Dziennik maszynisty

Wielogłosem o…: „Dziennik maszynisty”

Filmy takie jak Dziennik maszynisty zgodnie uznajemy za potrzebne, choćby z tego względu, że dzięki nim odkrywamy fakty, które niby są powszechnie znane, ale jednak na co dzień nie zdajemy sobie sprawy z ich istnienia. Chorwacko-serbska czarna komedia w reżyserii  Miloša Radovića w zręczny sposób łączy humor z tragedią, czyniąc ze środowiska pracy maszynistów kolejowych temat niezwykle interesującym dla odbiorcy. Obraz miał swoją polską premierę dwa tygodnie temu, jednak wciąż możecie zobaczyć go w dobrych kinach w całym kraju. My tymczasem zapraszamy do lektury naszego Wielogłosu, w którym Martyna, Gosia oraz Mateusz wymieniają się swoimi spostrzeżeniami na temat tej wartej uwagi produkcji.

WRAŻENIA OGÓLNE

Mateusz Cyra: Dziennik maszynisty w lekki, ale i niegłupi sposób rozprawia się z wadami oraz zaletami zawodu, o którym raczej na co dzień nikt z nas nie myśli, a przecież korzystamy z usług kolei wiele razy w roku, z tym że właśnie nigdy nie skupiamy się na tym, że przecież ktoś prowadzi ten pojazd, dzięki któremu zmierzamy z punktu A do punktu B. W filmie Radovića nie zobaczymy zatem anonimowych pasażerów, tylko maszynistów i kabinę, w której sterują pędzącym pociągiem. Uświadomimy sobie, że w obliczu nieuchronnej katastrofy możliwości maszynisty są tak naprawdę niezwykle znikome i do tego zawodu potrzeba tak naprawdę jednej rzeczy – silnego charakteru. O reszcie mówić nie będę – niech dziewczyny rozpiszą się na ten temat ;)

Gosia Kilijanek: Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest być maszynistą? Ja nie, choć podróże pociągami uważam za jedne z najprzyjemniejszych. Specjalistą w obserwacjach związanych z transportem kolejowym na pewno jest Haruki Murakami, lecz jego punkt widzenia to miejsce pasażera lub architekta peronów. Chociażby w Rdzy Jakub Małecki nakreślił postać chcącego rzucić się pod pociąg. Miloš Radović prezentuje widzom coś, co z pozoru nie wzrusza, ale jest w stanie pochłonąć uwagę całkowicie. Wiele osób zawód maszynisty kojarzyć może z obsługą lokomotywy, ale niekoniecznie z tym, iż wystarczy niewiele, by stać się również niewinnym mordercą. Akcja filmu rozpoczyna się w gabinecie psychologicznym, w którym główny bohater, maszynista Ilja, spędza czas po wypadku, w którym zginęło sześć osób. Przejechałem ich – oznajmia, a ostatecznie nie jemu udzielana jest pomoc, ale on uspokaja młodego poddającego się panice psychologa. Tata i ja zabiliśmy 53 ludzi. 66 osób, jeśli liczyć ofiary dziadka. – podsumowuje własne kalkulacje bliski emerytury mężczyzna, a zdania te stają się powodem rozmyślań: czy zabójstwa przynoszą chlubę, czy powinny być powodem wstydu? Żaden z prowadzących lokomotywę, która przyczyniła się do czyjejś zagłady, nie otrzymał nigdy wyroku, gdyż nie był winny. W chorwacko-serbskiej czarnej komedii można dość dobrze przyjrzeć się procedurze obsługi pojazdu i reakcjom w sytuacjach wyjątkowych, a także obawom, którymi obarczony jest żywot maszynisty. Jedne z nich to obłęd, w który popaść można, jak ukazano na ekranie, z powodu zabicia wielu osób lub nie zabicia żadnej…

Dwutorowo (nomen omen) rozgrywają się obok siebie dwie opowieści i ulegają syntezie, kiedy Ilja przygarnia dziesięcioletniego sierotę, Simę, planującego w przyszłości iść w ślady przyszywanego ojca. Groteskowy charakter widowiska poważny z pewnością temat, jakim jest śmierć, ukazuje z lekkością i dystansem. Oglądający ma prawo wyciągać istotne wnioski i poddawać sceny głębszej analizie, tak samo jak potraktować prezentowaną historię w całości z przymrużeniem oka. Serbski reżyser stworzył interesujący obraz, mogący przypaść do gustu szerszej publiczności, jednocześnie próbując przemycić w nim akcenty bardziej wzniosłe, co wypadło niekoniecznie spójnie, tworząc sinusoidę scen zabawnych oraz przejmujących. Docenić produkcję warto za nieoczywistości fabuły i mimo prostoty w budowie, brak przewidywalności oraz grę aktorską, o której mowa będzie w kolejnych akapitach. Musimy się tylko pilnować, by w Wielogłosie nie zdradzić zbyt wiele i nie zepsuć zabawy kolejnym widzom ;).

Martyna Michalska: Fakt, mało kto na co dzień zastanawia się nad pracą maszynistów. Jest to dla nas tak oczywisty zawód i, wydawałoby się, mało ciekawy, że praktycznie o nim nie myślimy. Reżyser filmu, Milos Radovic, udowadnia jednak, że może być zupełnie inaczej; że prowadzący pociągi wykonują cholernie trudny zawód, w którym o śmierć, i to niejednej osoby, naprawdę nietrudno. Film utrzymany jest w dość lekkim klimacie, a kwestie wypadków łagodzone są poprzez groteskę, jaką reżyser bardzo sprawnie się posługuje. Nie bagatelizuje on jednak samych trudów pracy w zawodzie kolejarza – raczej pokazuje, że aby go wykonywać, trzeba być naprawdę twardym człowiekiem.

PLUSY I MINUSY FILMU

Martyna: Dla mnie jedną z największych zalet filmu jest taka jego swojskość. Nie mamy tu do czynienia z najnowocześniejszymi maszynami, z wielkim miastem i przepychem. Wręcz przeciwnie, wszystko dzieje się w małym miasteczku, główni bohaterowie mieszkają w niewielkim mieszkaniu przerobionym z nieużywanego już pociągu, tuż obok… przerobionego na mieszkanie pociągu swoich dobrych znajomych. Krajobrazy, które widzimy przy okazji scen w pociągu, to krajobrazy wiejskie, pełne lasów, łąk i słońca. Ilija, Dizel i Sima prowadzą stare pociągi, do których w obecnym czasach strach by było wejść. Nie posiadają w domu komputera, a ich telefony są jeszcze z tych modeli, które wytrzymywały miesiąc bez ładowania. W moim odczuciu ta prostota dodaje filmowi autentyzmu i pozwala skupić się na ludziach, relacjach między nimi i ich rozterkach.

Poza tym nie mogę nie wspomnieć o cudownym absurdzie, który już widzimy w pierwszej scenie, kiedy Ilija przychodzi do psychologa po zabiciu kilku osób i z osoby, której chcą pomóc lekarze, sam staje się osobą, która pomaga im. Ten absurd widoczny jest jeszcze w innych scenach, na przykład tej, w której Ilija chce pomóc Simie i próbuje się dogadać z mężczyzną chcącym popełnić samobójstwo, aby zrobił to o innej porze. Wspaniałe.

Mateusz: Już sam zwiastun zapowiada film, który w najgorszym wypadku będzie dobry i tak właśnie jest. Może nie bawiłem się jakoś wybitnie, ale miło spędziłem niemal dziewięćdziesiąt minut, a z samego seansu wyszedłem odprężony, z przyjemnym nastrojem, ale i z głową pełną przemyśleń, a to stanowi dla mnie zawsze najwyższą wartość w kinematografii. Największa zaleta – bardzo udane, lekkie i niewymuszone aktorstwo, intrygująca i niecodzienna historia, przedstawiona w formie takiego małego hermetycznego świata ludzi związanych zawodowo z komunikacją szynową – tak jak już wspomniałem – nie widzimy tu pasażerów, policjantów z miejsca wypadku czy kogokolwiek niepowiązanego z pracą na kolei. Lubię takie zabiegi, tym bardziej że często się ich nie doświadcza. Podobało mi się również wyśmianie pewnych hollywoodzkich trendów – jak choćby sceny, w których Sima przechodzi intensywne szkolenie pod okiem przybranego ojca na fach maszynisty. Pyszne, zabawne, przewrotne.

Jeśli chodzi o wady – nie do końca podobało mi się, że niektóre wątki zostały w filmie tylko muśnięte i pozostawione nam tylko na domysł.

Gosia: Jeżeli mowa o zaletach filmu, po pierwsze będzie to ciekawie przedstawiona historia: choć bez zjawiskowości, wystarczająco, by rozbawić, ale i dać do myślenia. Wyróżnić należy wspomnianą już wcześniej lekkość – opowiedzenie w ten sposób o trudach życiowych, takich jak samotność, porzucenie czy cena bycia zabójcą, to nie lada sztuka. Przyjemne dźwiękowe tło dopasowane zostało do okoliczności ekranowych, a w kadrach dostrzec można było przyjazną dla oka symetrię (choćby w scenie na dworcu, zanim Sima odbył pierwszą poważną podróż za sterami kilkuset tonowej maszyny). Największym plusem Dziennika maszynisty jest moim zdaniem gra głównego bohatera, w którego wcielił się Lazar Ristovski. Minusem dzieła wydaje mi się nieco pobieżne potraktowanie niektórych wątków, jak choćby ten dotyczący dawnej miłości Iliji, Danicy – przez większość filmu wydaje się być zbędny.

Martyna: Fakt, również uważam, że wątek z Danicą faktycznie był zbędny. Nie został zarysowany na tyle wyraźnie, by miał sens. Możliwe, że miłość do Danici i jej utrata w pewien sposób ukształtowały Iliję i spowodowały, że tak bardzo odrzuca od siebie emocje, jednak w żaden sposób nie jest to potwierdzone. Reżyser mógł albo pociągnąć ten wątek bardziej, albo w ogóle z niego zrezygnować.

NAJLEPSZA SCENA

Gosia: Sceną, którą wyróżniłabym w tym miejscu, jest ta rozgrywająca się na moście – nie mogę jej dokładnie opisać, gdyż zdradziłabym zbyt wiele. Wymiana zdań między poszukującym samobójcy a przyszłym samobójcą planującym skoczyć z mostu potrafi być, o dziwo, absurdalnie zabawna i wcale nie dziwna – zresztą od pierwszych minut filmu widz ma czas, by przyzwyczaić się do zasad, jakie panują w regulaminie poczucia humoru u Radovića. Fragment ten nie tylko bawi, ale zwraca uwagę na to, jak ludzie wartościują własne życie i prezentuje powszechne zachowanie, w którym każdy może mówić o sobie źle, ale nikomu innemu już prawa do wypowiadania takich samych słów na swój temat nie daje.

Mateusz: Zgadzam się, ta scena jest świetna i faktycznie jest jedną z najlepszych w całym filmie. Dziennik maszynisty ma na szczęście jeszcze kilka scen wartych uwagi. Na pewno będzie to pierwsza scena, w której Ilija spotyka Simę. Dużo było w tym gwałtowności, ale też nie zabrakło podskórnej troski i w zasadzie był to pierwszy moment, w którym odkrywamy prawdziwą naturę głównego bohatera, który skrywa się pod fasadą twardego, nieczułego i nikogo niekochającego człowieka, a w głębi serca jest wrażliwy i pełen empatii, czego stara się za wszelką cenę nie okazać.

Martyna: Tak, to jedna z, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało, najfajniejszych scen w całym filmie. Pełna czarnego humoru, ale pokazująca również, jak bardzo Iliji zależy na Simie. Jednak oprócz niej wymieniłabym jeszcze tę scenę, w której Sima wsiada do pociągu z jednym z kolejarzy i w pewnym momencie przejmuje stery pociągu. Wreszcie ma okazję zrobić to, czego pragnął, czyli stać się maszynistą i pokierować maszyną, a jednak okazuje się, że nie jest to takie proste. Mimo że chłopak zna teorię i wie, do czego służą pedały, przekładnie i kierownica, to jednak wpada w panikę. Takie brutalne zderzenie z rzeczywistością. Scena ta daje również podkład pod późniejsze, również dobre sceny – wymierzenie sprawiedliwości nieodpowiedzialnemu maszyniście i nauka prowadzenia pociągu.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Martyna: Ilija to postać, która, moim zdaniem, gra w filmie pierwsze skrzypce. Gruboskórny, odrzucający od siebie emocje mężczyzna wydaje się nie być zbyt sympatyczny, jednak z upływem kolejnych minut filmu ja go bardzo polubiłam. Podobało mi się to, w jaki sposób dbał o Simę. Co prawda nie mówił mu, że go kocha, nie twierdził, że jest jego synem, nawet przysposobionym, i stosował chłodne metody wychowawcze, jednak zainteresował się chłopakiem, zapewnił mu edukację, dom i opiekę. Nie było w tym wielkich słów, ani czułych gestów, ale widać było, że Iliji na chłopaku zależy. Choćby wtedy, kiedy Sima był sfrustowany tym, że jeszcze nikogo nie rozjechał i liczył na to, że w końcu to zrobi i będzie miał za sobą najbardziej stresujący moment w nowej pracy. Ilija chcąc pomóc chłopcu, najpierw prosi mężczyznę chcącego popełnić samobójstwo, aby o określonej porze położył się na torach, a gdy to się nie udaje, sam kładzie się pod pociąg, chcąc ulżyć swemu podopiecznemu. Podszyte jest to bardzo czarnym humorem i doskonale pokazuje, jak mężczyźnie zależy na Simie.

Gosia: Ilija Todorović zbliża się do emerytury, a na swoim zawodowym koncie ma kilkadziesiąt ofiar. Czy to normalne? Wydawałoby się, iż ten wiecznie powściągliwy człowiek jest uodporniony nawet na niezamierzone odbieranie życia innym. Kwestię tego, czy na pewno określenie zabójca jest adekwatne do jego położenia, należałoby jednak rozważać dłużej. Kiedy pod jego skrzydła trafia Sima, okazuje się, że bijący od maszynisty chłód czasami gdzieś niknie, maska zostaje zdjęta. Mężczyzna wiele w życiu przecierpiał, a jego bagaż doświadczeń psychicznych nie należy do lekkich. Utrata ukochanej w sposób, w jaki sam uczynił nieszczęśliwymi bliskich, doskwiera mu nadal, po dwudziestu pięciu latach. Próba ochrony młodzieńca przed tym samym losem jest w pełni uzasadniona, ale samo nakreślenie portretu psychologicznego Todorovića nie jest czynnością łatwą – to postać pełna sprzeczności.

Mateusz: Ilija to starszy facet, który doskonale zna się na swoim fachu, ale też ma już go chyba odrobinę dość. Wiele lat w trudnym i wymagającym zawodzie uwypukliło te cechy jego charakteru, które pewnie wolałby, żeby pozostały uśpione. Bohater jest dość trudny we współżyciu, ma w sobie spore pokłady cynizmu i niesie na swych barkach zbyt wiele traumatycznych doświadczeń. Doskonale zdaje sobie sprawę z kruchości życia człowieka, dlatego zamyka się na bliskich i jeśli ktoś go nie zna zbyt dobrze – może odnieść wrażenie, że jest to odpychający sknera, a przecież wiemy, że jest inaczej. Co myślicie o Simie?

Martyna: Sima to po prostu fajny, bezpretensjonalny chłopak. Został uratowany przez Iliję w najgorszym momencie swojego, jeszcze bardzo krótkiego, życia i widać, że darzy go ogromnym szacunkiem. Choć nie może liczyć na otwartość ze strony mężczyzny, to bardzo się do niego przywiązuje i uważa go za autorytet, co widać bardzo dobrze w scenie, w której musi sam prowadzić pierwszy raz pociąg. Jak każdy oczekuje od swojego opiekuna atencji i docenienia (jak podczas sceny z wręczaniem dyplomów za ukończenie szkoły). Bardzo pozytywna, taka normalna postać.

Gosia: Sima to chłopak, który w ciągu dziewięćdziesięciu minut trwania seansu, otrzymuje nowe życie u boku Iliji, fascynuje się jego pracą i w końcu przechodzi zawodową inicjację. Jest bohaterem, którego życie również nie należało do łatwych; wielokrotnie słyszał, iż nie jest przez nikogo kochany. Przejmującymi okazały się kadry, w których nie może liczyć na otwartość ze strony opiekuna oraz zbliżenia na jego smutne, niebieskie oczy.

Mateusz: Dla mnie Sima to bardzo ciekawa postać. Poznajemy go jako chłopaka niezwykle bystrego, nad wyraz dojrzałego na swój wiek i przy tym niestety w pełni świadomego swojej nieciekawej sytuacji życiowej. Pobyt w sierocińcu wysysa z niego energię życiową, odbiera nadzieję i popycha go w stronę ostateczności, zarezerwowanej raczej dla dorosłych – chłopak ucieka z placówki z jasnym postanowieniem – zamierza odebrać sobie życie właśnie za sprawą pędzącego pociągu. Gdy jednak Ilija zatrzymuje w porę pociąg i ostatecznie przygarnia chłopaka, zły los wreszcie się odmienia. Sima pozostaje chłopakiem bystrym, ale jest przy tym dość przestraszony, niepewny, zdystansowany, przez co jawi się jako kompletnie nieporadny życiowo młodzieniec wchodzący w dorosłość. Nie sposób nie poczuć sympatii do tej mieszanki i jednocześnie opozycji do tego, co reprezentuje sobą Ilija. Co myślicie o pozostałych bohaterach?

Gosia: Jagoda jawi się jako miejscowa szamanka, która rozumie rozterki życiowe prowadzącego pociągi, pomagając rozwiązywać problemy w domu-wagonie przy różowym winie. Sida natomiast to dobra dusza, która nigdy nie pożałowała nikomu cukinii na obiad i uczestniczy w wychowaniu chłopca, będąc tą, która darzy go największym ze wszystkich uczuciem. Jej mąż, Dragan, jest przedstawicielem środowiska stojących za sterami lokomotyw, na które zapatruje się Sima. Danica, w swej niedorzeczności bycia zjawą czy raczej przywidzeniami – objawami szaleństwa głównego bohatera, Iliji, nie prezentuje sobą zbyt wiele, poza uśmiechem. Nie mogę pominąć postaci, którą należy określić uroczą – Rocco, czyli pies Todorovića, który według mojej własnej analizy jest grzywaczem chińskim (ewentualnie mieszańcem); stanowi on element rozczulający w tej słodko-gorzkiej opowieści.

Martyna: Jeśli chodzi o resztę postaci, to napiszę tylko, że stanowią idealne dopełnienie historii głównej – wątku Iliji i Simy. Każda z postaci dostała tyle czasu, żeby nie przysłonić clue całego filmu, a jednocześnie nie miałam wrażenia, że zostały potraktowane po macoszemu. Za to ogromny plus. Wycięłabym jednak całkowicie postać Danici, o czym zresztą pisałam już wcześniej.

 

AKTORSTWO

Martyna: Każdy z aktorów stanął na wysokości zadania, kreując postać, która idealnie pasuje do tego małego światka osób związanych z koleją. Siłą rzeczy, największe aktorskie zadanie miał Lazar Ristovski, z którego wywiązał się znakomicie, tworząc wiarygodny portret człowieka z ogromnym bagażem doświadczeń życiowych. Cała reszta aktorów również spisała się dobrze. Może nominacji za role drugoplanowe nie dostaną, ale to nie szkodzi. Każdy stworzył postać autentyczną, bez której ta historia byłaby trochę wybrakowana. Bardzo przyjemnie się ich wszystkich ogląda.

Mateusz: Aktorstwo stoi na solidnym i przyzwoitym poziomie. Oczywiście na pierwszy plan wysuwają się doświadczony Lazar Ristovski (możecie go kojarzyć z Undergroundu Kusturicy lub z Cassino Royal Campbella) oraz Petar Korać, dla którego Dziennik maszynisty jest debiutem aktorskim. Obaj panowie spisali się w swoich rolach świetnie, umiejętnie kreśląc portrety swoich bohaterów i z wyczuciem porcjując ich emocje. Żadna z tych kreacji nie jest przesadzona bądź niedograna. Reszta aktorów nie miała może zbyt wiele do pokazania, ale scenariuszowe zadania wypełnili prawidłowo. Nic dodać, nic ująć.  

Gosia: W końcu mogę przyznać, że najlepiej odegrana na ekranie postać została stworzona przez Lazara Ristovskiego. Przez cały seans prezentował grę aktorską na równym poziomie, a stworzony przez niego Ilija wydawał się nieodgadniony i surowy, przepełniony melancholią, ale i potrafiący się uśmiechnąć. Filarem Dziennika maszynisty jest właśnie główny bohater, jego doświadczenia, a także intrygująca tajemniczość i wstrzemięźliwość w okazywaniu uczuć. Jeśli chodzi o resztę aktorów – trudno o krytykę, ale o ponadprzeciętność również. To odpowiednio skonstruowani bohaterowie, idealnie pasujący do filmu traktującym o pozornie zwykłym życiu.

KWESTIE TECHNICZNE

Gosia: Jak wspomniałam wcześniej, doceniałam symetrię niektórych kadrów, a także ciekawe, zmienne perspektywy (szczególnie jeśli chodzi o ujęcia związane z pociągami). Można było zauważyć momenty z ciekawą grą świateł (na przykład w scenie po odprowadzeniu Simy na pociąg). To, co bardzo nie przypadło mi do gustu, to średnio udany “fotomontaż”, tuż przed końcem seansu, kiedy na ekranie pojawiło się wklejone gwiaździste niebo. Jeśli pojawiła się potrzeba ukazania halucynacji Iliji, to jestem przekonana, że istnieje o wiele więcej sposobów na prezentację takiego zabiegu niż nieestetyczna ingerencja technik komputerowych.

Mateusz: Dzieło Miloša Radovicia opiera się głównie na dobrym scenariuszu i udanej grze aktorskiej, do czego niepotrzebne były jakiekolwiek fajerwerki związane z efektami specjalnymi. Rozumiem zamysł przy scenie, o której opowiada Gosia, i również uważam, że można było to nieco inaczej rozwiązać, jednak tak drobny wycinek z całości nie rzutuje negatywnie na odbiór wizualny filmu. Tym bardziej że Radović postarał się o ciekawe ujęcia w wielu scenach i całość poprowadził w sposób nienagannie zgrabny. Muzyka jest kolejnym pozytywnym aspektem – dobrze budowała dramaturgię oraz równie udanie pomagała rozładowywać napięcie.

Martyna: Zgodzę się z Mateuszem, że siłą filmu są przede wszystkim ludzie i historia, jaką wspólnie tworzą. W kwestiach technicznych nic na tyle mnie nie zniesmaczyło ani nie zachwyciło, żeby zwrócić na coś większą uwagę. Wszystko, zarówno muzyka, sposób prowadzenia narracji, jak i praca kamery bardzo dobrze ze sobą współgrało, tworząc, wespół z innymi aspektami, czyli scenariuszem i aktorstwem, zgrabną całość.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Martyna: Film Radovica to przede wszystkim opowieść o ludziach. Cały film ciągnie głównie wątek pracy na kolei, ale poza nim reżyser zgrabnie opowiada o relacjach międzyludzkich, mniej lub bardziej oczywistych. Wszystko to okraszone jest znakomitym, czarnym humorem i sporą dawką tragikomizmu. Jeśli lubicie opowieści niebanalne i ten typ humoru, to jestem pewna, że film będzie strzałem w dziesiątkę.

Mateusz: Dziennik maszynisty wygrywa tym, jak zręcznie łączy wątki komediowe z tragicznymi w niebanalnej opowieści o ludziach, którzy niechcący zabijają innych w trakcie swojej pracy. To jeden z tych filmów, które oferują więcej, niż można się było spodziewać; tym bardziej, jeśli lubicie specyficzne poczucie humoru i niestraszna Wam tragikomiczna otoczka.

Gosia: Jak głosi informacja dystrybutora: Statystyki pokazują, że w trakcie swojej kariery zawodowej każdy maszynista pracujący na kolei, nieumyślnie zabija od 15 do 20 ludzi. Dopóki nie obejrzałam filmu Miloša Radovića, nie miałam o tym zagadnieniu pojęcia. Dzieło to nie traktuje jednak tylko o byciu niewinnym kolejowym mordercą, ale porusza sporo życiowych kwestii, o których była mowa w naszym Wielogłosie. To tragikomedia, która jest raczej na przemian tragedią i komedią. Interesująca historia, pewna swojskość na ekranie i inteligentny, czarny humor to powody, dla których warto zapoznać się z Dziennikiem maszynisty.


Ocena Martyny: 7/10

Ocena Mateusza: 7/10

Ocena Gosi: 7/10

Fot.: Media Move

Dziennik maszynisty

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *