Uciekając przed samym sobą – Ronnie O’Sullivan – „Running” [recenzja]

Ronnie O’Sullivan, pięciokrotny zdobywca tytułu mistrza świata w snookerze, w swojej najnowszej autobiografii odkrywa kulisy życia naznaczonego narkotykami, depresją, rodzinnymi tragediami oraz snookerem. Jest to sugestywna opowieść wiecznie rozdartego człowieka, który w bieganiu odnalazł sposób na ucieczkę przed problemami, porażkami, a także – a może przede wszystkim – samym sobą.


Rok 2010, turniej World Open. Ronnie O’Sullivan gra z Markiem Kingiem i brakuje mu jednego frejma do zwycięstwa. Jest to jedna z rozrywek zorganizowana po dość przykrej decyzji światowych władz snookera, które zrezygnowały z nagród pieniężnych przyznawanych za zdobycie maskymalnego brejka, czyli 147 punktów w jednym podejściu. Nie jest to łatwa sztuka – trzeba wbić piętnaście bil czerwonych przeplatanych piętnastoma czarnymi, a następnie wbić kolory w odpowiedniej kolejności. Nic więc dziwnego, że posunięcie to nie spotkało się z przychylnością wśród graczy.

We wspomnianym meczu O’Sullivan wbił jedną czerwoną i jedną czarną, po czym wstrzymał grę i zapytał sędziego, jaka jest nagroda za brejka maksymalnego. Ten po kilku minutach odrzekł, że są to cztery tysiące funtów, jednak jest to dodatek za najwyższy brejk w turnieju, nie za maksa. O’Sullivan wrócił do gry, sczyścił niełatwy układ prawie do końca i kiedy została na stole ostatnia bila… podszedł do przeciwnika, uścisnął mu dłoń i zaczął zmierzać w kierunku szatni. Dopiero interwencja sędziego przekonała go, by wbił ostatni kolor dla swoich fanów.

To nie był jedyny wyskok Ronnie’ego w czasie jego kariery. Na liście znalazły się też  odpuszczanie meczów walkowerami, dyskwalifikacja za obecność marihuany we krwi, wykłócanie się z sędziami, wulgarne słownictwo w czasie wywiadów czy granie w skarpetkach z powodu za ciasnych butów. To osoba budzące skrajne emocje – dla jednych jest to zakała dyscypliny uważanej za uosobienie klasy i elegancji, dla innych najskuteczniejszy ambasador snookera. Niezależnie od tego, jak postrzega się O’Sullivana, wszyscy chyba się zgodzą, że jest to jedyna osoba grająca w snooker, której autobiografia mogłaby przynieść jakikolwiek sukces komercyjny. Nic więc dziwnego, że ukazała się już jego druga książka, zatytułowana Running.

„Zaraz, zaraz”, zapewne sobie pomyśleliście, „to jest w końcu książka O’Sullivana czy Bolta? Dlaczego taki tytuł”? Jest to jednak najbardziej adekwatny do treści tytuł, jaki można sobie wyobrazić, ponieważ bieganie w książce O’sy zajmuje poczesne miejsce. Jest to czynność, która pozwala mu nie zwariować, która – jak na razie – z powodzeniem zastępuje alkohol, narkotyki i antydepresanty będące jego ostoją w trudnych chwilach. A tych było niemało – skazanie ojca za morderstwo, a matki za oszustwa podatkowe, rozstanie z życiową partnerką i wyniszczająca walka o dzieci, narastająca spirala długów, niestabilność emocjonalna. Wszystkie te wydarzenia zostały opisane w książce bez zbędnej mitologizacji, koloryzowania czy wybielania samego siebie.

O’Sullivan w pisaniu jest taki sam jak przy stole do gry – bezkompromisowy, nieprzejmujący się konwenansami, agresywny. Jak słusznie zauważył Przemek Kruk, komentator Eurosportu i autor wstępu do polskiego wydania, słowa „pierdolić” i „gówno” pojawiają się w książce równie często co „snooker”. Osobiście uważam to za wielki plus, ponieważ grzeczniejszy O’sa byłby zwyczajnie nieautentyczny. Nie zabiega on o sympatię czytelnika, nie podlizuje się, nie usprawiedliwia, tylko pisze, co akurat leży mu na wątrobie. Nie przejmuje się przy tym nawet takimi błahostkami, jak chronologiczny układ zdarzeń. Facet do tej pory nie potrafi uporządkować swojego życia, więc miałby się starać zrobić to w książce? Chaos na kartach autobiografii doskonale odzwierciedla emocjonalną i egzystencjalną szarpaninę  O’Sullivana.

Jak to częsta bywa, również i tutaj znajdzie się druga strona medalu. Ten kompozycyjny nieład wprawdzie podkreśla autentyzm zwierzeń, jednak bywa momentami irytujący. Już pal licho bezładne skakanie z jednego wspomnienia na drugie, to dałoby się przełknąć, ale problem jest w tym, że O’Sulivan często powtarza rzeczy, które pisał już wcześniej. Zupełnie jakby zapomniał, że już o tym wspominał. Co więcej, zdarzają się też momenty, kiedy gwiazda snookera przeczy sama sobie. W jednym fragmencie pisze jedno, by nawet kilka stron dalej wyrazić opinię zupełnie odwrotną. Te elementy irytują, momentami nawet bardzo, ale nie czarujmy się – większe wyskoki już były O’sie wybaczane. I będą nadal.

Running jest opowieścią o człowieku, który nieustannie biegnie, czy raczej ucieka – przed prochami, rodziną, przyjaciółmi oraz snookerem, który – jak sam wspomina – bezgranicznie kocha, ale tylko w przerwach między nienawidzeniem go. Jest to pełna skrajności i sprzeczności historia człowieka, który sam w sobie jest skrajną sprzecznością. Nie zmienia to jednak faktu, że mimo wszystkich tych mankamentów jest to pozycja pełna anegdotek, dosadnych myśli i ciekawostek, które w zadowalający sposób przybliżą życiorys Rakiety. Nie wywróci ona do góry nogami jego wizerunku – fani nadal będą go kochać, a przeciwnicy nienawidzić – ale z pewnością przedstawi go w pełniejszym, choć niewolnym od załamań i odblasków świetle.

Fot.: wsqn.pl

Write a Review

Opublikowane przez
Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *