Zanikająca moralność – Maciej Pieprzyca – „Jestem mordercą” [recenzja]

Jestem mordercą Macieja Pieprzycy to niepowtarzalna historia inspirowana prawdziwymi zdarzeniami, nawiązująca do sprawy Zdzisława Marchwickiego – domniemanego wampira z Zagłębia. Poruszające – i pozwalające na ujrzenie procesu przemian człowieka pod wpływem zewnętrznym – widowisko nie jest jedynie poszukiwaniem mordercy. To także zupełne zagubienie się tego, który szuka.

Film rozpoczyna się od komunikatu Programu Pierwszego Polskiego Radia, informującego o roku 1971, w którym rozpoczyna się akcja oraz przedstawiającego najważniejsze wiadomości z kraju i ze świata. Na ekranie rozgrywa się scena tworzenia odlewu twarzy zmarłego, która intryguje, ale jeszcze wtedy nie wydaje się być znacząca. Następnie oczom oglądających ukazuje się miejsce morderstwa kobiety, bratanicy pierwszego sekretarza KC PZPR, Edwarda Gierka. Milicja okazuje bezsilność wobec prowadzonego trzy lata śledztwa, mającego na celu schwytanie osobnika, odbierającego życie niewinnym przedstawicielkom płci żeńskiej. Podczas spotkania z prokuratorem, funkcja dowodzenia w tej sprawie przypada młodemu milicjantowi Januszowi Jasińskiemu (Mirosław Haniszewski). Nie jest on tym usatysfakcjonowany, uważa tę sprawę za kukułcze jajo, jednak nie ma możliwości wycofania się z niej. W tle pojawia się obraz z szyldem: XXX nowych szkół na XXX-lecie Polski Ludowej – niby  nic nieznaczący szczegół, jednak nie do końca, jak się później okazuje.

604498_1-1

Podczas zgromadzenia komisji śledczej, zbierającej informacje, udaje się ustalić, iż poszukiwany wampir z Zagłębia dokonuje zbrodni za pomocą uderzenia w tył głowy, a wiek i wygląd ofiar nie są dla niego istotne. Zna teren, a na milicję wysyła anonimy. Pierwszy z nich zawiera krótki przekaz: Kochana Milicjo! Na 30-lecie Polski Ludowej zabiję 30 kobiet. Po dziewiątej zbrodni: Ja – 9, wy – 0. Sierżant Jasiński za wszelką cenę chce dać możliwość spokojnego życia mieszkańcom województwa. Zaczyna działać, a za wzór do naśladowania uważa zespół Scotland Yardu, w którym profesor Harris opracował metodę odnalezienia poszukiwanego poprzez utworzenie portretu psychologicznego. Chce skorzystać w tym celu z komputera udostępnianego mu w Gliwicach. Gdy informuje o tym naczelnika (Piotr Adamczyk), słyszy: komputer? co to jest?

665018_1-1

W niedługim odstępie czasu dochodzi do kolejnego morderstwa, a Janusz prezentuje pomysł wyznaczenia nagrody pieniężnej, czyli miliona złotych, za odnalezienie zabójcy. Udaje się to z pomocą sekretarza, który twierdzi, że to ludzie są najważniejsi; żeby nie musieli się bać. Jednak ogłoszenie nie przynosi zamierzonego efektu, na milicję napływają ogromne ilości listów, w których ludzie przyznają się do popełnienia zbrodni. Przy kolejnej ofierze, Jasiński otrzymuje od przełożonego ostrzeżenie: masz ostatnią szansę. Stworzona zostaje więc nocna zasadzka w parku – przynętą na zabójcę ma być jeden z milicjantów przebrany za kobietę. Misja kończy się niepowodzeniem, gdyż w odległości stu metrów od przeprowadzanej akcji, zabita zostaje dwunasta ofiara. Udaje się jednak spisać tożsamości osób przebywających w tym czasie w parku, a wśród nich znajduje się Wiesław Kalicki (Arkadiusz Jakubik), którego dane widniały także na komputerowej liście osób o pasującym do przestępcy portrecie psychologicznym. Zostaje on schwytany, a ostatnim krokiem wydaje się być udowodnienie jego winy. Okazuje się to jednak dość trudnym przedsięwzięciem. Nie jestem tym, kogo szukacie – broni się Kalicki, ale nie ma to dla nikogo znaczenia. Janusz próbuje zaprzyjaźnić się z oskarżonym i dzięki temu skłonić go do przyznania się do popełnionych zbrodni. Relacja ta budzi sprzeczności, łączy współczucie z obrzydzeniem i jednoczesnym zafascynowaniem. Sierżant odwiedza oskarżonego w więzieniu, rozmawia z nim o piłce nożnej, przynosi kiełbasę (o którą więzień prosił), pozwala na spotkanie z dziećmi. Sam staje się bohaterem, uhonorowanym przez pierwszego sekretarza i opisywanym jako pogromca wampira.

665012_1-1

Należy wspomnieć, iż Wiesław Kalicki posiada prowadzącą rozwiązłe życie żonę, Lidię (Agata Kulesza), i dwójkę dzieci. Lidia ze swoim śląskim akcentem wydaje się być prostą kobietą, bez ambicji, ale za to gotową zdobyć obiecany milion za oskarżenie męża i zeznawanie przeciwko niemu.

– Powiedz mi, Wiesiek… Ta twoja… Czemu ty jej nie pogoniłeś?

– Dzieci mamy. Facet musi dbać o rodzinę.

Wszelkie poszlaki wskazują na winę Kalickiego, ale nie są dowodami wystarczającymi na wymierzenie wyroku. Janusz obiecuje mu nawet, że nie zostanie on ukarany śmiercią: Dwanaście martwych kobiet? Tego nie mógł zrobić normalny człowiek. Ale chory… Będziesz żył. Pomyśl o dzieciach. Kiedy więzień zgadza się przyznać, następuje zwrot akcji, pojawiają się inne podejrzenia, ale jest już za późno. Jasiński nie jest w stanie odwołać tego, do czego doprowadził, gdyż nie jest już tym samym człowiekiem, którym był podczas przejmowania śledztwa. W efekcie przedwczesnego awansu społecznego z kochającego ojca i męża, przemienił się w osobę potrafiącą bez skrupułów zdradzić żonę, a także zostawić przyjaciela. Daje się również zdeprawować władzy i systemowi. Sam doprowadza do sytuacji, w której wykluczające się konsekwencje możliwych do dokonania wyborów nie mogą stać się dla niego korzystne. Na oczach widzów następuje nieodwracalny proces zanikania moralności i zastępowania jej dążeniem do celu, nie zważając na nic i na nikogo.

Gra aktorska na najwyższym poziomie to z pewnością jedna z największych zalet tego filmowego obrazu. Fenomenalna Agata Kulesza znakomicie wciela się w śląską przedstawicielkę niższych warstw społecznych, w czym jest wyjątkowo autentyczna, mimo pewnych wręcz groteskowych zachowań. Mirosław Haniszewski jako Janusz Jasiński prezentuje swoją kreację niebywale wiarygodnie, a za dodatkową zaletę niezaprzeczalnie uznać można fakt bycia nieopatrzonym na ekranie. Arkadiusz Jakubik fantastycznie odgrywa rolę spokojnego i wyważonego oskarżonego, który potrafi w najmniej oczekiwanym momencie zaatakować załogę milicji. Dość enigmatyczny, nie pozwala na odkrycie własnych słabości oraz zdjęcie maski, za jaką się kryje.

665009_1-1

Fabuła, która od pierwszych chwil trzyma w napięciu, zaskakuje i pozwala na wiele interpretacji zaistniałych sytuacji, to kolejna część składająca się na sukces dzieła Pieprzycy. Historia, o której wiele osób mogło słyszeć, ożywa i wzbudza niemałe zainteresowanie. Oszczędna warstwa dźwiękowa potęguje skupienie i skoncentrowanie na rozwiązaniu zagadki, w poszczególnych scenach wybrzmiewa jedynie w odpowiednim, jazzowym rytmie perkusja. Rekwizyty będące idealnym odwzorowaniem PRL-owskich realiów, szarość blokowisk i błękit milicyjnych radiowozów świadczą o wyjątkowym dopracowaniu szczegółów, których wiarygodność wpływa na odbiór filmowej opowieści.

Jestem mordercą to przejmujący obraz niesprawiedliwego osądu, chwytający za serce, w szczególności w finale. Klamra kompozycyjna, jaką jest obraz twarzy Kalickiego, pozwala na zamknięcie tej historii i pozostawia widza z własnymi przemyśleniami. Wywołuje dużo emocji, nie pozwala wyjść z kina bez refleksji. Tytułowa fraza przybiera nieoczekiwane znaczenie. Jedna z mocniejszych scen, w której pojawia się pytanie więźnia: Czy ja mordowałem te kobiety? Bo już nie wiem… może przyprawić o łzy w oczach. Odnoszę wrażenie, że Maciej Pieprzyca w pewien sposób skłania do przeżycia czegoś, co towarzyszy widzowi podczas seansu Chce się żyć, ale poprzez inny zabieg. Istotne jest jednak, że ten dobry kawałek kinematografii pozwala na moment zapomnienia. Widz wnika do świata przedstawionego i wspólnie z bohaterami może prowadzić śledztwo, jednak nie ma wpływu na jego losy. Thriller psychologiczny Pieprzycy, poza utrzymywaniem napiętej atmosfery, przedstawia rozważania nad kwestią ludzkiej natury, jej podatności na wpływy zewnętrzne, a także sprawiedliwości, które stanowią przecież zagadnienia ponadczasowe.

Fot.: Next Film

Write a Review

Opublikowane przez

Małgorzata Kilijanek

Pasjonatka sztuki szeroko pojętej. Z wystawy chętnie pobiegnie do kina, zahaczy o targi książki, a w drodze powrotnej przeczyta w biegu fragment „Przekroju” czy „Magazynu Pismo”. Wielbicielka festiwali muzycznych oraz audycji radiowych, a także zagadnień naukowych, psychologii społecznej i czarnej kawy. Swoimi recenzjami, relacjami oraz poleceniami dzieli się z czytelniczkami i czytelnikami Głosu Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *