Więcej znaczy mniej – Enslaved – „In Times” [recenzja]

Norwedzy z Enslaved dali sobie spokój z pokręconymi tytułami, ale na pewno nie przestali szukać nowych środków wyrazu. Albo inaczej – rekrutować kolejnych fanów. In Times na pewno różni się od poprzedników tym, że momentami bywa słodko i zaskakująco przyjemnie w odbiorze.

Pierwsze minuty, nawiązujące do black metalowych początków Enslaved, w otwierającym płytę kawałku Thurisaz Dreaming mogą dać ortodoksom nadzieję, że materiał będzie mocny, szybki, bez czystych śpiewów i tym podobnych okropności. Jednak nic z tego – tempo z czasem zostaje spowolnione, a pojawia się przestrzenne granie, nad którym roztacza tembr anielskiego wręcz głosu Grutle Kjellsona. Norwegowie konsekwentnie łagodzą styl zespołu, coraz mocniej wprowadzając w muzykę czysty wokal, a odkładając na bok black metalowy skrzek tudzież growl.

Tak, tak – Enslaved stworzyło chyba najbardziej przystępny materiał w swojej karierze, co dobitnie potwierdza drugi na trackliście Building With Fire ze świetnym, metalowym riffem i doskonałą, inteligentną grą perkusisty. Oczywiście, growle mieszają się ze śpiewem, jednak słuchając refrenu, mam wrażenie jakbym słuchał ostatniego wcielenia Katatonii, a nie jedną z czołowych, jakby nie było, kapel z kręgu norweskiego black metalu lat dziewięćdziesiątych.

Kompozycje jednak są niestety momentami po prostu rozwleczone, bo średni czas ich trwania to (bagatela!) 8 minut. I tak wspomniany już Building With Fire mógłby być krótszy, bez instrumentalnej partii w drugiej części. Thurisaz Dreaming jest również przesadzonym przekładańcem, ze zmianami klimatu i tempa, lecz z czasem nużącym i niczym nie zaskakującym. I to jest chyba główny problem nowego Enslaved – kompozycje są zbyt rozciągnięte w swojej strukturze, przesadnie progresywne, powodujące, że ciężko mi znaleźć wśród nich coś charakterystycznego. Ktoś może mi zarzucić, że pisząc tak, nie rozumiem twórczości Norwegów, którzy od blisko 15 lat są zespołem poszukującym, unikającym prostych rozwiązań. Owszem, cenię ich za to, ale na In Times mam wrażenie, że zespół zaczyna zjadać własny ogon, a muzyka nie powoduje już szczególnych uniesień mojej duszy przy którejkolwiek z kompozycji.

ENSLAVED - Thurisaz Dreaming (OFFICIAL LYRIC VIDEO)

A tak są jedynie momenty, jak na przykład przedziwna, oniryczna, jakby z innego świata partia gitar z okolic pierwszej minuty w One Thousand Years of Rain, która przechodzi w blackową młóckę, najlepszą na albumie. I tu pojawia się właśnie kolejny zarzut skierowany do zespołu: ostre, wściekłe fragmenty są na In Times najmniej chyba porywające, rzekłbym – wtórne. Wracając do moich ulubionych fragmentów płyty, to w kawałku tytułowym może się podobać szatkowany riff. W Daylight końcówka zachowana w wolnym tempie zaskakuje melodyjnym solo gitary, w stylu Neala Schona z Journey. Niezły rozstrzał, prawda?

I tak z jednej strony narzekam, z drugiej momentami się zachwycam, więc gdzie leży prawda? Zapewne gdzieś pośrodku. Mnie osobiście przytłoczył rozmach kompozycyjny na nowym Enslaved. Dużo się dzieje, za dużo. Tutaj wściekła jazda, tam growl, tam instrumentalne wywijasy, gdzieś indziej chór, potem anielski śpiew wokalisty i partie akustyczne. A po kilkukrotnym wysłuchaniu mało co pozostaje w głowie; mamy jedynie – jak wspomniałem – momenty, które pokazują Enslaved jako fantastycznych muzyków, potwierdzając ich niewątpliwy fach w ręku. Jednak to za mało.

Fanów z pewnością przybędzie Enslaved po albumie In Times. Norwedzy stworzyli materiał, który jest najłatwiejszy do łyknięcia dla przeciętnego słuchacza. Umiejętne, lecz bardziej rzemieślnicze, momentami z lekka chaotyczne mieszanie stylów, rytmów, klimatu i coraz większa ilość czystego śpiewu odsuwa zespół od swoich korzeni, a przybliża do ich sąsiadów zza wschodniej granicy, czyli Szwedów z Opeth. Znaczy się, coraz bliżej Norwegom do tzw. metalowego mainstreamu (jakkolwiek to brzmi). Porównanie zapewne na wyrost, ale chyba niełatwe do uniknięcia. In Times to dobra okazja do pierwszego zapoznania się z Enslaved. Ja jednak wolę posłuchać solidnego łojenia na Frost albo kompletnych odjazdów na Vertebrae. Do In Times niekoniecznie będę często wracał.

Fot.: Nuclear Blast.

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *