Wytwórnia Via Nocturna postanowiła w tym roku fanom polskiego black metalu odświeżyć pamięć o formacji Sauron. Na rynku pojawiły się dwa materiały zespołu: debiut – Hornology z 2006 roku i niedostępny wcześniej w szerokiej dystrybucji Unholy Man. Najpierw sprawdźmy, jak Sauron poradził sobie na debiucie.
Aż dziwne, że debiutu z prawdziwego zdarzenia zespół doczekał się dobre piętnaście lat od momentu założenia formacji. Jednak kiedyś, szczególnie w latach dziewięćdziesiątych black metal to nie były rurki z kremem, o czym opowiedział mi w wywiadzie Evil. Zespół starał się jednakże funkcjonować, wydając swoje materiały demo (Hellish Requiem z 1993 roku i The Baltic Fog z 1995 roku), a pięć lat później nagrania z demówek były podstawą do kompilacji Kraina martwego słońca. Sauron wówczas przerwał swoją działalność, aby powrócić w 2003 roku i rozpocząć pracę nad debiutem z prawdziwego zdarzenia, który ujrzał światło dziennie w roku 2006 nakładem wytwórni Old Temple. Reedycja Via Nocturny ma inną kolejność utworów niż oryginał, a sama muzyka została ponownie zmasterowana przez Haldora Grunberga z Satanic Audio.
Sauron na debiucie zaproponował solidny black metal. Po prostu, bez udziwnień, eksperymentów czy wątpliwych stylistycznych wycieczek. Czterdzieści minut smolistego, brudnego, dźwiękowego błota wylewa się z głośników. Debiut Sauron najłatwiej porównać do tego, co się działo na skandynawskiej scenie w latach dziewięćdziesiątych. Płyta jest równa, nie ma na niej fajerwerków, ale też nie ma co oczekiwać zaskoczeń. Jest po prostu średnio. Trzeba przyznać jednak, że po kilku przesłuchaniach bynajmniej nie robi się nudno.
Choć z początku materiał może się wydawać mało urozmaicony. Płyta przemyka przez świadomość słuchacza, niespecjalnie się w niej zakotwiczając na dłużej. Jednak z każdym kolejnym odsłuchem, każdy fan black metalu znajdzie coś dla siebie. Na Hornology znajdziemy ultra szybkie, brutalne tempa, jak w utworze tytułowym czy w kolejny na trackliście Holy Absurd, gdzie Evil potrafi zaskoczyć ciekawymi riffami i zagrywkami.
Walcowaty, doomowy, lekko gotycki dzięki klawiszom w tle Incantation (Let Me Fall) daje chwilowo odpocząć od szybkich strzałów, jednakże to chyba jest jedyna zaleta tego kawałka. Kolejne propozycje, czyli Ghayat assa’adah a w szczególności Crawlers, który brutalnością przebija pierwsze dwa utwory, nie przynoszą ujmy zespołowi, ale nieubłaganie nie wynoszą się ponad poziom, który Sauron prezentuje słuchaczowi na Hornology. Zmianę przynosi bardziej thrashowy aniżeli black metalowy Hunter, co siłą rzeczy powoduje, że kawałek wyróżnia się na tle całości. Dzieło zniszczenia kończy cover Celtic Frost – Innocence and Wrath/The Usurper. Ale to już bardziej ciekawostka.
Dobrze, że ten materiał doczekał się wznowienia, bo jakby nie patrzeć, Sauron to kawałek historii polskiego black metalu. Fakt niewielki, ale jednak. I bardzo dobrze, że Hornology nie pochłonie mgła zapomnienia i ten materiał doczekał się właśnie drugiego życia, mimo że jest to raczej propozycja skierowana do ortodoksyjnych fanów, lubujących się w brzmieniu sceny z lat dziewięćdziesiątych.
Fot.: Via Nocturna
2 Komentarze
*Kraina martwego słońca
Oczywiście mój błąd. Dziękuje za czujność :)