zapomniany walc

Wielogłosem o…: „Zapomniany walc”

Kwiecień to miesiąc, który w pierwszym swoim tygodniu wita nas kolejną książką wydaną przez wydawnictwo Wiatr od Morza, a nie ma co ukrywać, że troje naszych redaktorów czeka na kolejne „nadmorskie” publikacje jak na Gwiazdkę. I choć nie mieliśmy co do tego żadnych obaw przed posmakowaniem lektury, to teraz możemy powiedzieć z ręką na sercu, że kolejna powieść nie zawodzi. Zapomniany walc autorstwa laureatki Nagordy Bookera, Anne Enright, z pozoru może wydawać się powieścią typową i banalną. Ale pozory te kończa się na streszczeniu czy opisie książki. Bo choć jest to historia romansu, zdrady, kłamstwa i rozpadu małżeństwa, to zawiedziecie się, nastawiając się na zwykłą, typową opowieść podejmującą ten temat. Irlandzka pisarka w wyjątkowy sposób opowiada o konsekwencjach romansu, a pierwszoosobowa kobieca narracja sprawia, że czytelnik ma wgląd nie tylko w  wydarzenia, ale także we wspomnienia, myśli i uczucia bohaterki. Dodatkowo, Wiatr od Morza postanowiło uwydatnić fakt, że każdy rozdział nosi tytuł jakiegś utworu muzycznego i stworzyło playlistę z tych piosenek, co sprawia, że możemy bez żadnego wysiłku stworzyć sobie do lektury niezwykłe muzyzne tło. Tym bardziej cieszy nas i napawa dumą fakt, że Głos Kultury objął tę książkę patronatem medialnym! Serdecznie zapraszamy do lektury poniższego Wielogłosu, w którym Mateusz, Patryk i Sylwia – zagorzali fani książek wydanych pod szyldem Wiatru od Morza – dyskutują o Zapomnianym walcu, wymieniają się swoimi spostrzeżeniami i oczywiście prześcigają w wymienianiu zalet.

WRAŻENIA OGÓLNE

Sylwia Sekret: Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, jeśli chodzi o wrażenia ogólne po lekturze powieści Zapomniany walc, to fakt, że wyróżnia się ona w pewien sposób od pozostałych książek wydanych przez Wiatr od Morza. Ani w dobry, ani w negatywny sposób – po prostu coś ją wyróżnia i czuć to już po pierwszych dwóch rozdziałach. Oczywiście – mamy tu świetną sprawę ze swoistym soundtrackiem do powieści, ale akurat teraz nie o to mi chodzi. Mam na myśli coś mniej namacalnego, co oscyluje gdzieś pomiędzy tematyką a stylem, w jaki dzieło to zostało napisane. Też macie takie wrażenie, czy to tylko moje odczucia?

Mateusz Cyra: Oczywiście, to kompletnie inne dzieł, niż pozostałe wydane przezgdańskie wydawnictwo. Zapomniany walc to powieść, której narratorką i główną bohaterką jest kobieta, a mi nie zdarzyło się dotąd czytać innego dzieła wydanego przez Wiatr od Morza, w którym zastosowano by tego typu narrację. Poza tym – jest w samej tej opowieści coś, co sprawia, że odczuwamy wrażenie inności, ale trudno to wyjaśnić. Do tego wspomniany już przez Ciebie soundtrack to rzecz zaiste wyjątkowa i bardzo przyjemna sprawa w świecie literatury. To udany i ciekawy zabieg, który sprawia, że czytanie tej powieści jest troszeczkę innym doświadczeniem wraz z dołączoną ścieżką dźwiękową.

Patryk Wolski: Nie rozumiem tego doszukiwania się “inności” w Zapomnianym walcu. Dlaczego kobieca narracja albo inny styl nagle miałaby uczynić tę powieść nietypową? To dla mnie książka, która wpasowuje się w dotychczasowy nurt Wiatru od Morza, poszukującym w książkach czegoś więcej niż lekkiej lektury na niedzielne popołudnie. Zapomniany walc jest powieścią nostalgiczną, zwracającą uwagę na codzienne ludzkie dramaty, gdzie nie ma jednoznacznej odpowiedzi na wszystkie bolączki. Historia zdrady, która była tak naprawdę poszukiwaniem własnego szczęścia, została przez Anne Enright napisana brawurowo, czasami wręcz szokująco szczerze, co sprawia nagle, że wszelkie romansidła o porzuconej miłości stają się śmieszne i trywialne.

Sylwia: Jest ogromna różnica, Patryku, między „doszukiwaniem się” czegoś a znalezieniem bez żadnych intencji i planów. Możesz nie rozumieć, czemu dla nas ta powieść jest nieco inna niż poprzednie, ale nie sugeruj, proszę, że się specjalnie dszukiwaliśmy nietypowości w tej książce, bo jest to błędne myślenie. Napisałam zresztą o odczuciach, a nie o jakimś elaboracie, w którym tłumaczę krok po kroku, dlaczego ta powieść jest inna. A odczucia z doszukiwaniem się czegoś mają tyle wspólnego, co nic. Poza tym nie napisałam w żadnym momencie, że dla mnie Zapomniany walc nie wpasowuje się w kierunek, jaki obrało gdańskie wydawnictwo, wydając swoje ksiażki, Mateusz zresztą też nie. Wręcz przeciwnie – również uważam, ze powieść Enright pasuje idealnie. Teraz to Ty doszukujesz się czegoś w naszych wypowiedziach ;). Ale skończmy już –  przejdźmy do dyskusji o  książce, zamiast łapać się za słówka.

ZALETY I WADY POWIEŚCI

Sylwia: Zaletą, która dla mnie okazała się finalnie najważniejsza, jest podejście do tematyki, jaką porusza Anne Enright. Romans, zdrada, rozpad małżeństwa, skok w bok – w tej problematyce nie ma absolutnie nic nowatorskiego – takich dzieł było już sporo i powstanie ich jeszcze z pewnością całe mnóstwo. A jednak na tle tego typu książek Zapomniany walc – tak, znów użyję tego słowa – wyróżnia się. Delikatność i subtelność opierające się na niedomówieniach i braku dosłowności sprawiają, że czytelnik na nowo odkrywa tę tematykę. Jeśli natomiast do tego dodamy niejednolitość czasową, ten chaos, który narratorka wprowadza celowo, i niekiedy pretensjonalny (do tego przejdziemy później), a niekiedy ironiczny wywód bohaterki – otrzymamy nie tylko fabułę, w którą zagłębiamy się z zainteresowaniem, ale również książkę, która z pewnością nie trafi na półkę tych, po które nie sięgniemy ponownie.

Mateusz: Dla mnie największą zaletą jest główna bohaterka i sposób, w jaki płyną jej myśli. Możliwość wglądu w jej psychikę to niezwykle interesujące przeżycie dla odbiorcy, tym bardziej że jej relacja obfituje w wiele, często skrajnych, emocji, a nasze podejście do Giny oraz do jej czynów zmienia się wielokrotnie na przestrzeni tych nieco ponad dwustu pięćdziesięciu stron. Czytając powieść Zapomniany walc, często łapałem się na tym, że niektóre wydarzenia (ze względu na tematykę) kojarzyły mi się z rewelacyjnym serialem The Affair, a uwierzcie mi na słowo – to spory plus! Ujęło mnie również to, że nic nie jest w powieści Anne Enright czarne ani białe. Nie ma tu podziału na tych dobrych lub na tych złych. Wszystkie wydarzenia są wynikiem takich, a nie innych wyborów, i bohaterowie muszą zmierzyć się ze wszystkimi konsekwencjami, jakie z tego wynikają. Nie znajdziemy tu tak częstego tłumaczenia zdradzających, że to nic nie znaczyło lub że to tak naprawdę nie była ich wina, a wydarzenia potoczyły się same, bez ich kontroli. Główna bohaterka jest w pełni świadoma swoich zachowań i nawet w jednym zdaniu nie próbuje zaskarbić sobie naszej sympatii poprzez wybielanie siebie czy inne tego typu zachowania. I to paradoksalnie pozwala nam z czasem… polubić Ginę. Przewrotne? Tak, ale przede wszystkim życiowe, prawdopodobne.  Podobały mi się również poszczególne zdania – spostrzeżenia głównej bohaterki dotyczące bliskich jej osób, czyniące jej relację niezwykle osobistą i rzeczywistą. Nie sposób tego precyzyjnie wyjaśnić bez podania przykładu z powieści, a tego wolałbym uniknąć – musicie po prostu uwierzyć mi na słowo ;).

Patryk: Mateuszu, zapewne chodzi Ci o to, w jaki sposób Gina wypowiadała się o swojej matce. Tak naprawdę był to dla mnie moment przełomowy, kiedy przestałem myśleć o głównej bohaterce tylko jako o ironicznej uwodzicielce żonatych mężczyzn, lecz również jak o kobiecie, która posiada ogromne pokłady wrażliwości, ukryte bardzo głęboko. Zgodzę się również co do tego, że w Zapomnianym walcu wspaniałe jest to, że nie mamy do czynienia z opowieścią, która ma z góry założoną tezę i przez wszystkie strony przekonuje czytelnika do tego jedynego i słusznego osądu. Bo po zakończeniu lektury tak naprawdę wciąż pozostaje mętlik w głowie – czy można uznać tę historię za zakończoną szczęśliwie i kto tu tak naprawdę jest ofiarą (o ile taka w ogóle jest?).

Sylwia: Jak najbardziej zgadzam się z tym, co napisaliście. Jeśli natomiast chodzi o wady powieści, to nie jestem pewna, czy mogłabym cokolwiek tu wskazać jednoznacznie. Tym bardziej że to, co dla jednych będzie wadą, dla innych okazać się może atutem książki. Na przykład chaos i przeskoki w czasie – w żaden sposób nie oznaczane przez narratorkę. Były momenty, kiedy wprowadzało mnie to w konsternację, ponieważ gubiłam się w opowieści, nie wiedziałam, w którym jej momencie się znajduję. Jednak w większości sytuacji i patrząc z perspektywy czasu, kiedy lektura już za mną, uważam, że jest to jednak zaleta. Tutaj dochodzi zresztą też fakt, że narratorka jest jednocześnie główną bohaterką, a narracja to tak naprawdę unikalny strumień jej myśli – który raz nas porywa, a innym razem spycha na brzeg i przez chwilę nie wiemy, w którą stronę płynęliśmy przed chwilą i gdzie prowadzi nurt. Ma to swój ogromny urok, śledzenie myśli i wspomnień; pomaga to utożsamić się z Giną, a nawet zrozumieć jej zagubienie i niepewność.

Mateusz: Narracyjny chaos rzeczywiście przysparza problemów i może być przez niektórych traktowany jako wada. Mnie to aż tak nie przeszkadzało i traktuję tego jako minus powieści, bo raz: można się do tego szybko przyzwyczaić, a dwa: uważam, że dokłada to kolejną cegiełkę do fundamentów, które sprawiają, ze Zapomniany walc jest powieścią bardzo realną, prawdopodobną, życiową po prostu. Jeśli mam się do czegoś przyczepić, to troszeczkę banalne zakończenie, ale jest to z mojej strony zarzut odrobinę na siłę.

Patryk: Zakończenie może nie tyle było banalne, co niedorównujące rosnącym w siłę zwierzeniom Giny z każdym rozdziałem, gdy jako narratorka stawała się coraz bardziej rozchwiana emocjonalnie i mniej jednoznaczna niż moglibyśmy to założyć na początku. W pewnym momencie miałem wrażenie, że z powieści zeszła para – kulminacyjnym momentem był chyba początek trzeciego rozdziału, gdy spodziewałem się, że Evie – córka uwiedzionego Seana – otworzy nowe wątki i spekulacje związane z relacją między jej ojcem a Giną. Zawiodłem się, bo uważam, że było jej zdecydowanie za mało i mimo postaci zdającej się dość ważnej dla kłębiącego się romansu, została gdzieś w tyle.

Sylwia: To ja mam zupełnie inne odczucia zarówno co do zakończenia powieści, jak i do osoby Evie. Dla mnie dziewczynki nie było za mało – tak naprawdę była w każdym rozdziale, niemal w każdym akapicie, nawet kiedy nie było jej wprost. Jej cień czaił się w każdym odejściu Seana, w każdym jego wahaniu, w każdym powrocie na noc do domu,  każdym wyrzucie sumienia. Z czasem jej cień zaczął pojawiać się także w każdej refleksji Giny o jej nowym związku – świadomość istnienia dziewczynki ciążyła jej, a jednocześnie, paradoskalnie, rosła w niej świadomosć, że gdyby nie Evie, możliwe, że romans nigdy by się nie rozpoczął. Czy nie było bowiem tak, że dziwa przypadłość córeczki zadecydowała i o rosnącym rozkładzie małżeństwa jej rodziców? Takie sytuacje zdarzają sie bardzo często – kiedy śmierć dziecka lub choroba ostatecznie zamiast scalić kobietę i mężczyznę, rozdzielają ich, bo ból, niepewność i wzajemnie odczuwana bezradność są zbyt duże. Evie jest wiec dla mnie taką bohaterką, która nie pojawia się być może czesto fizycznie czy w dialogiach i wspomnieniach, ale kładzie się cieniem na całej ksiażce, tak jak położyła się cieniem na życiu Giny. Na jej miłości do Seana. A zakończenie powieści i ostatnie słowa dziewczynki są idealnym podsumowaniem – zwłaszcza że, jak sami wspominaliście, książka jest do bólu szczera. Takie jest też zakończenie.

NAJBARDZIEJ ZAPADAJĄCY W PAMIĘCI FRAGMENT

Sylwia: I tu będzie niezwykle trudno coś wybrać, bo nie dość, że powieść jest bardzo równa, to w dodatku nie jest to dzieło z rodzaju tych, w których akcja gna do przodu, a niesamowite lub porywające wydarzenia zdarzają się raz za razem. To opowieść z pozoru spokojna – z pozoru, bo wszystko dzieje się jakby poza czytelnikiem. Dziwnie to brzmi, prawda? Ale tak naprawdę jest. Poniekąd wpływa na to fakt, że Gina opowiada wszystko z perpsektywy czasu – wiele więc jej uczuć już zdążyło się uleżeć, uspokoić, ustać. Ona już wie, co na co wpłynęło i co z czym się wiązało, co daje jej zresztą ogromną przewagę nad czytelnikiem. Wracając jednak do tematu – dla mnie najbardziej zapadający w pamięci fragment nie wiąże się w zasadzie z wydarzeniem, co z jednym konkretnym zdaniem. Utkwiło mi w pamięci niezwykle mocno, choć samo w sobie może wydawać się banalne. Kiedy w strumień myśli Giny o przyziemnych sprawach wkrada się ta jedna: Moja matka nadal nie żyje, czytelnik nie może koło tej refleksji przejść obojętnie. Jedno nadal zmienia tutaj bowiem wszystko. W dodatku bardzo wiele mówi o sposobie narracji i stylu, w jakim został Zapomniany walc napisany. Jedno nadal, które mogłoby się pojawić w zdaniu wypowiedzianym przez dziecko, ale przez dorosłego? Który wie, że śmierć jest nieodwołalna? I choć Gina w zasadzie ani razu nie wspomniała wprost, jak ważna była dla niej matka, to zdanie mówi wszystko o stracie, jaka ją spotkała. Mówi wiele o narratorce, jej stanie emocjonalnym i tym, jak wiele ukrywa – nie tylko przed bliskimi, ale także przed sobą i czytelnikiem. Choć między wierszami, a nawet w jednym nadal, można znaleźć niemal wszystko. Tak, ten fragment zapadł mi w pamięć najbardziej.

Mateusz: To zdanie o matce jest dla powieści niezwykle charakterystyczne, ponieważ Gina dość często myśli o swojej stracie i nie potrafi jej tak naprawdę w żaden sposób okiełznać. To coś, co tkwi w niej bardzo głęboko, niczym bolesna drzazga, której nie można wyjąć i jest to tym jednym zdaniem bardzo mocno zaakcentowane. Na tyle, że własnie odbiorca nie jest w stanie przejść obok tego obojętnie. I tak, mi również bardzo podoba się ten fragment, a raczej to zdanie wplątywane co jakiś czas w relację Giny. Żeby jednak wnieść coś od siebie – mi bardzo podoba się mniej więcej środek powieści i kilka rozdziałów poświęconych dziwnej, skomplikowanej i nie do końca jasnej relacji, jaka wytworzyła się między Giną a Seanem. Mam tu na myśli sam początek ich romansu, wszelkie te ich potajemne schadzki, towarzyszące temu uczucia i emocje oraz późniejsze etapy, czyli oswojenie z sytuacją, pewnego rodzaju rutyna (która przydarza się nawet kochankom, wbrew stereotypom i dziełom popkultury, które twierdzą, że tak nie jest!) i świadomość upadku, ostateczności i nieuchronnego końca. Przyznaję, że z literaturą opisującą romanse międzyludzkie nie miałem dotychczas wiele wspólnego, ale mogę się domyślić, że Anne Enright zbudowała otoczkę zakazanej miłości w niebanalny sposób, bo nie dość, że jest to opisane z perspektywy czasu, “na chłodno” i z pełną świadomością późniejszych konsekwencji, to jeszcze autorka opisała to tak… przyjemnie, umiejętnie, zajmująco. Wielu panów może się w tym momencie zastanawiać, czy powieść, której głównym tematem jest romans obojga ludzi, w której pewną część poświęcono na aspekty seksualne i czysto fizyczne może być dla nich akceptowalna albo nawet atrakcyjna jako dla czytelnika – spokojnie, zapewniam, że to solidny kawałek przyjemnej, dobrze napisanej literatury i nie ma ona żadnego skonkretyzowanego “targetu”. Zapomniany walc to dzieło dla każdego!

Patryk: Mnie najbardziej zapadł w pamięć moment, który w powieści naznaczony jest przejściem między I a II częścią. Kiedy to wydaje się, że ognisty romans Seana i Giny traci na sile i staje się dla nich niewygodny i – jak zauważył Mateusz – zaczyna pachnieć rutyną; czas wraz z rozpoczęciem środkowej części dramatu raptownie przyspiesza i okazuje się, że o nieposkromionej miłości trudno zapomnieć. Pamiętam jak wbiło mnie w fotel wrażenie o tej nienormalnie prozaicznej naturze życia, kiedy to nie jest tak łatwo zapomnieć o przeszłości. Jest to podwójnie ironiczne, biorąc pod uwagę fakt, jak mocno pokomplikowały się relacje Seana z jego “poprzednim życiem”, o którym nie był jednak w stanie zapomnieć. Zafascynował mnie również sposób, w jaki Gina marginalizowała jej własne życie małżeńskie – o Seanie, Evie i Aileen mogła mówić do utraty tchu, ale o swoim porzuconym mężu mówiła jak najmniej. Zupełnie jakby to był wstydliwy epizod w jej życiu lub – co bardziej prawdopodobne – już zupełnie nieistotna przeszłość.

Sylwia: Właśnie! Zapomniałam o tym wspomnieć, a jest to coś w zasadzie niezwykłego w tego typu literaturze. Oschłość, obojętność, a nawet ignorowanie swojego własnego życia małżeńśkiego przez Ginę było czymś, co podczas lektury zadziwia. Connor, jej mąż, niemal nie istnieje – jest raczej niewygodną, gryzącą metką w ubraniu, którą trzeba czym prędzej wyciąć niż poplamioną, starą bluzką, której już niezałożymy, ale której trudno nam się pozbyć ze względu na wspomnienia z nią związanę i siłę sentymentów. Dobrze, że o tym wspomniałeś, bo to cecha niezwykle ważna dla tej historii.

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Sylwia: Będzie trudno. Będzie trudno, bo jest nas troje, a pewnie każdy z nas chciałby opowiedzieć o Ginie. To normalne – w końcu to ona jest główną bohaterką, jest narratorką powieści i to z jej perspektywy poznajemy wszystkie wydarzenia. Jej oczami – co ważne podczas omawiania tej kategorii – widzimy również i oceniamy pozostałe postaci. Nawet więc, jeśli skusimy się na omówienie jej siostry, Seana, z którym wdała się w romans, jego żony lub córki, Evie, tej ważnej Evie, to poniekąd nadal będzie to omówienie Giny – tego, jak ona postrzegała tych bohaterów. Spróbujmy jednak.

Gina jest zagubiona – to oczywiste. Co więcej, wydaje się zagubiona od dawna, jeśli nie od zawsze. Buzują w niej ambiwalentne uczucia – nawet wobec siostry. Fiona jest piękna i od zawsze przyciągała męskie spojrzenia. Gina, choć nie mówi tego wprost – jest o to w jakiś sposób zazdrosna. Czy nie dlatego sama siebie przekonuje, że Fiona, pomimo całej swej urody działającej jak lep na mężczyzn, jest nieszczęśliwa i w zasadzie biedna – zamknięta w domu z dziećmi, bez perpsektyw, bez wolności? Sean w oczach Giny jest mrukliwy i zimny – kiedy patrzymy na niego tak, jak opisuje nam ona, nie wiemy w zasadzie, dlaczego z nim jest, dlaczego tak wiele zaryzykowała, wplątując się w romans z nim. Fiona nie ma ambicji i jest wiecznie zmęczona. Żona Seana to chuda histeryczka, Evie jest dziwna. Świat widziany oczami Giny ma szarobure barwy – niewiele tu jasnych, pozytywnych spostrzeżeń, ciepłych rozmów czy kojących spostrzeżeń. Ludzie są zmęczeni, często na siebie warczą, nie mają czasu ani ochoty. W zasadzie na nic. Romans wydaje się w takim życiu czymś naturalnym. Normalną koleją rzeczy, którą wpoiły w nas filmy, książki i życie. Gina na wiele rzeczy zdaje się być zobojętniała. Sama przed sobą nie chce się przyznać do siły uczucia, jakim, chcąc nie chcąc, obdarzyła żonatego mężczyznę. Ta prawda wychodzi jednak na jaw wielokrotnie – gdy przejeżdża pod jego domem, gdy zachowuje się jak nastolatka. Na tym polega chyba tragizm bohaterki – czuje się i chce być inna niż wszyscy, odcina się od typowości i banalności, ale ostatecznie właśnie taka jest – wpada w pułapkę miłości, jak my wszyscy i wychodzi na tym idiotycznie, jak my wszyscy.

Mateusz: Dokładnie tak! Gina za wszelką cenę unika banału, pragnie zaznaczyć, że widzi świat inaczej (i poniekąd rzeczywiście tak jest – jak wielu z nas stać na tak szczerą i bezlitosną autoironię, jak również świadomość tego, że zrobiło się w życiu wiele paskudnych rzeczy innym oraz sobie?), jest “tą płynącą pod prąd”. Okazuje się jednak, że życie nie jest takie proste i nie ma wyraźnego podziału na dobre czy złe. Relacje międzyludzkie są skomplikowane, my tacy jesteśmy, może też sami wszystkiemu nadajemy problematyczny wydźwięk. A bohaterowie powieści Zapomniany walc? Są własnie tacy, jak już wspomniała Sylwia – widzimy ich takimi, jakimi widzi ich Gina. Ale czy ludzie, których znamy, nie są takimi, jakich ich sami widzimy? To kolejny plus w stronę autorki i jej zmysłu obserwacji. Mąż Giny, Conor, jest nijaki – w zasadzie nic specjalnego go nie wyróżnia na tle innych samców, ale to dlatego, że jest on dla żony osobą niemalże nieistotną. Wynika to oczywiście z uczuć, jakimi darzy go Gina. Stać ją jednak na pewne (prawdopodobnie) sprawiedliwe określenia pod jego adresem, świadczące jednak o tym, że był dla niej mężczyzną ważnym, który przegrał w zasadzie z nie wiadomo czym. Sean widziany oczyma Giny to biurowy drapieżnik, typowy samiec Alfa, który doskonale wie, jak zdobyć to, czego pragnie. To również zimny i zdystansowany skurczybyk, z którym niezwykle trudno prowadzić udany dialog, zwłaszcza gdy temat jest dla niego niewygodny. To również facet skomplikowany, za którym niełatwo nadążyć. I jest dokładnie tak, jak mówi Sylwia – nie mamy pojęcia, co takiego zobaczyła w nim Gina, i dlaczego wdała się w romans właśnie z nim.  

Patryk: Odniosłem wrażenie, że wiele postaci na kartach Zapomnianego walca – oprócz Giny, oczywiście – jest zbudowanych na niedomówieniach. Evie jest tutaj postacią najistotniejszą, a jednocześnie opisaną z jakby bojaźliwą rezerwą. Jakby Gina bała się mówić o osobie, która wpływa bardzo mocno na jej kochanka, prawdopodobnie bardziej niż ona sama. Mówiliście, że narratorka odczuwa zazdrość wobec własnej siostry, ale mi się wydaje że najbardziej jest zazdrosna wobec córki Seana, która skradła jego serce na wieki wieków. Dowiadujemy się od Giny w strzępach relacji, co jej może dolegać, jak dziwną jest osobą, ale czy tak naprawdę wiemy o niej cokolwiek? Cały czas miałem wrażenie, że jest ona oddzielona od całej powieści niewidzialną ścianą, jakby mówienie o niej było tematem tabu. Szkoda, że w kulminacyjnym momencie ta ściana nie pękła, chociaż z biegiem czasu zdaję sobie sprawę, że inaczej być nie mogło. Aileen również jest postacią, o której Gina trochę boi się mówić, ale wspomina o niej z kronikarskiego obowiązku; lęk ten jednak nie dotyczy Conora, który jest w brutalny sposób odcięty od obecnego świata głównej bohaterki. Znacznie więcej dowiadujemy się o Seanie, ale nawet on – powód, dla którego powstała ta opowieść – zdaje się być mały jako postać w porównaniu z tym, jakiej eksplozji uczuć doznajemy od samej Giny wobec siebie samej. Bo nie ma co ukrywać, że kobieta opowiada głównie o sobie; w pierwszoosobowej narracji trudno sprawić, aby reszta “załogi” była równie wyrazista.

Sylwia: Popatrz, a ja z kolei kompletnie nie odczułam w żadnym momencie, by Gina była w jakikolwiek sposób zazdrosna o Evie. Wiem, że niechodzi Ci o taką typową zazdrość, ale i tak nie potrafię sobie przypomnieć, bym czytając jakikolwiek fragment, tak to zinterpretowała. Dla mnie postać Evie jest odbierana przez główną bohaterkę jako coś w stylu Ducha Poprzednich, Teraźniejszych i Przyszłych Świąt, że się tak metaforycznie wyrażę. To Evie – po prostu będąc – pokazuje jej, co zrobiła źle, co zburzyła w życiu wielu osób i jak to teraz kruszy niektóre fundamenty, ale także pokazuje, jak będa mogły wyglądać przyszłe lata – być może pełne szczęscia i miłości, ale nadal naznaczone świadomością, że Gina jest złodziejką.

STYL I JĘZYK POWIEŚCI

Sylwia: No właśnie, tutaj przechodzimy do sprawy, wydaje mi się, kluczowej dla powieści Anne Enright. Gina w początkowej fazie powieści nie wzbudza naszej sympatii. Jej styl opowiadania jest pretensjonalny, ironiczny, zdaje się traktować innych z góry. Zaczniemy doceniać To dopiero wtedy, kiedy zdamy sobie sprawę, dlaczego tak się dzieje. Gina zna już finał swojej opowieści, Gina zna jej konsekwencje i cały kocioł emocji, jaki towarzyszy sprawie. My nie. My dopiero liznęliśmy temat i możemy jedynie wyobrażać sobie, jak to wszystko się potoczy. Gina wie i opowiada o tym wszystkim bogatsza o tę wiedzę. Może więc i powinna traktować z góry zarówno osoby, jak i wydarzenia, tym bardziej że nie omija to również jej samej. Ironia i pretensjonalność w tonie jej opowieści zazwyczaj dotyczą jej samej. Gina, którą spotykamy na ostatniej stronie, patrzy w zasadzie z politowaniem na Ginę, która chodzi, stoi, leży, jedzie, trwa na poprzednich kartach książki. To daje jej natomiast w pewien sposób przywilej do patrzenia z politowaniem również na zachowania innych. Moim zdaniem jest to siła tej książki, bo niewielu pisarzy pozwala sobie na taki zabieg, zwłaszcza jeśli jest on tak subtelny i nie opiera się na omawianiu wprost tego, co się właśnie wydarza z perpsektywy jutra. Styl, jakim posługuje się Anne Enright, każe nam myśleć o pisarce jako o osobie przede wszystkim wykształconej, oczytanej i w jakiś sposób pogodzonej z życiem – z jego nieprzewidywalnością, nieuchronnością pewnych wydarzeń i z jego ciemnymi stronami, które są również w każdym człowieku. Znajdziemy dzięki temu w Zapomnianym walcu zdania perełki, jak zresztą we wszystkich książkach gdańskiego wydawnictwa. (…) bo w kradzionej miłości ważne jest, by wiedzieć, komu się ją kradnie – cała Gina! Nazywa rzeczy po imieniu, nie zostawiając miejsca na wymówki. Ukradła tę miłość, bez eufemizmów, na które nie ma miejsca w przypadku zdrady. I jeszcze zdanie dotyczące Fiony: A potem poszła pędem w macierzyństwo w nadziei, że będzie tam bezpieczna, że wszyscy zostawią ją tam w spokoju. Macierzyństwo jako miejsce? Jeśli dłużej się nad tym zastanowić, to coś w tym jest. Matka zrobi wszystko, by chronić swoje dziecko, ale to macierzyństwo daje jej tę siłę – pewność, że pokona każdą przeszkodę. W ten sposób macierzynstwo faktycznie może być ucieczką w bezpieczne miejsce, bo bezpieczne miejsce daje nam i siłę i jej pewność. Zaznaczyłam sobie też jedno zdanie w zasadzie również na potrzeby tej rozmowy: Dlaczego mężczyźni muszą przekonywać samych siebie? Dlaczego muszą cię jednocześnie mieć i wymyślać od nowa. Co Wy, panowie sądzicie o tym spostrzeżeniu? Czy w ogóle się z nim zgadzacie? Czy nie bardzo wiecie, co autorka miała na myśli?

Mateusz: Myślę, że wiem, co autorka miała na myśli, ale nie bardzo wiem, jak się do tych słów odnieść. A może tak naprawdę nie wiem? Trudno mi to jednoznacznie określić. Rozumiem zdanie jako swojego rodzaju stereotyp, skrót myślowy lub uogólnienie, ale nie umiem go odnieść do swojego jestestwa. Nie bardzo rozumiem stwierdzenie, że musimy (jako faceci) przekonywać sami siebie. Do czego? Do związków? Do kobiet, z którymi jesteśmy? Do swoich uczuć? Jeśli autorka to miała na myśli, to kompletnie się z tym nie zgadzam. Bo jeśli jakiś mężczyzna musi się do czegoś przekonywać, to znaczy, że wcale tego nie odczuwał, nie znał i nie było to z jego strony prawdziwe. Przynajmniej ja to tak rozumuję. Może niektórzy tak mają, dla mnie jest to w każdym razie co najmniej dziwaczne.

Wracając jednak do stylu – Zapomniany walc to jedna z tych powieści, które czytają się same. Styl nie należy do banalnych, ale nie jest też skomplikowany i nie przysparza czytelnikowi problemów w płynnej lekturze. Ot, autorce udało się znaleźć złoty środek.

Patryk: Ładnie to ujęłaś, Sylwia – Gina z końca powieści patrzy zupełnie inaczej na Ginę z pierwszych stron. Daje to efekt, jakby dopiero wypowiedziane słowa uzmysłowiły jej, jak wiele w jej życiu zmienił romans z Seanem. Jakby dopiero zapisane na kartce papieru słowa w pełni wyraziły to, co długo skrywała w sercu i bała się uwolnić. Z początku Gina posługuje się wielkimi pokładami ironii, jakby miała na myśli: “hej, o co tyle hałasu?”, a z każdym rozdziałem odkrywała prawdę sama o sobie – że ich romans był piękną przygodą, która poniosła za sobą wiele moralnych strat. Gina z pierwszych rozdziałów używa wielu autoironicznych określeń, których nagle ubywa – jakby narratorka zdawała sobie sprawę, że z początku cała historia brzmi jak pikantny żart do opowiadania w zaufanym gronie, ale nagle staje się poważną zgryzotą. Późniejsza Gina staje się w zamian zaskakująco melancholijna i nie unika metaforycznych i filozoficznych zwierzeń, które Sylwia przytoczyła wyżej. Taka Gina mi wręcz zaimponowała, bo okazała się zdolna do opisania uczuć, które przecież nie są takie łatwe do zwerbalizowania.

A co do wystosowanego do męskiej części wielogłosu zdania-nie jestem w stanie odpowiedzieć, ponieważ nie pamiętam szerszego kontekstu, a samo w sobie stanowi dla mnie pretensjonalne żale, które równie dobrze mężczyźni mogliby skierować do kobiet. Walka na takie epitety skończy się dopiero wraz z końcem ludzkiego gatunku :).

Sylwia: I Wasze odpowiedzi mnie satysfakcjonują – byłam ciekawa, jak to odbierzecie.

WYDANIE

Sylwia: Wiatr od Morza nie zawodzi nie tylko przy wyborze książek, ale także jeśli chodzi o wspaniałe okładki. Zapomniany walc najbardziej przypomina tę, która zdobiła książkę Wakacje. Tu również mamy zdjęcie olejnego obrazu, na którym bardzo wyraźnie widać fakturę płótna. O ile jednak okładka powieści Stanleya Middletona pyszniła się żywymi kolorami przywodzącymi na myśl właśnie wakacje, czyli intensywny niebieski i słoneczną żółć, o tyle Zapomniany walc wprowadza nas do świata Giny za sprawą purpury, intensywnego bordo. Co prawda dla miłości zarezerwowana jest czerwień, ale ta miłość była kradziona. Ta miłość zaczęła się od zdrady, może więc bardziej właściwy będzie tu kolor nadal pochodzący w jakiś sposób od koloru miłości, ale już nieco mroczniejszy, nieco bardziej stonowany? Z taką miłością nie należy się chyba afiszować, prawda?

Jeśli mowa o wydaniu, to grzechem byłoby nie wspomnieć o playliście do książki, jaką stworzyło dla swoich czytelników wydawnictwo. Ponieważ każdy rozdział laureatki Nagrody Bookera zapożycza swój tytuł od jakiegoś utworu muzycznego, który stanowi taką melodyczną myśl przewodnią czy tło dla tego fragmentu, Wiatr od Morza ułatwił czytelnikom wsłuchwanie się w te utwory podczas lektury. Stworzona przez nich lista odpowiada kolejności rozdziałów i jest to naprawdę wielkie ułatwienie – zwłaszcza że Zapomniany walc wraz ze scieżką dźwiękową nabiera niepowtarzalnych rumieńców i dodatkowego kolorytu. Znalazły się tu utwory zarówno mniej, jak i bardziej znane – te wciąż nucone pomimo upływu lat i te odrobinę już zapomniane.

Mateusz: Rzeczywiście, playlista o któtej zdążyliśmy już wspomnieć kilka razy, to świetna i w pewien sposób nowa rzecz. Jeśli chcecie zasięgnąć na ten temat więcej informacji – zapraszamy TUTAJ. Swoisty soundtrack do Zapomnianego walca sprawia, że czytanie jest inne, pełniejsze, tym bardziej, jeśli wysilimy się na tyle, by posłuchać tych piosenek i tego, jak bardzo ich treść pasuje do opisywanych przez autorkę spraw w danym rozdziale. Brawa dla autorki za pomysł oraz brawa dla wydawnictwa, że zdecydowali się ułatwić życie czytelnikom i udostępniają playlistę na popularnych serwisach muzycznych. Okładka – podobnie jak w przypadku Wakacji Middletona – jest urokliwa i przyciąga uwagę.

Patryk: To ja będę dziwny i powiem, że okładka mi się nie do końca podoba. Podejrzewam nawet, że gdybym przeglądał księgarniane półki, bardzo szybko bym ją pominął wzrokiem. Chyba za bardzo przyzwyczaiłem się do klimatycznych okładek do powieści Crummeya :).

A jeśli mówimy o playliście, to Wiatr od Morza ma nasze 3 x TAK. Odrobina zaangażowania sprawiła, że zamiast olać kwestię otwierających rozdziały piosenek, po każdym z nich słuchałem sobie stosowną piosenkę. I byłem w szoku, ile z nich dobrze się komponuje z treścią rozdziałów. Czasami wręcz niektóre linijki utworów kropka w kropkę pasowały do emocjonalnej warstwy powieści, za co autorce należą się jeszcze większe brawa. Ciekaw jestem, czy inne wydawnictwa podłapią ten trend.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Sylwia: Zapomniany walc to książka w swej tematyce wyjątkowa. Opowiada o burzliwym romansie, choć samego romansu nie ma tu wiele. Opowiada o romansie, który w dużym stopniu swoje istnienie zawdzięcza pożądaniu, a seksu jest tu jak na lekarstwo. Książka Anne Enright opowiada o romansie od kuchni – pomijając pikanterię, pomijając żywe dyskusje i afery, przyłapywanie na gorącym uczynku. Zapomniany walc to przede wszystkim książka myśli, to zbiór przemyśleń kobiety, która wdała się w romans i w pełni tego żałuje, jak i… nie żałuje. To powieść, w której podział na dobro i zło nie istnieje, bo jej głównymi bohaterami są ludzie. A w ludziach nigdy nie było tego podziału. Zawsze było i będzie coś pomiędzy tymi dwiema wartościami. Świetnie czyta się tę powieść ze względu na wyjątkowy styl, w jakim została napisana i ze względu na ten chaos, z którego wyłania się Gina – bohaterka nietypowa i taka, która nie daje się jednoznacznie polubić. Obserwujemy ją, ale czy jej kibicujemy? Śledzimy, ale czy potrafilibyśmy jej doradzić? Zapomniany walc daje nam możliwość podejrzenia czyjegoś życia w jego najbardziej intymnym momencie. W czasie zakochiwania się, zdrad i niepokojów. W czasie śmierci bliskich i wypieranej tęsknoty za nimi. W czasie kłótni z siostrą i rozstania z mężem. W czasie – być może – niszczenia życiu dziecka, które i tak już nie  miało łatwo. Te momenty są o wiele bardziej intymne niż seks, który podejrzeć możemy w tak wielu książkach. Najważniejsze jest jednak to, że podglądamy wszystko oczami osoby, która zna już przyszłość, ale nie mamy dostępu do jej wiedzy. Niezły ambaras, prawda? Ale jaki interesujący. I jaki szczery.

Mateusz: Romans w popkulturze to temat wyeksploatowany bardziej niż stare, dobre zombie. Odróżniamy te zrobione w sposób niestrawny, nudny i kompletnie nieprzyswajalny dla odbiorcy oraz te, które śledzimy z pasją, bo mają w sobie to coś, dzięki czemu nie sposób się od nich oderwać. Tak właśnie jest z powieścią Zapomniany walc. Anne Enright wykonała swoją pracę bardzo dobrze, kreśląc historię niesamowicie życiową, wolną od nędznych, hollywoodzkich klisz i emocji rodem z harlequinów bądź innych Zmierzchów. Takie dzieła to idealny przykład na to, że nie ma czegoś takiego, jak literatura “typowo kobieca” bądź “typowo męska” – jest tylko podział na tę dobrą oraz tę kiepską. A jeśli pisarz jest dobry, to tworzy dzieła uniwersalne, przyswajalne dla każdego.

Patryk: Aż przypomniała mi się sytuacja, gdy na przerwie w pracy sięgnąłem po Zapomniany walc, a znajomy mnie przyuważył i z zaciekawieniem spojrzał na opis powieści. Szybko ją odłożył i spojrzał na mnie z zażenowaniem, gdy przeczytał: Między miłością a kłamstwem – czy nasze pragnienia zawsze prowadzą nas do szczęścia?. No tak – trochę się nie dziwię jego reakcji, bo co drugi romans z tandetną miłością może być promowany takim hasłem. Jest jednak w Zapomnianym walcu coś, co sprawia, że nie myślę o tej powieści jako zwykłej opowieści o zakochanych. Sylwia słusznie zauważyła, że samego romansu jest tu mniej, niż można było się spodziewać, pojawia się za to dużo zaskakujących refleksji na temat wpływu “skoku w bok” nie tylko na życie dwójki zainteresowanych, ale i całego otoczenia. A opowiedziana w sposób niejednoznaczny pozostawia dużo do myślenia, sprawiając nawet, że sam romans zdaje się grą niewartą świeczki – bo czy można trwałe szczęście zbudować na kłamstwie i oszustwie?

Fot.: Wiatr od Morza


Playlistę, czyli „soundtrack” do powieści Anne Enright, przygotowaną przez wydawnictwo, znajdziecie zarówno w serwisie Spotify – TUTAJ, jak i w serwisie Deezer – o, TUTAJ. Czytając powieść, koniecznie słuchajcie tych utworów – naprawdę warto!

Już niedługo natomiast, ponieważ Głos Kultury objął Zapomniany walc patronatem medialnym, spodziewajcie się konkursu, w którym do wygrania będą trzy ezgemplarze powieści :).

zapomniany walc

Write a Review

Opublikowane przez

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *