Cherezińska

W pułapce wysokich oczekiwań – Elżbieta Cherezińska – „Płomienna korona” [recenzja]

Przyznam się szczerze, że po lekturze długo zbierałem się do napisania tej recenzji, ponieważ nie chciałem wysnuć zbyt pochopnych wniosków. Elżbieta Cherezińska domknęła swój cykl Odrodzone królestwo wielgachnym dziełem pod tytułem Płomienna korona. Czy to najlepsza część cyklu, który szturmem zawładnął półkami księgarskimi, a przede wszystkim czytelnikami? Niestety nie.

Chyba właśnie dopiero teraz, blisko parę tygodni po lekturze, po złapaniu dystansu, usiadłem do napisania niniejszego tekstu, ponieważ nie chciałem, dzieląc się z Wami opinią na gorąco, wysnuć niewłaściwych wniosków, które mogły się okazać niesprawiedliwe, a nawet krzywdzące. Szczególnie że Cherezińska, jeśli chodzi o polską literaturę, jest u mnie na szczycie listy ulubionych autorów i na każdą jej powieść czekam z niekłamaną cierpliwością.

Jednakże zastanawiam się, czy na kolejną książkę faktycznie będę oczekiwał z tak samo zapartym tchem, bo Płomienna korona to kolejne lekkie rozczarowanie po Turnieju cieni i dylogii o Hardej Pani – Świętosławie. Obawiam się, że jednak nie jestem fanatycznym odbiorcą jej powieści, bo podejrzewam, że gorsze pozycje uważałem za doskonałe, a tutaj jednak pomimo sympatii widzę w beczce miodu łyżkę dziegciu. Niewielką, o małej objętości, ale jednak.

Najpierw pochwalę za research, który zawsze u Cherezińskiej jest więcej niż nienaganny, a wręcz wzorowy. Na szczęście epoka końca rozbicia dzielnicowego i początek panowania Łokietka nie jest ulubionym moim momentem w historii Polski, więc jeśli jakieś odchylenia od do faktów się pojawiły, to one niespecjalnie rzuciły mi się w oczy, natomiast ufam też samej autorce oraz jej konsultantom, którzy są specjalistami w danej dziedzinie. W sumie była to świetna powtórka z dziejów Polski przełomu XIII i XIV wieku.

A sama treść? I tutaj mam zastrzeżenia. O ile w poprzednich powieściach cyklu mnie to nie raziło, o tyle w Płomiennej koronie zaczęło już lekko drażnić. I nie wiem, co bardziej – czy to, że narracja pędziła na złamanie karku i nie pozwalała momentami dobrze wybrzmieć niektórym wątkom, czy to, że chyba Cherezińska przesadziła nieco z ilością fabularnych nitek i mam wrażenie, że niektóre wątki można było spokojnie usunąć albo drastycznie skrócić. Tak powstało dzieło mające blisko 1100 stron, które momentami zwodziło mnie na manowce. Szczerze mówiąc, szczególnie końcówka całości okazała się niesatysfakcjonująca. Już nie chodzi o to, że wiedziałem, jak to się zakończy. Po prostu rozczarowało mnie to, że na ostatnich kartach powieści dążenie Łokietka do upragnionej korony i zjednoczenia państwa okazało się takie… proste. Mówię to, mając na uwadze fakt, że ¾ powieści udowadniało czytelnikowi, że droga Władysława do korony na pewno nie będzie usłana różami. Podsumowując wywód na temat samej treści Płomiennej korony, twierdzę, że mniej uważny czytelnik może się pogubić w plątaninie wątków oraz postaci. W dodatku nowi bohaterowie wydawali mi się jacyś… może nie tyle nijacy, co przewidywalni, jak na przykład król Czech – Jan Luksemburski. Niektórzy wręcz byli irytujący, jak chociażby giermek, a raczej pani giermek Władysława Łokietka, czyli Borutka.

Z drugiej strony świadczy to o tym, że Płomienna korona i cały cykl Odrodzonego królestwa budzi u mnie emocje – zarówno te pozytywne, jak i negatywne. Bowiem pomimo moich uwag i zażaleń dalej uważam, że jest to kawał porządnej nowoczesnej literatury, napisanej z pasją, polotem oraz przystępnej dla każdego. To nieustannie dobra rozrywka, a czytelnik z niecierpliwością przerzuca kolejne strony, pomimo iż wie doskonale, jak zakończy się całość. Jest niewątpliwą sztuką stworzyć dobrą, trzymającą w napięciu powieść historyczną, pomimo faktu, że każdy, kto uważał na historii w szkole, ma już zaspoilerowaną całość. Ja dalej cieszę się z obcowania z twórczością Cherezińskiej, mimo że nie zawsze jest idealnie. Dobrze, że autorka dalej pociągnie temat ostatnich Piastów w swojej twórczości.

Fot.:: Zysk i s-ka

Cherezińska

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *