Głos Kultury po raz kolejny objął swoim patronatem medialnym LGBT Film Festival – tym razem już 12 edycję. Jest to największa w Polsce impreza filmowa prezentująca filmy – tak fabularne, jak i dokumentalne i krótkometrażowe – podejmujące problematykę osób należących do mniejszości seksualnych, która odbywa się znowuż w szczególnych okolicznościach. Mimo że to truizm przywoływany w kontekście każdego wydarzenia kulturalnego, to warto po raz kolejny dodać, że pandemia koronawirusa Sars Cov 2 zmieniła wszystko, ale chyba najbardziej wpłynęła właśnie na szeroko pojętą kulturę/rozrywkę i zmodyfikowała formy konsumpcji sztuki filmowej. Oczywiście festiwal zyskał także inny kontekst, co już wynika z naszej lokalnej polskiej specyfiki społeczno-politycznej, odnoszący się do wciąż aktualnej i niestety mało merytorycznej, a emocjonalnej dyskusji, jaka toczy się wokół praw tej społeczności, a gorącej w szczególności na niwie politycznej z tzw. strefami wolnymi od LGBT. Festiwal jednak to przede wszystkim sztuka filmowa wolna od doraźnej bieżączki. Tegoroczna edycja festiwalu odbywa się w Warszawie, ale repliki odbędą się także w innych miastach w Polsce. Po zakończeniu części stacjonarnej imprezy także na internetowej platformie Outfilm.pl.
Analizując festiwalowy program, warto zwrócić uwagę na tegoroczną polską premierę, jaką jest odważny jak na polskie warunki obraz Ostatni komers, który dość szybko zniknął z ekranów. Dawid Nickel zrobił – nie tylko zresztą na polskie warunki – film odważny, wzorców zaś można tutaj poszukiwać tak w kinie Harmony Korine’a (vide Spring breakers), Larry’ego Clarka (choć nie jest to diagnoza tak defetystyczna, jak w pamiętnych Dzieciakach), Sofii Exarchou (niedoceniony Park będący polsko-grecką koprodukcją), jak i w odniesieniu do warstwy wizualnej, w tym w szczególności ze względu na kalejdoskop jaskrawych kolorów, do twórczości Xaviera Dolana. Można zatem śmiało – nie będzie przy tej analogii żadnej przesady – nazywać reżysera polskim Dolanem, przy czym nie tylko wątki LGBT obecne tak u jednego, jak i drugiego, o tym przesądzają.
Pewnym novum w tegorocznej edycji są klasyczne obrazy, tak polskie, jak i niemieckie, przy czym pewne zaskoczenie może wywoływać obecność polskich filmów z lat 80. i 90., gdzie wątek LGBT jest naczelnym tematem. Do tej pory bowiem obecność geja w polskim kinie była nie tylko incydentalna czy marginalna, ale też zwyczajnie prześmiewcza i stereotypowa, by wspomnieć w tym miejscu takie filmy, jak Zaklęte rewiry, Motylem jestem, czyli romans 40-latka czy też Wodzirej – absolutnie niekojarzone z twórczością poświęconą mniejszościom seksualnym. Seanse Pożegnania jesieni, Nadzoru i Zygfryda (obrazu w tym zestawieniu zdecydowanie najmniej znanego i niedocenionego w tej miniretrospektywie) na pewno rzucą nowe światło na historię polskiego kina.
Kontrapunktem będą natomiast trzy niemieckie filmy z początku lat 80., w tym Ticket of no return kultowej i niszowej Ulrike Ottinger (której ostatni dokument był pokazywany na dniach w ramach dopiero co zakończonego Millenium Docs Against Gravity), jest swoistą antologią rozmaitych kulturowych tropów i toposów. Wraz z undergroundowymi Taxi zum klo oraz Westler tworzą trylogię poświęconą niewinnemu Berlinowi na progu epidemii AIDS. Na szczególną uwagę z całą pewnością zasługuje już sam film otwarcia – odlotowy i odjechany Łabędzi śpiew. Już sam opis daje prognozę pewnej solidnej dawki kampu, jakiego doświadczymy: Legendarny aktor, Udo Kier, jako emerytowany fryzjer ucieka ze swojego domu opieki po tym, jak dowiaduje się o ostatnim życzeniu byłej klientki – cudownej Lindy Evans, która marzy, aby ten ułożył jej ostatnią fryzurę. Mężczyzna wyrusza w podróż, w której konfrontuje się z duchami swojej przeszłości. W dość podobnym tonie, aczkolwiek w kierunku bardziej przegiętego queer punku, utrzymany jest festiwalowy brazylijski The Whisper of the jaguar.
Na festiwalu poświęconym kinu z nurtu LGBT nie mogło oczywiście zabraknąć twórcy ikonicznego w tej dziedzinie, ale też tworzącego w swoim osobliwym języku sytuującym go na uboczu nie tylko światowych trendów kinematograficznych, ale nawet quuer cinema w ogóle, jeśli wziąć pod uwagę tylko ten kontekst. Bruce La Bruce, bo o nim tu mowa, pokaże na festiwalu nieznośnie i świadomie narcystyczny Saint Narcisse o bohaterze, który odczuwa pociąg do samego siebie. Ten intrygujący opis przypomina nieco Podwójnego kochanka Francois Ozona, ale można się spodziewać, że będzie bardziej śmiałym portretem gejowskich fantazji erotycznych.
Fot.: 12. LGBT Film Festival 2021
Podobne wpisy:
- 13. LGBT+ Film Festival 2022 - Relacja [część pierwsza]
- 11.LGBT Film Festival - relacja [część druga]
- 11. LGBT Film Festival 2020 - relacja [część pierwsza]
- 13. LGBT+ Film Festival 2022 – Relacja [część druga]
- 13. LGBT+ Film Festival 2022 – Relacja [część trzecia]
- 12. LGBT Film Festival - relacja [część trzecia]