Władca zwierząt – David Yates – „Tarzan: Legenda” [recenzja]

Tarzan: Legenda miał wystąpić w roli dobrego kinowego blockbustera. Pomijając na razie ocenę filmu, Warner Bros. zebrał na pewno cenioną obsadę – widz powinien kojarzyć takie nazwiska jak Christoph Waltz (choćby z produkcji Tarantino), Samuel L. Jackson (bez komentarza) bądź Margot Robbie (Wilk z Wall Street, Legion samobójców). Reżyser również jest osobą znaną w kinie, dzięki stanięciu za kamerą przy czterech z ośmiu odsłon Harry’ego Pottera. Jednak stworzonemu obrazowi można wiele zarzucić – na czele skarg postawiłbym brak odwagi twórców do opowiedzenia ciekawej historii z wyrazistymi postaciami.

Film przedstawia losy Tarzana już po przybyciu do Anglii, gdzie mieszka w swojej posiadłości. Przychodzi mu jednak powrócić do Kongo jako emisariusz rządu z misją handlową, u boku mając piękną żonę – Jane Clayton – oraz Amerykanina – George’a Washingtona Williamsa. Nie wie, że jest częścią planu wysłannika Belgii, Leona Roma. Co pewien czas pojawiają się też sceny z przeszłości bohatera, gdy wychowywał się w dżungli ze zwierzętami i pierwszy raz spotkał Jane.

Historia filmu nie ma nic do zaoferowania widzowi. Widać, że twórcy poczynili zmiany, być może nie chcąc opowiedzieć czegoś, co oglądający bardzo dobrze zna (bo Tarzana wielu kojarzy z animowanego hitu Disneya). Tylko ta sztuka im się nie udaje, skoro szczodrze korzystają ze schematów, nie pozwalając sobie w żadnym momencie na jakąś kreatywność – nie budują dosłownie żadnego atrakcyjnego wątku. Oglądamy jedynie utarte motywy chciwości (u antagonisty), miłości (Tarzana i Jane) oraz relacje człowieka z naturą, przede wszystkim zwierzętami. Przy czym nie można nawet liczyć, że coś z tego zostanie ukazane w odpowiedni sposób, budząc emocje, a nie rosnące znudzenie.

Tarzan: Legenda

Aktualnie toczące się losy Tarzana są przewidywalne – retrospekcje też wcale nie w mniejszym stopniu. Te ostatnie mogły jednak posłużyć zaprezentowaniu poruszających scen związku bohatera z mieszkańcami dżungli. Mogły, ale w rzeczywistości ich cel to jedynie odbębnienie najważniejszych chwil w genezie bohatera, żeby widz nie poczuł się zdezorientowany akcją. W tym przypadku twórcom nie można czegoś zarzucić – scenariusz układa się w sensowną historię, w której trudno się pogubić. Chociaż trzeba przyznać, że to także zasługa jej prostoty.

Za to niewielką konfuzję mogą powodować postacie – prawdopodobnie film oglądałem zbyt uważnie, ponieważ chciałem znaleźć w nich charakterystyczne cechy. I tak zastanawiałem się nad paroma drobiazgami typu rozmowa Jane z Leonem, próbując dostrzec, jaki był jej sens, a ściślej mówiąc: jakie wynikają z niej informacje o uczestnikach dialogu. Nie dałem rady, dlatego uważam, że produkcja nie jest do końca przemyślana, ponieważ zachowania i słowa bohaterów powinny do czegoś prowadzić. Inna sprawa, że tutaj nie znajdziecie nikogo naprawdę interesującego. Działaniom niektórych charakterów nie towarzyszy odpowiednia motywacja, a jakiekolwiek dylematy lub dramaty trafiają na margines.

Tarzan: Legenda

Tarzan biega z pustym wzrokiem, trudno powiedzieć, czy w mieście czuje się dobrze, czy może w dżungli, gdzie spędził dużą część swojego życia. Jane stara się coś zrobić, ale ostatecznie jej zadaniem okazuje się bycie damą w opałach (bynajmniej nie w pozytywnym sensie – tej kobiecie brakuje charakteru). Aktorzy przeważnie pasują do granych postaci i nie dają powodów do krytyki, lecz wcale nie tworzą niesamowitych kreacji. Jedynie źle prezentuje się Christoph Waltz, który ponownie nie jest w stanie zerwać z Hansem Landą z Bękartów wojny. Natomiast bardzo dobrze radzi sobie Samuel L. Jackson. Jako George ma być sympatycznym i zabawnym kompanem Tarzana – kilka żartów nawet mu wyszło.

W produkcji Davida Yatesa bywają lepsze momenty. O ile jej pierwsza połowa jest nudna, to w drugiej akcja zaczyna przyspieszać i dawać trochę radości – mimo że jednocześnie bardzo odchodzi od realizmu. Nie tyle chodzi tu o rozwój wydarzeń, ile o wizualną jakość scen. CGI występuje tutaj do przesady. Oczywiście czasem skorzystanie z tej technologii było koniecznością, nie zmienia to jednak tego, że świat wygląda sztucznie. Zdecydowanie nie pomaga to filmowi, zresztą pracy kamery także można co nieco zarzucić.

Legenda: Tarzan

Tarzan: Legenda to zaledwie średnie widowisko. Miałkie postacie, przesyt CGI i przewidywalny scenariusz nie pozwalają na czerpanie odpowiedniej przyjemności z oglądania. Przez pewien czas (pół godziny?) filmowi udaje się świadczyć niezłą rozrywkę, a prostemu humorowi zdarza się wywołać na twarzy widza uśmiech, ale nie da się ukryć, że to za mało – nawet jak na letniego blockbustera.

Fot.: Warner Bros.

Write a Review

Opublikowane przez

Krzysztof Lewandowski

Student dziennikarstwa i miłośnik fantastyki. Uwielbia czytać książki (fantastyczne) oraz oglądać filmy i seriale telewizyjne (nie tylko fantastyczne). Nie ma nic przeciwko dobrej grze, zwłaszcza z gatunku cRPG, ale ostatnio częściej grywa w Fifę. Piłka nożna to jego pasja, lecz zdarza mu się śledzić zmagania w innych dyscyplinach sportowych - gdy jest komu kibicować.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *