gry niezależne

Trzy po trzy #11: Najlepsze gry niezależne

W dzisiejszym wydaniu Trzy po trzy pragniemy skupić się na tak zwanych indykach, czyli na grach indie. Niektórzy z Was pewnie zastanawiają się, o czym właściwie piszemy – śpieszymy z wyjaśnieniem: Gry indie (z angielskiego independent video game) to niezależne produkcje, często tworzone przez grupę kilku osób, bardziej z potrzeby podzielenia się ze światem pomysłem niż chęcią zarobku. Tytuły wpisujące się w ten gatunek często nie mają wielkiego finansowego zaplecza, dlatego też ich twórcy często za pomocą kickstartera zbierają fundusze na swoje projekty. Gry niezależne to dla nas przede wszystkim synonim odwagi sięgania po nowe koncepcje, których boją się duże studia. Rynek gier wbrew pozorom jest bardzo skostniały pod względem gatunków, duże tytuły AAA to przede wszystkim dobrze znane rozwiązania, lekko jedynie zmodyfikowane i oprawione znaną marką, która sama w sobie zapewni sprzedaż. O wiele łatwiej przychodzi szlifowanie grafiki i ogólnych efektów wizualnych niż implementowanie nowości na płaszczyźnie samej rozgrywki. Tytuły indie to gry odważne, często oparte na zupełnie nieznanej formie, być może uproszczone pod względem grafiki, ale nastawione na przyjemność z grania, a nie samego oglądania. A grywalność, naszym skromnym zdaniem, nadal jest najważniejsza.

Michał Bębenek:

botaniculaBotanicula – Przepiękna wizualnie gra czeskiego studia Amanita Design (znanego też z tytułów takich jak Machinarium czy Samorost). Naszym południowym sąsiadom udało się stworzyć niebagatelną grę, której założenia są bardzo proste – piątka małych roślinnych bohaterów (kasztanek, makówka, patyczek, piórko i grzybek) stara się uratować wielkie drzewo, będące dla nich całym światem, które jest atakowane przez pająkopodobne pasożyty. W tym celu muszą przebyć pełne niebezpieczeństw i zagadek lokacje, aby ostatecznie uratować ostatnie nasiono drzewa. Pod względem mechaniki to gra z rodzaju point-and-click, każdy z uroczych bohaterów ma swoje własne właściwości, przydatne w różnych okolicznościach, a nasza rola polega na odnalezieniu “klikalnych” obiektów na każdej z plansz i odkrycie, co się z czym łączy. Jednak to nie mechanika jest tutaj najważniejsza, ale strona audiowizualna, która zwyczajnie zachwyca. W Botaniculi można zakochać się od pierwszego wejrzenia, kiedy tylko zobaczy się te hipnotyzujące i pełne szczegółów, a jednocześnie niesamowicie oryginalne lokacje. Albo w momencie, kiedy usłyszy się rozbrajająco zabawne odgłosy wydawane przez naszych bohaterów oraz wszelkie postacie poboczne. Nie wspominając już o przepięknej muzyce, która gdzieś tam cały czas rozbrzmiewa w tle. Już Machinarium (które również chciałem umieścić w tym zestawieniu, ale uznałem, że nie będę omawiał dwóch gier tego samego studia) zachwycało swoim pomysłem i wykonaniem, ale Botaniculą Czesi po prostu przeszli samych siebie. To gra, którą przechodzi się z nieustającym uśmiechem i której zwyczajnie nie sposób nie pokochać.

Botanicula - Official Trailer

 

limbo

Limbo – Gra niewielkiego, duńskiego studia PlayDead, która również stanowi graficzną perełkę, ale w zupełnie innym klimacie niż Botanicula. Mamy tutaj do czynienia z niezwykle mrocznym, czarno-białym światem, który przemierza mały chłopiec, próbując odnaleźć swoją zaginioną siostrę. Pod względem mechaniki Limbo można zaliczyć do gatunku platformówek, z elementami zręcznościowymi i logicznymi, które miejscami bywają wręcz frustrująco trudne (jednak można odczuć wielką satysfakcję, kiedy w końcu uda się przejść kolejny, wydawałoby się niemożliwy do pokonania, etap). Nie jest nigdzie powiedziane, skąd właściwie chłopiec się tutaj wziął, ale biorąc pod uwagę fakt, że limbo to inaczej czyściec czy też przedsionek piekła, można podskórnie domyślić się smutnej prawdy (aczkolwiek to tylko moja interpretacja). W związku z tym gra jest nieco przytłaczająca, ale paradoksalnie dająca bardzo dużo frajdy, kiedy naszemu bohaterowi udaje się pokonać kolejne przeszkody i potwory rodem z koszmarów sennych (również wyglądające jak wielkie pająki).

Fabularnie gra nie jest bardzo długa (chociaż wydaje się taka, kiedy po raz czternasty musimy przechodzić etap, który wydaje się niemożliwy), ale zdecydowanie warto przejść tę drogę i dać się wciągnąć w mroczny świat Limbo.

 

this warThis War of Mine – Nasza rodzima produkcja warszawskiego 11 Bit Studios, która stała się nieoczekiwanym hitem, nie tylko w Polsce, i pisano o niej niemal wszędzie. To jedna z bardzo nielicznych gier stawiających gracza przed bardzo poważnymi dylematami moralnymi, zmuszająca do przemyśleń i refleksji. Akcja This War of Mine dzieje się w czasie wojny (jak sama nazwa wskazuje), nie jest to jednak żadna konkretna wojna, realia wskazują na kraj z naszego regionu i właściwie nic poza tym nie wiadomo. Nie przyjdzie nam tutaj wcielać się w bohaterskich żołnierzy, komandosów czy snajperów samodzielnie ratujących świat za pomocą nieograniczonego arsenału broni. W This War of Mine sterujemy poczynaniami zwykłych, szarych ludzi, cywilów, którzy starają się przeżyć w ekstremalnych warunkach. Do dyspozycji mamy więc kilka postaci oraz rozpadający się budynek, który będzie naszą “bazą”. W tej ruinie, która od teraz stanowi jedyny dom, musimy zadbać o odpowiednie zabezpieczenie dziur w ścianach, o pożywienie i lekarstwa dla naszych mieszkańców, zapewnienie im miejsca do spania i odpoczynku oraz obrony przed nocnymi napadami, które teraz stanowią codzienność. Aby zdobyć środki potrzebne do ogarnięcia tego wszystkiego, musimy od czasu do czasu wysyłać kogoś w poszukiwaniu zapasów. I to właśnie w czasie tych wypadów mamy szansę sprawdzić własną wrażliwość, kiedy na przykład trafiamy do domu starszej pary, która błaga nas o to, żebyśmy zostawili im chociaż leki, lub natykamy się na sytuację, kiedy za zamkniętymi drzwiami, przez dziurkę od klucza widzimy żołnierza, który próbuje zgwałcić niewinną kobietę – od nas zależy, czy zareagujemy, otwierając drzwi i ratując ją, ale narażając się tym samym na niemal pewną śmierć, czy też zignorujemy wołanie o pomoc i ruszymy w swoją stronę, póki co nadal bezpieczni. This War of Mine to gra, która każe nam podejmować świadome decyzje, które czasami są bardzo trudne i emocjonalnie wyczerpujące, do czego przyczynia się też mroczna i przytłaczająca grafika oraz muzyka. Nie ma tutaj bezrefleksyjnego rozwalania hord wrogów, jest za to prawdziwy survival i duża dawka niespotykanego w grach komputerowych człowieczeństwa.

This War of Mine - Teaser Trailer


Mateusz Norek:

FTL-TitleFTL (Faster Then Light) – Bardzo prosty koncept, świetne wykonanie i uzależniająca rozgrywka to FTL w kilku słowach. Gra pozwala nam zarządzać załogą statku kosmicznego w jego podróży przez kolejne nieznane i niebezpieczne systemy, za każdym razem generowane losowo. Nasz statek podzielony jest na pomieszczenia z ważnymi systemami, takimi jak generator tarcz, maszynownia, system podtrzymywania życia czy system broni. Do dyspozycji mamy również kilku członków załogi (podzielonych na osiem ras), których możemy przydzielić do konkretnego systemu, zwiększając tym samym jego skuteczność i jednocześnie coraz bardziej szkoląc naszego podwładnego w jego obsłudze. Mając na ogonie goniących nas rebeliantów, skaczemy do kolejnych systemów, napotykając różnego rodzaju zdarzenia losowe, w których nieznajomi proszą nas o pomoc, oferują towary lub chęć dołączenia się do załogi. Najczęściej jednak zdarzenia te kończą się walką. Tutaj musimy stać się prawdziwym kapitanem, używając rozważnie dostępnego arsenału, aby przebić się przez osłony wrogich statków, goniąc załogantów z systemu do systemu, naprawiając je, gasząc pożary, czy walcząc z teleportującymi się na pokład wrogami. Pomimo dość prostej koncepcji samej gry, oferuje ona niemal nieskończone możliwości, a żadna sesja nie jest taka sama. A tych trochę przeżyjecie, bo jak każdy pełnokrwisty roguelike, FTL jest niezwykle wymagające, a złe decyzje są bezpowrotne. Dużo razy zobaczycie Wasz statek rozpadający się na części, ale gra ma to do siebie, że absolutnie nie zniechęca to do dalszej gry, wręcz przeciwnie. Dodajmy do tego dziesięć różnych statków, każdy posiadający dodatkowo trzy warianty, które zupełnie zmieniają przygodę oraz całą paletę najróżniejszych wyzwań i dostajemy tytuł, w który można wchłonąć na długie dni.

Pikselowa grafika 2D jest zrobiona ze smakiem i absolutnie nie przeszkadza, a muzyka to prawdziwa perełka tej gry. Faster Then Light to zresztą taki podręcznikowy indyk – stworzony został przez jedynie dwóch ludzi, którzy dodatkowo wydali do niego darmową wersję rozszerzoną, oferującą jeszcze więcej statków, wydarzeń i broni. Zdecydowanie polecam, tym bardziej, że tytuł można dorwać dosłownie za kilka dolarów.

FTL: Faster Than Light Trailer

 


bastion-coverBastion – Bardzo dobrze przyjęta gra małego studia Supergiant Games, wydana w 2011 roku. Ta niezwykle niepozorna gra zręcznościowa z elementami RPG, to pod względem opowiadania historii tytuł jedyny w swoim rodzaju. Gracz steruje poczynaniami młodego chłopca, którego imienia nie znamy (to po prostu Kid), wędrującego po tajemniczym świecie zniszczonym przez niewyjaśniony kataklizm. Pastelowe kolory lokacji stanowią kontrast dla smutnej historii mieszkańców, a wszystko jest okryte mocną nutą oniryzmu. Ale prawdziwy klimat tworzy w Bastionie narrator, który na bieżąco komentuje ruchy naszego bohatera, w zależności od tego, jak nam idzie i co odkrywamy. Tworzy to właściwie nową, niespotykaną jakość w opowiadaniu fabuły. Charyzmatycznemu głosowi narratora (Logan Cunningham) towarzyszy jedna z najlepszych ścieżek dźwiękowych, jakie było mi dane usłyszeć w grach komputerowych, za którą odpowiada Darren Korb, a któremu towarzyszy piękny śpiew Ashley Barrett.

Bastion został doceniony – wygrywał wiele prestiżowych nagród, a Supergiant Games wydało w 2015 roku drugą grę, Transistor, tym razem przenosząc gracza do bardzo steampunkowego, futurystycznego miasta, nadal jednak kładąc nacisk na bardzo artystyczne przedstawienie świata i narrację.

Bastion - Official Trailer

 

terrariaTerraria  Nigdy nie było mi dane przestudiować dokładnie, a przede wszystkim sprawdzić empirycznie fenomenu, jakim okazał się Minecraft. Nie da się jednak zaprzeczyć, że ta prosta gra indie o kopaniu i budowaniu klocków, okazała się kasowym sukcesem i przyniosła jej twórcy krociowe zyski. No właśnie, nie grałem w Minecraft, ale nie znaczy to, że nie mam nic do powiedzenia na temat tego, jak uzależniające może być proste machanie kilofem.
Wszystko za sprawą małej, niezależnej produkcji właściwie jednego człowieka, Andrew Spinksa, o nazwie Terraria. Potrzebował on jedynie dwóch wymiarów, by stworzyć z pozoru prostą, bajkowo wyglądającą grę typu sandbox, w której głównym zadaniem gracza jest zbieranie przeróżnych surowców i budowanie z nich swojej siedziby, wytwarzanie przedmiotów i walka z potworami. Oryginalnie Terraria ukazała się w 2011 roku i niedługo potem Andrew ogłosił, że wypalił się i porzuca dalsze rozwijanie projektu, po jakimś czasie jednak wrócił i cóż, trudno nawet porównywać stan gry w momencie jej wydania z tym, jak prezentuje się dzisiaj. Kilka naprawdę dużych, darmowych aktualizacji (ostatnia w tamtym roku) zmieniły grę nie do poznania, dodając dosłownie tysiące nowych rzeczy, śrubując poziom trudności i zwiększając czas, jaki można przy niej spędzić kilkukrotnie.

Gdy pierwszy raz zobaczyłem Terrarię, pomyślałem, że to gra, którą można co najwyżej podsunąć swojemu dziesięcioletniemu bratu. Nic jednak bardziej mylnego. Trudno opisać, jaką frajdę potrafi ona zapewnić. Zwłaszcza, jeśli gra się wspólnie ze znajomym. Wspólne przedzieranie się przez losowo generowany świet, pełen wrogów, skrzyń ze skarbami i setkami rzeczy do odkrycia po prostu się nie nudzi. Każda gra jest inna, nie ma tutaj monotonii, a nawet doświadczeni “kopacze” w późniejszym etapie trafią na prawdziwe wyzwania.

Terraria Official Trailer


Mateusz Cyra:

TLD_Cover_with_R_largeThe Long Dark – Debiutanckie dzieło kanadyjskiego studia Hinterland Games to chyba moja ulubiona propozycja z działu: gry niezależne. Survival jest ostatnio bardzo modnym tematem i wielu twórców z lubością po niego sięga z prostej przyczyny – mnóstwo ludzi uwielbia gry, w których musisz tak kombinować, żeby przetrwać kolejny dzień/etap/moment itp. Również ja zaliczam się do tego grona, co zobaczycie po moich pozostałych wyborach. Niemniej jednak to właśnie The Long Dark jest moim ulubionym indykiem, któremu poświęciłem łącznie około 40 godzin. Wczesny dostęp wystartował mniej więcej rok temu (gra jest sukcesywnie aktualizowana) i od tamtej pory mamy dostęp do trybu sandbox, w którym naszym głównym celem jest przetrwać najdłużej, jak się da. Ostatnie zapowiedzi studia mówią o tym, że wiosną doczekamy się pierwszego odcinka fabularnej części gry, która poza znanym już graczom elementom survivalu dorzuci ciężkie wybory moralne oraz wciągającą fabułę. Trzymam kciuki, ponieważ jak już wspomniałem – sam tryb sandbox przyciągnął mnie przed ekran laptopa na długie zimowe wieczory. Przejdźmy jednak do opisu gry. Jeszcze przed rozpoczęciem przygody wybieramy płeć naszego bohatera, poziom trudności gry oraz początkową lokację. Następnie nasza postać budzi się w generowanym losowo miejscu w górach na terenie Kanady, w lokalizacji, w której ślady po ingerencji człowieka są widoczne, ale żywego ducha tu nie uświadczymy. Zapomniałbym – jest środek zimy i temperatura jest zdecydowanie wyniszczająca dla organizmu człowieka. Na starcie gry posiadamy skąpy ekwipunek oraz dziennik, a naszym celem jest jak najszybsze znalezienie schronienia przed zimnem, wiatrem oraz… wilkami, które z pewnością cieszą się na myśl o nowym mięsku na ich terytorium. I tak – na początku jesteśmy nieświadomą zasad ofiarą (nie mylić z ofermą), która dopiero z czasem będzie miała możliwość odwrócić role i stać się panem tejże lokacji. Po kolei jednak. Nasz bohater ma kilka pasków potrzeb, które maleją w zastraszającym tempie. Są to: głód, pragnienie, zmęczenie, ciepło. Dlatego też sposobów na śmierć jest mnóstwo i nawet jeśli opanujemy konkretną taktykę na zaspokojenie jednej z potrzeb, kolejne nieubłaganie dopominają się o naszą troskę. A The Long Dark jest grą bezlitosną, która nie wybacza najmniejszych błędów. To świetne rozwiązanie, ponieważ często zmuszeni jesteśmy podejmować decyzje w ułamkach sekund, po czym dopiero za jakiś czas dowiadujemy się, że nasz wybór był zły, i teraz raczej nie uda nam się wyprostować zaistniałej sytuacji, a nawet jeśli – będziemy w skrajnej… pozycji, która jest tak naprawdę preludium do naszej śmierci. Gra nie odkrywa przed graczem swoich sekretów i do wszystkiego musimy dojść sami metodą prób i błędów. Dlatego też liczmy się z częstymi zgonami. Istnieje co prawda opcja zapisu gry, ale działa tylko na zasadzie auto save w sytuacjach, gdy wchodzimy lub wychodzimy z jakiegoś pomieszczenia. Jednak jeśli zginiemy i będziemy chcieli wrócić do ostatniego zapisu – nie ma takiej możliwości. Co za tym idzie: śmierć = nowa gra. Wniosek? Należy być niesamowicie ostrożnym w swoich poczynaniach i nie szarżować, gdyż wszelkie przejawy “kozaczenia” są przez grę brutalnie sprowadzane do parteru. I w moim odczuciu jest to naprawdę świetne. The Long Dark ma oczywiście system craftingu, jednak jest on dość skąpy i stosunkowo trudno spełnić wymagania do stworzenia konkretnych przedmiotów. A te często ulegają zniszczeniu. Zapomniałbym: nasz bohater nie posiada żadnej mapy, dlatego też zmuszeni jesteśmy polegać na naszych obserwacjach oraz dobrej orientacji w terenie. Mam świadomość, że dzieło studia Hinterland Games nie należy prawdopodobnie do najtrudniejszych gier survivalowych, jakie są obecne na rynku, ale każda pojedyncza rozgrywka dostarcza wielu emocji (głównie tych negatywnych, jednak kiedy wreszcie uda Ci się wygrać z wilkiem, albo znajdziesz stały dostęp pożywienia, bądź wpadniesz na to, że nie opłaca się wybierać wieży na górze jako “bazę” – radość będzie sięgała zenitu, a Ty zrozumiesz wreszcie sens piosenki Małe rzeczy Sylwii Grzeszczak). Słowem podsumowania: Polecam!  

The Long Dark - Story Mode (Official Teaser)

 

dont starveDon’t Starve (seria)  To gra, której przedstawiać nikomu raczej nie trzeba, gdyż swego czasu było o niej bardzo głośno. Niezależne dzieło Klei Entertainment to przygodowy sandboxowy (w dodatku rougelike’owy!) survival z elementami horroru i humoru, wykonany w oprawie kojarzącej się ze stylistyką Tima Burtona. W grze wcielamy się w postać Wilsona (wraz z sukcesami w grze otrzymujemy dostęp do kolejnych bohaterów o innych cechach), który został uwięziony w nieznanym uniwersum przez enigmatycznego Maxwella, a naszym celem jest pomoc bohaterowi w przetrwaniu w tym nieprzyjaznym świecie oraz – finalnie – w wydostaniu się z niego. W tym celu eksplorujemy świat oraz zbieramy wszystko, co nadaje się do zebrania, aby dzięki prostemu, acz przyjemnie wykonanemu systemowi craftingu, tworzyć przedmioty oraz budowle, które uczynią żywot Wilsona łatwiejszym oraz przyjemniejszym. Wspominałem, że świat, w którym znalazł się bohater Don’t Starve, nie należy do przyjemnych? Ano właśnie, sęk w tym, że bardzo szybko napotkamy rozmaite zwierzęta lub potwory, którym nie spodoba się nasza obecność, i przed którymi będziemy musieli się bronić bądź uciekać, aby uratować skórę. Jakby tego było mało – musimy naszemu bohaterowi zapewnić stały dostęp do pożywienia oraz dbać o jego stan psychofizyczny. Rewelacyjne w Don’t Starve jest to, że do wszystkiego musimy dojść sami, ponieważ gra niczego nam nie podpowiada i praktycznie od razu jesteśmy rzuceni na głęboką wodę. O świecie, w którym się znaleźliśmy, wiemy tyle, ile widzimy na ekranie. Jedyne statystyki to wskaźnik głodu, zdrowia, psychiki oraz coś w stylu zegara, dzięki któremu wiemy, iż niebawem czekają nas egipskie ciemności. Dlatego też, pierwszym naszym zadaniem będzie stworzenie ognia… I tutaj waśnie zaczyna się cała świetność gry, która cały czas napędza nas do działania. W innym wypadku zginiemy, przepadniemy szybciej, niż przypuszczacie. Mogłoby się wydawać, że taka produkcja nie będzie jakoś niebywale rozbudowana, jednak jest wręcz przeciwnie. Pozorny minimalizm zawiera w sobie multum zależności, a gwarantuję, że odkrycie ich wszystkich w 20 godzin gry jest po prostu niewykonalne. Początkowo będziecie umierać bardzo szybko i na rozmaite sposoby, jednak nauka na błędach i każdy kolejny drobny sukces sprawiają, że raz za razem pragniemy odpalać Don’t Starve. Zresztą gra cieszy się olbrzymim sukcesem na całym świecie i cały czas jest rozwijana, nie tylko przez twórców, ale i fanów. Aktualnie mamy do dyspozycji warsztat, dzięki któremu możemy sami usprawniać pewne elementy gry, i fani naprawdę fajnie z niego korzystają. Dzięki temu obecnie jest tysiące mniejszych lub większych udogodnień, takich jak miernik temperatury, wskaźnik pór roku czy dodatkowe przedmioty. Powstały także 2 oficjalne dodatki (Regin of Giants oraz Shipwreck) oraz tryb Don’t Starve Together, który pozwala na rozgrywkę kooperacyjną w trybie wieloosobowym.

Don't Starve Early-Access Trailer 2

 

sheltered_b3b7dfe5Sheltered  Dzieło trzyosobowego studia Unicube to gra na wielu płaszczyznach podobna do naszego rodzimego This War of Mine. To survival, osadzony jednak w świecie postapokalipsy, w którym naszym zadaniem będzie utrzymać kierowaną przez nas rodzinę przy życiu. Grę zaczynamy od stworzenia członków rodziny, w skład której wchodzą dwie dorosłe osoby, dwójka dzieci oraz zwierzak domowy. Każdej z postaci możemy nadać odmienne cechy oraz kojarzące się z grami RPG atrybuty, które będą przydatne podczas rozgrywki. Następnie jesteśmy świadkami wielkiego wybuchu, szczęśliwie dla nas, jesteśmy jednak w pobliżu schronu, który od teraz będzie naszym domem. Shetered jednak to nie tylko siedzenie w schronie. Do naszych obowiązków należy zadbanie o podstawowe potrzeby naszych bohaterów, które to kojarzą się z grą The Sims, jednak tutaj nie jest to zabawa w życie, tylko prawdziwy, ciężki survival, w którym najważniejszym elementem (poza przetrwaniem) jest dbanie o psychikę członków naszej rodziny. Problem w tym, że surowce szybko się kończą, schron wymaga ciągłych napraw i modernizacji, a wyprawy na powierzchnie są niebezpieczne nie tylko z racji spowijających świat opadów radioaktywnych. Niejednokrotnie staniemy przed ciężkim dylematem moralnym, a zdrowie bohaterów zacznie się momentalnie sypać. Gra generowana jest losowo, dlatego też każda kolejna rozgrywka będzie w jakiś sposób inna, nawet jeśli mamy dość sprecyzowanych bohaterów i często korzystamy ze zbliżonego zestawu ich cech. Graficznie nie ma zachwytów, aczkolwiek mnie taki powrót do dawnych lat się podoba. Najbliższe skojarzenia nasuwają się do niedawnego hitu Kingdom oraz magicznych lat 90. w branży komputerowej. Bardzo szybko przekonujemy się, że grafika jest elementem najmniej istotnym w grze, ponieważ wybory, przed którymi stajemy (bądź sami do nich doprowadzamy swoimi błędami) oraz chęć odkrycia, jak wiele do zaoferowania ma system craftingu, zajmują naszą uwagę na tyle, że przykuwa nas do monitora na długie godziny. Sheltered od sierpnia 2015 roku jest grą z wczesnym dostępem na Steamie. Oficjalną premierę gry ustalono na 15 marca 2016, i – o dziwo – twórcom udało się zdążyć na czas. Jeszcze przez kilka dni możecie nabyć ją z rabatem. 

Sheltered Early Access Trailer

Fot.: Klei Entertainment, Team17, Hinteland Games, 11 Bit Studios, Supergiant Games, Re-Logic, Faster Than Light Game, Amanita Design, Playdead, Unicube

gry niezależne

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Bębenek

Dziecko lat 80. Wychowany na komiksach Marvela, horrorach i kinie klasy B, które jest tak złe, że aż dobre. Aktualnie wiekowy student WoFiKi. Odpowiedzialny za sprawy techniczne związane z Głosem Kultury.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Mateusz Norek

Z wykształcenia polonista. Zapalony gracz. Miłośnik rzemieślniczego piwa i nierzemieślniczej sztuki. Muzyczny poligamista.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *