zanim spali nas świt

Na skraju zwątpienia – Remender, Tocchini, McCaig – “Głębia – 2 – Zanim spali nas świt” [recenzja]

Pierwszy tom Głębii był dobry, choć stanowił dopiero początek historii, którą twórcy zaplanowali dla swoich czytelników. Trzymał w napięciu i zaciekawiał, ale… No właśnie – okazuje się, że może być jeszcze lepiej – i to o wiele. Sięgając po kontynuację, czyli zeszyty 7-10, zebrane w tomie Zanim spali nas świt, spodziewałam się po prostu czegoś równie dobrego, czegoś, do czego twórcy przygotowali mnie w pierwszej, otwierającej cykl części. Tymczasem zdumienie nastąpiło już niemal na samym początku. Zanim spali nas świt to opowieść o wiele bardziej brutalna, bogatasza w charakterologię postaci, a także o wiele mocniej angażująca czytelnika, sprawiająca, że drżymy o każdy ich los, zastanawiając się jednocześnie, czy aby na pewno każdy z nich wart jest tego, by mu kibicować. Twórcy zabierają nas coraz głębiej, a podróż ta robi się zarówno mroczniejsza, jak i – paradoksalnie – mająca więcej do powiedzenia o nadziei – tak istotnej dla tej opowieści.

Stel Caine straciła ukochanego męża, a także najstarsze dziecko – syna Marika, z którym w końcu, po wielu latach, udało jej się ponowie nawiązać więź. Odzyskała również porwaną przed dziesięciu laty córkę Tajo, ale wciąż nic nie wie o losach trzeciej latorośli – Delli. W dodatku Tajo, w ostatnich sekwencjach pierwszego tomu, zrobiła coś, z czym jej matka być może nie będzie umiała się pogodzić. I choć czytelnik po lekturze Ułudy nadziei (recenzję znajdziecie TUTAJpozostał z wieloma pytaniami cisnącymi się na usta, z historią, w której najważniejsza bohaterka stoi na krawędzi… to wcale nie ją spotykamy na pierwszych planszach komiksu. Twórcy wprowadzają nas w świat pewnej malarki o jaskrawoniebieskich włosach, będącej w związku z kobietą pracującą dla rządu, który tępi takich jak ona – artystów, swoimi pracami mającymi czelność wyrażać jakąkolwiek nadzieję, wtłaczać ją w serca ludzi i tym samym podjudzać do wykazywania chęci działania i polepszania świata. A w nowym świecie każdy przejaw wiary i nadziei jest tłamszony; każdy przebłysk w oczach – gaszony. I tu pojawia się pierwszy przełom, który bardzo wiele wnosi do tego komiksu. W pierwszym tomie Stel Caine była – można powiedzieć – orędowniczką nadziei. Starała się wiarą w lepsze jutro zarazić całą swoją rodzinę, co często jej się udawało, choć najczęściej wyłącznie w przypadku niedorosłych jeszcze dzieci, które ślepo wierzą w słowa rodziców, bo nie dostrzegają jeszcze znaków mówiących o tym, że ci nie zawsze będą mieli rację. Czasami jej nieskażona niczym nadzieja potrafiła wręcz razić widza, była bowiem tak idealnie czysta, tak silna i niezachwiana. Tym razem nadzieja nie jest domeną jednej bohaterki (która swoją drogą zaczyna ją stopiowo tracić), lecz staje się wyrazem buntu, symbolem rebelii. Nadzieja zaczyna być tłamszona przez “stróżów prawa”, tak jakby była jawnym sprzeciwem wobec państwa; nadzieja została w świecie twórców Głębii ocenzurowana. Ten świetny zabieg stawia komiks w zupełnie innym miejscu, niż stał on do tej pory – z nadziei czyni broń, a ponieważ rządzący panicznie wytrącają ją z rąk ludzi – rodzi się myśl, że musi to być broń niesamowicie skuteczna, w dodatku taka, którą większość z nas potrafi się posługiwać.

Wspomniałam jednak, że Stel Caine zaczyna powoli tracić nadzieję… to nie do końca prawda, bo przedstawia niepełny obraz bohaterki, ale faktem jest, że jej wizja jako tej, która wszystkich podtrzymuje na duchu, która wierzy, że jeszcze może być lepiej i która zawsze widzi światełko w tunelu, zaczyna się rozmazywać i nieco blednąć. Nie następuje jednak nieuzasadniony i nagły zwrot w osobowości tej postaci, który sprawia, że staje się ona mniej dla czytelnika wiarygodna – wręcz przeciwnie. Stel zaczyna się wahać, zaczyna mieć wątpliwości, a to z kolei czyni ją o wiele bardziej ludzką niż w tomie pierwszym, jesteśmy w stanie się z nią utożsamić, bo upadek i zwątpienie są niemal wpisane w naturę człowieka i bez nich stajemy się podejrzanie nieludzcy. Dlatego Caine nabiera w oczach czytelnika cech pozytywnych, właśnie dzięki chwilom słabości. Tym razem zamiast słuchać jej wywodów o sile nadziei i o tym, że jest jeszcze szansa na lepszy świat, to my mamy ochotę ją pocieszyć i powiedzieć kilka wyświechtanych formułek, by podnieść ją na duchu. Takie postawienie wszystkiego na głowie przez twórców było bardzo dobrym pomysłem i uczyniło z Głębii opowieść o wiele bardziej wielowymiarową, działająca na emocje i taką, podczas lektury której mocno angażujemy się w losy opisywanego świata i jego bohaterów.

Zanim spali nas świt przynosi czytelnikom również retrospekcję, która pozwala nam zobaczyć pierwsze chwile Tajo i Delli po tym, jak zostały wyrwane z rąk rodziców i uprowadzone przed dziesięciu laty. Czytelnik dowiaduje się w końcu, jak doszło do tego, że zostały rozdzielone. I o ile w Ułudzie nadziei mogliśmy obserwować, na jaką młodą kobietę wyrosła Tajo, a także przeżywać jej ponowne spotkanie z matką, o tyle w drugim tomie zostaje nam przedstawiona dorosła Della, choć… chyba nie do końca taka, jakiej się spodziewaliśmy. Jej postać pozostaje dla czytelnika zagadką przez całą lekturę, a przynajmniej pozostała nią dla mnie. Druga córka Stel Caine to postać, której nie potrafiłam rozgryźć, ale mam nadzieję, że trzeci tom przyniesie ze sobą więcej odpowiedzi na temat tego, jaką osobą jest Della, i co kierowało niektórymi jej życiowymi wyborami. Póki co bowiem, jej życie zdaje się być ogromną katastrofą, a ona sama ucierpiała chyba najbardziej z całej rodziny.

Głębia nie zmieniła się pod tym względem, że dzieje się w niej nadal niesłychanie dużo, akcja jest wartka i przemyślana, a czytelnik wciąż nie wie, do czego ostatecznie prowadzi. Szczęśliwe zakończenie i odnalezienie możliwości życia gdzie indziej wydaje się zbyt piękne i zbyt lukrowane, by miało zwieńczyć tę historię. Chociaż… już teraz, gdyby do tego doszło, niesprawiedliwością byłoby określanie jako happy end finału, ponieważ ta opowieść ma już swoje ofiary. Na szczęście nie stała się nią strona wizualna komiksu, która stoi na tak wysokim poziomie jak pierwszy tom. Tym razem na okładce Głębii pojawiło się jeszcze jedno nazwisko – za kolory do zeszytów 8, 9 i 10 odpowiada bowiem Dave McCaig, a  odpowiedzialny za rysunki Tocchini swoją wizję kolorystyczną wcielił w życie jedynie w pierwszym dla tomu,  a 7 dla cyklu zeszycie. Skłamałabym, mówiąc, że różnica jest kolosalna i zauważalna na pierwszy rzut oka; możliwe, że bez wiedzy, jaką zapewniła mi 3 strona komiksu, nie zwróciłabym na to uwagi, bo różnica w kolorach jest – ale jest ona subtelna. Uważam, że to dobrze, bo nie następuje niepotrzebny rozłam w ramach jednego świata, a artystyczna wizja pozostaje spójna i jednolita. Rysunki i kadrowanie wciąz robią wrażenie – są niezwykle dynamiczne, świetnie oddają ruch, a także takie aspekty historii, jak poczucie zagrożenia, strach i osaczenie. Cienka, zwinna i zgrabna kreska pozwala artyście na wielką swobodę, ale także na jak najdokładniejsze odwzorowanie ruchu mięśni, dzięki czemu postaci nie są przesadzone w żadną ze stron.

Zanim spali nas świt to świetna kontynuacja cyklu, który zaciekawił już w pierwszym tomie, ale dopiero drugi pokazuje jego prawdziwe, o wiele bardziej emocjonalne oblicze i głębsze dna, a także skomplikowane osobowości bohaterów. Głębia przedstawia nam nie tyle świat w obliczu apokalipsy i zbliżającego się nieuchronnego końca, co zachowania ludzi, którzy tak różnie potrafią reagować w obliczu katastrofy – jedni zatopią się w beznadziei, inni w głupawym hedonizmie, jeszcze inni będą walczyli o przyszłość, nawet jeśli będą wyśmiewani przez innych. Co może przynieść czytelnikom trzeci tom? Jeśli będzie jeszcze lepszy od drugiego, to już nie mogę się doczekać.

Fot.: Non Stop Comics

zanim spali nas świt

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *