afrykamera

17 Festiwal Afrykamera – relacja [część trzecia]

Twórcy najważniejszego w tej części Europy przeglądu nowych filmów pochodzących z kontynentu afrykańskiego (ze swojej strony mogę tylko wspomnieć, że zawsze liczę na dzieła twórców z Egiptu czy też w ogóle z krajów arabskich ulokowanych w północnej części kontynentu afrykańskiego) na szczęście w tym roku po raz pierwszy od kilku lat mogą zorganizować tę imprezę, abstrahując od reżimu sanitarnego oraz wszelkich administracyjnych reglamentacji w zakresie choćby liczby zajmowanych miejsc w kinach. Pamiętam dość traumatyczne doświadczenie nowych regulacji covidowych, które pojawiły się wówczas w trakcie trwania imprezy. W tym roku mniej istotny jest też kontekst polityczny, a uprzednio wynikający z powidoków na tle wydarzeń związanych ze śmiercią George’a Floyda. Jeśli już takowy unaocznia się, to raczej poprzez szerzej prezentowane w programie zjawisko afrofuturyzmu na styku sztuki i idei. Organizatorzy, tak w wersji stacjonarnej, jak i wirtualnej (albowiem taka ponownie się odbywa, co jest już pewnym standardem na festiwalach filmowych) zadbali o intensywny i obfity program, zresztą poza programem stricte filmowym oferując całą gamę wystaw, warsztatów, koncertów muzycznych i debat. Afrykamera wciąż posługuje się nieco nawet ironicznym hasłem Black Films Matter i choć nie jest to już tak ściśle odnoszone do wspomnianych wyżej wydarzeń z 2020 r., to duch tychże unosi się nad imprezą, mimo to, co swoją drogą jest jednak symptomatyczne, tym razem nie ma w programie żadnych produkcji afroamerykańskich dość silnie reprezentowanych w trakcie poprzednich edycji. Nowa jest data, a zatem przełom września i października. Pod tym względem impreza peregrynowała, albowiem jakiś czas temu odbywała się na wiosnę, by w ostatnich latach zagościć w grudniu przed samymi świętami, co, zdaje się, nie było do końca fortunnym terminem. Tym samym można wręcz przyjąć, że Afrykamera inicjuje jesienny cykl festiwali filmowych w Warszawie, w tym także tych, które przyjmują klucz geograficzny. Redakcja Głosu Kultury objęła, tradycyjnie już zresztą, patronatem medialnym tę wyjątkową imprezę.

Cesária Évora – Portugalia/Republika Zielonego Przylądka – reż.: Ana Sofia Fonseca

Spośród licznych, wręcz nadreprezentowanych podczas tegorocznej edycji festiwalu dokumentów muzycznych (których nie jestem jakimś szczególnym admiratorem, albowiem uważam, że muzyka jest medium autonomicznym i w tym zakresie nieprzekładalnym na język kina, które będzie poprzez ów fakt zawsze tylko opisowym dodatkiem i komentarzem) znalazł się ten poświęcony wybitnej pieśniarce z egzotycznych Wysp Zielonego Przylądka (znanej także w Polsce ze współpracy z Kayah i Dorotą Miśkiewicz – rozpiętość gatunkowa tych artystek wskazuje na rozległość ścieżek interpretacyjnych muzyki Evory). Formalnie przypomina on twórczość Asifa Kapadii, tj. autora trylogii poświęconej trzem postaciom z szeroko pojętej kultury masowej. Jego formuła polega na rezygnacji z komentarza spoza kadru i wykorzystaniu prywatnych/rodzinnych materiałów odnoszących się do opisywanego protagonisty. W ten sposób można uzyskać intymny portret bohatera, wolny od sugerujących komentarzy, a jednocześnie opis intymny, niewolny od często krytycznego spojrzenia na pewne aspekty biograficzne. Tak też dzieje się w tym konkretnym przypadku, albowiem reżyserka nie unika problemu alkoholowego Evory, a także kwestii opresyjności jej najbliższego otoczenia, które żerowało na niej finansowo. Także obraz Republiki Zielonego Przylądka daleki jest od wizerunku rodem z kolorowych folderów turystycznych.

Chłopiec z niebios – Egipt/Szwecja/Francja/Finlandia/Dania – reż.: Tarik Saleh

Chłopiec z niebios w reżyserii twórcy stosunkowo już dość dobrze znanego (jego dorobek jest zróżnicowany, albowiem obejmuje tak dystopijną animację zatytułowaną Metropia, jak i kryminał Morderstwo w hotelu Hilton) był najbardziej oczekiwanym przeze mnie tytułem Afrykamery. To obraz nominalnie szwedzki (z uwagi na miejsce zamieszkania pochodzącego z Egiptu twórcy) opromieniony sławą po tegorocznym festiwalu w Cannes, gdzie otrzymał nagrodę za scenariusz. Nie wiem, na ile jest to kwestia scenariuszowego rysunku postaci głównego bohatera, na ile zaś gra aktorska odtwórcy tejże roli, niemniej jednak ta niewiarygodna przemiana zahukanego, pochodzącego ze wsi młodego studenta szacownej kairskiej medresy Al Azhar w cynicznego gracza rozgrywającego uczelniane układy, kładzie się cieniem na całościowy odbiór filmu i jednak budzi pewne wątpliwości odnośnie do kryteriów, jakimi kierowało się szacowne canneńskie jury. Nadto obcowanie z tym dziełem wymaga jednak pewnej wiedzy odnośnie do lokalnych polityczno-religijnych kontekstów. Al Azhar to najbardziej szacowna muzułmańska uczelnia na świecie i kontrola nad nią jest istotna z punktu widzenia świeckiego reżimu Abd al-Fattah Sa’id Husajn Chalil as-Sisiego. To przyzwoita produkcja będąca mariażem thrillera politycznego i dramatu społecznego, aczkolwiek niepozbawiona wskazanych wyżej wad. Hermetyczna fabularnie, ale korzystająca też z zagranicznych gatunkowych wzorców. 

Nayola – Portugalia/Angola – reż.: José Miguel Ribeiro

Nagrodzona ostatecznie przez jury w kategorii Najlepsza fabuła podczas Afrykamery pełnometrażowa animacja z uwagi na owe uwarunkowania gatunkowe jest w tym znaczeniu produkcją przełomową. Biorąc pod uwagę pokazywany także podczas tej edycji film Opal, można przyjąć, że twórcy, posługując się rysunkową kreską, potrafią znaleźć wizyjny ekwiwalent dla bogatego afrykańskiego folkloru, operując zresztą prostą, nieco kanciastą kreską. W tym konkretnym przypadku angolańskiej produkcji nie sposób nie porównywać do paradokumentalnego, także animowanego, obrazu Jeszcze dzień życia będącego ekranizacją reportażu Ryszarda Kapuścińskiego, a poświęconą także konfliktowi w Angoli. Niemniej jednak Ribeiro, przedstawiając tę wojnę przez pryzmat życia trzech pokoleń kobiet, używa do opisu bardziej fantazyjnego i kreacyjnego języka, a tym samym formuła baśni czyni z tego filmu bardziej atrakcyjną opowieść, która jednak ze względu na poziom umownej, aczkolwiek dosadnej przemocy, powoduje, że jest to seans dla młodych widzów.

For.: AfryKamera

afrykamera

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *