Drobne występki w czasach obfitości

Wielogłosem o…: „Drobne występki w czasach obfitości”

Każdy z nas ma coś na sumieniu. Wszyscy popełniamy błędy i, świadomie bądź nie, podejmujemy decyzje, które niekoniecznie idą w zgodzie z akceptowalną przez społeczeństwo zasadą, którą w skrócie i uproszczeniu nazywamy moralnością. Teraz, w czasach obfitości, aż dziw, że ciągle czegoś nam brakujemy, do czegoś dążymy, coś nas uwiera, coś nie pasuje; czujemy głód, niezaspokojenie, brak satysfakcji. Drobne występki mogą czasami ten głód zaspokoić, ale to zaspokojenie pokroju tego, kiedy zapchamy się paczką chipsów – wypchamy na chwilę swój żołądek, ale to tylko złudzenie, bo zjedliśmy coś, co nie ma żadnych wartości odżywczych. O drobnych występkach, winie, wyrzutach sumienia i moralnych dylematach pisze w swej nanowszej książce Matthew Kneale. Wydane przez Wiatr od Morza Drobne występki w czasach obfitości Głos Kultury objął patronatem medialnym, a o zbiorze opowiadań porozmawiali sobie – nie zawsze się ze sobą zgadzając – starzy, niczym w opowiadaniu Czas, przyjaciele – Sylwia, Mateusz i Patryk.

WRAŻENIA OGÓLNE

Sylwia Sekret: Matthew Kneale już przy okazji Anglików na pokładzie pokazał, że potrafi nie tylko stworzyć niebanalną historię, ale także językowo poprowadzić ją tak, by czytelnik czuł się dopieszczony i ważny jako odbiorca dzieła. I nie inaczej sprawa ma się w przypadku zbioru dwunastu opowiadań zatytułowanych całościowo jako Drobne występki w czasach obfitości. Opowiadania mają oczywiście to do siebie, że ich poziom różni się na przestrzeni całego zbioru – jedne bawią mniej, drugie bardziej; niektóre zapadają w pamięć, inne wyparowują z niej wraz z przewróceniem ostatniej strony. Jednak, pomimo dwóch, maksymalnie trzech słabszych (co nie znaczy: słabych!) opowiadań, historie nakreślone przez Kneale’a są nie tylko spójne pod względem tematyki, ale także jakiejś intymności bohaterów, do której autor nas wprowadza. Z pozoru wydawać się może, że to zwykłe opowiadania bez polotu, bez ciekawej fabuły – ale te pozory szybko z nas szydzą i znikają na rzecz głębokich przemyśleń, mądrej, często zaskakującej fabuły, bohaterów  z krwi i kości i tego nieuchwytnego czegoś, co sprawia, że choć dwanaście opowiadań mówi o zwykłym życiu zwykłych ludzi – czyta się je z zapartym tchem, w każdym widząc coś więcej niż tylko rozrywkę. 

Mateusz Cyra: Jestem sympatykiem wszelkich zbiorów opowiadań, dlatego jeśli tylko jakaś myśl przewodnia zbioru mnie zaintryguje, z chęcią po niego sięgam. Tak też było z Drobnymi występkami w czasach obfitości. Już sam tytuł jest ciekawy i nietuzinkowy, a do tego dochodzi niezwykle udana okładka, przez co książka jakby nakazywała (póki co) potencjalnemu czytelnikowi po nią sięgnąć. I każdy, kto to zrobi, podejmie słuszną decyzję. Matthew Kneale znany jest polskiemu odbiorcy za sprawą Anglików na pokładzie, jednak mam wrażenie (nie ujmując nic osadzonej w realiach historycznych powieści), że dopiero przy zbiorze opowiadań odkrywa on przed czytelnikiem pełnię swoich literackich umiejętności. I chociaż faktycznie Drobne występki w czasach obfitości mają chwile słabości, w dalszym ciągu jest to jednak słabość, która literacko plasuje się wyżej niż poczytne dzieła wielu autorów bestsellerów z genialnym marketingiem.

Patryk Wolski: Cieszę się, że mogłem obejrzeć nowe oblicze Kneale’a. Po Anglikach na pokładzie nie byłem do końca pewien, czego mam się spodziewać – ta książka była zbyt specyficzna, aby wyłącznie na jej podstawie wyrobić sobie zdanie o autorze. Drobne występki w czasach obfitości dają pogląd na to, jak wszechstronnym i otwartym na ludzki dramat jest autor; a przy tym ujawniają pewną lekkość i subtelność, jaką posługuje się Brytyjczyk. Zbiory opowiadań również są mi bliskie, ale też już wiele razy przekonałem się, jak łatwo taki tom spartaczyć. Jeśli mam brać pod uwagę tezę, że za dobrym opowiadaniem musi stać przede wszystkim dobry, błyskotliwy pomysł, to Matthew Kneale zdał najnowsze kolokwium.

WADY I ZALETY ZBIORU

Sylwia: Ogromny plus dla autora za zbiór tekstów, których pod żadnym pozorem nie można nazwać przypadkowymi. Siłą Drobnych występków w czasach obfitości jest to, że jest to zbiór przemyślany od początku do końca, a intencje autora na pewien, nazwijmy to motyw przewodni, są niemal od początku jasne. Choć przyznać trzeba, że Matthew Kneale nie ułatwia zadania swojemu czytelnikowi, pokładając wiarę w jego dobre chęci, empatię i otwarty umysł. Pisarz spiął dwanaście tekstów klamrą, która choć oczywista, bo tłumaczona przecież poprzez tytuł, sprawia nam trudności, kiedy przychodzi nam ją nazwać po imieniu, zinterpretować dogłębnie, przedstawić osobom trzecim, które jeszcze po opowiadania nie sięgnęły. Można jednak próbować.

Mateusz: To fakt, ogólny zamysł tego zbioru nie jest tak prosty w interpretacji, jak mogłoby się z pozoru wydawać. Ja właściwie do tej pory mam problem, bo chociaż tytuł zbioru mówi mi jedno, tak poszczególne opowiadania niekoniecznie idą z nim w parze, często wybiegając znacznie poza ramy tytułu. Daleki jestem od twierdzenia, że jest to jakakolwiek wada Drobnych występków w czasach obfitości, ale myślę, że warto odnotować, że kwestia analizy nie jest wcale jednoznaczna. Pewną dysharmonię interpretacyjną nadają również tytuły poszczególnych opowiadań.

Patryk: Ja z kolei uważam, że odpowiednim określeniem jest tu słowo-klucz: błędy. Kneale skupia się na drobnych potknięciach, które wykonują tysiące ludzi na świecie – podjęcie w kluczowym momencie złej decyzji, utwierdzenie się w mylnym przekonaniu, czy też impulsywne działanie, które okazuje się być katastrofalne w skutkach. To są rzeczy, nad którymi teoretycznie możemy panować, ale niech rzuci kamień ten, kto się nigdy nie pomylił, nie przejechał na własnej głupocie. Bohaterowie opowiadań w tym zbiorze to dla mnie ludzie, którzy swoimi błędami będą się męczyć do końca swoich dni.

Sylwia: A ja bym tego słowa nie nazwała błędem. Owszem, nosi ono wiele cech błędu, ale słowo to nie pasuje mi do użytego przez autora. Błędy nie konotują bowiem aż tak negatywnie jak „występki”, a pisarz nie umieścił ich w tytule bez powodu. Popełnienie błędu oznaczać może zrobienie czegoś źle z jednoczesną niewiedzą, że robimy źle, natomiast występki – nawet te drobne, popełniane przez ludzi co sekundę na całym świecie – są popełniane może nie z premedytacją, ale z wiedzą, jakie konsekwencje za nimi idą. Kneale porusza temat – kolejna zaleta książki – ogólnie rzecz ujmując, wszystkich chorób, które toczą społeczeństwo. Nie chodzi jednak o raka, wrzody, hemoroidy czy otyłość, ale choroby trawiące duszę (dla niewierzących w duszę – umysł). Opowiadania przedstawiają historie drobnych występków – tych popełnianych przez nas i przeciwko nam, wyrzutów sumienia, kar, win, rozterek i wątpliwości – w czasach obfitości – kiedy ludzkość osiągnęła tak wiele, kiedy profuzja wygód, luksusu i technologii wciąż zdumiewa, strasząc zachłyśnięciem. Nie bez powodu zresztą autor na swoich bohaterów wybrał ludzi niejednokrotnie zamożnych, a przynajmniej nie biednych, żyjących – wydawać by się mogło – w dostatku, którzy nie głodują i mają co na siebie włożyć, a których od środka toczy robactwo ostatecznie zwane przez autora różnie, w zależności od interpretacji czytelnika – wyrzutami sumienia, pragnieniem tego, co nieosiągalne, strachem przed odwagą, zemstą, brakiem odpowiedzialności za własne czyny…

Mateusz: Ponownie nie pozostaje mi nic innego, jak się z Tobą zgodzić. Bardzo celnie to opisałaś. Matthew Kneale uwiódł mnie właśnie tym, jak celnie obnażył wszelkie ludzkie drobne (mniej lub bardziej) występki, którymi w codziennym życiu raczymy siebie, innych, oraz którymi sami zostajemy obarczeni. Niby to normalne, by pisarz celnie opisywał ludzkie zachowania, ale w dzisiejszej literaturze nie jest to wcale tak stuprocentowo pewne. Choćby za to należą się autorowi poklask oraz kiwanie głową z aprobatą.

Patryk: A jednak, bohaterami opowiadań Kneale’a są również ludzie, którzy nie żyją w luksusie i nie pławią się w tytułowych obfitościach. Liście, Tabletki oraz Biel pokazują, że życie stawia przed ludźmi dylematy moralne niezależnie od tego, jaki status społeczny posiadają, nie mówiąc już o grubości portfela (jeśli takowy posiadają). Autorowi udało się uchwycić uniwersalizm również poprzez to, że akcja opowiadań dzieje się w różnych zakątkach świata – podróżujemy po Starym Kontynencie, obu Amerykach, Azji i Afryce; wszędzie można napotkać niegodziwość i niemiłe niespodzianki.

Sylwia: Co do Liści i Bieli zgodzę się, że ich status moralny daleki jest od luksusu i obfitości, dlatego też napisałam „niejednokrotnie”, a nie „zawsze”. Co do Tabletek będę się kłócić, ponieważ to nie chora córka i matka wyłudzające od ludzi tabletki są głównymi bohaterkami, mimo że to o nich traktuje większość opowiadania. W moim przekonaniu postaciami pierwszoplanowymi byli ci, którzy pojawili się na samym końcu, to bowiem ich na koniec gryźć miało sumienie. Poza tym, pisząc o obfitości dzisiejszego świata, miałam na myśli właśnie ów świat – wszystko ruszyło do przodu, sklepowe półki się uginają, a jednak niektóre występki powodowane są właśnie przez to, że ta obfitość jednych ominęła. Bardzo dobrze udało się autorowi pokazać w niektórych opowiadań skrajność – z jednej strony obfitość, z drugiej nędza, którą czasami można wytłumaczyć pewne drobne występki.  Niekwestionowaną (chyba, że koledzy zakwestionują?) zaletą Drobnych występków w czasach obfitości są również zakończenia, puenty większości opowiadań. W tekstach takich jak Ciężar, Kamień czy Biel Matthew Kneale nawet jednym zdaniem potrafi tak podsumować całą historię, że momentami można poczuć nawet ciarki. Puenty tych opowiadań są ich kwintesencją i stanowią w dużej mierze o ich wyjątkowości.

Na plus zapisują się również tytuły poszczególnych opowiadań, lapidarne, zawsze jednozdaniowe, czasami ujawniające w pełni swoje znaczenie dopiero pod koniec historii. Wady? Może poza jednym opowiadaniem, które wydaje mi się absolutnie zbędne – nie odnotowałam.

Mateusz: Ani myślę, by kwestionować wykazaną przez Ciebie zaletę! Puenty, które zazwyczaj w zbiorze Drobne występki w czasach obfitości stosuje Matthew Kneale, są fenomenalne. A już najmocniejszą oraz taką, która zapadła mi najbardziej w pamięci jest ta z opowiadania Metal. Zakończenie tej historii dosłownie rozłożyło mnie na łopatki.

Jeśli miałbym dodać coś od siebie, to napomknę tylko, że bardzo odpowiada mi fakt, iż Drobne występki w czasach obfitości mają objętościowo fajne opowiadania. Większość z dwunastu przedstawionych historii ma około 30 stron, co jest idealne na jedno posiedzenie z książką. Czy to tuż przed snem, czy podczas jazdy autobusem, czy też, jeśli mamy akurat luźne kilkanaście minut w ciągu dnia.

Patryk: Racja, racja, puenty są tutaj bardzo mocno zauważalne, ale – niestety – według mnie nie zawsze wywołują wybuch u czytelnika. Słabsze opowiadania, o których będzie mowa niżej, od początku do końca nie niosą ze sobą żadnych emocji, czego rezultatem było szybkie przewrócenie strony i zapukanie do drzwi następnego opowiadania. Szkoda tym bardziej, że niektóre z opowiadań powodują, że zamglony wzrok nie może przestać czytać ostatniego zdania. Ale jak już zostało powiedziane – taki jest już urok zbiorów opowiadań.

NAJLEPSZE OPOWIADANIE

Sylwia: Niełatwo się zdecydować, ale postawię chyba na moich dwóch faworytów. Opowiadania Kamień Ciężar zrobiły na mnie zdecydowanie największe wrażenie i o ile w pierwszą historię wsiąkłam już po pierwszym zdaniu, o tyle z drugą rzecz miała się zgoła inaczej. W Kamieniu autor zabrał mnie na wycieczkę po zakamarkach ludzkiej moralności i tego, jak złożonym jest ona tworem i od jak wielu czynników zależy, a także jak ostatecznie można ją uprościć i sprowadzić jej zachwianie do najbardziej prostackich pobudek. A jednak płynie z tego opowiadania morał nieodwracalności raz popełnionego czynu, czy może raczej – tego nie popełnionego. Podwójnie nie sprawdza się tu frazes jakoby milczenie miałoby być złotem, chyba że chodzi o złoto w efekcie niechciane i będące ciężarem jak u Króla Midasa.

A skoro jesteśmy już przy ciężarze… Nie umiem jasno określić swojego zachwytu nad opowiadaniem Ciężar. Z początku szło mi opornie, a historia nijakiego człowieka, szukającego miłości, ale zakompleksionego nie interesowała mnie zbytnio. Z czasem jednak mnie wciągnęła i po chwili znalazłam się już na dobre w świecie przedstawionym. Natomiast zakończenie – składające się niemal z jednego zdania, a przynajmniej jego esencja – jest dla mnie po prostu mistrzowskie. Ciężar opowiada o wielu sprawach, jednak dla mnie przede wszystkim jest to taka przypowieść o szukaniu dziury w całym, o tym jak niskie poczucie własnej wartości może kopać pod nami coraz większy dół, nie pozwalając nam funkcjonować w świecie, w którym pewność siebie momentami bywa niezbędna. Brak akceptacji swojej osoby i popadanie w kompleksy są tu jednak tematem pośrednim, który jest podwaliną, fundamentem i źródłem tematu bezpośredniego – tego, jak wpłynie to na nasze życie, jak rodzi obsesję, podejrzliwość, a w końcu zniszczenie czegoś wyjątkowego, w co nie chcieliśmy wierzyć, że mogło nam się przytrafić.

Patryk: Z wyborami Sylwii nie sposób dyskutować – to faktycznie jedne z najlepszych opowiadań w tym zbiorze. Hipnotyzujący Kamień oraz uroczy w swej prostocie Ciężar (ale jak to opowiadanie jest życiowe, to po prostu klękajcie narody!) są dla mnie jednak równie istotne jak tekst Proszek, który w świetny sposób obrazuje właśnie ukłucie niepewności i podjęcia jednej błędnej decyzji, która pociąga za sobą kolejne. Jest to opowiadanie, które zaintrygowało mnie od samego początku i nie ukrywam, że zakończenie mnie usatysfakcjonowało. Ciężko mi jednak powiedzieć coś więcej, ponieważ reszta opowiadań wydaje mi się interesująca, ale nic poza tym.

Mateusz: Od dnia, w którym sięgnąłem po pierwszy w życiu zbiór opowiadań, stosuję pewną zasadę – mianowicie tuż po przeczytaniu danego opowiadania wystawiam mu ocenę, którą zapisuję ołówkiem w spisie treści konkretnej antologii. Najlepsze teksty opatruję również wykrzyknikiem przy ocenie. Po kilku dniach wracam do ocen i ewentualnie je weryfikuję. Metoda ta przydaje się, gdy po kilku latach sięgam ponownie po dany zbiór, bądź chcę wrócić do któregoś opowiadania, które mocno zapadło mi w pamięci, ale nie jestem pewny tytułu. Drobne występki w czasach obfitości mają trzy wykrzykniki, ale w przeciwieństwie do Sylwii – nie mam problemu z wyborem tego jednego, moim zdaniem najlepszego, choć inne poziomem były blisko tego najlepszego. Mam tu na myśli oczywiście opowiadanie Dźwięk, które kojarzy mi się z powieścią grozy, w dodatku gdzieś w jakiś pokrętny sposób podszytą nutami, które kojarzą mi się z twórczością Edgada Allana Poego. To niby prosta historia, która nie jest i nie może być w dzisiejszych czasach odkrywcza, jednak mnie zauroczyła do tego stopnia, że jej treść śniła mi się w nocy! Kneale za pomocą świetnej narracji buduje grozę oraz napięcie, które rozładowuje dopiero w scenie finałowej. W tej opowieści kluczowym elementem jest właśnie dźwięk oraz związane z nim nieznane i moim zdaniem operowanie emocjami autorowi udało się tutaj perfekcyjnie, za co, oczywiście należy się najwyższa nota.

Sylwia: Patryk przypomniał mi, że opowiadanie Proszek również było świetne, natomiast sama sobie przypomniałam o opowiadaniu Metal, którego puenta także była mistrzowska.

NAJSŁABSZE OPOWIADANIE

Sylwia: W tym wypadku nie mam żadnych wątpliwości, bo najmniej przypadło mi do gustu opowiadanie Czas, uparcie tkwiąc w mojej głowie pod fałszywym tytułem Krasnale. Być może jest to opowieść o upływającym czasie, o dorastaniu i o tym, jak drogi nasze i naszych szkolnych znajomych w pewnym momencie rozwidlają się – tak samo niepostrzeżenie, jak i nieodwracalnie. Być może ogrodowe krasnale, które swego czasu kumple wykradli z ogródków, mają w jakiś sposób symbolizować ich samych? W jakiś sposób łączą się z wojną, na którą wyrusza ich przyjaciel, który od teraz będzie miał prawo przestawiać żywych ludzi miast krasnali? Być może autorowi chodziło o coś więcej, ale ja nie potrafiłam tego dostrzec. Oczywiście Czasu nie czyta się źle, bo Kneale to utalentowany skurczybyk, ale to opowiadanie, które szczerze uznaję za drobny występek w zbiorze obfitości.

Mateusz: Gdybym miał wskazać jedno i jedyne, byłby to – podobnie jak u Ciebie, Sylwia – tekst zatytułowany Czas. Mam podobne wrażenia do Twoich, dlatego nie zamierzam powtarzać jak papuga. Do tego niezbyt zacnego grona dołączyłbym jednak również opowiadanie o tytule Słońce, które jest dla mnie po prostu nijaką opowieścią o kryzysie w małżeństwie z wieloletnim stażem z włoskimi akcentami w tle, która broni się tylko stylem autora.

Patryk: Oj, się czepiacie tego Czasu, a według mnie właśnie nie było takie złe dzięki temu, że ukazało siłę wspomnień, którymi karmią się bliskie sobie osoby. Czyż i my, Mateusze i Sylwie tego świata, nie lubimy przypominać sobie naszych starych dziejów i jeszcze raz wrócić do tamtych dni, które już obrosły bluszczem?

Co do moich typów w tej kategorii: niezaprzeczalnie “wygrywa” Słońce. Dość pretensjonalne jeśli chodzi o pracę pisarza, do tego nudne i w żaden sposób nie pociągające, a sama końcówka to już jakaś pomyłka i drzazga stercząca z całej książki, która maniakalnie dąży do tego, aby właśnie finałem dobić czytelnika. No i nominowałbym jeszcze Smak, który na tyle nie zapadł mi w pamięć, że przeglądając spis treści, musiałem jeszcze raz odszukać to opowiadanie, bo ni cholery nie mogłem sobie przypomnieć jego treści. A jak już przypomniałem, to rzuciłem krótkie “aha” i zapomniałem o nim znowu.

Sylwia: A mnie się Smak podobał, ale nie o tym chciałam. Słońce, o którym wspominasz, nie powaliło mnie, ale urzekła mnie jego puenta. To, jak pisarz ubódł ludzi, którzy go zranili, właśnie przez to, że w swojej powieści przedstawił ich jako dobrodusznych, miłych i sympatycznych, z którymi wiąże same dobre wspomnienia. Świetne zagranie, które chyba najlepiej pokazało im samym, jakimi niedobrymi dla niego byli.

STYL, JĘZYK

Sylwia: Matthew Kneale w niezwykły sposób osiąga łatwość i naturalność w opowiadaniu o ludziach i ich występkach. Tka historie z jednej strony nieśpiesznie, z drugiej jednak nie pozwalając nudzić się swojemu czytelnikowi. Drobne występki w czasach obfitości nie opowiadają mrożących krew w żyłach historii, ich akcja nie gna na złamanie karku, a jednak z ciekawością przewracamy następne strony. Na uwagę zasługuje również fakt, że jest to coś zupełnie innego niż wydana wcześniej w Polsce powieść autora Anglicy na pokładzie. I ten zbiór opowiadań udowadnia moim zdaniem to, że Kneale absolutnie nie jest pisarzem jednego gatunku czy formy; w swojej wszechstronności mógłby z pewnością napisać jeszcze wiele jakże różnych od siebie utworów, w których nie powielałby sam siebie – ani w treści, ani w formie przekazu. Jego styl charakteryzuje żywotność postaci, prostota dialogów, ale i humor, błyskotliwość i zwyczajność zarazem. Chyba nie umiem tego lepiej określić.

Mateusz: Kneale – o czym już wspominałem – w niniejszym zbiorze udowadnia, że potrafi świetnie pisać. Pokazuje również, że zabawa formą jak i literackie eksperymenty nie są mu obce, a co najlepsze – wychodzi mu to bardzo udanie. Po dwóch tytułach, które dotychczas miałem okazję przyswoić, jestem bardziej niż zadowolony, bo tego autora w dalszym ciągu nie potrafię wrzucić do przysłowiowego “wora” z którymkolwiek innym pisarzem, a co za tym idzie – nie jestem w stanie przypisać go do konkretnego gatunku literackiego i nie wiem w 100%, czego mógłbym się spodziewać po jego następnej powieści. A to bardzo dobrze, bo lubię sięgać w nieznane, jeśli chodzi o literaturę i lubię, gdy autor jest w stanie mnie czymś zaskoczyć.

Patryk: Nie wiem jak Wy, ale ja zastanawiałem się, jaki styl będzie miał Matthew Kneale, który nie wciela się w rolę wyniosłego doktora, uduchowionego pastora czy prostolinijnego Aborygena z Anglików na pokładzie. Czy będzie dowcipny, czy może dramatyczny? Jak właściwie on pisze, do diaska?! I sądzę, że gdyby ktoś wcisnął mi tę książkę wraz z Drobnymi występkami…, zamazawszy godność autora, to bym nie uznał, że to jest ta sama osoba. Po zaledwie dwóch przeczytanych dziełach Kneale’a nie śmiem wyrokować o jego wszechstronności, ale ciekawi mnie, co jeszcze mógłby on zaprezentować. Bo o ile inny sztandarowy już autor spod żagla Wiatru od Morza – Michael Crummey – nie stanowi zagadki i możemy się spodziewać, że jego następna książka będzie o trudach prostego życia na Nowej Fundlandii (co nie umniejsza faktu, że jego powieści są wciąż fascynujące), o tyle Matthew Kneale zdaje się być na ten moment zbyt nieobliczalny.

Sylwia: A ja sobie śmiałam. I dobrze mi z tym.

WYDANIE

Sylwia: Gdańskie wydawnictwo tworzy raz za razem piękne okładki – nieważne czy są to zdjęcia wykonane przez Magdalenę Alenowicz, czy przeniesione na papier obrazy olejne, czy kolaż z dwunastu przedmiotów. Okładki wdanych przez Wiatr od Morza do tej pory książek wyróżniają się minimalizmem, w którym zawiera się również odrobina magii, poezji i strzału w dziesiątkę. Są konsekwentni czcionce i urokliwym stronom przedtytułowym, udowadniając po raz kolejny, że wiatr od morza niesie dobrą książkę.

Mateusz: Nic dodać, nic ująć. Drobne występki w czasach obfitości to dziesiąta, jubileuszowa na ten moment książka wydana przez wydawnictwo Wiatr od Morza. Bez zbędnych kurtuazji dodam, że jestem naprawdę dumny z tego, że logo Głosu Kultury widnieje na tak pięknie wydanych pozycjach, które – co ważniejsze – mogą poza wyjątkowymi okładkami pochwalić się ambitną treścią na wysokim poziomie.

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Sylwia: Drobne występki w czasach obfitości to opowiadania nietuzinkowe, choć z pozoru nic szczególnego się w nich nie dzieje, a ich bohaterowie są zwykli, szarzy, zmęczeni życiem, próbą przetrwania w pędzącym świecie i odnalezienia spokoju, który pozwoli im odetchnąć. W każdym z dwunastu opowiadań coś sprawiło, że bohaterowie nie potrafią znaleźć tego oddechu – coś ich gniecie, kładąc się cieniem na klatce piersiowej, krtani, szczęściu. Czasem z ich własnej winy, czasami wskutek ciągu przyczynowo-skutkowego. Matthew Kneale poddaje sekcji współczesnych ludzi i świat, angażując czytelnika w przeżywanie razem z nimi na przemian głębokich i płytkich emocji. Padają tu dwa zdania, które trafnie nakreślają obraz naszej moralności, poczucia odpowiedzialności i życia zgodnie z pędem własnych myśli i pragnień. Mała zemsta daje duszy ukojenie – ale czy na pewno? Teraz stanowił już cudzy problem – a więc ukojenie może dać również zrzucenie odpowiedzialności za nas i nasze czyny na kogoś innego, pozbycie się balastu własnych decyzji i wyborów. A przecież każdy decyduje za siebie, z czasów obfitości wyłuskując drobne występki, które raz ubarwią nam życie różowymi okularami, a raz cudzą krwią.

Mateusz: Zbiór opowiadań Matthew Kneale’a – zgodnie z opisem wydawcy – rzeczywiście skupia się na kameralnych sytuacjach z życia najzwyklejszych ludzi. Siłą antologii Drobne występki w czasach obfitości jest fakt, że autor równie dobrze mógłby z pewnością napisać coś i o nas samych, gdybyśmy tylko pozwolili mu obserwować nas przez jakiś czas. Co prawda strach pomyśleć, jak wypadlibyśmy w jego oczach, ale myślę również, że zależałoby to od skali występków, jakie akurat popełnilibyśmy w jego obecności. Niewątpliwym bowiem jest, że każdy z nas ma coś na sumieniu, a brytyjski autor ma talent do obnażania ludzkich przywar, robiąc to w sposób inteligentny i subtelny. Do tej pory w naszym kraju za sprawą Wiatru od Morza ukazały się dwie książki tego pisarza, miejmy nadzieję, że gdańskie wydawnictwo na tym nie poprzestanie.

Patryk: O zachwycie Drobnymi występkami w czasach obfitości powiem niewiele, bo aż tak mnie ten zbiór nie ujął. To fakt, jest bardzo dobrym literackim przeżyciem, z kilkoma celnymi uwagami i sytuacjami, w których czytelnik może podstawić swoje ego i pomyśleć, że być może on również znajdzie się w takiej sytuacji… I co wtedy? A może popełnił już jakąś głupotę, a po lekturze ujrzy to z szerszej perspektywy… Tak, z pewnością książka Matthew Kneale’a jest godna rekomendacji – powiedzmy sobie szczerze, że perfekcyjny zbiór opowiadań nigdy nie ujrzy światła dziennego: to piaskownica, w której każdy znajdzie trochę bursztynu, trochę kamieni i trochę psich odchodów. Ja osobiście preferuję ocenianie zbioru nie po tym, jak dużo jest w nim dobrych opowiadań, lecz jak mało jest tych złych. Na szczęście, w Drobnych występkach… tych ostatnich nie uświadczymy w obfitych ilościach.

Fot.: Wiatr od Morza

Drobne występki w czasach obfitości

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *