koleje losu

Wielowątkowa historia – Judy Blume – „Koleje losu” [recenzja]

Miasto Elisabeth w stanie New Jersey. Trzy prawdziwe katastrofy lotnicze. I historia zamknięta w czasie od stycznia 1952 do 10 lutego 1987 roku. Jeśli do tej mieszanki dodamy uniwersalne tematy i problemy takie jak: samotne macierzyństwo, poszukiwanie tożsamości, pierwsze zakochanie, burzliwe przyjaźnie, etyka dziennikarska czy długość newsa, a wszystko to w scenerii lat pięćdziesiątych, gdzie króluje boazeria, piwniczne przyjęcia z melodiami Nat King Cola’a oraz fryzury  à la Elizabeth Taylor, to powstaje powieść na miarę Judy Blume – autorki, która doskonale odnajduje się w opisach różnych ludzkich przeżyć i kolei losu. Najnowsza książka, podobnie jak pozostałe, trafiła na listę bestsellerów. Czy to za sprawą wiarygodności postaci, a może pisarskiej sprawności? Oceńcie sami.

Piętnastoletnia Miri Ammerman nie zna swojego ojca. To trudna sytuacja dla każdego dziecka. Tym bardziej że jedyna informacja, którą posiada, to ta uzyskana mimochodem podczas pogawędki z wujkiem. Wie jedynie, jak się nazywa – Mike Monsky. Z matką nie porusza tego tematu, gdyż dla niej to w dalszym ciągu drażliwa sprawa i nastolatka, nie chcąc jej smucić ani denerwować, nie pyta o niego, choć bezsprzecznie chce poznać swoją tożsamość, do której kluczem jest postać ojca. Gdy jeden raz zadała pytanie: No, a ten mój tato… to on żyje, czy nie? Po prostu chcę wiedzieć, czy jestem bękartem, czy nie?, potkała się z krzykiem: Żebyś mi nigdy więcej nie wypowiedziała tego słowa. Ono Ciebie w żadnym razie nie dotyczy. Byłaś kochana od pierwszej chwili, kiedy przyszłaś na świat. Pozostaje nam zastanowić się: Czy dorośli bywali kiedyś szczerzy wobec dzieci? Czy dziecko ma prawo do poznania swojej historii?

Książka stawia także pytanie o długość newsa Nie ulega wątpliwości, że media karmią się wszelkimi tragediami z prostej przyczyny – ludzi one obchodzą. Treść powieści potwierdza tę tezę. Lokalne media, a dokładniej Elisabeth Daily Post dzień po dniu informowały o katastrofie, a następnie o postępie w śledztwie. Nie zabrakło także tkliwej historii oraz biografii znanej tancerki, która również znajdowała się na pokładzie samolotu podczas feralnego lotu. Na tej tragedii buduje swoją sławę i popularność dziennikarz Henry Ammerman. Nic dziwnego, że po tych traumatycznych przeżyciach ludzie podzielili się na dwie grupy: tych, którzy chcieli udawać, że katastrofa w ogóle się nie odbyła, więc zaczęli wypierać ten fakt i żyć jak dawniej, oraz tych, którzy wciąż chcieli wiedzieć więcej i drążyli temat.

W szkole dziewczynka, która widziała katastrofę, staje się bohaterką. Jest nią akurat Miri, która bardzo tę sytuację przeżywa i jest zła na koleżankę, że zdradziła jej tajemnicę. Było słychać to także w głosie, gdy została zmuszona do przeczytania Psalmu 100, którego słowa do tej pory nie bardzo ją poruszały. Tym razem przed oczami miała jednak katastrofę, a w uszach wciąż dudnił jej huk eksplozji.  Zresztą to uczucie towarzyszyło też kilku innym dzieciom. Mimo że świadków było mało, to każdy uczeń miał coś do powiedzenia odnośnie tragedii. Katastrofa lotnicza stała się nośnym tematem. I dzięki wypowiedziom na jej temat można zyskać na popularności, a tego właśnie chcą nastolatki – być w centrum. I tak Suzanne snuje swą opowieść: Razem z mamą usiadłyśmy właśnie do obiadu, kiedy usłyszałyśmy ten ryk, a potem wybuch. Wsadziłyśmy twarze w talerze (…) Przysięgam, myślałam, że to kometa. To brzmiało zupełnie jak kometa. Dzięki temu zaczyna istnieć wśród towarzystwa.

Miri jako dziennikarka szkolnej gazetki, mimo wcześniejszych wątpliwości, postanawia opublikować artykuł, który jest bardzo subiektywny. Według niej nad miasteczkiem Elisabeth wisi fatum. I to właśnie ono jest odpowiedzialne za kolejne tragedie. Innego zdania są dzieciaki ze szkół spekulujące, że to kosmici odwiedzili ziemię, by ją przejąć. Jakie konsekwencje wiszą nad Miri po publikacji niewygodnego tekstu? Jaka jest prawda? Czy to wydarzenie wpłynie na jej dalsze życie? Cóż, podobno z czasem wszystko blednie i pojawia się uczucie powszedniości. Nigdy jednak nie znika na dobre. Wciąż tkwi głęboko ukryte; jest częścią nas (…) Wciąż jednak należymy do tajnego klubu, do którego wstąpiliśmy nie z własnej woli. Razem z innymi, z którymi nic nas nie łączy, z wyjątkiem czasu i miejsca.

Fot.: Zysk i S-ka

koleje losu

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *