12. LGBT Film Festival – relacja [część druga]

Głos Kultury po raz kolejny objął patronatem medialnym LGBT Film Festival – tym razem już 12 edycję. Jest to największa w Polsce impreza filmowa prezentująca filmy – tak fabularne, jak i dokumentalne i krótkometrażowe – podejmujące problematykę osób należących do mniejszości seksualnych, która odbywa się znowuż w szczególnych okolicznościach. Mimo że to truizm przywoływany w kontekście każdego wydarzenia kulturalnego, to warto po raz kolejny dodać, że pandemia koronawirusa Sars Cov 2 zmieniła wszystko, ale chyba najbardziej wpłynęła właśnie na szeroko pojętą kulturę/rozrywkę i zmodyfikowała formy konsumpcji sztuki filmowej. Oczywiście festiwal zyskał także inny kontekst, co już wynika z naszej lokalnej polskiej specyfiki społeczno-politycznej, odnoszący się do wciąż aktualnej i niestety mało merytorycznej, a emocjonalnej dyskusji, jaka toczy się wokół praw tej społeczności, a gorącej w szczególności na niwie politycznej z tzw. strefami wolnymi od LGBT. Festiwal jednak to przede wszystkim sztuka filmowa wolna od bieżączki. Tegoroczna edycja festiwalu odbywa się w Warszawie, ale repliki odbędą się także w innych miastach w Polsce. Po zakończeniu części stacjonarnej imprezy – która co prawda zakończyła się w swej stołecznej odsłonie, to jednak trwa w innych miastach Polski – filmy te są już dostępne online do 18 października.

Jump, darling

Reż.: Phil Connell | Kanada

W materiałach promocyjnych dotyczących festiwalu przedstawia się ten tytuł jako jeden z ostatnich obrazów z udziałem Cloris Leachman – laureatki Oscara za drugoplanową rolę w filmie Ostatni seans filmowy. Ta legendarna, aczkolwiek nieco już faktycznie zapomniana aktorka, mimo swojego sędziwego wieku jest rzeczywiście najjaśniejszym punktem filmu, który niestety oferuje estetykę rodem z Hallmarku. Napełniony treściami LGBT (choć w gruncie rzeczy kwestia orientacji seksualnej bohatera jako oczywista, też jest drugorzędna) cukierkowy dramat razi uproszczeniami w rysunku psychologicznym postaci w zakresie motywacji co do podejmowanych decyzji i ogólnie jest dość naiwny, sprzedając truizmy, które można usłyszeć na szkoleniach coachingowych. Niezależnie jednak od tego, paradoksalnie jest to ciekawy insajderski portret zjawiska drag queen. Jeśli wziąć pod uwagę przede wszystkim ten aspekt, to mogę przyjąć, że bawiłem się na seansie świetnie.

Świat, który nadejdzie

Reż. Mona Fastvold | USA

Największe spełnienie festiwalu, ale też bodaj najbardziej mainstreamowy film imprezy, jeśli w ogóle ten termin jest tutaj adekwatny, bo mówimy o niszowym kinie artystycznym, które o poszukiwaniu tożsamości opowiada jakby mimochodem. Oczywiście może wywoływać pewne skojarzenia z niedawnym Portretem kobiety w ogniu, a to nie tylko ze względu na tematykę, jaką jest zakazana miłość lesbijska, ile przede wszystkim z uwagi na ramy dramatu kostiumowego, mimo jednak znacznej odległości czasowej w portretowanej na ekranie epoce. Nie jest to jednak przy tym wszystkim jakiś okrutny spektakl konserwatywno-bigoteryjnej opresji, jakiej miałyby doznać bohaterki. Najbardziej interesująca jest w tym wszystkim wyjątkowo intymna perspektywa, cały dramat zaś koncentruje się wokół czterech osób, a zatem głównych protagonistek i ich mężów, którzy zresztą różnie reagują na romans pań. Tym, co stanowi o wartości dzieła, jest przede wszystkim znakomite aktorstwo całego kwartetu. W filmie grają znani, ale nieopatrzeni aktorzy, tacy jak Casey Affleck, Vanessa Kirby i najmniej znana z tego grona Katherine Waterson. Postać grana przez tą ostatnią jest kluczowa z punktu widzenia narracji, albowiem historię oglądamy tak, jakbyśmy patrzyli jej oczami. To właśnie ona przechodzi tutaj najgłębszą przemianę. Na uwagę zasługują także przepiękne zdjęcia przewrotnie ubierające surową, nieprzystępną naturę w sekwencję pięknych landszaftów.

Ticket of no return

Reż. Ulrike Ottinger | RFN

W tym roku, co jest pewnym festiwalowym novum, integralnym elementem stały się pokazy filmowych klasyków, tak pochodzących z RFN, jak i z Polski. Obecność obrazu Ulrike Ottinger w agendzie w kontekście tematyki definiującej tę imprezę jest dosyć umowna, bo też nie tyle o portret jakiegokolwiek środowiska LGBT tutaj chodzi, ile raczej o definiowanie feminizmu w dość pokrętnej interpretacji reżyserki. Otóż ów feminizm przejawia się w tożsamym jak u mężczyzn notorycznym upijaniu się, wdawaniu w kłótnie i imprezowaniu często w szemranych mordowniach. To kino, które można byłoby definiować przy użyciu dzisiejszych standardów, galeryjne, przeznaczone raczej na wystawy niż do prezentacji w kinie. Sam obraz świata przedstawionego wraz z fantastycznymi kostiumami i futurystyczną scenografią wykorzystującą modernistyczną architekturę Berlina jest kuszący, a jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to dość męczący ekranowy eksperyment, w dodatku stanowiący jakąś przypadkową zbieraninę surowego materiału przed rzetelnym montażem.

Fot.: LGBT Film Festival

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *