Wojna

Wielogłosem o…: „Wojna”

Wojna, nominowana do tegorocznych Oscarów w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny, duńska produkcja Tobiasa Lindholma, wywarła na naszych redaktorach spore wrażenie. I choć na początku dzieło to może wydawać się nudne, a praca kamery przypadkowa i chaotyczna, to stopniowo wszystko zaczyna nabierać znaczenia, a kwestie techniczne znajdują swoje uzasadnienie. Opowieść o dowódcy duńskiej kompanii stacjonującej w Aganistanie, który w wyniku podjętej w ekstremalnej sytuacji decyzji, zostaje postawiony w stan oskarżenia za dokonanie zbrodni wojennej – zamordowania jedenastu cywilów – skłania do wielu moralnych przemyśleń i dyskusji podejmowanych z własnym sumieniem. Czy w każdej sytuacji da się osądzić i jednoznacznie orzec o winie lub niewinności? Czy film Wojna w ogóle odpowiada na to pytanie? Na pewno twórcy nie stają po żadnej ze stron konfliktu, bo przecież na wojnie – jak cytuje poniżej Mateusz – zawsze są tylko ofiary. Duńską produkcję Głos Kultury objął patronatem medialnym, więc tym milej nam zaprosić  Was do lektury poniższego wielogłosu.

WRAŻENIA OGÓLNE

Mateusz Cyra: Od dawien dawna mój pogląd na zawód żołnierza jest jasny i dość prosty – żołnierz ma bronić swojego kraju w sytuacjach zagrożenia. I najnowsze dzieło Tobiasa Lindholma tylko mnie w tym dobitnie utwierdza. Film Wojna opowiada o dowódcy duńskiej kompanii, stacjonującej w Afganistanie. Żołnierska codzienność to patrole w miejscowościach leżących nieopodal ich obozu oraz ochrona cywilów przed talibami.  Podczas jednej z misji oddział Clausa Michaela Pedersena zostaje ostrzelany przez wrogie siły. Jeden z jego żołnierzy zostaje poważnie ranny i zdesperowany dowódca w ferworze walki podejmuje decyzje, która kosztować będzie go nie tylko proces sądowy oraz oskarżenie o zbrodnię wojenną. Dzieło duńskiego filmowca promowane w mediach było jako jeden z najlepszych filmów wojennych, chwalono je również za niebanalny scenariusz i umiejętność przejęcia widza i zmuszenia go do przyjęcia własnego, jasno sprecyzowanego poglądu na temat wojny (jeśli dotychczas takowego ktoś nie miał) i wielu rozważań na temat etyki oraz moralności. I w hasłach reklamowych nie ma przesady – film wpędza w przygnębienie, budzi niepokój i zachwyca na poziomie scenariuszowym.  

Sylwia Sekret: Wojna to film konstrukcyjnie dość prosty. Twórcy nie bawili się w dygresje mające urozmaicić fabułę, lecz byli skupieni na jednym celu, od którego nie odbiegali – na pokazaniu, że wojna to sytuacja, w której wszelkie decyzje i oceny mieszczą się w obrębie zupełnie innego poziomu świadomości, moralności i etyki. To jeden z niewielu filmów nie tylko wojennych, ale w ogóle, w których dwie strony konfliktu mają tak samo słuszne racje, a widz jest przerażony tym, że tak samo każdej kibicuje, jak i widzi jej błędy czy wady. Nominowane do Oscara dzieło prowokuje do refleksji i żywych dyskusji i właśnie to jest w nim najistotniejsze – nie pozostawia spokojnej głowy po seansie, lecz wtłacza w nią rozważania, które w zasadzie są stare jak świat, ale wciąż tak samo aktualne i nierozwiązywalne.

k1

PLUSY I MINUSY FILMU

Mateusz: Zacznę od marudzenia, by skończyć absolutnymi zachwytami. Coś jest w sposobie kręcenia Tobiasa Lindholma, że przez większość filmu cały czas przeszkadzała mi praca kamery. A tu zastosowano zbyt znaczne zbliżenie, by w innej scenie z kolei w ogóle go nie było, choć z nim scena wypadłaby lepiej. Dodatkowo, zdarzały się naprawdę dziwne ujęcia, które nie pasowały mi ani do filmu wojennego, ani do dramatu sądowego. Jedyne, co było naprawdę udane, to ujęcia kręcone “z ręki” podczas najważniejszego starcia w całym filmie. Kamera dobrze podążała za żołnierzami, ukazując wszystko to, co powinniśmy w tych sytuacjach widzieć, oraz spełniając wymagania wszystkich fanów kina wojennego. Odrobinę na minus zapisuje się również ogólna ospałość produkcji – niemal wszystko dzieje się w dość sennym tempie, a widz potrzebuje dobrych czterdziestu minut, aby wgryźć się w fabułę filmu. Może to być z kolei spowodowane kwestią oczekiwań widza – znając amerykańskie produkcje z tego gatunku, często spodziewamy się fajerwerków, akcji od pierwszej do ostatniej sceny i olbrzymiej dawki heroizmu. Wojna to jednak zupełnie inny rodzaj kina wojennego i każda kolejna scena nam to udowadnia. Dopiero po pewnym czasie jesteśmy w stanie docenić ten fakt, bo gdyby przerobić scenariusz na zachodnią modłę – nie wyszłoby z tego nic dobrego, a już na pewno nic, co byłoby godne zapamiętania. Dlatego też początkowy zarzut przeradza się w zaletę, którą trzeba wydobyć – dokładnie w taki sam sposób, jak robią to żołnierze z miną pułapką na swojej drodze w Wojnie. Miałaś podobne odczucia, Sylwia?

Sylwia: Miałam, miałam i nawet o niektórych dyskutowaliśmy w przerwach podczas wspólnego seansu. Mnie również momentami drażniła praca kamery, która sprawiała, że odnosiliśmy wrażenie, jakbyśmy oglądali film totalnie amatorski, kręcony na szybko i byle jak, raczej reporterski obraz niż produkcję fabularną. Najprawdopodobniej takie jednak było założenie twórców – abyśmy mieli taki ogląd na sytuację, jak obecni podczas wydarzeń żołnierze. Musiał więc nam towarzyszyć chaos, niektóre ujęcia musiały być ucięte, nie wszystko zawsze mogliśmy zobaczyć w pełni.

k12

Mateusz: Przejdę jednak do zalet – podczas seansu kręciłem trochę nosem, że momentami wieje nudą. Dopiero po zakończeniu filmu i ułożeniu sobie całości w głowie, doceniłem taki sposób przedstawienia. Ten scenariusz jest genialny i nie ma w tym krzty przesady. Dlaczego? Ponieważ scenarzysta (to również jest Tobias Lindholm) nie daje nam tak naprawdę żadnej odpowiedzi, którą większość mogłaby uznać za dobrą. Wszystko zależy tak naprawdę od naszego własnego poglądu, jednak sprawa nie jest wcale prosta. Dylematy moralne to właśnie największy smaczek tego obrazu! Wojna zadaje kilka piekielnie istotnych i aktualnych pytań, jednak najistotniejsze z nich, to (pomijam to, nasuwające się jako pierwsze, mianowicie: “jaki sens ma prowadzenie tego typu konfliktu zbrojnego?”): Czy zabójstwo usprawiedliwia ratowanie życia? Czy możemy przekraczać granice, aby uratować znane nam osoby? Czy mamy prawo oceniać ludzi postawionych w zupełnie skrajnej sytuacji? Czy przepisy prawne są sprawiedliwe podczas oceny działań wojennych? Obejrzyjcie ten film i spróbujcie odpowiedzieć na te pytania tak, aby odpowiedzi na nie się ze sobą nie kłóciły. Podobało mi się również bardzo umiejętne wyeksponowanie strachu i wszystkich jego wymiarów w życiu człowieka. Wojna to bowiem drżenie o każdy oddech, obawa o to, co przyniesie przyszłość i strach przed nieznanym. Objawia się to niemal w każdej scenie filmu, zarówno podczas misji w Afganistanie (agresja wobec cywilów, spowodowana strachem o napotkanie ewentualnych terrorystów, załamanie psychiczne wywołane śmiercią kolegi, ostrożne stawianie kroków w obawie o miny pułapki, błaganie o pomoc obcych ludzi, w strachu o życie rodziny), jak i w Danii, w której zostały rodziny żołnierzy wysłanych na wojnę (niepokój wywołany ciszą telefonu, mimo wcześniejszego ustalenia o rozmowie, bezradne próby dotarcia do syna czekającego na powrót ojca, obawa o zniszczenie rodziny).

Sylwia: Oczywiście, i tutaj nie ma co do tego wątpliwości, największą zaletą filmu jest właśnie przedstawienie moralnych dylematów, jakie wiążą się z tego typy skrajnymi i ekstremalnymi sytuacjami. Ta początkowa nijakość filmu, ta pozorna nuda, o której wspomniałeś, bardzo fajnie eksponuje później niektóre problemy i poruszane kwestie. Film w zasadzie nie ukazuje wielu emocji i sprawa sądowa jest niezwykle byle jaka, jeśli porównać ją z tymi przedstawianymi we wszelkich popularnych prawniczych tytułach. Ale to właśnie ten brak emocji sprawia, że w pełni dociera do nas sens tego, co się dzieje. Na przykład rewelacyjnie dociera do nas absurd tego, że oceniają Clausa ludzie, których nie było wtedy na miejscu zdarzenia (domniemanej zbrodni), którzy najprawdopodobniej nigdy nie znaleźli się w takiej sytuacji. Jak więc mogą oceniać i decydować o życiu jego, a w efekcie także jego rodziny? Film jest kręcony tak, jakby widz był swego rodzaju podglądaczem i – tak jak wspomniałeś – z czasem staje się to zaletą produkcji. Sceny, w których bohaterowie zostawali za zamkniętymi, przeszklonymi drzwiami, a kamera po drugiej ich stronie, w związku z czym mogliśmy tylko ich widzieć, ale nie słyszeć, były dopełnieniem tego efektu.

k5

NAJBARDZIEJ ZAPADAJĄCY W PAMIĘCI FRAGMENT

Mateusz: Scen zapadających w pamięci było naprawdę wiele, jednak wymienię jedną, która non stop kołacze mi się po głowie – mianowicie fragment, w którym Claus, będący już w domu, kładzie córkę do łóżka, a ta przed zaśnięciem pyta go, czy zabił inne dzieci. Zatrważająca cisza wyraziła więcej niż milion słów. Jak odpowiedzieć na takie pytanie? Jak nie zniszczyć psychiki swojej pociechy odpowiedzią? Jak nie zburzyć wiary w dobro? Skąd w ogóle do nie więcej niż dziesięcioletniego dziecka dotarła taka informacja? Ogrom pytań kumuluje się w umyśle i każde wywołuje przerażenie.

Sylwia: Mnie zapadł w pamięć fragment, w którym żołnierze oglądają nagranie z rannym Lasse – już opatrzonym – który na kartkach informuje ich o swoim stanie i dziękuje Clausowi za uratowanie życia. Teoretycznie była to scena luźna i żartobliwa, najbardziej zabawna w filmie, jeśli nie jedyna. Jednak ulga i oklaski, jakie towarzyszą wtedy bohaterom, pokazują całą prawdę o zagrożeniu i napięciu, w jakim żyją – w strachu o siebie i swoich towarzyszy.

Drugą taką sceną, był dla mnie moment, podobny do tego, który wymieniasz, ale mający miejsce dużo później, niemal na końcu filmu. Kiedy Claus okrywa kołdrą swoje dziecko i zwraca uwagę na jego małe stópki wystające spod niej. Widz nie ma wątpliwości, czemu mężczyznę uderza ten obraz, ponieważ razem z nim, na sali sądowej, oglądał zdjęcia z tragedii, która była bezpośrednim skutkiem jego decyzji. Ta scena mówi chyba wszystko o największej karze dla tego człowieka.

EWENTUALNE DZIURY FABULARNE

Mateusz: W tej chwili nic nie przychodzi mi do głowy. Sylwia, może Tobie coś rzuciło się w oczy?

Sylwia: Wyjątkowo nic takiego nie zauważyłam, a wiesz, że lubię się czepiać wszelkich ewentualnych dziur w fabule filmów. Ten obraz, tak jak wspomniałam na początku, jest bardzo dobrze zaplanowany, krok po kroku dąży do tego, co od początku było jego celem. I nie jest nim absolutnie ostateczny wyrok, jaki wydają sędziowie, lecz właśnie ukazanie, że wydanie takiego wyroku jest niemożliwe, zarówno bowiem uniewinnienie, jak i przyznanie winy byłoby błędne i niesprawiedliwe. Przynajmniej moralnie.

k8

SPRAWY TECHNICZNE

Mateusz: Zdążyłem już wspomnieć o montażu, który nie do końca mi odpowiada (poza scenami walk – tam chaos wojenny odpowiednio współgra z chaotyczną, rozedrganą kamerą). Cały film jest dość stonowany. Dominuje piaskowo-szara kolorystyka, nie tylko w scenach na misji. Nie przypominam sobie jakichś ostrzejszych barw lub wyraźnych kolorów, co pasuje do tematyki filmu oraz podbija jego wymowę. Nieszczególnie zapadła mi w pamięci muzyka, ale też nie wydaje mi się, żeby wyróżniające się dźwięki miały zostać w pamięci widza i ewentualnie zdominować treść, która w tym wypadku jest najistotniejsza. Jeśli miałbym wykazać coś na plus, z pewnością będzie to montaż dźwięku – wszelkie wybuchy, wystrzały, nawet odgłos zaciągania się papierosem są bardzo dobre.  W ogóle odnoszę wrażenie, że kwestie techniczne filmu zostały tak dobrane, aby zmaksymalizować skupienie odbiorcy na scenariuszu właśnie i wyszło to bardzo dobrze.

Sylwia: No właśnie, ten montaż tutaj jest niezwykle istotny – bez względu na to, czy nam się on podoba, czy nie. Chaotyczna praca kamery, nierówne zbliżenia często ucinające elementy twarzy czy postaci – jednym słowem kamera miała być dla nas odzwierciedleniem prawdy, miała powodować, żebyśmy się czuli, jakbyśmy naprawdę uczestniczyli w tych wydarzeniach. Co do kolorystyki, to trudno nie zwrócić uwagi na jej pastelowość właśnie i szarość. Kolory z Afganistanu – piaskowość i stonowanie – zostały przeniesione na resztę miejsc akcji chyba celowo, żeby uzmysłowić widzowi, że ta wojna pozostanie z jej uczestnikami na zawsze. Gdziekolwiek by się nie ruszyli.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Mateusz: Skupię się raczej na drugim planie. Ciekawą i dość nietypową postacią jest “Rzeźnik”. Członek kompanii Pedersena to postać, która jest zdecydowanie drugim planem Wojny, ale odgrywa kolosalne znaczenie w całym filmie. Nie dowiadujemy się wiele na temat charakteru tego człowieka, bo duńska produkcja nie skupia się na przybliżaniu nam poszczególnych bohaterów. Odróżniamy go od reszty żołnierzy w Afganistanie poprzez jego bujny zarost i w zasadzie tyle. Kiedy jednak kilka miesięcy po powrocie z misji uczestniczy w rozprawie sądowej dowódcy – robi coś, czego nikt inny nie zdecydował się zrobić. Co zadecydowało o takim zachowaniu? Tego nie wiemy. Możemy jedynie mniemać, że był to po prostu czynnik ludzki i ogromna empatia wobec przełożonego.

k3

Sylwia: O głównym bohaterze paradoksalnie nie wiemy zbyt wiele, a to co wiemy, najczęściej wynika z zasłyszanych opinii o nim. Chyba najwięcej dowiadujemy się z samej rozprawy. Claus Pedersen na pewno jest człowiekiem niezwykle empatycznym i współczującym, jednak jest wierny zasadom i obowiązkom, jakich się podjął. Z filmu można wywnioskować, że sytuacja, za jaką jest sądzony, zdarzyła mu się po raz pierwszy – po raz pierwszy dopuścił się złamania zasad. Od razu z fatalnym skutkiem. Ważne jest również to, że choć z początku Claus wydaje się załamany wyłącznie samą rozprawą i tym, że może zostać skazany na więzienie, później zaczyna docierać do niego faktyczny skutek jego decyzji. Zaczyna go dręczyć sumienie. Poza tym, gdyby to zależało tylko od Clausa, przyznałby się do popełnienia błędu. Jednak jak mówić o błędzie, skoro uratował życie swojego kolegi? Jak natomiast mówić o dobrym uczynku, skoro zabił jedenaścioro innych osób? Tak naprawdę największy dramat Clausa zaczyna się wtedy, kiedy kamera gaśnie, a widz wpatruje się w napisy końcowe. Żaden sąd i żaden werdykt nie sprawiłyby nigdy, że poczułby się wolny od winy i rozgrzeszony. A jego największy błąd polegał na tym, że znalazł się w sytuacji, w której każde wyjście obciążałoby jego sumienie już na zawsze.

AKTORSTWO

Mateusz: Pilou Asbæk to aktor, który jest chyba ulubieńcem Lindholma. Grał on bowiem w większości obrazów, w których pracował scenarzysta i reżyser. I taki stan rzeczy nie może dziwić – aktor ma pomysł na swoją postać i konsekwentnie się go trzyma. Jego gra jest oszczędna, jakby lekko zdystansowana i delikatna, ale to tylko dodaje wiarygodności dowódcy Pedersenowi. Trzydziestoczteroletni mężczyzna może pochwalić się pięcioma nominacjami oraz jedną nagrodą Duńskiej Akademii Filmowej i z pewnością po tym filmie bacznie przyjrzę się jego filmografii. Mam też nadzieję, że częściej otrzyma szansę, by grać w filmach, które docierają do szerszego grona, bo naprawdę przyjemnie patrzeć na jego aktorstwo. Grany przez niego Pedersen nie wypowiada wielu słów, a największe dramaty odbywają się tak naprawdę w ciszy i  Pilou Asbæk podołał zadaniu, by wyrazić multum emocji oraz przytłaczający go ciężar samą mimiką.

Sylwia: Piszesz, że gra Pilou Asbæka jest lekko zdystansowana i delikatna, ale tak naprawdę niemal o każdym aktorze występującym w tym filmie trzeba by było powiedzieć coś podobnego. Taki sposób kręcenia poniekąd wymagał właśie takich kreacji i to sprawia, że żaden aktor się specjalnie nie wyróżniał. Chyba najbardziej emocjonalne sceny do zagrania miał natomiast aktor, który wcielał się w postać rannego później Lasse. Na uwagę zasługuje moim zdaniem także Tuva Novotny, która w kilku króciutkich scenach zagrała niezwykle naturalnie, jakby nie grała, a była właśnie podglądana przez widzów w swoim naturalnym środowisku. No i muszę koniecznie wspomnieć o blondynku, który grał najmłodsze dziecko Pedersenów. Młodziutki aktor po prostu powalał na łopatki mimiką :).

k9

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Mateusz: Wojna to film, który zostanie we mnie na długo. Być może zapamiętam go na całe życie, jako jeden z ciekawszych filmów o wojnie, który tak naprawdę jest manifestem antywojennym. Tobias Lundholm znajduje się na orbicie moich zainteresowań od dłuższego czasu, jednak do tej pory zawsze coś stawało mi na drodze do zapoznania się z jego wizją kina. Mam zamiar w najbliższym czasie to nadrobić, bo Wojna wywarła na mnie naprawdę olbrzymie wrażenie właśnie za sprawą emocji oraz niemożliwości podjęcia jednoznacznej oceny moralnej. Na wojnie nie ma zwycięzców – są tylko ofiary – to cytat nieznanego mi pochodzenia, ale uważam, że jest on niezwykle trafny, gdy mówimy o tym filmie. Polecam – dzieło zostawia w głowie kłębowisko myśli, które do tej pory stopniowo próbuję poukładać.

Sylwia: Można by wejść w dyskusję, dlaczego twórcy zatytułowali film o wojnie tak w zasadzie prosto i banalnie. Moim zdaniem siła tego tytułu tkwi w tym, że w głównej mierze odnosi się on raczej do konsekwencji podejmowanych przez nas decyzji niż do wojny rozumianej jako konflikt zbrojny. Nawet jeśli dla Clausa Pedersena wojna się skończyła, bądź kiedyś skończy – przez to, co zrobił, w jego głowie i sercu będzie ona trwała do końca życia. Tak jak każda wojna, w której racje serca kłócą się albo z racjami rozumu, logiki bądź sprawiedliwości – rozumianej poprzez szereg ustaw, praw i obowiązków – albo z racjami serca drugiego człowieka. Żadne życie nie jest ważniejsze od innego, ale każde ma inną wartość dla danej osoby. A decyzja, którą trzeba podjąć w ułamku sekundy, nigdy nie będzie mogła być oceniona sprawiedliwie, bo takiej oceny nie wyda żaden bóg, nawet jeśli w niego wierzymy. Otaczamy się więc przepisami, kodeksami, prawami i obowiązkami, ale one często nijak mają się do tego, co dzieje się w prawdziwym życiu. I dla mnie właśnie o tym jest film Wojna. Film, który na pewno warto obejrzeć.

k6

Ocena Mateusz: 7/10

Fot.: Aurora Films

 

Wojna

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *