Woodward

Przeciągnięty przeciętniak – Jacek Roczniak – „Woodward” [recenzja]

Pierwszy raz od dawna nie wiem, od czego zacząć. Naprawdę wiele myśli kołacze mi się w głowie, ale ciężko z tego, co przeczytałem (a raczej – co przesłuchałem za sprawą audiobooka) poddać jednoznacznej ocenie lub upchnąć to do konkretnej szufladki. Najzwyczajniej w świecie – nie da się. Woodward to powieść dziwna i to słowo przebija się najczęściej, gdy analizuję niemal trzydziestogodzinną przygodę ze światem wykreowanym przez Jacka Roczniaka. Nie jest to dzieło ani złe, ani dobre. Zdecydowanie przeważa tu przeciętność, jednak są momenty, gdy czujemy się tak, jakbyśmy mieli do czynienia z literacką perełką. Niestety, po chwilowym uniesieniu przychodzi moment, gdy zastanawiamy się, co za grafoman sklecił dany rozdział. Posiadam Woodwarda  również w wersji papierowej i książka ta potrafi zrobić odpowiednie wrażenie. Opasłe tomiszcze (ponad 700 stron!) zwieńczone jest kilkunastoma stronami pełnymi zdjęć, szkiców, wycinków z gazet, mających nas przekonać, że oto mamy do czynienia z historią prawdziwą. Jednak z tego, co wyszukałem w internecie – jest to fikcja, zbudowana na biografii (choć o jej autentyczności wcale nie jestem przekonany) jednego chłopca. Jedno trzeba autorowi oddać: zadbał o to, jego dzieło było rozbudowane i niejednoznaczne.

Główny bohater – Max Woodward jest młodym chłopakiem mieszkającym w Anglii, który jak wielu z nas w wieku dojrzewania jest cholernie zagubiony i w zasadzie nie jest pewny, czego chce od siebie czy swojego otoczenia. W życiu nie pomagają mu nauczyciele oraz rodzice, z którymi popada w coraz głębszy konflikt. Zresztą początkowe rozdziały i ukazanie relacji Maxa z toksycznym ojcem to najlepsze fragmenty powieści, nie tylko dlatego, że jako jedne z nielicznych były osadzone w realnym świecie. Jacek Roczniak bardzo skrupulatnie oddał realia z życia w dysfunkcyjnej rodzinie, w której jeden z rodziców terroryzuje najbliższych, w dodatku zmagając się z własnymi problemami (alkoholizm). Początkowo relacja na linii ojciec-syn zdaje się być niegroźna, tylko momentami jest niepokojąco, ale przecież nie raz słyszeliśmy, bądź na własnej skórze doświadczyliśmy surowości ze strony ojców, przeważnie dlatego, że sobie na to zasłużyliśmy. Jednak niezrozumiały w pewnym momencie konflikt narasta, by finalnie przerodzić się w patologię, która sprowadza chłopaka na drogę bez wyjścia. Mówi się, że przywilejem młodych jest popełniać błędy i Max Woodward jest tego idealnym przykładem. Problem w tym, że jego ojciec oczekiwał dziecka idealnie zdyscyplinowanego, przynoszącego same piątki, potrafiącego się zachowywać zgodnie z zasadami savoir vivre, które w dodatku będzie hołdować tylko temu, co on uzna za stosowne, a jego jedyną rozrywką będzie posłuszeństwo. Max jednak kocha gołębie, starego, dobrego rocka i ciężkie riffy i właśnie w tym kierunku chciałby się rozwijać, co oczywiście jest nie w smak niezrównoważonemu ojcu alkoholikowi. W ten sposób powstaje patologia, która doprowadza do próby samobójczej, w efekcie której Max ląduje w szpitalnym łóżku w stanie śpiączki. I tutaj zaczyna się część właściwa książki, znana nam z opisu. Problem w tym, że ta część jest najbardziej nużąca i szyta niewiarygodnie grubymi nićmi.

Niejaki Bober Banary, będący głównym czarnym charakterem powieści, to bogaty starzec, który jest właścicielem willi, w której mieszkał Max wraz z rodziną. Okazuje się jednak, że nie tylko on wynajmował część willi Banary’ego – mieszkały tam (w różnych odstępach czasowych) również inne dzieci, które zapadły w śpiączkę i które zostały uwięzione przez Bobera w miejscu zwanym Państwo Lalek. To nic, że nastolatkowie przebywali w różnych szpitalach – starzec miał zdjęcia, szkice oraz odlewy twarzy tych dzieciaków (był to jeden z wymogów, jakie Banary stawiał rodzicom, by mogli wynajmować jego dom), w dodatku był w posiadaniu tajemniczej księgi Holdorium, którą… otrzymał od stwora będącego czymś pomiędzy człowiekiem a krukiem. Aby uniknąć wykrycia przez policję, mężczyzna często modyfikuje swój wygląd, w dodatku jest piekielnie wysportowany i zręczny jak na starca, który w prologu ledwo przebierał nogami i potrzebował ponad 12 godzin snu. Państwo Lalek sterowane przez Banary’ego to miejsce niemal idealne dla młodych ludzi, z którego jednak nie sposób się wydostać. Rzecz jasna bohaterowie – w tym Max – będą próbować…

Woodward to powieść, której nie sposób przypisać do konkretnego gatunku. To miks kryminału, horroru, fantastyki, baśni z dramatem obyczajowym i wszystkie te elementy przeplatają się na przestrzeni tych ponad dwudziestu ośmiu godzin nagrania. Autor wyszedł chyba z założenia, że dzięki takiej kreacji każdy znajdzie coś dla siebie, ale mi przeszkadza ten brak konsekwencji i przeskoki między najbardziej męczącą baśnią, umiarkowanie udanymi fantastyką i horrorem, a świetnym dramatem obyczajowym. Przeszkadza także objętość powieści – tak naprawdę nie byłoby żadnej straty, gdyby całość została skrócona o te dziesięć godzin (co w przełożeniu na ilość stron zapewne wyniosłoby okrojenie całości o około 300 kartek papieru). Jacek Roczniak bardzo dobrze oddał podejście młodego człowieka do życia, jego problemy, miłostki, pasje i załamania. Podobało mi się również udane oddanie języka, którym posługują się młodzi ludzie. To zdecydowany atut Woodwarda. Niestety w tym wszystkim zbyt wiele miejsca zajmują niepotrzebne i rozciągnięte do granic wytrzymałości opisy, które w zasadzie nic nie wnoszą do powieści, jak choćby próby oraz gra w zespole czy romantyczne majaki głównego bohatera, które przyprawiają o ból głowy i zgrzytanie zębami. W ogóle zauważyłem, że Jacek Roczniak ma tendencję do uciekania myślami w dziwne rejony, nierzadko miast na fabule, skupiając się na totalnych pierdołach, które źle wpływają na opowieść, często osadzając ją na mieliźnie.

Audiobooka czyta Hubert Radzikowski i robi to w sposób niezwykle udany. Chętnie posłuchałbym innych książek w jego interpretacji. Nie bawi się w przesadne modulowanie głosu, aby wcielić się w poszczególnych bohaterów i w tym wypadku mam wrażenie, że był to dobry wybór, tym bardziej że Woodward nie jest typowym audiobookiem. Poza lektorem twórcy zastosowali również liczne przerywniki muzyczne/dźwiękowe oraz efekty specjalne, takie jak odgłosy burzy, padający deszcz czy tykanie wskazówek zegara. Problem w tym, że realizacja nie stoi na takim poziomie, do którego mogli nas przyzwyczaić twórcy Wiedźmińskich słuchowisk czy ostatnie Lśnienie Audioteki. Wiele dźwięków wyprzedza zdarzenia opowiadane przez Radzikowskiego, a niektóre zbyt wyraźnie brzmią jak niezbyt udana imitacja prawdziwych odgłosów, jak na przykład grzmot, który w tym wypadku często brzmiał jak falująca blacha. Dodatkowo niezwykle irytujące były momenty, gdy kilkunastosekundowe fragmenty piosenek były wplatane w dialogi bądź opisy autora. Przykładowo: pewna myśl na temat znanej kapeli rockowej została przerwana w połowie gitarowym rzępoleniem w zasadzie nie wiadomo po co, by po kilkunastu sekundach irytującego grania narrator wrócił do przerwanego wywodu. Nie wyszło to zbyt dobrze i przedłużyło to sztucznie długość i tak już niekrótkiego audiobooka.

Woodward to – tak jak wspominałem we wstępie – dzieło dziwne, momentami niezbyt interesujące i będące zdecydowanie „przeciągnięte”. Gdyby autor porzucił pokusę rozbudowywania opisów w Państwie Lalek bądź zbytecznego przybliżania nam cudowności gitarowych riffów – byłoby znacznie lepiej. Wiele rzeczy jest tu strasznie naciąganych, horror wywołuje mniejsze emocje niż jesienne grzybobranie, a przemiany głównego bohatera wypadają nierealnie i zdają się być wymuszone, by pociągnąć dalej fabułę. Na szczęście są też jasne strony, do których z pewnością należy fenomenalna część dramatyczna. Autentycznie współczułem temu dzieciakowi relacji z rodzicami i życzyłem mu, żeby udało mu się uwolnić z tego piekła. To mimo wszystko ciekawa powieść drogi, w której niekoniecznie chodzi o dotarcie do konkretnego celu. Reasumując, jest to przeciętniak dla wytrwałych, który można tak docenić, jak znienawidzić.

audioteka claim PL reserved black

Fot.: Audioteka.pl

Woodward

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *