Wielogłosem o…: „Kroniki Amberu. Tom II”, Roger Zelazny

Przy okazji recenzowania wznowionego w marcu pierwszego pięcioksięgu zgodnie stwierdziliśmy, że Kroniki Amberu Rogera Zelazny’ego zasługują na miano klasyka gatunku. Przyszedł wreszcie czas, w którym udało nam się wspólnie zasiąść do omówienia drugiego pięcioksięgu, określanego Kronikami Merlina. Czy amerykański autor sprostał naszym oczekiwaniom, które ulokowaliśmy wysoko, ze względu na takiż poziom, jaki prezentowały Kroniki Corwina? Z bólem przyznajemy, że tym razem Roger Zelazny się zagalopował, efektem czego jest rozczarowanie, rozgoryczenie oraz (przynajmniej u jednego z nas) chęć, by nigdy nie poznać losów Merlina, syna Corwina.

WRAŻENIA OGÓLNE

Patryk Wolski: Po bardzo udanym (chociaż niekoniecznie z satysfakcjonującym zakończeniem) pierwszym pięcioksięgu Kronik Amberu liczyłem na to, że drugi tom zachowa brzmienie swego poprzednika, śpiewając porywającą pieśń fantasy w tym samym tomie. Od początku wiadomo było, że Corwina w roli głównego bohatera i narratora zastąpi jego syn Merlin i nie ukrywam, że po cichu liczyłem na rozwikłanie zagadkowego końca pierwszego tomu. Trzymałem jednocześnie kciuki, abym tym razem nie musiał czuć zawodu z powodu mało imponującego zakończenia. Niestety, znowu otrzymałem dużą dawkę fantastycznych emocji, które nie znalazły ujścia w punkcie kulminacyjnym. Może kwestią kluczową są tu niewydane (mam nadzieję, że niedługo ten fakt się zmieni) opowiadania związane z serią Amber, lecz wciąż mam wrażenie, że w tym niesamowitym świecie stworzonym przez Rogera Zelazny’ego brakuje mi pewnej konsystencji, która spajałaby całą historię.

Mateusz Cyra: Przyznam szczerze, że kiedy tylko dowiedziałem się, że bohaterem drugiego pięcioksięgu nie będzie Corwin, tylko jego syn Merlin, z miejsca się zniechęciłem, a do samej książki podchodziłem jak pies do jeża. Niestety, moje wewnętrzne przeczucia sprawdziły się i po utrzymanym na bardzo wysokim poziomie pierwszym pięcioksięgu otrzymałem historię naciąganą, miejscami okropnie przerysowaną i w moim odczuciu silącą się na nowatorskie rozwiązania, co tylko momentami wychodziło autorowi. Tak naprawdę to żałuję, że nie zakończyłem przygody z Kronikami Amberu na Kronikach Corwina. Teraz pozostał niesmak, tylko częściowo wymazany zakończeniem Księcia Chaosu, które, mimo iż nie pasuje kompletnie do koncepcji Kronik Merlina, to odpowiada mi – fanowi pierwszego pięcioksięgu.

ZALETY I WADY KSIĄŻKI

Patryk: Roger Zelazny również w Kronikach Merlina zachwycił mnie łatwością, z jaką przychodzi mu wodzenie czytelnika za nos, aby następnie dokonać efektownego zwrotu akcji. Tu jednak kij ma dwa końce – mniej więcej w połowie Kronik Amberu wieczne intrygi i zgadywanie kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, zaczęły mnie męczyć. Zwłaszcza, gdy uświadomiłem sobie, że jest to ulubione zagranie Zelazny’ego i gdyby odrzeć z tego książkę, szkielet wcale nie byłby taki stabilny. Tym bardziej, że drugi tom autor rozpoczyna w bardzo podobnej konwencji, co tom poprzedni – oto Merlin, syn Corwina, przebywa na Cieniu-Ziemi i jest przekonany, że ktoś czyha na jego życie. On sam jednak nie wie, z jakiego powodu ktoś miałby uznać go za swego wroga – rozpoczyna więc poszukiwania odpowiedzi na pytania, które stale przychodzą mu na myśl.

Swego rodzaju przewidywalność Zelazny maskuje (choć nie na tyle skutecznie, aby jej nie zauważyć) wielkiego kalibru wątkiem fabularnym: siły Amberu i Dworców Chaosu wciąż ścierają się ze sobą, doprowadzając do nowych konfliktów i rywalizacji (książęta wolą działać skrycie, więc nie ma mowy o oficjalnej wojnie), a w to wszystko zostaje oczywiście wpakowany nasz bohater, który jest pół krwi Amberytą i Chaosytą. Wraz ze śledztwem dotyczącym personalnych interesów Merlin odkryje, że gra toczy się o wyższą stawkę niż jego życie. Są oczywiście momenty, gdy główny wątek nabiera ślicznych rumieńców i skomplikowane relacje sił Porządku i Chaosu wciągają – problem w tym, że Zelazny woli zostawić czytelnika samego na placu zabaw niż potulnie wskazać mu drogę. Mimo dającej dużo możliwości fabuły, gdzie aż prosiło się o wybuchowy finał, wraz ze zbliżającą się metą byłem pewien, że autor ponownie nie opowie mi historii do końca. Niedosyt jest tu bardzo odpowiednim rzeczownikiem.

Mateusz: Tak jak nieprzewidywalność i smakowite, zawiłe intrygi były główną siłą oraz zaletą Kronik Corwina, tak nie wiem jakim cudem, ale w Kronikach Merlina tych intryg jest znacznie mniej, a te, które są… są, no cóż… (z nielicznymi wyjątkami) kompletną klapą. Jako czytelnik czułem się doszczętnie poza akcją, nie będąc zaangażowanym w to, co wymyślał  Roger Zelazny. Autor chciał chyba wejść na wyższy poziom w zmylaniu odbiorcy, jednak w wielu miejscach owe intrygi są przesadzone, a nierzadko ich rozwiązanie było dla mnie wprost niewiarygodne. Zupełnie nie mogłem uwierzyć w to, że zwaśnieni bohaterowie, żywiący do siebie urazę od przynajmniej dziesięcioleci na pstryknięcie palców i za pomocą jednej tylko sytuacji grzebią dawne waśnie, by działać w imię wspólnego dobra. Inną sprawą jest to, że Merlin jako główny bohater od samego początku mnie do siebie nie przekonał i taki stan pozostał niestety to ostatnich stron pięcioksięgu. Kontynuując swoją wyliczankę przywar, muszę wspomnieć o tym, co strasznie gryzło mi się podczas lektury Kronik Merlina  – w moim mniemaniu, bo wiem, że Patryka to ujęło, nie wiem natomiast jakim cudem. Mianowicie o zbyt częstych wtrąceniach humorystycznych, z których znaczna większość miast bawić, wprowadzała mnie w stan irytacji i tęsknoty za starym, dobrym Amberem, gdzie wszystko było wysmakowane i odpowiednio zbalansowane.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Patryk: Merlin, jako główny bohater i narrator, jest swym zachowaniem bardzo podobny do swego ojca – co na pewno chętniej rozwinie Mateusz. Inni ważni bohaterowie amberyckiego dramatu są po prostu poprawni, ale nic poza tym – to niestety nie te same charaktery, co świetnie zarysowani książęta Amberu z pierwszego tomu. Oni również się pojawiają, lecz nie na taką skalę, jakiej bym pragnął.

Talia Atutów powiększyła się o kilka nowych twarzy: Luke jest osobą, z którą Merlina wiążą nici radosnej przeszłości, ale i rywalizacji. Jest to postać zagadkowa, na swój sposób irytująca niepewnością w zachowaniu i jego motywach, ale świetnie się sprawdza jako szara eminencja powieści. Towarzyszy mu Jasra, która niepohamowaną ambicją i pragnieniem zemsty dużo narozrabiała w uniwersum Amberu. Pojawia się również nienawidzący Merlina brat z Dworców, Jurt. Jego postać ujęła mnie zaskakującą niefrasobliwością, czym Zelazny złamał etos nieugiętego i potężnego antagonisty, z którym musiałby walczyć nasz bohater. Bezpłciowy jest za to Dalt, który miał sprawiać wrażenie poważnego zagrożenia dla Amberu oraz zapowiadał się jako osoba, która może wbić się klinem między Merlina a Luke’a – jego wątek gdzieś się jednak rozmył, aż w końcu przestał być znaczącą postacią. No i na koniec nie mógłbym zapomnieć o tajemniczym magu, którego z braku laku Merlin przezywa Maską – ten wątek był jednak dla mnie na tyle przekombinowany, że szkoda marnować na niego klawiatury.

Mateusz: No i tutaj muszę się z Tobą kategorycznie nie zgodzić! Merlin prawie w niczym nie przypomina Corwina! Różnic między nimi jest tyle, co między kobietą a mężczyzną, przy czym Merlin praktycznie we wszystkim wypada gorzej od swojego ojca. Oczywiście w zależności od tego, z której strony rozpatrujemy obie postaci i przy kim nasza sympatia była silniejsza podczas lektury. Ja jestem skończonym fanem Corwina, dlatego Merlin z miejsca był dla mnie jego nieudolną namiastką, która kojarzyła mi się bardziej z zagubionym szczeniaczkiem aniżeli z dumnym księciem Amberu i Chaosu. Nie wiem też, czemu Zelazny nadał synowi Corwina imię po legendarnym arturiańskim Merlinie, gdyż poza byciem czarodziejem oraz motywem uwięzienia w kryształowej grocie nie łączy ich zupełnie nic. Trzeba jednak oddać amberyckiemu Merlinowi, że jest on bardzo dobrym magiem, który w przeciwieństwie do ojca kompletnie nie jest zainteresowany jakąkolwiek władzą. Faktem, stanowiącym dodatkową diametralną różnicę między ojcem a synem, jest to, że Merlin na przestrzeni „swojego” pięcioksięgu bardzo często daje sobą manipulować, co jest wprost nie do pomyślenia w odniesieniu do dumnego i przebiegłego Corwina. Dodatkowo wspomnę i chyba musisz się ze mną zgodzić Patryku, że Carl Corey jest postacią znacznie ciekawszą i o wiele bardziej złożoną, w której zachodzi więcej zmian na przestrzeni pierwszego pięcioksięgu.

Patryk: Racja, zmiany zachodzące u Corwina były bardziej widoczne i naturalne. U Merlina zabrakło czynnika ewolucji bohatera – zdaje się, że na końcu pięcioksięgu zachowuje się jak na początku, zupełnie jakby przeżyte wydarzenia nic go nie nauczyły.

Mateusz: Uf, rozpisałem się. Odnosząc się do pozostałych postaci zgadzam się praktycznie ze wszystkim, co napisałeś. Amberytów jest zdecydowanie za mało i gdzieś zatracili swój intrygujący czar w tomie drugim. Z nowych postaci zdecydowanie najciekawszą jest Luke, który w pewnych momentach robił z Merlinem co chciał, co również przyczyniło się u mnie do tego, że uznałem głównego bohatera drugiego pięcioksięgu niegodnym bycia najważniejszą postacią.

STYL, JĘZYK

Patryk: Tu muszę pochwalić drugi tom Kronik Amberu, gdyż od początku sposób narracji przypadł mi do gustu. Merlin jest znacznie bardziej dowcipnym i ironicznym narratorem niż Corwin, często więc chichotałem pod nosem z jego ciętych komentarzy. Również sam autor, mam wrażenie, pozwolił sobie na znacznie więcej frywolności. Pojawiły się wręcz typowo komiczne epizody, gdzie Zelazny w widoczny sposób naśmiewa się z innych utworów literackich czy utartych schematów. Moją ulubioną sceną jest oczywiście nadgorliwy w swej skrupulatności sfinks, który stara się zaszachować Merlina zagadką; ten odpłacił mu się pięknym za nadobne. Autor Kronik Amberu w ciekawy sposób zabawił się również szalonym światem Alicji w Krainie Czarów.

Mateusz: Motyw z książki Lewisa Carrolla był dla mnie jednym z najsłabszych elementów drugiego tomu, a odnośnie Merlina wspominałem już wcześniej, ale nie ująłem w słowa jednej myśli – syn Corwina w wielu sytuacjach był dla mnie… skończonym dzieciuchem, którego zachowania były drażniące i niedopasowane do tytułu księcia Amberu, a jego ironia nawet nie powinna zostawać porównywana do wysmakowanej ironii Corwina. W moim mniemaniu odbiegnięcie od motywów, do których przyzwyczaił Zelazny w pierwszym tomie, przekombinowanie oraz owa frywolność dobiły Kroniki Merlina i były jeszcze jednymi z powodów, dla których męczyłem się niemiłosiernie podczas lektury.

WYDANIE

Patryk: Drugi tom w kwestii wydania niczym nie odbiega od swego poprzednika – zarówno format, styl graficzny oraz czcionka są identyczne. A jak się prezentuje na półce!

Mateusz: Wydawnictwo Zysk i S-ka postarało się o to, by Kroniki Amberu były wydaniem kompletnym, którym możemy pochwalić się przed znajomymi. Mi osobiście nie do końca podoba się okładka Kronik Merlina, ale mimo wszystko jest znacznie lepsza od połowy krajowych ilustracji okraszających powieści różnego typu. W środku zachowano przyjemną dla oczu całkiem dużą  czcionkę, korekta również mam wrażenie stoi przy tym wydaniu na wysokim poziomie, bowiem w obu tomach zdarzyło się tyle literówek, że wyliczyłbym je na palcu jednej ręki.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Patryk: Zastanawiam się, jak w skondensowany sposób ocenić Kroniki Amberu. Tom II i mam wielki problem. Z jednej strony to wciąż dobra literatura fantasy, z ogromnym światem i epicką fabułą. Lecz z drugiej od razu pojawia się kontrargument, że Zelazny w pewnym momencie stał się powtarzalny, wpadłszy w pułapkę własnego sposobu na zadziwienie czytelnika ciągłymi zwrotami akcji. Mając w pamięci rozmach i niesamowite intrygi pierwszej części, druga wydaje się być niespójna, chaotyczna i bardzo nierówna. Zmęczyła mnie szczególnie czwarta księga (Rycerz Cieni), gdzie ilość abstrakcji w pewnym momencie mnie przerosła. Takich niespójnych i męczących wątków pojawiło się zresztą więcej, niektórych wręcz nie jestem w stanie pojąć, co takiego właściwie wnoszą do fabuły – przy końcowym podsumowaniu wydaje się, że niektóre motywy były zbędne. Do tego autor nie raz sugeruje, że jest w stanie wyjaśnić pikantne szczegóły historii, z jaką zostawił nas w poprzednim tomie, robi to jednak z gracją rozwodnionego piwa – niby jest fajnie, ale czegoś tu jednak brakuje… I, przede wszystkim, znów mam wrażenie, że Zelazny nie miał pomysłu na mocne zakończenie, które zaczarowałoby mnie niczym pokaz fajerwerków, robił to za małolata. Drugi tom oceniam trochę niżej niż pierwszy, gdyż nie dostarczył mi tyle satysfakcji i nie mam ochoty do szybkiego powrotu do Amberu.

Mateusz: Cóż, chyba jasne jest, że jestem fanem tomu pierwszego. I zgodzę się – zwłaszcza po lekturze całości – że tom drugi nawet nie ma przysłowiowego „startu” do poprzedniego. Ja jednak w przeciwieństwie do Patryka uważam zakończenie przygód Merlina za satysfakcjonujące, jednak z wiadomych przyczyn nie zdradzę Wam, czemu mam takie odczucia. Krew Amberu, Znak Chaosu oraz Rycerz Śmierci, czyli środek Kronik Merlina, to była istna droga przez mękę z kilkoma przyjemnymi motywami, które jednak nie były w stanie przebić się przez ocean abstrakcji i niezrozumiałych pomysłów autora, który, mam wrażenie, sam zapędzał się w kozi róg. Kiedy myślę o pozytywach drugiego tomu, to mam przed oczami Atuty zguby Księcia Chaosu. Te dwie księgi są warte uwagi i w nich zalety przewyższają wady. Wcześniej pisałem, że żałuję zapoznania się z Kronikami Merlina, teraz stwierdzam, że bylejakość tej części jest idealnym powodem, by wychwalać Kroniki Corwina. Kiedyś wrócę do Amberu, jednak tylko i wyłącznie do tomu pierwszego.

Fot: Zysk i S-ka

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *