zagubiony autobus

Wielogłosem o…: „Zagubiony autobus”

John Steinbeck to autor, którego raczej nikomu przedstawiać nie trzeba, ponieważ nawet tym czytelnikom, którym dotychczas było nie po drodze z amerykańskim pisarzem, znane są takie tytuły jak Myszy i ludzie lub chociażby Na wschód od Edenu. Uważamy jednak, że ten niezwykle błyskotliwy autor w dalszym ciągu należy do grona autorów zepchniętych na margines przez nieustanny napływ literackich nowości. Między innymi dlatego wielki fan Steinbecka, Mateusz, oraz miłośnik dobrej literatury, który dopiero rozpoczyna swoją przygodę z amerykańskim noblistą, Przemek, zasiedli do rozmowy nad ostatnio wydaną przez wydawnictwo Prószyński i S-ka powieści Zagubiony autobus, którą uważają za odkrycie tego rozpoczynającego się dopiero roku. Okazuje się, że na 300 stronach można zmieścić ocean emocji, które zostają w czytelniku na długi czas.

WRAŻENIA OGÓLNE

Przemek Kowalski: Zagubiony autobus to moje drugie spotkanie z twórczością Johna Steinbecka (pierwszym, co chyba nie będzie zaskoczeniem, była lektura Myszy i ludzi) i drugie udane. Autor obrósł już legendą, jednak mnie jakoś nie po drodze było z jego powieściami i w tym momencie muszę się z nim przeprosić, ponieważ omawiana tu przez nas powieść, uchodząca ponoć za dzieło ze schyłku kariery pisarza, pokazała mi po raz drugi, że Steinbeck wielkim pisarzem był. Jeśli Zagubiony autobus zalicza się przez krytyków do słabszych dzieł autora, to aż boję się pomyśleć, jaki poziom prezentują te, uznawane przez większość czytelników za kultowe i ponadczasowe. Książka ta posiada według mnie tylko jeden minus, o którym za chwilę, jednak summa summarum, jest to lektura, która hipnotyzuje, czaruje i od której ciężko się oderwać. Wielkie brawa, Panie Steinbeck, to się nazywa literatura przez duże “L”.

Mateusz Cyra: Dla mnie z kolei Zagubiony autobus jest siódmym dziełem Steinbecka, z którym miałem przyjemność się zetknąć i jestem niezmiernie szczęśliwy, że wydawnictwo Prószyński i S-ka kontynuuje swoją serię, ponieważ dzięki temu mam okazję poznawać kolejne dzieła jednego z moich ulubionych pisarzy. Jeśli prawdą jest, że Zagubiony autobus został uznany przez krytyków za jedno ze słabszych powieści Steinbecka, to jestem autentycznie osłupiały. Dlaczego? Dlatego, że już podczas lektury tej niezwykle wnikliwej i jakże trafnej analizy ludzkości czułem, że amerykański autor daje nam to, co ma najlepsze w swojej ofercie!

PLUSY I MINUSY POWIEŚCI

Przemek: Język i styl to największa z zalet tej powieści, z niej z kolei rodzi się całe mnóstwo innych, które obrazują (to chyba idealne w tym przypadku słowo) geniusz Johna Steinbecka. Jednak, jako że “Język i styl” to jedna z kategorii w tym tekście, jeszcze do niej wrócę; teraz natomiast skupię się na wadach, a konkretnie na jednej, gdyż tylko jedną mogę tu wyliczyć. Mowa o zakończeniu. Zagubiony autobus to powieść, która rozwija się ze strony na stronę, potęgując emocje, jednak w momencie, kiedy nadchodzi finał, można poczuć srogi zawód, przynajmniej ja go poczułem. O ile w przypadku mojego pierwszego kontaktu z autorem, podczas lektury Myszy i ludzi, okazało się, że zakończenie- przepraszam, jeśli to spoiler – otwarte było jednym z największych plusów i wywoływało burzliwe dyskusje, tutaj miałem wrażenie, jakby pisarzowi nagle odechciało się pisać i ot tak zakończył książkę. Nie ma tu o czym rozmyślać, nie będzie burzy mózgów (a mogłaby być), historia po prostu idzie swoim torem i nagle CIACH, jakby ktoś uciął wszystko nożem. Ta powieść mogła być wybitna i moim skromnym zdaniem taką nie jest właśnie ze względu na jej finał.

Mateusz: Na całe szczęście kompletnie się z Tobą nie zgadzam! Zagubiony autobus splata ze sobą losy wielu osób, które wybierając się w trasę z Rebel Corners do San Juan de la Cruz (lub dalej) z powodu zepsutego autobusu (nazywanego przez właściciela pieszczotliwie Sweetheart) pana Juana Chicoya, zmuszone były spędzić noc w jego przybytku (na który składały się: sklep ogólnospożywczy, stacja obsługi, restauracja oraz garaż), do czasu aż kierowca upora się z naprawą i pasażerowie będą mogli wyruszyć w trasę. Moim zdaniem Zagubiony autobus to powieść wybitna również ze względu na to, jak się kończy. Steinbeck od początku miał ciekawy pomysł na ukazanie akcji – rozpoczął ją wczesnym porankiem, by skończyć opowieść w mroku nocy. Dla mnie ten zamysł był od początku jasny i chociaż chciałbym, aby ta historia trwała dalej (naprawdę, nie obraziłbym się, gdybym miał do przeczytania kolejne 300 stron), to wiem, że autor podjął doskonałą decyzję z takim, a nie innym zakończeniem, dlatego ja wpisuję to w poczet zalet, tym bardziej, że otrzymując tylko ten wycinek jednego dnia z życia tylu różnych jednostek, jesteśmy w stanie bardziej docenić ten ogrom emocji i zachowań, które wplótł tutaj amerykański Noblista. Inna rzecz, że takie, a nie inne zakończenie pozostawia czytelnikowi dowolność interpretacji właśnie. Ja od dawna zastanawiam się między innymi czy Camille pozbyła się Normy, czy jednak jakoś wspólnie połączyły siły w Los Angeles, oraz co ostatecznie stało się z Pryszczem. A to tylko trzy postaci z całej palety osobliwości, którymi może pochwalić się Zagubiony autobus. Szczerze mówiąc, w moim odczuciu jest to powieść kompletna, przemyślana w każdym calu, w której nie ma ani jednego niepotrzebnego słowa czy wątku i wiem, że często będę do niej wracał. Z pewnością jest to już teraz solidny kandydat do powieści roku, mimo iż pierwotnie była wydana w 1947 roku.

Przemek: No tutaj rzeczywiście się nie zgodzimy. Bo może i domysły na temat tego, co stało się z Normą czy Camille, mogą być ciekawe, to jednak będę się trzymał zdania, że historia została ucięta zbyt szybko, nie dając powodów do jakiejś głębszej analizy (samego finału). Zgadzam się z kolei z tym, że Zagubiony autobus może kandydować do miana książki roku w rankingu każdego, kto po nią sięgnie; u mnie na chwilę obecną również znajduje się na pierwszej pozycji.

NAJBARDZIEJ ZAPADAJĄCY W PAMIĘCI FRAGMENT

Przemek: Podczas lektury Zagubionego autobusu dwie sceny szczególnie zapadły mi w pamięci, jedna tylko z tego powodu, że jestem samcem, druga z kolei wbiła mnie w fotel. Pierwszą jest opis jednej z bohaterek, w momencie, kiedy poznajemy ją na dworcu autobusowym, i mówię tu o Camille. Dziewczyna ta opisywana jest niemal jako ósmy cud świata, od którego mężczyźni nie mogą oderwać wzroku, kobiety natomiast podświadomie nienawidzą już od pierwszego kontaktu. Świetnie zarysowana postać, której ideału dopełnia – o dziwo – jeden “uszczerbek”, czyli ząb nachodzący na ząb, jednak właśnie to czyni ją jeszcze bardziej atrakcyjną i ludzką. Prawie się zakochałem, mówię poważnie. Druga scena to z kolei ta, w której Mildred – we wspomnieniach – pokazuje czytelnikowi, jaka naprawdę jest jej matka. We wspomnieniach córki uchodząca za wzór damy o nienagannych manierach Pani Pritchard jawi się jako potwór (tak to nazwę) terroryzujący własną rodzinę, choć ona sama nie zdaje sobie chyba z tego sprawy, myśląc, że wszystko co robi, robi dla dobra najbliższych. Czytając tę właśnie scenę, autentycznie miałem gęsią skórkę i włos jeżył się na głowie, a moje usta prawdopodobnie układały się w jedno wielkie “O”.

Mateusz: Wybrałeś mocne sceny i pewnie też bym je wymienił w którymś momencie, jednak znacznie wyżej plasują się dla mnie inne fragmenty. Skupię się jednak tylko na jednym, gdyż nie chcę psuć lektury potencjalnym czytelnikom (których – mam nadzieję – będzie wiele!). Mnie chyba najsilniej zapadł w pamięci epizod, w którym Alice Chicoy została sama w restauracji i przeprowadza sama ze sobą niesamowity dialog, który w moim odczuciu wpisuje się w poczet lepszych scen w historii literatury w ogóle. Nie chcę zbytnio spoilerować, gdyż w moim odczuciu to jedna z najważniejszych scen w całej powieści, ale na 12 stronach Steinbeck zdołał w perfekcyjny, brutalnie wciągający i w jakimś sensie perwersyjnie przyjemny sposób przedstawić ludzki upadek i upodlenie. Co również mi się niezwykle podobało, to fakt, że po tej scenie ani razu nie wracamy do Alice i pozostają nam tylko domysły.

Przemek: Scena, którą wymieniłeś, zajęła w moim prywatnym rankingu trzecie miejsce ;). Prawdopodobnie jest może nawet mocniejsza w przekazie niż ta z Mildred i Panią Pritchard.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Mateusz: Jednym z moich ulubionych bohaterów powieści Zagubiony autobus jest Juan Chicoy. Może nie ma w tym człowieku nic szczególnego czy wybitnie nietypowego, zważając na pozostałe – o wiele bardziej barwne i intrygujące – postaci. To, co mnie jednak urzekło w tym niewysokim, szczupłym i opanowanym mężczyźnie, to zmiana, jaką przeszedł na przestrzeni całej powieści. Nie była nagła i nie wynikała z żadnego konkretnego wydarzenia, tylko nadchodziła stopniowo, narastała w Juanie latami, a ten jeden dzień, który mieliśmy okazję przeżyć wspólnie z Juanem za sprawą Zagubionego autobusu, okazał się być tym, w którym przelała się czara goryczy, a bohater zastanawiał się, czy w ogóle ma szansę, aby być szczęśliwym. Doszło nawet do tego, że nie był pewien, czy kiedykolwiek w życiu odczuwał radość. Zresztą, tytułowe zagubienie interpretuję właśnie przez pryzmat głównego bohatera. Chociaż pasażerowie autobusu również znajdują się na życiowym zakręcie i spokojnie można podpiąć ich pod definicję słowa “zabubiony”.  

Przemek: No właśnie, kiedy przymierzałem się do napisania czegoś w tej kategorii, to dopiero mnie oświeciło, że tytuł opisuje wszystkich pasażerów autobusu! I co najciekawsze – wszyscy na kartach powieści przechodzą mniejsze lub większe metamorfozy. Chciałem wybrać jednego z bohaterów i skrobnąć o nim parę zdań, jednak to byłoby krzywdzące dla całej reszty! Akurat ten “główny” (tak to nazwijmy), którego wymienił Mateusz, czyli Juan Chicoy, wywołał u mnie mieszane uczucia, od czegoś na wzór podziwu i myśli: “spoko facet”, do rozczarowania jego egoizmem w pewnym momencie powieści. Tak czy inaczej ciężko tu kogokolwiek wyróżnić, o każdej z postaci można by sporo napisać, to jednak chyba zepsułoby lekturę niniejszego tekstu. Powiem tylko, nie spoilerując, mam nadzieję, że aż uśmiechnąłem się na smutny los jedynej z postaci, która nie przeszła żadnej przemiany, i którą Steinbeck potraktował tak, jak na to zasługiwała, czyli niezbyt przyjemnie.

STYL, JĘZYK

Przemek: Jak już wspomniałem wcześniej, to właśnie język i styl powodują, że ta książka jest wyjątkowa. Pierwsza rzecz to rozbudowane opisy przyrody i najogólniej ujmując otoczenia; i tu już pierwszy szok, ponieważ wydawać by się mogło, że te właśnie opisy będą nużące, jednak nic bardziej mylnego, u Steinbecka nawet opis źdźbła trawy potrafi porwać. Poza tym klimat i to, co siedzi w głowach bohaterów. Halki spinane na agrafki i inne tego typu drobiazgi to narzędzia, za pomocą których Steinbeck w swoim niesamowitym stylu przenosi nas do opisywanych czasów i sprawia, że czytelnik czuje się, jakby tam był, jakby żył wraz z tymi ludźmi. Z kolei to, jak autor wnika w umysły jakże różnych od siebie nawzajem bohaterów, pokazuje, jak świetnym jest obserwatorem, a nawet… psychologiem. To jest coś niesamowitego, ponieważ na pozór w tej książce nie ma akcji, jeśli ktoś zapytałby mnie, o czym jest Zagubiony autobus, to zgodnie z prawdą opis fabuły byłby taki: Grupka ludzi spotyka się w czymś na wzór baru, później natomiast razem jadą autobusem. Koniec. Naprawdę! To z kolei sprawia wrażenie, jakby w tej powieści brakowało emocji. I tu jest właśnie największy haczyk, ponieważ emocji w Zagubionym autobusie jest aż nadto! To, jakie spojrzenie na świat mają poszczególne postaci, jak ewoluują i zmieniają się (czasem na lepsze, czasami nie) na oczach czytelnika, zachwyca i – jak mówiłem – hipnotyzuje! Siłą tej lektury są właśnie szczegółowe opisy dokonywane przy użyciu dość prostego, a zarazem pięknego języka.

Mateusz: Wyjąłeś mi to z ust i ująłeś to lepiej, niż sam bym to zrobił. Już przy poprzednich jego powieściach ujmowało mnie to, jak zgrabnie i intrygująco potrafi opisać przyrodę. A szczerze przyznam, że często tego typu przerywniki fabularne powodują u mnie czytelniczy ból zębów. Steinbeck jest chlubnym wyjątkiem, którego opisy powodują czystą przyjemność. Podobnie jest właśnie z ukazaniem głębi postaci. John Steinbeck od dawien dawna kojarzy mi się ze starym gawędziarzem, który zabawia cię konwersacją i bardzo szybko powoduje, że czujesz się jak podczas lektury, jakbyś spotkał ulubionego wujka, który opowiada ci, czego ostatnio doświadczył. Magia! Dążę jednak do tego, że Zagubiony autobus jest kwintesencją Steinbecka i ma w sobie wszystko to, za co można pokochać tego autora, i to w największym stężeniu.

WYDANIE

Mateusz: Wydawnictwo Prószyński i Spółka zapoczątkowało serię John Steinbeck już kilka lat temu i po dziś dzień sukcesywnie ukazują się w niej coraz to nowe i (na całe szczęście) coraz mniej oczywiste tytuły. W dalszym ciągu mam wielkie nadzieje, że wśród kolejnych książek tego autora w serii Prószyńskiego znajdują się i takie, których dotychczas polski czytelnik nie miał okazji czytać. Wydawnictwo w dalszym ciągu utrzymuje jednolitą kolorystykę okładek i z każdą kolejną pozycją jestem ciekaw, czym tym razem uraczą nas osoby odpowiedzialne za dobór okładki. Dodatkowym atutem – tak powieści Zagubiony autobus, jak i całej serii – jest korekta stojąca na wysokim poziomie. W omawianym tu dziele amerykańskiego pisarza natrafiłem na zaledwie jedną literówkę, co nieczęsto się zdarza podczas wydawania książek w naszym kraju.

Przemek: Ja również dostrzegłem tylko jedną literówkę, więc plus za to. Nie jestem tak zaznajomiony z całą serią jak Mateusz, mogę więc tylko odnieść się do omawianej tu powieści, którą trzymałem w rękach, a trzymałem coś, z czego wydawnictwo może być dumne. Świetna okładka – i mówię tu zarówno o ilustracji jak i kolorystyce. Generalnie tekst, przekaz i wydanie to jedna spójna całość! Opis na tylnej części okładki w zasadzie zdawkowy, sama okładka intrygująca i… nie wiem, jak to opisać, ale to wszystko zgrywa się perfekcyjnie, a zrozumie to chyba tylko ten, kto zapozna się z nowym wydaniem książki Zagubiony autobus. Klasa!

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Przemek: Ta książka jest niemal genialna! Poza zakończeniem, które niezbyt przypadło mi do gustu, jestem autentycznie zachwycony i zaskoczony, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że podobała mi się bardziej niż kultowe Myszy i ludzie. Wspaniały przekrój amerykańskiego, podzielonego społeczeństwa przeprowadzony za pomocą czegoś – tylko z pozoru – błahego jak podróż autobusem. Multum emocji, które dosłownie wylewają się z kartek tej powieści to coś, czego nie da się nie docenić. Zagubiony autobus to powieść, podczas lektury której dojrzewają i bohaterowie, i sam czytelnik (możliwe, że również autor), co jest chyba dla niej najlepszą rekomendacją. Brawo, brawo i jeszcze raz brawo!

Mateusz: Niezwykłe powieści mają to do siebie, że doceniamy je coraz mocniej i mocniej wraz z upływem czasu, kiedy z każdym kolejnym dniem kiełkują w nas nowe emocje i przemyślenia dotyczące właśnie przeczytanego niedawno tytułu. Tak też jest z dziełem Zagubiony autobus Johna Steinbecka. Będąc zupełnie świeżo po lekturze, wystawiłem silną ósemkę i stwierdziłem, że Zagubiony autobus zasługuje na trzecie miejsce na moim prywatnym podium Steinbeckowskim. Od zamknięcia ostatniej strony minęło jednak kilka tygodni i dziś z pełną świadomością mogę przyznać, że jest to aktualnie moja ulubiona powieść nieżyjącego już pisarza, która tylko umocniła jego osobę w czołówce moich ulubionych twórców. Jestem autentycznie zachwycony i najchętniej sięgnąłbym po nią ponownie. Właśnie teraz.

Fot.: Prószyński i S-ka

zagubiony autobus

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *