierwsze, w dobie memów, humoru z Adult Swim i różnorakich podcastów, nikogo już nie śmieszy kpienie z drugoligowych celebrytów.
      Po drugie, banalność popowych ciągot Marshalla powoduje ból zębów. Schemat teatralnie emocjonalnych zwrotek połączonych z pompatycznym refrenem dokonał swego żywota w momencie premiery „Love the Way You Lie”.
      Po trzecie, Eminem dopracował do perfekcji wszystkie elementy rapowego rzemiosła, stając się prawdopodobnie najlepszym MC na świecie, ale jego umiejętności są czysto użytkowe. Talent Mathersa objawia się w znakomitym flow i genialnej konstrukcji rymów, ale w dzisiejszym świecie nie ma to absolutnie żadnego znaczenia. Hip-hop przestał być dyscypliną sportową. Rywalizacja MCs nie polega już na prześciganiu się w ilości wymyślnych metafor. XXI wiek docenia bowiem twórców potrafiących stworzyć spójne, przemyślane albumy. Prawdziwi artyści konstruują zapadające w pamięć koncepty, takie jak „To Pimp a Butterfly”, albo „My Beautiful Dark Twisted Fantasy”, a „tylko” genialni raperzy mogą ewentualnie popisać się freestyle’m w radiu.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *