deep purple

W pętli nieśmiertelności – Deep Purple – „InFinite” [recenzja]

Legenda hard rocka nie ma dość. Choć zespół zbliża się powoli do końca swojej działalności, to forma kompozytorska Iana Gillana i spółki jest co najmniej zadowalająca. Wiadomą rzeczą jest, że nie ma najmniejszych szans na to, aby Deep Purple chociażby nawiązali do czasów swojej świetności z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych, niemniej jednak muzycy próbują nagrać kawałek dobrej muzyki i album InFinite jest dowodem na to, że całkiem im się to udaje, chociaż szału, delikatnie mówiąc, nie ma.

Wstęp nieprzypadkowo nie jest przesadnie optymistyczny. Deep Purple faktycznie nagrali bowiem płytę wypełnioną po części niezłymi, a momentami dobrymi kompozycjami, jednak trzeba uczciwe stwierdzić, że InFinite niełatwo będzie postawić na półce nawet obok takiego Purpendicular, czyli pierwszego dzieła ze Stevem Morsem na gitarze. Niewątpliwie wydany w 1996 roku krążek jest punktem odniesienia do wszystkich kolejnych płyt Purpli i niestety, wydaje mi się – a to uczucie wzmaga się we mnie z każdą nową płytą zespołu – że poziom tamtego krążka jest już nie do osiągnięcia.

Szczególnie że po Purpendicular jedyną płytą Deep Purple wartą uwagi jest Rapture of the Deep. Na pewno nią nie będzie Now What?! z 2013 roku, który to LP jest dla mnie bardzo przeciętny i razi mnie w nim to, że jest przesadnie przearanżowany, przeprodukowany wręcz, i zabrakło mi w tych kompozycjach esencji, czegoś, co pozostanie w mojej pamięci na lata. Na InFinite są dwie kompozycje, do których będę wracać po latach. Od pierwszego odsłuchania moim faworytem jest kompozycja All I Got Is You, która zaczyna się od spokojnego, hammodowo-gitarowego wstępu, przechodzi w momentalnie zapadający w pamięć wspólny temat gitary Morse’a i Aireya, aż dochodzi do fantastycznego, spokojnego, nieco natchnionego śpiewu Gillana. Deep Purple nie starają się w tym utworze grać ciężko, gęsto, jest tutaj dużo powietrza, przestrzeni i, co zaskakujące, zespołowi wychodzi to na dobre. Drugim takim momentem jest trafnie zatytułowana kompozycja The Suprizing, charakteryzująca się wielowątkowością, a całość wydaje się być mocno progresywna. Zdecydowanie nie jest to typowa dla Deep Purple hard rockowa jazda.

Oczywiście są klasyczne purpurowe strzały, jak rozpędzony Time To Bedlam czy ciężki, kroczący Hip Boots. Bywa momentami wręcz rock’n’rollowo, jak w One Night In Vegas, a bujający, wręcz funkowy okazuje się Get Me Outta Here, w którym Gillan udowadnia, że potrafi jeszcze ryknąć jak za dawnych lat. Mógłbym taką wyliczankę robić aż do końca playlisty InFinite, ale to jest z grubsza pozbawione sensu, należy jednak podkreślić, że zespół starał się, aby każda z kompozycji się czymś wyróżniała. Sprawia to wrażenie płyty przemyślanej, dopracowanej w każdym aspekcie, ale to daje też do myślenia, że brak w tym wszystkim pewnego szaleństwa i świeżości. Momentami, niestety, bywa przeciętnie. Poza dwiema, może trzema kompozycjami ta płyta jest dosyć przewidywalna.

No, ale trudno byłoby się spodziewać volty stylistycznej po Deep Purple. Dobrze, że zespół odszedł od przesadnie bogatego brzmienia znanego z Now What?! i wrócił do bardziej klasycznego grania, wplatając pewne nowe, rzekłbym progresywne, elementy. Nie zaburzyło to jednak esencji stylu Deep Purple, którzy nagrali znowu niezły, niestety tylko momentami wysuwający się ponad przeciętność album.

Deep Purple "All I Got Is You" Official Music Video from the album "inFinite" OUT NOW!

Fot.: Mystic

deep purple

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *